Violetta
-Ogłaszam, że konkurs "Talenty21" wygrywa Violetta!- kiedy usłyszałam swoje imię zamurowało mnie. Wszyscy bili brawo i krzyczeli "Świetnie Violetta! Gratulacje!". Ja stałam tylko na scenie z wielkim uśmiechem. Przytuliłam mocno Diega.
-Wygrałaś. Gratuluję.- uśmiechnął się.
-Ty też wygrałeś.- odpowiedziałam. Zbiegłam ze sceny do przyjaciół.
-Violu, wygrałaś! Jesteś boska! Kochamy cię.- Francesca z Camilą mocno mnie przytuliły. Po chwili reszta znajomych tuliła się razem z nami. Kiedy skończyliśmy misiaka podszedł do mnie León. Z tego szczęścia rzuciłam się na jego szyję. On złapał mnie i obkręcił.
-Gratuluję ci.- postawił mnie na ziemi. Miałam ochotę zrobić coś innego, ale nie mogłam. Nie jesteśmy razem. Przerwał nam Marotti.
-Muszę porozmawiać ze zwyciężczynią. Dacie mi minutkę?- po czym wygonił ich z sali i zostaliśmy sam na sam.
-Tak, o co chodzi?- spytałam nie wiedząc czego się spodziewać.
-Aby nagrać płytę i profesjonalny teledysk musisz wyjechać.- powiedział Marotti.
-Co? A-ale gdzie? Na ile? Kiedy?- byłam zmieszana. Jąkałam się. Nie chciałam wyjechać, w umowie nie było nic o wyjeździe!
-Do Londynu na cztery miesiące. Tam zostaną nagrane twoje piosenki i nakręcony teledysk. Jeżeli twoja kariera się rozkręci możesz tam zostać na zawsze. To jak zgadzasz się?- nie byłam pewna co do wyjazdu, ale musiałam to zrobić. W końcu wygrałam program, a taka szansa może się nigdy już nie powtórzyć. Oczywiście zgodziłam się i po chwili uwolniłam się od Marottiego. Podeszłam smutna do przyjaciół.
-Co się stało? Nie cieszysz się z wygranej?- zapytał Maxi.
-Nie, bardzo się cieszę, ale z drugiej informacji już nie za bardzo...- jak ja im to powiem? Będę musiała ich opuścić.
-Powiedz nam, nie obrazimy się.- zachęciła Francesca. Nie miałam innego wyboru.
-Ja... muszę wyjechać do Londynu. Dowiedziałam się dopiero teraz, ale nie chcę was opuszczać. Będę tęsknić.- przyjaciele mnie przytulili.
-A na ile? Błagam, żeby nie na długo.- modliła się Camila.
-Na cztery miesiące.- odpowiedziałam.
-Minie jak z bicza strzelił. Zobaczysz.- poklepał mnie po plecach Andres. Zrobiłam zdziwioną minę. Po raz pierwszy powiedział coś mądrzejszego niż kosmici.
-Jest jedno ale. Jeżeli moja kariera się rozkręci, będę musiała tam zamieszkać...- z mojego oka poleciała łza. Nie chciałam rozstawać się z osobami które są dla mnie ważne. Z tymi, których kocham. Zobaczyłam, że León odszedł od nas przybity. Reszta znajomych zaczęła mnie pocieszać.
-A jeśli ci się nie uda to tutaj wrócisz, dobrze rozumiem? W takim razie niech ci pójdzie jak najgorzej to cię nie zechcą. Potem tutaj wrócisz, genialne co nie?- wrócił stary, głupi Andres. Naty walnęła go w głowę.
-Jak ci się nie polepszy, to zadzwoń do psychologa, bo z twoją głową na serio jest coś nie tak.- dodała.
-Nie dziw się, jak mnie walnęłaś w głowę to mi się poprzestawiało.- jego mądrości każdego śmieszyły a zarazem denerwowały.
-Mam nadzieję, że na lepsze. Z resztą mamy większy problem niż twój mózg wielkości orzeszka.- zaczęła dogryzać przyjaciółka.
-Mniam, lubię orzeszki. Przypomniałem sobie, że mam kilka w szafce! Poczekajcie na mnie.- po czym poszedł. Może to i lepiej, nie będzie nam przerywał.
-Kiedy wyjeżdżasz?- Braco wydał się przygnębiony. No tak, przyjaciółka opuszcza znajomych dla kariery.
-Już jutro. Muszę się spakować. Żegnajcie.- każdy podszedł do mnie i mocno uścisnął. Nie obyło się bez łez i słów pożegnań. Chciałam także porozmawiać z Leónem, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Szkoda, wiem, że między nami nic nie ma, ale to w końcu też mój przyjaciel. Powoli kierowałam się w stronę domu. Zatrzymał mnie Diego.
-Szkoda, że wyjeżdżasz. Będę tęsknił.- mocno mnie przytulił. Jezu, jak ja będę za wszystkimi tęsknić. A co jeśli tutaj już nie wrócę? Chyba nie przeżyję tego.
-Kocham Cię.- rzucił na odchodne i odwrócił się. Czy on to powiedział? W domu nie obyło się bez gratulacji, ale wszyscy domownicy zauważyli, że jestem smutna.
-Kochanie, co się dzieje? Nie cieszysz się?- podszedł do mnie tata.
-Wszystko byłoby w porządku, ale muszę wyjechać. Jutro, do Londynu na cztery miesiące. Jeżeli im się spodobam, być może będę musiała tam zamieszkać. A ja nie chcę.- rozpłakałam się.
-Violu, ja nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Nikt nie chce.- powiedziała Angie. Wiem o tym, ale wygrałam program i muszę wykorzystać szansę.
-Pakuj się córeczko, nie mamy dużo czasu. Lecę z tobą. Angie i reszta zostanie, w końcu Studio i dom...- oznajmił tata. Ruszyłam do pokoju i otworzyłam wielką, fioletową walizkę w różowe wzory. Zaczęłam pakować ciuchy, kosmetyki i wszystkie niezbędne rzeczy do torby. Z jednej półki na ziemię zleciało jakieś zdjęcie. Podniosłam je i przyjrzałam się mu. Byliśmy tacy uśmiechnięci i weseli... No tak! Pożegnałam się, ze wszystkimi, tylko nie z Leónem. Wtem usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam je, ale za nimi nikogo nie było. Spojrzałam w dół zobaczyłam kopertę zaadresowaną do mnie. Nie było nadawcy. Zabrałam ją do pokoju i tam otworzyłam. To był list. Brzmiał tak:
-Tak, o co chodzi?- spytałam nie wiedząc czego się spodziewać.
-Aby nagrać płytę i profesjonalny teledysk musisz wyjechać.- powiedział Marotti.
-Co? A-ale gdzie? Na ile? Kiedy?- byłam zmieszana. Jąkałam się. Nie chciałam wyjechać, w umowie nie było nic o wyjeździe!
-Do Londynu na cztery miesiące. Tam zostaną nagrane twoje piosenki i nakręcony teledysk. Jeżeli twoja kariera się rozkręci możesz tam zostać na zawsze. To jak zgadzasz się?- nie byłam pewna co do wyjazdu, ale musiałam to zrobić. W końcu wygrałam program, a taka szansa może się nigdy już nie powtórzyć. Oczywiście zgodziłam się i po chwili uwolniłam się od Marottiego. Podeszłam smutna do przyjaciół.
-Co się stało? Nie cieszysz się z wygranej?- zapytał Maxi.
-Nie, bardzo się cieszę, ale z drugiej informacji już nie za bardzo...- jak ja im to powiem? Będę musiała ich opuścić.
-Powiedz nam, nie obrazimy się.- zachęciła Francesca. Nie miałam innego wyboru.
-Ja... muszę wyjechać do Londynu. Dowiedziałam się dopiero teraz, ale nie chcę was opuszczać. Będę tęsknić.- przyjaciele mnie przytulili.
-A na ile? Błagam, żeby nie na długo.- modliła się Camila.
-Na cztery miesiące.- odpowiedziałam.
-Minie jak z bicza strzelił. Zobaczysz.- poklepał mnie po plecach Andres. Zrobiłam zdziwioną minę. Po raz pierwszy powiedział coś mądrzejszego niż kosmici.
-Jest jedno ale. Jeżeli moja kariera się rozkręci, będę musiała tam zamieszkać...- z mojego oka poleciała łza. Nie chciałam rozstawać się z osobami które są dla mnie ważne. Z tymi, których kocham. Zobaczyłam, że León odszedł od nas przybity. Reszta znajomych zaczęła mnie pocieszać.
-A jeśli ci się nie uda to tutaj wrócisz, dobrze rozumiem? W takim razie niech ci pójdzie jak najgorzej to cię nie zechcą. Potem tutaj wrócisz, genialne co nie?- wrócił stary, głupi Andres. Naty walnęła go w głowę.
-Jak ci się nie polepszy, to zadzwoń do psychologa, bo z twoją głową na serio jest coś nie tak.- dodała.
-Nie dziw się, jak mnie walnęłaś w głowę to mi się poprzestawiało.- jego mądrości każdego śmieszyły a zarazem denerwowały.
-Mam nadzieję, że na lepsze. Z resztą mamy większy problem niż twój mózg wielkości orzeszka.- zaczęła dogryzać przyjaciółka.
-Mniam, lubię orzeszki. Przypomniałem sobie, że mam kilka w szafce! Poczekajcie na mnie.- po czym poszedł. Może to i lepiej, nie będzie nam przerywał.
-Kiedy wyjeżdżasz?- Braco wydał się przygnębiony. No tak, przyjaciółka opuszcza znajomych dla kariery.
-Już jutro. Muszę się spakować. Żegnajcie.- każdy podszedł do mnie i mocno uścisnął. Nie obyło się bez łez i słów pożegnań. Chciałam także porozmawiać z Leónem, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Szkoda, wiem, że między nami nic nie ma, ale to w końcu też mój przyjaciel. Powoli kierowałam się w stronę domu. Zatrzymał mnie Diego.
-Szkoda, że wyjeżdżasz. Będę tęsknił.- mocno mnie przytulił. Jezu, jak ja będę za wszystkimi tęsknić. A co jeśli tutaj już nie wrócę? Chyba nie przeżyję tego.
-Kocham Cię.- rzucił na odchodne i odwrócił się. Czy on to powiedział? W domu nie obyło się bez gratulacji, ale wszyscy domownicy zauważyli, że jestem smutna.
-Kochanie, co się dzieje? Nie cieszysz się?- podszedł do mnie tata.
-Wszystko byłoby w porządku, ale muszę wyjechać. Jutro, do Londynu na cztery miesiące. Jeżeli im się spodobam, być może będę musiała tam zamieszkać. A ja nie chcę.- rozpłakałam się.
-Violu, ja nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Nikt nie chce.- powiedziała Angie. Wiem o tym, ale wygrałam program i muszę wykorzystać szansę.
-Pakuj się córeczko, nie mamy dużo czasu. Lecę z tobą. Angie i reszta zostanie, w końcu Studio i dom...- oznajmił tata. Ruszyłam do pokoju i otworzyłam wielką, fioletową walizkę w różowe wzory. Zaczęłam pakować ciuchy, kosmetyki i wszystkie niezbędne rzeczy do torby. Z jednej półki na ziemię zleciało jakieś zdjęcie. Podniosłam je i przyjrzałam się mu. Byliśmy tacy uśmiechnięci i weseli... No tak! Pożegnałam się, ze wszystkimi, tylko nie z Leónem. Wtem usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam je, ale za nimi nikogo nie było. Spojrzałam w dół zobaczyłam kopertę zaadresowaną do mnie. Nie było nadawcy. Zabrałam ją do pokoju i tam otworzyłam. To był list. Brzmiał tak:
"Nie będzie brakować ci rozmów ze mną?
Nie będzie brakować ci mojego uśmiechu?
Nie będzie brakować ci radości, którą ze mną dzieliłaś?
NIE BĘDZIE BRAKOWAĆ CI MNIE?
L."
L? To... León! Przykro mi było, że nie mógł mi powiedzieć tego osobiście. Schowałam list do pamiętnika i zakluczyłam go. Dokończyłam pakowanie i położyłam się na łóżku. Na samą myśl, że jutro opuszczę na cztery miesiące Buenos Aires, przyjaciół, ciocię, rodzinę chciało mi się płakać. Powstrzymałam łzy i wysmarkałam tylko nos. Poszłam spać, bo było dosyć późno, a rano wcześnie wylatywaliśmy.
*następnego dnia, godzina 7:00, lotnisko"
-Pasażerowie lotu Buenos Aires - Londyn proszeni są do wsiadania do samolotu lini 785. Przyjemnego lotu!- tak powitał nas głos z megafonu. Wraz z tatą zajęłam miejsca. Lot zajął nam niecałe 7 godzin. Przez cały lot myślałam o tym, czy przyjaciele o mnie nie zapomną. O Diego i Leónie. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Jakiś czas temu musiałam wybierać pomiędzy Tomasem, a Leónem, a teraz... Przysnęłam.
-Kochanie budź się, jesteśmy na miejscu.- tata mnie obudził i wysiedliśmy z samolotu. Od dzisiaj zaczynam nowe życie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Beznadziejny, wiem. Nie podoba wam się, wiem. Jestem straszna, bo wywiozłam Vilu, wiem. Wiem wszystko. xD Nie miałam takiej weny, żeby to było coś genialnego, nie postarałam się, ale nie zabijajcie mnie proszę :P Może nie jest aż tak źle, jak mi się wydaje. Dobra, koniec o złych rzeczach, bo się rozpiszę i nie starczy mi miejsca xD Powiem krótko: Do następnego :*
Caro <3
Super ! Masz naprawdę fajnego bloga i bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie nikt nie komentuje a wątpie że ktoś wgl czyta :C
:) PlViolettaPL.blogspot.com
Wow, fajny rozdział, ale szkoda, że Violetta wyjechała :( Ciekawe co będzie dalej, czekam na next!
OdpowiedzUsuńA będzie leonetta czy nie
OdpowiedzUsuńo rany.
OdpowiedzUsuńTen wyjazd mnie zatkał.
Brawo, że wygrała!
Bardzo ciekawy rozdział :)
Wpadaj do mnie na nowy rozdział: http://violetta-story.blogspot.com
Viola wyjechała :( ale super rozdział :) czekam na next
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
http://magicznaprzyjazniludmiivioli.blogspot.com/
Super. Rozpłakałam się na treść tego listu! Niech Violetta wróci do Buenos Aires{BA}. I niech leonetta będzie razem!
OdpowiedzUsuńFajny. Wzruszający. Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńViolu, za to, że nie pożegnałaś się z Leónem, dostaniesz ode mnie niezłe lanie! XD
OdpowiedzUsuńJestem taka ciekawa co dalej! Czyżby Violetta wróciła do Buenos Aires? O! Albo Leoś przyleciał do niej <33
Hehe : D
Savanna ♥