31.08.2013

ROZDZIAŁ 36

Francesca
Słońce odbijało się w nieskazitelnie czystym jeziorze. Przede mną rozpościerał się piękny widok gór. Temperatura wynosiła 30 stopni, więc było dosyć upalnie. Opalałam się na kocu już dobre pół godziny. Nagle poczułam lodowatą wodę spływającą po moim ciele.
-Marco!- podniosłam swoje okulary przeciwsłoneczne do góry i nawrzeszczałam na chłopaka. Wstałam i zaczęłam go gonić. Niestety był szybszy ode mnie i nie udało mi się go złapać. 
-Słabo mi...- powiedziałam i udałam, że mdleję. Chłopak natychmiastowo przerwał zabawę i podbiegł do mnie. Podniósł mnie i przyglądał mi się.
-Nic ci nie jest?- zapytał zmartwiony.
-Nie. Wiesz co, gorąco mi. Zaniesiesz mnie do wody?
-Jak sobie życzysz.- uśmiechnął się i podniósł mnie. Chciał mnie zostawić na brzegu, ale pociągnęłam go za rękę i oboje wylądowaliśmy w wodzie.
-Miło ci?- zapytałam złośliwie.
-Dlaczego to zrobiłaś?!- krzyknął i zaczął trząść się z zimna.
-Teraz już wiesz jak to jest być ochlapanym wodą na rozgrzane ciało.- zaśmiałam się złowieszczo.- No już, nie wkurzaj się.- puściłam oczko do chłopaka i miałam wyjść już na koc, ale tym razem to on mnie zaciągnął na głębszą wodę. Tak chce się bawić? To zapewnię mu rozrywkę.
-Tonę! Nie umiem pływać!- wrzeszczałam jak oparzona. Zanurzyłam się w wodzie i nie wypływałam z niej przez jakąś minutę. Marco przestraszył się nie na żarty i zaczął wołać w niebogłosy.
-Pomocy! Jest tu jakiś ratownik? Moja dziewczyna się topi!- bawiła mnie ta cała sytuacja, ponieważ chłopak kiedyś chwalił się mi, że był ratownikiem na jakimś obozie. Po chwili puknął się w czoło i zanurkował w poszukiwaniu mnie. Kiedy mnie odnalazł chciał mnie wyciągnąć, ale pociągnęłam go w dół i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Dwie minuty później wypłynęliśmy, ponieważ zaczynało brakować nam powietrza. Usiedliśmy na kocu, a ja wyjęłam z naszego kosza piknikowego kanapki z żółtym serem.
-Mmm, pychota.- powiedział Marco.
-Sam je robiłeś.- odpowiedziałam.
-No to właśnie mówię, że pyszne.- popatrzyłam na chłopaka i głośno się roześmiałam. Co jak co, ale mój wspaniały Marco to skromny nie był. Godzinę później byłam już calutka sucha, więc zarzuciłam na siebie sukienkę i oznajmiłam, że czas wracać do domu. Spakowaliśmy wszystkie nasze rzeczy do kosza i ruszyliśmy w stronę samochodu Marco. Schowałam do bagażnika niepotrzebne rzeczy i wsiedliśmy do auta. Chłopak odpalił wóz i ruszyliśmy. Włączyłam samochodowe radio i zaczęłam kiwać się na boki w rytm piosenki Olly'ego Mursa.
Hey you beautiful, girl you knock me down
Haven’t seen you before, try to feel you out
Die hard, disregard, coming out your mouth
But your body saying something else
-Nie przełączaj!- uderzyłam rękę Marco, który chciał nacisnąć guzik z innym kanałem. -Teraz leci moja ulubiona zwrotka.- podśpiewywałam sobie ją pod nosem.
-Franuś...- zwrócił się do mnie chłopak. Zazwyczaj mówił tak do mnie gdy coś przeskrobał.
-Co tym razem?- zapytałam i westchnęłam.
-To od razu musi się coś dziać?- zapytał, ale wiedziałam, że coś zrobił. -Skończyło nam się paliwo.
Marco
-Że co? To jakiś marny żart!- krzyknęła. To moja wina. Miałem zatankować przed wyjazdem, ale mi się zapomniało... Taki ze mnie wspaniały Marco. 
-Niestety nie żartuję... Mamy jeszcze do przejechania około dziesięciu kilometrów. Mogłabyś...?- lekko się uśmiechnąłem mając nadzieję, że Fran się zgodzi.
-Nie będę pchała twojego samochodu, bo ty zapomniałeś zatankować!- fochnęła się Francesca i odwróciła głowę w przeciwną stronę. Staliśmy tak na środku drogi z piętnaście minut, kiedy coś sobie przypomniałem. Wysiadłem z auta i pobiegłem do bagażnika. Wyjąłem z niego kanister pełen benzyny.
-Jesteśmy uratowani!- krzyknęłem. -Mój tata kiedyś dał mi benzynę na wszelki wypadek.
-Jest bardziej przewidywalny niż ty.- mówiła nadal fochnięta dziewczyna. Wlałem paliwo do auta i odpaliłem. W niecałą godzinę udało nam się wrócić do domu.
-Dziękuję za spóźnienie. Miałam dzisiaj pomóc bratu w barze!- tak się pożegnała i trzasnęła drzwiami. Zabrała torebkę i szybkim krokiem doszła do knajpy. Pojechałem więc do domu, bo nie miałem zamiaru kłócić się z Francescą. Zaparkowałem i wyjąłem kluczyki ze stacyjki. W kieszeni wyszukiwałem kolejnych kluczy do domu. Przekręciłem zamek w drzwiach i wszedłem do mieszkania. Zdjąłem buty i udałem się do pokoju. Na kanapie siedziała mama i czekała na mnie.
-Synku, usiądź proszę.- poklepała miejsce obok siebie więc zająłem je. 
-Musimy wyjechać.
Violetta
*poniedziałek, lekcja z Pablo*
-Kochani mam dla was bardzo ważną informację.- takimi słowami powitał nas Pablo. -Ponieważ za trzy tygodnie jest zakończenie roku pomyśleliśmy, że zrobimy przedstawienie muzyczne. Będzie trzeba napisać nowe piosenki. Jest ktoś chętny?- pośród uczniów pojawił się las rąk. Ja także się zgłosiłam.
-To świetnie, że tyle osób chce nam pomóc. Jest jeszcze jedna wiadomość. Z tej okazji w przyszłym tygodniu odbędzie się bal. Tematyka dowolna. Możecie się poprzebierać w co chcecie. Można przyjść parami. To tyle ogłoszeń.- wśród uczniów słychać było krzyki entuzjazmu. Podeszłam do dziewczyn. 
-W co się przebieracie?- krzyknęłam rozentuzjazmowana.
-Nie mam pojęcia. Idziecie w parach?- zapytała Camila. -Pewnie Naty z Maxim, Fran z Marco...
-Nie wypowiadaj nawet tego imienia przy mnie.- zaprzeczyła Francesca. Coś się między nimi popsuło?
-A Viola z Leónem.- dokończyła Cam. W tym momencie zjawił się mój chłopak.
-Mówiłyście o mnie?- uśmiechnął się.
-Tak. A teraz możesz już sobie iść, mamy babskie sprawy do obgadania.- wygoniłam Leóna z naszego kręgu i powróciłyśmy do rozmawiania o balu. 




 Camila
Wyszłam z sali i samotnie udałam się bez przyjaciółek do szatni. Otworzyłam swoją szafkę i wyjęłam z niej miętowe gumy do żucia. Bez zastanowienia zjadłam dwie naraz i zamknęłam szafkę. Pod nosem zaczęłam nucić swoją piosenkę "Algo Suena En Mi". Przez przypadek wpadłam na jakiegoś chłopaka, którego widziałam pierwszy raz na oczy.
-Przepraszam.- poprawiłam bluzkę i wyjęłam prawą dłoń. -Jestem Camila.
-A ja Broadway.- uścisnął rękę chłopak. -Jestem tu nowy. Wiesz gdzie znajdę dyrektora tej szkoły?
-Chodzi ci o Pabla? W pokoju nauczycielskim naprzeciwko.- wskazałam mu salę. -Do zobaczenia!- pomachałam mu na pożegnanie. Wydaje się miły. A ten jego uśmiech...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Skończyłam. Mało Leonetty, ale w zamian Marcesca. W końcu pojawił się Broadway. Nie przeciągając, co w kolejnych rozdziałach:
Czy Marco powie o swoim wyjeździe Francesce?
Camila poczuje coś do Broadwaya?
Co się stanie na balu?
Ludmiła przeprosi wszystkich za swoje zachowanie i czy inni jej wybaczą?
To i jeszcze więcej już niedługo. Kocham was :*
Caro <3 
P.S. Liczę na komentarze. Ostatnio coraz ich mniej... :<

6 komentarzy:

  1. Piękne <333
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. ZAJEBISTY <3333333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest cudowne! Powiedz mi, jak można mieć taki talent? *-*
    A Ty Franiuś (haha XD) nie fochaj się na Marco! Albo sorry, fochaj się! XD
    Z niecierpliwością czekam na następny <3

    - Twoja Sav. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodzisz mi i to aż za bardzo :D
      Heh, już 10 minut siedzę i wymyśliłam tylko 1 zdanie xD

      Caro <3

      Usuń
    2. Mogę Ci pomóc ^^ (jeśli chcesz ;p)

      Usuń
  4. zapraszam do mniehttp://leonetta7.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytałaś/przeczytałeś rozdział prosiłabym o Twoją opinię w komentarzu. One dają mi chęci pisania kolejnych opowieści dla Was!