23.11.2013

ROZDZIAŁ 69

Violetta:
       Zabrałam się za pakowanie walizek. Trudno będzie mi się rozstać z tym domem. Tyle wspomnień z nim związanych, ale... To wszystko nie będzie miało jakiegokolwiek sensu. Za godzinę opuścimy lokum i zamieszkamy w jakimś hotelu. Nie wierzę, że tata coś ukradł. Nie byłby do tego zdolny. Do zrobienia komuś obciachu- owszem, ale nie kradzieży. Jest takim porządnym człowiekiem, a posądzają go o takie świństwa. Pomimo tego, kocham go nad życie i choćby nie wiem co się stało, ten fakt nigdy się nie zmieni. Smutna, a zarazem zamyślona siedziałam na łóżku i składałam ubrania. Po polikach spływały łzy, ale starałam się je powstrzymywać. Będę twarda, dla taty. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Zza nich wyłoniła się głowa mojego kuzyna. Wszedł do pokoju i usiadł naprzeciwko mnie.
-Wszystko w porządku?- spytał, głaszcząc mnie po ramieniu. Starłam palcem łzy i spojrzałam na Federica.
-Jasne. Jeżeli skończyłeś się pakować, to mi pomożesz?- chłopak natychmiast się zgodził i zaczął chować do pudeł książki, kartki i inne moje rzeczy. Obok szafy leżało chyba z siedem kartonów. Idąc po kolejne ciuchy, potknęłam się o jeden z nich. Przez przypadek zepchnęłam z półki pozytywkę mojej mamy. Dolna część małego pianina odpadła, ale oprócz niej wyleciała karteczka. Najwidoczniej była tam schowana. Podniosłam ją i otworzyłam. Były na niej zapisane słowa piosenki. Federico wyszedł na chwilę, więc zostałam sama. Zaczęłam czytać tekst na głos.
Es seguro que me oíste hablar
de lo que se puede hacer,
de la magia que tiene cantar
y de ser quien quieres ser
Ya no importa qué pueda pasar,
sino lo que tú has de hacer,
el color que uses al pintar,
lo que pienses y el pincel
Napisała ją moja mama? Dlaczego nigdy wcześniej o niej nie wiedziałam? Była tak dobrze ukryta, ale nie mam zupełnie pojęcia czemu. 
-Violetto, jesteś gotowa?- spytał tata, który wyszedł warunkowo z więzienia.
-Już schodzę.- schowałam karteczkę do kieszeni. Wzięłam walizkę i torebkę, po czym zeszłam na dół. Tak bardzo będzie mi brakować tego domu... Resztę rzeczy zabierze firma meblarska i schowa do jakichś piwnic.
Federico mocno mnie przytulił i delikatnie się uśmiechnął.
-Będzie dobrze, zobaczysz.- Olga zaniosła się płaczem, więc Ramallo wyszedł z nią za próg domu.
Wtuliłam się w tatę. Teraz już nie powstrzymywałam się od niczego. Nie zapomnę tych chwil przeżytych w tym domu. Przez tyle lat w nim mieszkałam, a teraz? Jedynymi pamiątkami są zdjęcia. Wiem, że długo będę w nie spoglądać, by móc choć trochę poczuć się jak w domu. 
Ostatni raz rzuciłam spojrzenie na salon. Był pusty. Wszystkie meble zabrano, więc świeciło pustkami.
-Czas się zbierać...- szepnął mi do ucha tata. Przytaknęłam i skierowałam się w stronę drzwi, ciągnąc za sobą walizkę. Powstrzymał mnie jednak León, który nagle przybiegł do mnie...

León:
       Leżałem na łóżku myśląc o tym, co będzie dalej. Violetta i jej tata muszą się wyprowadzić. Wcale tego nie rozumiem. Przecież German jest bardzo uczciwym człowiekiem. I wtedy nagle mnie olśniło. Wiem, co może uratować rodzinę Castillo! Nie usunąłem jeszcze tego filmiku z telefonu, na którym jakaś kobieta wkłada wartościowe rzeczy do szafek w gabinecie ojca Violi. Czym prędzej wybiegłem z domu i skierowałem się do mojej dziewczyny. Nie będą siedziały w więzieniu niewinne osoby, i ja już się o to postaram.
-Violetta!- krzyknąłem do dziewczyny, gdy tylko ją ujrzałem. Ta natychmiastowo odłożyła walizkę i rzuciła się w moje objęcia. Tuliła mnie mocno i nie chciała puścić. -Mam coś, co uratuje twoją rodzinę.
-Co?- spytała, odsuwając się ode mnie. Spojrzałem na funkcjonariuszy i od razu do nich podszedłem.
-Aresztujecie niewinnego człowieka. Ja wiem, kto stoi za tymi kradzieżami, i nie jest to pan Castillo.- wyjąłem z kieszeni spodni komórkę i przewinąłem do momentu, gdzie pewna kobieta kryła w biurku biżuterię. Viola i jej ojciec nie mogli uwierzyć w to, że znalazłem coś na ich obronę. Od razu rozpoznali w niej Esmeraldę. Późniejsza akcja toczyła się w szybkim tempie, aż nie mogłem tego ogarnąć.
Zamknęli Esmeraldę, Jade i Matiasa. Pana Germana oczywiście uniewinniono i pozwolono wrócić do własnego domu. Miałem już iść, ale mężczyzna mnie zatrzymał.
-Dziękuję ci, Leónie. Pomogłeś mi tak bardzo, że nie wiem, co powiedzieć. Uratowałeś nas.- mocno mnie objął. Uśmiechnąłem się. Zobaczyłem, jak Violetta płacze. Były to łzy wzruszenia. Podeszła do nas i dołączyła do uścisku. Kiedy zostaliśmy sami, dziewczyna popatrzyła mi prosto w oczy i zarzuciła ręce na szyję.
-Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś... jesteś niesamowity. Kocham cię, wiesz?- powiedziała, zbliżając się do moich warg. Czułem jej oddech. Przejąłem inicjatywę i wpiłem się w jej usta. Jeszcze nigdy nie całowaliśmy się tak namiętnie. I znowu czułem, że latam. Jak za każdym razem.
-Dziękuję.- pogłaskała mój policzek.
Camila:
       Jestem głupia, ponieważ uciekłam od Andresa. Jestem głupia, ponieważ ukrywam swoje uczucia. Jestem głupia, ponieważ... Koniec. Dość kłamstw. Od kiedy Andres mnie wspierał, czuję, że znowu mogę żyć tak jak dawniej.
Trwała właśnie próba na zakończenie roku. Ja, Andres, Maxi i Fran ćwiczyliśmy "Esto no puede terminar".
Abro los ojos y mi voz
se quiebra de la emoción
Luces, aplausos y el telón
se abre en cada función
Siento la música vibrar
Mi cuerpo empieza a temblar
Respiro en cada ocasión
Que empiece el juego

-Camila, wszystko w porządku?- spytał Maxi po zauważeniu, że nie śpiewam. Odwróciłam się w stronę Andresa i wpatrywałam się w niego. 
-Tak. Mogłabym zostać sam na sam z Andresem?- spytałam. Przyjaciele opuścili salę, a ja zwróciłam się do chłopaka. -Co u ciebie?- wydusiłam. On obdarzył mnie obojętnym spojrzeniem i spuścił głowę.
-Jakoś leci. Tylko po to kazałaś im wyjść?
-Nie do końca. Andres, jesteś na mnie zły?
-Wiesz, nie chcę o tym rozmawiać.- odstawił gitarę i miał już iść, ale go zatrzymałam.
-Ale ja chcę. Moja odpowiedź brzmi tak.- uniosłam kąciki ust w górę.
-Co tak?- spytał, a ja zbliżyłam się do niego. Delikatnie musnęłam jego wargi. Kompletnie się tego nie spodziewał. Zresztą ja również. Nie myślałam, że jeszcze się zakocham. A tu proszę- miłość przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach.
Violetta:
       Parę godzin później wszystko było prawie po staremu. Meble już stoją na swoim miejscu. Siedziałam na kanapie i przypomniałam sobie o piosence. Wyjęłam kartkę z kieszeni i zawołałam tatę. 
-Co się stało?- spytał. Podałam mu karteczkę.
-Wiesz co to za piosenka?- on spojrzał na nią i usiadł do pianina.
-Dobrze wiem.- uśmiechnął się i zaczął grać melodię, której nie znałam.
-Tato, skąd znasz tą piosenkę?- zdziwiłam się. Ojciec nigdy nie okazywał swojego talentu. Zagrał ją i nawet zaśpiewał. Z pamięci. Po chwili wstał i usiadł koło mnie. Głośno westchnął i spojrzał w moją stronę.
-Kochanie, twoja mama napisała ją parę miesięcy przed śmiercią. Miała wykonać ją na swojej trasie koncertowej, jednak nie było to dane, gdyż zginęła. Przedtem schowała jednak tekst do swojej skrytki. Tylko ja znałem melodię, bo to ja ją ułożyłem. Można powiedzieć, że ta piosenka jest naszej rodziny. Chciałbym, żebyś wykonała ją na zakończeniu roku. Spytasz się Pabla, czy byłaby taka możliwość?- przytaknęłam i wtuliłam się w ojca. Znowu dowiaduję się czegoś nowego.
-Oczywiście.- uśmiechnęłam się.
Federico:
       Tomas odpuścił. Wyjechał z kraju do swojej ojczyzny. Do Hiszpanii. Ludmiła całkiem się zmieniła. Wciąż ją kocham i wiem, że nigdy nie przestanę. Każda chwila z nią spędzona jest magiczna, niepowtarzalna... Po prostu nie do opisania. Uwielbiam jej śmiech, to jak zatraca się w moich oczach, bo co jak co, ale one są piękne. Dziewczyna jednak piękniejsza. Kocham jej dobre serce. Kocham ją za wszystko.
Na całe szczęście całe zamieszanie z wujkiem już się wyjaśniło. Cieszę się, że wreszcie wszystko wraca do normy. Ostatni czas był dla wszystkich bardzo trudny, ale teraz... możemy cieszyć się spokojem. I oby już tak zostało.
Angie:
       Wreszcie zdobyłam się na porozmawianie z Pablo. Od tygodni nie ma dla mnie czasu, spotyka się z Jackie, a jego wymówka zawsze jest taka sama. "Muszę nadrobić stracone lata". Nie widzi, że owinęła go sobie wokół palca? Mam już tego dosyć.
-Pablo, możemy porozmawiać?- spytałam mężczyzny. Ten zaprzestał szperania w papierach i podszedł do mnie.
-Co jest?- spytał, łapiąc mnie za ręce.
-Dobrze wiesz. Nie widzisz, że ostatnio się od siebie oddalamy? Ja tak nie chcę. Zrozum, jeżeli to nadal się będzie ciągnąć, to wreszcie z tym skończę...
-Kochanie, nie. Proszę. Wiem, że postąpiłem źle. Daj mi jeszcze jedną szansę.- wyszeptał. Nie wiem już, co mam o tym myśleć. Zgodzić się?
-Ostatnią.- ucałowałam go w policzek i odeszłam.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mega wielkie przepraszam. Nie dość, że tyle czekaliście, to jeszcze wam daję takie coś. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Wybaczcie.
Caro  

19.11.2013

To już 4 miesiące z Karolą!

Dzisiaj mijają cztery miesiące, odkąd zawitałam w blogerowym świecie i założyłam tego bloga. Sama nie wierzę, że to już tyle czasu minęło...
Dotąd zdobyłam:
57,370 wyświetleń
50 obserwatorów, za co bardzo dziękuję <3
681 komentarzy
Oraz wspaniałych czytelników, jakimi jesteście <3 Dziękuję, bez was by mnie tu nie było, to wy mnie nakręcacie do pracy.
Nie wiem, co mam jeszcze napisać. Jeszcze raz: DZIĘKUJĘ :*
Wasza Caro <3

16.11.2013

ROZDZIAŁ 68

German:
      Jak co dzień rano po śniadaniu udałem się do swojego gabinetu. Odstawiłem kubek z kawą na podkładce i włączyłem laptopa. Na kartkach papieru zapisałem numery kont bankowych ludzi, z którymi miałem rozpocząć współpracę. Zasiadłem wygodnie na fotelu i zadzwoniłem do jednego z moich pracodawców.
      Ten spokój przerwało natarczywe pukanie do drzwi. Niechętnie wstałem z miejsca, ponieważ moje wołanie Olgi, Ramallo, czy kogokolwiek innego nie poskutkowało. Moim oczom ukazało się trzech funkcjonariuszy.
-Witam, pan German Castillo?- spytał policjant.
-A owszem, coś się stało?- klasnąłem w dłonie i uśmiechnąłem się. Szybko jednak przybrałem grobową minę, gdyż panowie nie byli rozweseleni.
-Zostaje pan aresztowany.- ta informacja zbiła mnie z nóg. Ja?! Za co?
-Przecież nic nie zrobiłem!- broniłem się.
-Został pan oskarżony o kradzież drogocennych przedmiotów, oraz włamania na konta bankowe. Musimy przeszukać pana dom. Jeżeli tak jak pan mówi, nic nie zrobił i niczego nie ma, to nie ma powodów do zmartwień.- skierowali się do gabinetu. Czułem, że serce zaraz mi wyskoczy. Biło nienaturalnie szybko i nierównomiernie. Funkcjonariusze przetrzepali wszystkie szufladki, szafki, teczki, a nawet przejrzali moje kontakty. Zero prywatności. W końcu dorwali się do laptopa.
-Mam!- krzyknął. Przeraziłem się. Co tam jest?
-Szefie, tutaj również coś znalazłem...- mężczyzna wyjął z dna szuflady złote bransoletki, pierścionki i inne kosztowności. Do licha, skąd się to tutaj wzięło?!
-Ja, ja nie wiem skąd to się wzięło! Proszę, uwierzcie mi...- jęczałem.
-Przykro nam, ale zostaje pan aresztowany. Pańska rodzina musi również opuścić dom, byśmy mogli go przeszukać całego. Na wyprowadzkę macie 24 godziny.- zakuł mnie w kajdanki i wyprowadził z pokoju. W tym samym czasie moja córka zeszła po schodach na dół. Kiedy tylko zobaczyła, że policjanci mnie wyprowadzają, natychmiast podbiegła do mnie.
-Tato, co tu się dzieje?! Gdzie go zabieracie?!- krzyczała Violetta, powstrzymując się od płaczu.
-Wszystko będzie dobrze, nie martw się, słonko...- uspokoiłem ją. Panowie wyprowadzili mnie z domu i posadzili w radiowozie. Nie mogę tego tak zostawić. Nie opuszczę Violetty. Nie zawiodę jej.
Ludmiła:
      Rano ktoś zapukał do moich drzwi. Nieświadoma kto to, otworzyłam je w miękkich kapciach i czerwonym szlafroku. Moim oczom ukazał się Tomas trzymający bukiet kwiatów.
-Czego chcesz?- mruknęłam.
-Daj mi jeszcze jedną szansę, Ludmiła...- błagał. Wręczył mi kwiaty, ale ja je wyrzuciłam i podeptałam.
-Wyjdź!- krzyknęłam. -Zapomnij.- chłopak jeszcze chwilę stał w drzwiach, ale wreszcie poszedł.
-Ja tak łatwo nie odpuszczę...- powiedział pod nosem.

      Pogoda za oknem była piękna, dlatego też postanowiłam wybrać się na spacer. Mama zaproponowała, żebym wzięła ze sobą również brata. Zgodziłam się. Włożyłam Mike'a do wózka i wyszłam z domu. W pobliskim sklepie chciałam kupić coś do picia, ale niestety zabrakło mi pieniędzy. Zdenerwowana wyszłam i skierowałam się w stronę parku. Przez przypadek zamyślona upuściłam torebkę, więc schyliłam się po nią. I wtedy dopiero zauważyłam, że ktoś również postanowił to uczynić. Jego ręka spoczywała na mojej. Podniosłam głowę do góry i zatopiłam się w czekoladowych oczach chłopaka.
-Proszę.- podał mi torebkę Federico. -Rodzinny spacer?- zagadnął. Zaśmiałam się serdecznie i pokiwałam głową.
-Tak jakby. No wiesz, brakuje tu mamy i taty, ale w sumie...- chłopak wręczył mi butelkę wody.
-Widziałem, jak wchodziłaś do sklepu, to pomyślałem, że może do ciebie podejdę i... no wiesz, przejdziemy się razem.- podrapał się po głowie.
-Dziękuję, że o mnie pomyślałeś.- zarumieniłam się. Wypiłam pół butelki i włożyłam do koszyka na dole wózka. Zaczęłam spacerować wraz z przyjacielem.
-Federico, mogę cię o coś poprosić?- spytałam nagle. Stanęliśmy naprzeciwko siebie.
-Jasne.- powiedział.
-Nie wiem tylko, czy się zgodzisz...- odwróciłam wzrok.
-Nie krępuj się, jestem przecież twoim przyjacielem.
-No więc... Pomożesz zapomnieć mi o Tomasie?- ledwo co to imię przeszło mi przez gardło. Chłopak był zdziwiony, ale po chwili przybliżył się do mnie i pogłaskał mój policzek.
-Oczywiście. Mogę zacząć nawet od teraz.- widziałam, że się waha, ale w końcu przełamał tą barierę i zrobił coś, na co od dawna czekałam. Złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Nogi miałam jak z waty, a przez moje ciało przeszedł ciepły dreszczyk. Cały świat nagle zawirował, a wokół słyszałam romantyczną muzykę. Ludmiła, ogarnij się. Oderwałam się od warg Fede. Oboje byliśmy skrępowani, ale po chwili niezręczność przemieniła się w niekontrolowany śmiech.
-Gdybym wiedziała, to już dawno bym się zgłosiła do ciebie o pomoc.- dotknęłam jego policzka. On również to zrobił. Stałam się cała czerwona.
-Nie wiem jak ty to robisz...-  westchnęłam.
-Ale co?- spytał.
-Przez ciebie cała się rumienię. Idź, nie mogę na ciebie patrzeć.- powiedziałam, w żartach oczywiście. Po chwili rozweseleni ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie czułam już krępacji. Teraz wiem, że kocham Federica.
Violetta:
      Nie mogłam nadal zrozumieć, dlaczego zamknęli tatę. Siedziałam w pokoju i wypłakiwałam się w poduszkę. Nie wiedziałam kompletnie, co ze sobą zrobić. I wtedy pomyślałam o Leónie. Szybko wybrałam jego numer.
-Coś się stało?- odebrał niemalże natychmiastowo.
-León, możemy się spotkać? Proszę.- chłopak wyczuł, że jestem smutna, więc natychmiastowo się zgodził.
Kwadrans później siedzieliśmy w parku na ławeczce. Leoś trzymał mnie za rękę i tulił do siebie.
-Ja naprawdę nie wiem, dlaczego go zamknęli. Nie rozumiem tego.- mówiłam poddenerwowana.
-Cii, wszystko się wyjaśni.- uspokajał mnie. Wreszcie przestałam krzyczeć i mocno wtuliłam się w jego tors.
-Kocham cię, wiesz?
-Ja ciebie też.- ucałował moje czoło.
Camila:
      Byłam zszokowana. Andres właśnie wyznał mi miłość. Co mam mu odpowiedzieć.
-Andres, ja...- głupia jestem. Uciekłam. Stchórzyłam jak nigdy. Zostawiłam go samego na tej polanie. Zaprzepaściłam szansę. To koniec.
Diego:
      Diana nie odzywa się do mnie już w ogóle. Ile razy ją prosiłem o rozmowę, zbywała mnie. Co ten Javier jej nagadał? Muszę z nim porozmawiać w cztery oczy.
Zdobyłem jego numer i wysłałem mu wiadomość. Godzinę później spotkaliśmy się w ustronnym miejscu, niedaleko kawiarni. O punktualnej godzinie zjawił się Javier.
-Co tam Diego? Jak idzie podrywanie lasek?- zagadał ironicznie.
-Daruj sobie, Montez. Nie wiem, co nagadałeś Dianie, ale wiedz, że to jej nie zniechęci do mnie. Może i byłem taki, ale te czasy minęły. Pogódź się z tym, że nie masz już powodów, by mnie gnębić.- warknąłem.
-Opanuj się, Fernandez, nic złego przecież ci nie zrobię.- schował ręce do kieszeni. -A teraz wybacz, muszę uciekać. Do zobaczenia.- odszedł. Miałem ochotę mu przywalić. Nie dość, że odbiera mi Dianę, to jeszcze prowokuje, bym stał się taki jak dawniej. Nienawidzę go.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że tak długo. Pisałam go chyba z... 3 godziny? Marnie wyszło. Na serio nie mam już chęci (albo małe), by to kontynuować. Ja chcę zacząć nową historię! Napisałam już nawet prolog o.O 
Tak czy siak, kolejny być może jutro. Chcę się z tym uwinąć do końca miesiąca.
Pozdrawiam,
Caro <3

12.11.2013

ROZDZIAŁ 67

Diego:
      Diana unikała mnie przez całe zajęcia. Próby rozmowy podejmowane przeze mnie nie poskutkowały. Dziewczyny namawiały ją, by zamieniła ze mną choć dwa słowa, ale ona nie miała zamiaru nawet spojrzeć w moją stronę. Byłem bardzo zaniepokojony jej zachowaniem. A jeśli to wszystko moja wina? Jeżeli to przez ten pocałunek... Nie powinienem tego robić. Z drugiej strony, kiedy jeszcze dzwoniłem wczoraj wieczorem, wszystko było w porządku. Cała sytuacja wyglądała dość dziwnie.
Nie czekając dłużej, po lekcjach zaczepiłem ją i zmusiłem do rozmowy.
-Diana, o co ci chodzi?- spytałem, trzymając mocno jej nadgarstek.
-To się stało.- wyjęła telefon z kieszeni i pokazała sms-a. Przeczytałem jego treść. Nie wierzę. Dziewczyna wyrwała mi go z ręki i uciekła.
      To nie może być prawda. To tylko sen. I ja wiem, kto stoi za tym sms-em, a przynajmniej mam potencjalnego sprawcę. To Javier Montez. Mój wróg numer jeden od dzieciństwa. Z tym, że nie mam pojęcia, co takiego zrobiłem, że uwziął się na mnie i próbuje zniszczyć mi życie.



Esmeralda:
      Jestem świetna. Wykonałam swoją robotę bardzo dobrze i wiem, że rodzeństwo LaFontaine jest ze mnie dumne. Wystarczyło parenaście dni, by owinąć sobie Germana wokół palca. Nigdy w życiu jeszcze nie spotkałam bardziej naiwnej osoby niż ten mężczyzna. Na samą myśl o tym, co będzie kiedy już straci wszystko uśmiech maluje mi się na twarzy.
-I co tam u Germitka?- spytała Jade malując sobie paznokcie czerwonym lakierem. Matias zdjął nogi ze stolika i odłożył gazetę.
-To nie jest żaden Muppet, tylko German.- oznajmił.
-Germitek i koniec kropka!- krzyknęła w złości kobieta i przez przypadek strąciła lakier z półeczki. -A niech to! Kupiłam go za całe dziesięć peso! Wiesz, ile kosztowało mnie zarobienie tych pieniędzy?!
-Nic, bo je wzięłaś z mojej skarbonki.- parsknął Matias. -Już niedługo kupię ci takich cały stos. Wyjedziemy na Hawaje i tam będziesz sobie malowała te paznokcie ile wlezie. A teraz już, do roboty!- zagonił swoją siostrę do składania prania. Śmiałam się z tej całej sytuacji. Jade była tak głupią osobą... Tyle warta, co ten German.
      Następnego ranka wybrałam się jak co dzień do domu Castillo. Otworzyła mi Violetta, córka Germana. Powitałam ją sztucznym uśmieszkiem. Zaprowadziła mnie do gabinetu swojego ojca i kazała na niego poczekać. W tym czasie, kiedy nie było mężczyzny, wyjęłam z torby cenne rzeczy Jade i pochowałam po różnych szafkach. Nikt nie widział, kiedy to zrobiłam. Po chwili do gabinetu wszedł mężczyzna.
-Witaj Esmeraldo.- klasnął w ręce. -Co cię tutaj sprowadza o tak wczesnej porze?
-Przyszłam się pożegnać. Wyjeżdżam jutro służbowo do Meksyku i wiesz, głupio by było, gdybym pojechała bez słowa...- przytuliłam go. Porozmawiałam z nim jeszcze chwilę i wyszłam. Za parę godzin będzie skończony. On i ta jego cała sielankowa rodzinka.
León:
      Byłem w drodze do domu Violetty. Postanowiłem, że odprowadzę ją dziś do szkoły. Przy okazji kupiłem świeży bukiecik kwiatów w kwiaciarni. Jako, że jestem bardzo pomysłowy, postanowiłem nagrać specjalny filmik i pogadać sobie w nim trochę o wszystkim i o niczym. Przez okrągłe dziesięć minut nawijałem jak szalony do kamerki w telefonie, a przechodnie gapili się na mnie, jakbym był wariatem. Co ta miłość robi z ludźmi... zaśmiałem się. Będąc już przy domu Castillo, przystanąłem pod oknem gabinetu ojca Vilu.
-I tak kończąc mój filmik, pozdrawiam serdecznie wszystkich moich przyjaciół ze Studia OnBeat!- krzyknąłem i wyłączyłem kamerę. Miałem to wstawić do internetu, ale cóż, w rzeczywistości zrobiłem z siebie głupka to po co i w sieci. Przymierzałem się do zapukania do drzwi, jednak zauważyłem jeden, ciekawy fakt. Jakaś kobieta grzebała w szufladach pana Germana. Wydało mi się to dziwne. Nie była to Angie, Vilu, czy chociażby Olga. Jakaś obca osoba. Pomyślałem jednak, że to pewnie ktoś z rodziny lub znajomy, dlatego nie zaprzątałem sobie tym głowy. Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili otworzyła mi moja dziewczyna.
-Witaj kochanie.- ucałowała mnie w policzek.
-Kwiaty dla mojej księżniczki.- ukłoniłem się, na co uroczo zachichotała. Odstawiła je do wazonu i wyszliśmy za rękę udając się do szkoły. Przez całą drogę śmialiśmy się, że zapomniałem kompletnie o tym, co miałem jej powiedzieć.
Camila:
      Andres po zajęciach zaciągnął mnie gdzieś na polanę. Minęło wiele godzin, aż dałam się mu namówić.
 Niestety uległam. Już kwadrans prowadzi mnie za rękę, a ja nawet nie wiem, gdzie się znajduję.
-Andres, do jasnej anielki, gdzie my jesteśmy?!- spytałam zniecierpliwiona.
-Jeszcze chwilkę... To tutaj. Możesz otworzyć oczy.- zdjął mi przepaskę z twarzy. Moim oczom ukazała się łąka pełna kwiatów. Obróciłam głowę w prawo i ujrzałam domek zrobiony cały z... czekolady.
-Jesteś niemożliwy.- zaśmiałam się.
-Mówiłaś, że ta czekolada ci smakuje, to postanowiłem jej nie żałować i wykonałem to coś...- wskazał. -Ale mi nie wyszło.
-Co ty pleciesz, to urocze.- chłopak dotknął mojego noska. Podbiegłam do czekoladowego domku i odłamałam kosteczkę. Wsadziłam ją do buzi i ze smakiem zjadłam.
-Nie jedz tylko tej drugiej części.- zawołał. Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Co?- spytałam. Andres obrócił delikatnie domek tak, by się nie rozpadł. Na bocznej ścianie lukrem był wypisany napis: "Camilo, Kocham Cię."
Zaniemówiłam z wrażenia. Co miałam mu odpowiedzieć? Chłopak przysiadł się obok mnie i objął mnie ramieniem. Spojrzał mi w oczy i powiedział te same słowa, które wypisał lukrem.
-Camilo, Kocham Cię. Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak to pięknie spaprałam :) No ale jest. Miało być inaczej... No ale dobra.
Mądra ja zrobiła już nagłówek i szablon do nowej historii :D Nie mogę się doczekać, aż ustawię ten wygląd. 
Postanowiłam, że to opowiadanie będzie miało + - 80 rozdziałów (79 + epilog, lub 80 + epilog).
Liczę na szczerą opinię! Co odpowie Camila? Jak się potoczą dalsze losy Castillo'ów? To wszystko już niedługo <3
Kocham, 
Caro <3

11.11.2013

ROZDZIAŁ 66

León:

      Jak oszalały biegłem na tor motocrossowy. Lara miała poważny ton głosu i nie wiedziałem, czy robi sobie ze mnie żarty, czy naprawdę coś się stało. Zabrakło mi powietrza więc przystanąłem na chwilę i odsapnąłem. Potem w spokoju doszedłem na miejsce. Jak na złość dziewczyna zostawiła na poczcie głosowej wiadomość, że za chwilę wraca i nie muszę się śpieszyć. No pięknie.
Nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Usiadłem na krześle i zacząłem pstrykać palcami. Do tego doszło tupanie i nucenie melodii pod nosem. W taki sposób minęło mi pół godziny. Wtedy przyszła Lara. Byłem na nią lekko zły, nie powiem. Ten stracony czas mogłem wykorzystać chociaż na rozmowę z Violettą, ale skąd miałem wiedzieć, że przyjaciółka od siedmiu boleści zjawi się o tak późnej porze?
-No wreszcie raczyłaś się pojawić.- mruknąłem.
-Przepraszam cię León, ale pojawiły się małe problemy... W każdym bądź razie mam fantastyczną wiadomość.- klasnęła w dłonie. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. -Ucieszysz się.
-Skoro to takie cudowne... mów.
-Dzwonił sponsor i powiedział, że jesteś świetnym rajdowcem. Chce cię w następnym wyścigu!- krzyknęła uradowana i rzuciła mi się na szyję. -Nie cieszysz się?
-Nie, to wspaniała wiadomość.- odpowiedziałem.
-Nie poznaję cię.- odparła. -O co chodzi?
To fakt, nie myślałem teraz o tym, co powiedziała mi Lara. Byłem rozkojarzony. Po głowie chodziła ma Violetta i... ta dźwięczna melodia. Ten rytm opanował mnie całego. Otrząsnąłem się z transu i spojrzałem na dziewczynę.
-Nie mogłaś mi powiedzieć tego przez telefon?- rzekłem sfrustrowany.
-Przykro mi, ale nie.
-Lara, ja już muszę iść...- pożegnałem się z dziewczyną i wróciłem do domu. Po powrocie od razu stanąłem przy keyboardzie i zagrałem to, co wystukałem godzinę wcześniej. Powstała z tego niesamowita muzyka. Spisałem nuty i schowałem je do teczki. Całkiem zapomniałem o skontaktowaniu się z Vilu. Zbiegłem na dół, ponieważ poczułem piękną woń jedzenia rozchodzącego się po całym piętrze. Mama przygotowywała kolację, a ojciec dzielnie jej pomagał. Na sam widok uśmiechnąłem się do siebie. Miło jest widzieć, jak rodzice współpracują. Ostatnio często się kłócili.
-León, za chwilę podamy kolację.- powiedziała rodzicielka i skierowała wzrok na stół. -Co to za kwiaty?- spytała, wskazując flakon z bukietem.
-Miały być dla Violetty, ale jakoś dzisiaj nie zdążyliśmy się spotkać, no i wiesz...- podrapałem się po głowie. -Jutro jej zaniosę.
-Nie fatyguj się skarbie, dam ci pieniądze i kupisz nowy.- uśmiechnęła się i wyjęła piętnaście peso z portfela. Coś bardzo hojna się zrobiła ostatnio. Podziękowałem i zasiadłem do stołu.
Posiłek minął w miłej atmosferze. Po nim popędziłem do pokoju i natychmiastowo wybrałem numer do mojej dziewczyny. Po trzech sygnałach odebrała.
-Dobry wieczór kochanie.- przywitałem ją.
-Hmm, co cię podkusiło, by zadzwonić?- spytała. Dobrze wiedziałem, że uśmiecha się do telefonu.
-Z własną dziewczyną nie mogę porozmawiać?- zaśmiałem się. -Strasznie cię przepraszam. Miałem zamiar spędzić z tobą popołudnie, ale plany nagle się zmieniły.- tłumaczyłem.
-To nic. Ja też w sumie miałam zajęte dwie godziny. Tata przyprowadził do domu jakąś kobietę. Podobno miła... No i taka jest. Nadrobimy kiedy indziej. Kocham cię.
-Ja ciebie też.- wyznałem i zakończyłem połączenie. Spokojny rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.
Diana:
      Przez moje ciało przeszedł dreszczyk. W brzuchu wirowały motyle i delikatnie łaskotały. Ta chwila mogła nigdy się nie kończyć, ale... Nie będę już zaprzeczać, że jestem szaleńczo zakochana w Diego. Kiedy na mnie patrzy, moje poliki stają się coraz bardziej czerwone, przegryzam wargę, stresuję się jak nigdy. Według niego to wszystko jest takie urocze. Moje serce bije tylko dla niego. Chłopak podniósł mnie i spojrzał mi w oczy. Bardzo się speszyłam, bo był to mój pierwszy pocałunek. Spanikowałam i wyrwałam się z jego objęć po czym uciekłam. Stchórzyłam tak bardzo, że siebie nie poznałam. Nigdy taka nie byłam. Co chłopcy ze mną robią... Babcia zawsze powtarzała, że u nas to rodzinne. Wypieki na twarzy i strach. Dziwne, prawda? I chociaż wcale nie miałam zamiaru uciec, zrobiłam to. Nogi same mnie poniosły za furtkę działki. Biegłam tak szybko, jakby mnie ktoś gonił. Wreszcie stanęłam i oparłam się o ścianę jakiegoś budynku. Zaczął kropić jesienny deszczyk. Kropelki spadały na moje ciało i osuwały się w dół.
Jak ja teraz spojrzę Diegu w oczy? I co mu powiem? Wiesz, że cię cholernie kocham, pocałuj mnie jeszcze raz.? Na to nigdy się nie zdobędę. Lepiej odsunąć się od problemów, bo na pewno takie się pojawią. Nie pomyliłam się i tym razem.
Wieczorem, siedząc na łóżku i rysując w prywatnym notatniku rozmyślałam o brunecie. Może jednak dam szansę chłopakowi? Byłam pewna, że wszystko się jakoś ułoży. Nieświadoma konsekwencji zadzwoniłam do Diega. Odebrał niemalże natychmiastowo.
-Dlaczego uciekłaś?- zabrzmiało pytanie w słuchawce.
-Przepraszam cię, ale... To nie rozmowa na telefon. Diego, ja chcę tylko, żebyś wiedział...- plątałam się w słowach.
-Kocham cię.- usłyszałam. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Z oka poleciała jedna, jedyna łza wzruszenia.
-Ja ciebie też.- zdobyłam się na to i szybko się rozłączyłam. Westchnęłam głośno. Dlaczego wszystko musi być takie trudne? Niedługo potem dostałam sms-a. Byłam pewna, że to od Diega. Z uśmiechem na twarzy odblokowałam ekran i nacisnęłam na kopertę. Treść była zupełnie inna, niż się spodziewałam.
"Myślisz, że Diego to taki cudowny chłopak? Ogarnij się dziewczyno. To nie bajka, to rzeczywistość. Jeśli chcesz, to chodź z tym krętaczem, oszustem i podrywaczem. Miłych snów maleńka."
Co to ma być? Od kogo ta wiadomość? Te wszystkie informacje zawarte w sms-ie miały mi pokazać, jakim człowiekiem naprawdę jest Diego? 
Camila:
      Studio tętniło życiem. Nie można przecież siedzieć zamknięta w czterech ścianach, dlatego też wybrałam się do szkoły. Prawie się pozbierałam po tej całej sytuacji, chociaż złe wspomnienia zostały. Wiem, że nigdy się ich nie pozbędę, ale choć na chwilę zapominam o problemach, kiedy wokół mnie są przyjaciele. To oni podnoszą mnie na duchu i doskonale wiedzą, co mi leży na sercu. Wczoraj Andres uradował mnie swoją wizytą. Chociaż nie miałam ochoty na żadne towarzyskie spotkania, on uparty przyszedł do mnie i pocieszył. W Studio, gdy tylko mnie ujrzał od razu znalazł się tuż obok.
-Hej Cam, jak się czujesz?- spytał.
-Bardzo dobrze. Ta twoja czekolada jest bardzo dobra i poprawia mi humor. Masz może jeszcze?- wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu. Chłopak oznajmił, że ma jeszcze jedną tabliczkę w szafce i pobiegł po nią. Zaśmiałam się serdecznie. Nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie zjawiła się Fran.
-Fajny jest Andres, prawda?
-Tak.- kiwnęłam głową.
-Chciałabyś z nim chodzić, co nie?
-Tak.- ponownie pokiwałam głową. Sekundę później zdałam sobie sprawę, jaki błąd popełniłam. -To znaczy nie! Nie, nie. Co ci strzeliło do głowy?!- popatrzyłam na nią zdziwiona.
-Nie to nie, ale serca nie oszukasz.- wskazała na nie i uradowana odeszła ode mnie.
Jade:
      Spacerowałam sobie po mieście szukając mojego braciszka. Gdzieś się zapodział.
-Halo, Mati, jesteś tam?- zajrzałam za auto.
-Jade! Wreszcie! Tyle cię szukałem.- rzekł Matias. Odgarnęłam grzywkę na drugi bok.
-Ty mnie szukałeś?! To chyba ja ciebie! Gdzie się podziewałeś?- pytałam zdenerwowana.
-Spokojnie, umówiłem się z Esmeraldą. Nasz plan działa idealnie. Jeszcze trochę i nasz German zostanie bez niczego...- zaśmiał się szyderczo.
-Jak to nic nie będzie miał?! Ja nie kocham biednego Germana! A tak poza tym to jest MÓJ plan.- podkreśliłam.
-Jak wolisz, to jest obojętne. Pomyśl tylko o tych zyskach, które będą na wyciągnięcie ręki już za parę dni... Ta kobieta odwaliła kawał dobrej roboty.- muszę to przyznać, ale mój braciszek czasami wykazuje się mądrością. Popukałam palcem w brodę i uśmiechnęłam się.
-I to jeszcze jak dobrze...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę. Przepraszam, że tak długo pisałam. Głupi, beznadziejny, bezsensowny, serio. Ja już bym chciała nowe opowiadanie o.O Jeszcze trochę to pociągnę i wezmę się za nowe.
Dobijecie do 19.11 50 obserwatorów? Dziękuję za ponad 50,000 wyświetleń bloga! <3 Dziękuję również za ponad 10 nominacji do LBA <3 Nadrobię w wolnym czasie.
To chyba tyle. Czekam na komentarze!
Pozdrawiam,
Caro<3

10.11.2013

Przepraszam :C

Przepraszam za brak rozdziałów, ale nie mam czasu. Postaram się coś naskrobać w tym tygodniu. Ten post piszę z tableta, więc sorry jak są błędy. Kolejny post najprawdopodobniej to będzie partii o Fedemile.
Caro <3

6.11.2013

One Part - Leonetta - "Nie poddawaj się"

      MUZYKA
      Głaskałem jej blady policzek, trzymałem jej kruchą dłoń i mówiłem tylko "nie poddawaj się". Z brązowych oczu biło cierpienie i ból. Nie mogłem tak bezczynnie siedzieć i patrzeć, jak walczy. Z każdym dniem słabła coraz bardziej. A co było w tym wszystkim najgorsze? Że nie potrafiłem nic z tym zrobić. Ale wiem jedno. Nie opuszczę jej.
-Ja tak nie potrafię. León, to boli.- syknęła z bólu. Mocniej ścisnąłem jej dłoń.
-Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Musi być.- cały drżałem. Do oczu cisnęły się łzy, ale dzielnie je powstrzymywałem. Nie chciałem, by Violetta się martwiła jeszcze bardziej.
-Proszę, przestań. Jestem na przegranej pozycji. To koniec.- starła kciukiem łzę z mojego polika. Dotknąłem jej ręki.
-Nie mów tak. Wierzę, że wszystko będzie dobrze. Obiecuję.- ujrzałem lekarza stojącego przed salą, więc wstałem z miejsca i ucałowałem ukochaną w czoło po czym wyszedłem. Wskazał, bym do niego podszedł, więc to zrobiłem.
-Pani Verdas musi dużo odpoczywać. Ta choroba zżera ją od środka.- powiedział.
-Jest jakaś nadzieja?- zapytałem.
-Leczenie, leczenie i jeszcze raz leczenie. Bez specjalnych leków nic nie zdziałamy. Badania wykazują, że ciśnienie raz jest wysokie, a raz niskie. Na razie mało co możemy zdziałać. Jeżeli będziemy wiedzieć więcej, skontaktujemy się z panem.- ukłonił się i odszedł.
-Do widzenia...- spojrzałem po raz ostatni przez szybę sali, w której leżała moja żona. Była tak piękna, a zarazem tak słaba. Ale ja wiem, że się nie podda.

      Codziennie to samo. Wstaję rano i przygotowuję śniadanie. Potem pędzę do szpitala, żeby być przy Violettcie. Moje serce krwawi, kiedy widzi ją cierpiącą. Jeżeli bym mógł, to zabrałbym cały ból i przeniósł do siebie. Wszystko dla niej. Wciąż spoglądam na zdjęcie zrobione tamtego lata. Wszyscy szczęśliwi i radośni, a teraz... Po moim poliku spływa łza. Jedna, druga, trzecia... Tonę w morzu płaczu.
"Nie poddawaj się".
Bez względu na niespodzianki, jakie przygotowało nam życie, nie poddajemy się. Żyjemy silni, by móc być przy tej drugiej osobie. Nie wykazujemy smutku, aby i jej nie zrobiło się źle. Nie płaczemy, by ona również nie uroniła łez. A jednak tak się nie da. Emocji nie da się powstrzymać. Jesteśmy zbyt słabi, by tłumić w sobie to wszystko.
Wyszedłem na spacer się przewietrzyć. Słońce świeci, ale ja spędzam czas albo w domu, albo w szpitalu. Spoglądałem na boki co jakiś czas. Na zakręcie spotkałem Maxiego, który jak widać również wybrał się na świeże powietrze.
-Siema brachu.- przybił żółwika, gdy do mnie podszedł. -Jak tam Violetta? Dobrze się czuje?- spytał.
-Nie za bardzo, ale jest silna. Jestem z niej dumny.- lekko się uśmiechnąłem. Pomimo tego, że los nie był zbyt łaskawy, żyje dalej.
-Natalia wybrała się do niej przed chwilą. Kazała mi zostać w domu, wiesz, nagadała mi jakichś bzdur, bylebym tylko nie szedł...- wyjął z kieszeni telefon. Przeczytał wiadomość, którą dostał.
-Nie jest dobrze...- syknął. Popatrzyłem na niego zdziwionym wzrokiem.
-To od Naty. Pisze, że lekarze nie wpuścili jej do Violi, ponieważ jej stan się bardzo pogorszył...- przestraszyłem się nie na żarty. Przeprosiłem przyjaciela i czym prędzej pobiegłem do szpitala. W siedem minut byłem na miejscu. Wpadłem jak torpeda na recepcję i zdyszany zapytałem o Violettę.
-Niestety, ale pani Violetta Verdas nie może być aktualnie odwiedzana. Przykro mi.- odrzekła odkładając słuchawkę telefonu.
-Ale ja muszę! Rozumie pani?- krzyknąłem. Nie słuchałem gróźb kobiety, tylko poszedłem do sali, w której leżała moja żona. Gdy mnie ujrzała, uspokoiła się momentalnie.
-Czy mogłabym porozmawiać chwilę z Leónem?- spytała dziewczyna. Lekarz po chwili zastanowienia zgodził się i dał nam pięć minut. Wszedłem do sali i usiadłem na stołku. Ująłem kruchą rękę dziewczyny i posłałem ciepły uśmiech.
-Jak dobrze, że jesteś.- o własnych siłach podniosła się do pozycji siedzącej i delikatnie mnie objęła. Tęsknię za tą bliskością.
-Też się cieszę.- pogłaskałem jej włosy. Pomyśleć, że choruje, ale kiedy jestem z nią zachowuje się zupełnie inaczej. Jak zdrowa osoba.
-Bez ciebie jest mi źle.- powiedziała. -Proszę, zostań ze mną.
Opuściłem na chwilę salę i skierowałem się do gabinetu lekarskiego. Zapukałem i wszedłem do środka.
-Panie doktorze, mogę na słówko?- mężczyzna podniósł się z krzesła i zdjął okulary z nosa, po czym podszedł do mnie.
-Czy jest taka możliwość, żeby Violetta Verdas wróciła do domu?- lekarz wziął jakąś teczkę, z której wyjął dwie kartki.
-Ta chora na białaczkę? Niestety, przykro mi.- oznajmił.
-Proszę. To dla mnie ważne.- błagałem.
-No dobrze. Zrobimy tylko kilka badań, które wykażą, czy można panią Verdas puścić do domu.- schował papiery. -Musi być ona jednak pod stałą opieką.
-Dziękuję.- uśmiechnąłem się i wyszedłem. Dwie godziny później było po wszystkim. Violetta była ze mną i czuła się bezpieczna.

      Przez cały czas nie spuszczałem z niej wzroku. Leżała na łóżku i wpatrywała się w to, co robię. Kiedy przygotowywałem kolację, sama szła do kuchni i mi pomagała, ale ja zaganiałem ją na kanapę. Jest osłabiona i nie może się przemęczać.
-León, chodź!- zawołała mnie z dołu. Zarzuciłem na siebie koszulę i zszedłem na parter. Ujrzałem ukochaną przy nakrytym stole, aż dech w piersi mi zaparł.
-Kochanie, nie trzeba było...- mocno ją przytuliłem. Ostatnio czuła się lepiej i nalegała, by mi pomóc. Włączyła romantyczną muzykę i zasiedliśmy przy stole. Przy kolacji nie szczędziliśmy sobie czułości. Wybiła godzina dwudziesta. Podniosłem się do góry i złapałem ją za rękę.
-Zatańczymy?- uroczo zachichotała i podała mi dłoń. Powoli wirowaliśmy na środku salonu w rytm muzyki. Po chwili spojrzeliśmy sobie w oczy. Były przepełnione siłą i miłością.
-Kocham Cię.- wyszeptałem jej do ucha i założyłem za nie kosmyk jej włosów. Już chciałem ją pocałować, ale nagle zasłabła.
-León, czy ty też to widzisz?...- powiedziała, a potem zemdlała. Spanikowałem i położyłem ją na łóżko.
-Co robić, co robić, co robić...- chodziłem w kółko. -Verdas! Zabieraj ją głupku do szpitala.- w pośpiechu zarzuciłem na nią moją kurtkę i zabrałem do auta. W pięć minut dojechaliśmy. Wziąłem ją na ręce i wbiegłem do środka.
-Pomocy!- krzyczałem. Lekarze domyślili się chyba o co chodzi, bo szybko przejęli Violę i zabrali do sali.
Pół godziny później siedziałem na krześle i czekałem na jakiekolwiek informacje.
-Pan Verdas?- spytał mężczyzna. Kiwnąłem głową na znak, że tak.
-Pańska żona jest w kiepskim stanie. Potrzebujemy zrobić przeszczep. Nie mamy niestety dawcy...- zmartwiłem się. Co teraz? Już wiem co robić.
-Ja nim będę. Chcę, żeby Violetta żyła. Proszę się zgodzić...- uroniłem łzę. Lekarz sprawdził, czy mamy tę samą grupę krwi i inne ważne rzeczy, po czym zaprosił mnie do siebie.
-Jest pan gotowy?
-O każdej porze. Byleby tylko Vilu była zdrowa.- postanowiłem zostać dawcą swojej żony. Przebrałem się w szpitalne ubranie i podano znieczulenie.

      Godzinę później małżeństwo zostało wprowadzone do sali operacyjnej. Byli razem. León ratował życie swojej ukochanej. Nie wiedział, na co się godzi. Sam mógł umrzeć, ale to nie było dla niego ważne. Ważniejsze było zdrowie Violetty. Operacja trwała bardzo długo. Przez parenaście godzin toczyła się walka. 
Jest już po wszystkim. Chłopak, trochę osłabiony spogląda w dal. Nie widzi nigdzie swojej żony. Co się z nią dzieje?

      Trzęsę się z nerwów. Wyszedłem cało i zdrowo. Gorzej z Violą... Nie wiem kompletnie nic, jak się czuje, gdzie leży, zero. W końcu podszedł do mnie doktor. Miał tęgą minę.
-Proszę za mną.- nie wiedziałem o co chodzi, ale podążałem za mężczyzną. Doszliśmy na czwarte piętro, sala numer 342d. Lekarz wskazał ręką na ten pokój. Wszedłem do niego i ujrzałem żonę. Spała. Ale czy na pewno? Spojrzałem na prawo i ujrzałem puls dziewczyny. Kreska prosta. To niemożliwe. Zaniosłem się głośnym płaczem.
-Dlaczego?! Przecież było tak dobrze... Żyłaś, byłaś, a teraz? Totalna pustka...- dotknąłem jej zimnego polika. Przymknąłem oczy. Z chęcią zrobiłbym to samo. Ona... ona nie żyje. Na nic te starania, ale przynajmniej podjąłem jakieś działania. Walczyła. Przegrała, ale dla mnie zawsze będzie zwycięzcą. Wygrała moją miłość, która będzie trwać na wieki.

~*~
      Ktoś potrząsnął moim ramieniem. Obudziłem się i rozejrzałem. Siedziałem na szpitalnym krześle. Odwróciłem się do tyłu i ujrzałem...
-Violetta! Przecież ty nie żyjesz! Nie dotykaj mnie. To na pewno jakieś urojenia, León...- złapałem się za głowę i odskoczyłem do tyłu.
-Kochanie, przecież nie jestem duchem, spokojnie. Nie pamiętasz? Miałam badania. I wiesz co? Jestem w ciąży.- uśmiechnęła się i dotknęła brzucha. Przez kolejne dwadzieścia minut nic do mnie nie docierało. W końcu zrozumiałem, że to był tylko zły sen. Złapałem ukochaną i obkręciłem wokół własnej osi.
-Tak się cieszę!- krzyknąłem z radości i ucałowałem Violę. -Nasz mały szkrab.- spojrzałem na jej brzuch. Był lekko zaokrąglony. 
-A tak na marginesie, o co ci chodziło?- spytała zaciekawiona.
-Nie uwierzysz. A zresztą, nie będę opowiadał ci takich głupot, które mi się śniły. Mamy powód do świętowania.- dotknąłem jej policzka. Był zaróżowiony. Wyglądała tak słodko... 
Wiem, że życie jest największym darem od Boga, jaki dostaliśmy. Musimy czerpać z niego wszystko, co dobre. Nawet w złych chwilach. Cieszmy się tym, co mamy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ajć! Zwaliłam po całej linii. W ogóle miał być smutny i zakończyć się źle, ale... Postanowiłam dać szansę i dobre zakończenie. 
ZMIANY! Znowu mam inny nagłówek xd Jak znam życie, jutro go poprawię, bo już mi coś nie pasi. 
Myślę, że się podobało. Czemu znowu Leonetta? Jest to moja ulubiona para i mam na nią tysiące pomysłów. Następny part będzie o Naxi. Albo nie, sami zadecydujcie. Piszcie w komach!
To tyle, to miała być ta niespodzianka, ale stwierdziłam, że i tak zasługujecie. Miał być dłuższy... No trudno xd
DEDYKUJĘ PARTA MOJEMU KOCHANEMU ORANGUTANKOWI ♥ XD Ona już wie, że to o nią chodzi ;)
Pozdrawiam,
Caro <3

4.11.2013

ROZDZIAŁ 65

Ludmiła:
      Przede mną stał Tomas z otwartymi ramionami, jakby czekał, aż rzucę mu się w objęcia.
-Wróciłem! Nie cieszysz się?- spytał, podchodząc w moją stronę. Spanikowałam i klepnęłam go w policzek.
-Auć.- syknął, rozmasowując bolące miejsce. -Za co to?
-Za co? Ty się jeszcze pytasz za co?! Już ci mówię! Nie dzwoniłeś, nie pisałeś, nie odbierałeś...- wyliczałam na palcach. -I jeszcze masz czelność się pytać?! Myślałeś, że przyleziesz tu i powiesz marne "przepraszam", którego i tak nie dostałam i ci wybaczę?!- rzuciłam pretensjonalnie.
-Ale...- zaczął się jąkać.
-To źle myślałeś. Tomas, zejdź mi z oczu, nie chcę cię więcej widzieć.- wysyczałam powstrzymując łzy. Chłopak zrezygnowany odszedł bez słowa w stronę domu. Usiadłam ponownie na murku i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam, jak Federico kładzie mi rękę na plecach.
-Wszystko będzie dobrze...- popatrzył błagalnym wzrokiem. Westchnęłam głośno i odwróciłam się w jego stronę.
-Wybacz, że widziałeś ten cyrk. Jestem głupia, mogłam to załatwić w domu, a nie w miejscu publicznym.- chłopak objął mnie swoim ramieniem.
-Nie przejmuj się. To wszystko wina Tomasa, nie twoja.- pocieszał.
-Sama już nie wiem. Dziękuję, że przy mnie jesteś.- pocałowałam go w policzek i podniosłam się z miejsca wchodząc do szkoły.
Camila:
      Siedzę sobie na kanapie w melancholijnym stanie. To mnie już dopadło i nie chce odpuścić. Trzęsę się z zimna i patrzę w odległy punkt, jakby nic innego mnie nie interesowało. Nie uszło to uwadze mamie, która natychmiastowo przyjechała do domu po telefonie od Francesci.
-Kochanie, przykryj się. Widzę, że marzniesz.- rzuciła koc w moją stronę. Nie zwróciłam na to żadnej uwagi. Mama wywróciła oczami i opatuliła mnie grubą, pomarańczową narzutą.
-Oby to nie była depresja...- powiedziała pod nosem i wstała z sofy, po czym skierowała się na górę. W tym samym czasie Fran wyszła z kuchni i podała mi szklankę z wodą.
-Nie idź jeszcze!- krzyknęłam mało słyszalnie, gdy przyjaciółka podeszła do drzwi. Otworzyła je i zwróciła się w moją stronę.
-Zostałabym, ale masz gościa.- zachichotała pod nosem. -Cześć Cami. Cześć Andres.- rzuciła i wyszła z domu. Chłopak zdjął czarną wiatrówkę i przysiadł się obok.
-Powiedz, jak się czujesz?- spytał próbując mnie objąć. Odsunęłam się delikatnie w drugą stronę.
-A niby jak mam? Jestem załamana. Pomyśleć, że dałam się takiemu...- nie dokończyłam, tylko starłam łzę z polika. Andres uważnie mi się przyglądnął, po czym wyjął z kieszeni kurtki tabliczkę czekolady.
-Weź sobie kawałek, mi zawsze pomaga.- otworzył sreberko i podał mi tabliczkę. Ułamałam kosteczkę i jednym ruchem znalazła się w moich ustach.
-Dziękuję.- wymamrotałam przegryzając czekoladę. Po chwili zaśmiałam się głośno i poklepałam chłopaka.
-Na serio pomaga.- usta wykrzywiłam w szczerym uśmiechu. Przyjaciel mocno mnie przytulił. Tym razem odwzajemniłam uścisk.
-To jak, już ci lepiej?- spytał. Kiwnęłam głową.
-Jak najbardziej.
Bardzo się cieszę, że Andres mnie odwiedził. Poprawił mi humor i choć na chwilę zapomniałam o nieprzyjemnej sytuacji. Ale to i tak było chwilowe... Życie byłoby zbyt piękne, gdyby wszystko toczyło się tak, jakbyśmy chcieli.
León:
      Postanowiłem zrobić Violettcie niespodziankę. Odstawiłem się, jak zwykle z resztą i kupiłem w kwiaciarni bukiet kwiatów. Myślę, że się jej spodobają. Zapomniałem jednak telefonu z domu, więc zawróciłem do niego i zabrałem to, co potrzeba. Miałem już wychodzić, ale zatrzymał mnie dzwonek do drzwi. Pomyślałem, że szybko spławię tę osobę i udam się na to spotkanie. Otworzyłem drzwi i zastałem tam mojego przyjaciela Andresa, który wtargnął do środka. Ponoć przyjacielowi się nie odmawia...
-León, słuchaj, byłem przed chwilą u Camili. Wiesz, w jakim jest stanie?- mówił.
-To jest aż takie ważne?- spytałem lekko poddenerwowany.
-Nawet nie wiesz jak.- pokiwał głową.
-Mam właśnie wyjść gdzieś z Violettą, umówimy się kiedy indziej i pogadamy, dobra?
-Jak chcesz...- spuścił głowę i wyszedł.
Myślałem, że jestem wolny. No więc wychodzę z domu i tu nagle telefon. Sprawdzam połączenie- Lara.
-Halo?- odebrałem.
-León, musisz szybko przyjść na tor...- oznajmiła przyjaciółka.
-Na serio? Teraz? Ehh... Zaraz tam będę.- rozłączyłem się. Niech to szlag trafi. Nawet z własną dziewczyną nie można się spotkać. Włożyłem bukiet do wazonu i udałem się na tor.
Diana:
      Dzisiejsze popołudnie spędziłam na działce u Diega. Chłopak sam zaprosił mnie do siebie, a ja nie potrafiłam mu odmówić. Tak długo mnie namawiał, że w końcu powiedziałam "tak", a on piszczał z radości jak mała dziewczynka. Zaśmiałam się pod nosem. Właśnie siedzimy sobie na huśtawce i bujamy się tak bez końca.
-A co powiesz na grilla?- wyskoczył z propozycją.
-Wiesz, w sumie byłoby miło, ale nie mamy kiełbasek, ani nic...
-Wątpisz w mistrza?- Diego poruszał zabawnie brwiami i wyjął z torby woreczek z prowiantem. Jak on to robi... W dziesięć minut zmontowaliśmy sprzęt, lub to, co z niego zostało. Mój przyjaciel nieudolnie próbował przykręcić śrubkę, która odpadła z pokrywy grilla.
-A niech to szlag! Nie mogę tego przykręcić...- marudził.
-Daj to załatwić kobiecie.- odgarnęłam włosy i wyrwałam mu śrubokręt z ręki. Jak za dotknięciem różdżki wszystko zostało naprawione. Przeze mnie. Ani trochę pomocy Diega. Stał z otwartą buzią i nie mógł wyjść z podziwu.
-Ale... Jak to... Nie! Niszczysz moją reputację.- westchnął i wziął się za rozwalanie tego, co przed chwilą naprawiłam.
-Tylko nie to! Nie niszcz, proszę. Przecież ci wierzę.- pstryknęłam go w nos. We dwójkę rozpaliliśmy ogień i położyliśmy na nim kiełbaski. Żar i dym kłuły nas w oczy, ale nam to zupełnie nie przeszkadzało.
Po skonsumowaniu resztek jedzenia, wytarłam ręce w serwetkę i podziękowałam.
-Pyszne.- wytarłam kącik ust, w którym znajdował się ketchup. Ukochany przyjaciel niespodziewanie pociągnął mnie za rękę i zaprowadził na tył działki.
-W nagrodę umyjesz mi auto.- oznajmił. Stałam jak wryta.
-Ale że ja? Jestem kobietą. To zadanie dla mężczyzn.- prychnęłam.
-Tak dobrze ci poszło zmontowanie sprzętu, to i z autem dasz radę.- zaśmiał się. -No dobra, pomogę ci.
Chwyciliśmy do ręki gąbki. Pucowałam i szorowałam samochód. Jeszcze trochę i będzie lśnił.
-Teraz czas na płukanko. No chodź tu, kochanie...- zażartował. Wziął do ręki węża ogrodowego i odkręcił kurek. Minęła minuta i nic. Woda nie poleciała.
-Ekhem...- odchrząknęłam. -Stoisz na kablu.- chłopak usunął nogę z kawałka kabla i woda w tym momencie rozbryzgała się niczym fontanna na wszelkie strony. Wybuchnęłam głośnym śmiechem i podeszłam do Diega. Pech chciał, że poślizgnęłam się w kałuży... Los sprawił, że nic mi się nie stało.
Ja. On. Nasze usta złączone w pocałunku. I nic więcej się nie liczy.
Angie:
      Zostało mi jeszcze trochę wolnego czasu, więc zostałam w Studio i przeglądałam papiery. Wszelkie formalności zostały załatwione. Zabrałam torebkę i miałam już wychodzić ze szkoły, ale moją uwagę przyciągnęła sterta nut leżących w sali muzycznej. Weszłam do niej i podniosłam wszystkie z ziemi. Uważnie przejrzałam wszystkie kartki. Melodie nie mogły za nic w świecie ułożyć mi się w głowie. Podeszłam do keyboardu i zagrałam jeden utwór.
-To się nie klei...- stwierdziłam. Nagle palce same zaczęły prowadzić się po klawiszach, to białych, to czarnych. Powstała piękna muzyka dla moich uszu. Zanuciłam ją sobie w myślach i szybko wyjęłam notesik. Zapisałam w nim to, co właśnie zagrałam.
-Angie, ty jeszcze tutaj?- spytał Pablo niespodziewanie wchodząc do klasy. Z przerażenia aż spadł mi notes, który szybko podniosłam.
-Przestraszyłeś mnie.- złapałam się za serce.
-Wrócę później do domu, ponieważ mam spotkanie z Jackie.- oznajmił mój chłopak. Tego mogłam się spodziewać.
-No właśnie, pomówmy o Jackie. Co w niej jest takiego, że się nią wszyscy tak fascynujecie? Ona chce mi ciebie odebrać Pablo.- mężczyzna wzruszył ramionami i podszedł do mnie.
-Dlaczego się jej tak uczepiłaś? To dobra dziewczyna. Moja przyjaciółka z dawnych lat. Jeżeli masz do niej jakieś wąty, to proszę, nie krępuj się. Wyraź swoje zdanie, ale ja nie mam zamiaru go słuchać.- wyszedł obrażony. Poczułam się urażona. Jak mógł powiedzieć coś takiego? Czy on mi nie ufa?

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tyle czekaliście. Miałam taki zajebisty gif na Dianę i Diega, ale gdzieś się zapodział. Przekopałam cały dysk i nic :(.  Jakoś za dużo dialogów jak dla mnie, ale ogólnie chyba może być. Wyszedł długi, mam taką nadzieję. Dziękuję z całego serca za wszystkie nominacje! Otrzymałam ich AŻ 7! To niesamowite ♥
15 KOMENTARZY=NIESPODZIANKA
Pozdrawiam,
Caro <3
P.S. Juto na tym blogu: [KLIK] ukaże się mój Part o Marcesce. Zapraszam!

3.11.2013

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana do tej nagrody po raz czwarty, jeśli się nie mylę. Dziękuję z całego serca Zuzanniex. Cieszę się, że ktoś docenia moją pracę włożoną w tego bloga :) Od razu przechodzę do pytań.

1. Jakiego gatunku muzyki słuchasz?
Słucham wszystkiego, co mi wpadnie w ręce. Nie mam określonego gusta w tej sprawie.
2.  Jaki masz kolor włosów?
Gorzka czekolada :D Nie mylić z czarnym, jak to robią moi znajomi.
3. Dieletta czy Leonetta?
Leonetta por siempre! ♥
4. Twój ulubiony kolor to…?
Zielony & Fioletowy 
5. Jaki kraj najbardziej chciałabyś/chciałbyś odwiedzić?
Jest ich wiele, np. Anglia, Francja, Hiszpania, Argentyna, Irlandia...
6. Jaki jest twój ulubiony film?
"Pitch Perfect"
7.  Co chciałabyś/chciałbyś studiować?
Hmm... Przede mną jeszcze długa droga, ale zawsze jakoś myślałam o prawie. 
8. Jaka jest twoja ulubiona piosenka z „Violetty”?
Ostatnio bardzo polubiłam "Mi mejor momento" i ciągle ją śpiewam. Ogólnie to ja lubię wszystkie :P
9. Ulubiony przedmiot w szkole? (np. biologia)
Historia. Mamy takiego zaczepistego pana :D
10. Co sądzisz o moim blogu? (głupie pytanie, ale już nie mam pomysłów.xd)
Pytanie nie jest głupie, a co o nim sądzę? Świetny :)
11. Jakie jest twoje życiowe motto?
"Słuchaj głosu swojego serca" xd
 
Trolololo, teraz przyszła pora na moje nominacje :P 

Pytania ode mnie:
1. Który sezon "Violetty" według ciebie jest lepszy?
2. Masz jakieś hobby?
3. Dlaczego założyłaś/eś bloga z opowiadaniami?
4. Co sprawia ci największą przyjemność?
5. Naxi czy Caxi?
6. Ile masz lat?
7. W jakim województwie mieszkasz?
8. Czy chciałabyś/eś zmienić coś w swoim życiu?
9. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
10. Ulubiony zespół/wykonawca?
11. Co robisz w tej chwili?
 
Ostatnie pytanie wymyślone na poczekaniu, bo nie wiem co jeszcze zadać. 
Rozdział 65 być może dziś, ale nie jestem pewna, gdyż zaraz wyjeżdżam.
Pozdrawiam,
Caro <3

2.11.2013

ROZDZIAŁ 64

Camila:
      Następnego dnia wstałam w świetnym humorze. Nie wiedziałam jeszcze, jakie niespodzianki czekają mnie przez najbliższy czas... Ubrałam swoją ulubioną bluzkę w stylu hippie i krótkie szorty. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół i przygotowałam sobie śniadanie. Rodziców nie było w domu, więc zostałam sama. Nucąc pod nosem "On Beat" smarowałam masłem kanapkę. W szybkim tempie skonsumowałam posiłek i ruszyłam do Studia. Energia rozpierała mnie aż za bardzo. W szkole przywitałam wszystkich głośnym "cześć" i stanęłam przy maszynie z sokami. Nagle ktoś zakrył mi oczy.
-Zgaduj kto to.- powiedział.
-Hmm... Andres?- zgadywałam.
-Nie, pudło. Spróbuj jeszcze raz.- zaśmiał się.
-Jak to było... Adrio? Ander? A... Adrian!- krzyknęłam i momentalnie odwróciłam. Oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem.
-Następnym razem zapamiętaj jak mam na imię.- pogroził mi palcem. Zostało jeszcze trochę czasu do lekcji, więc weszliśmy do sali muzycznej. Stanęłam przy keyboardzie i zaczęłam grać przypadkowe nuty. Po chwili chłopak dołączył się do mnie. Chwycił gitarę i zagrał parę akordów. Bawiliśmy się świetnie.
Zauważyłam, jak dwoje policjantów wchodzi do szkoły i rozgląda się po korytarzu. W końcu weszli do naszej sali, w której byliśmy.
-Panie Adrian Chuz, zostaje pan zatrzymany. A może wolisz Roberto Sergio?- spytał kpiąco funkcjonariusz, który złapał ręce Adriana i zakuł w kajdanki.
-Co tu się dzieje? Dlaczego go zatrzymujecie? Mogę się dowiedzieć, o co tutaj chodzi?!- krzyczałam w furii.
Jeden z policjantów podszedł do mnie i złapał za rękę.
-Panią również poprosimy na komisariat.

      Jestem bardzo zdenerwowana. Nie mam kompletnie pojęcia, co się tak naprawdę stało. Nie mogli ot tak zamknąć Adriana, to jakaś pomyłka. Musi. On niczego złego nie zrobił.
-Camila, wdech, wydech...- próbowałam się uspokoić, na marne. W końcu zawołali mnie do siebie. Weszłam do pokoju i zasiadłam na krześle.
-O co tutaj w ogóle chodzi?! Zamykacie niewinnego człowieka w więzieniu i robicie z niego kryminalistę! Żądam natychmiastowych wyjaśnień.- darłam się na policjanta. Podarował mi morderczy wzrok. Chyba nie powinnam wybuchać...
-Przepraszam.- cichutko wybąkałam.
-Roberto Sergio, lub jeśli wolisz "Adrian Chuz"- pokazał cudzysłów -jest... można by rzec, że psychopatą. Najpierw dokonuje włamań do domów, później porywa ofiarę, a na samym końcu zdobywa jej zaufanie, by móc z zaskoczenia...
-Niech pan nie kończy.- przymknęłam oczy. Wyglądałam na osłabioną, więc sekretarka podała mi wody.
-Dziękuję.- podniosłam szklankę i wypiłam zawartość.
-Jest pani jedną z nielicznych ofiar tego mężczyzny. Masz szczęście, że nic ci nie zrobił. Zawsze mogło być gorzej...- też mi pocieszenie. Zadał mi jeszcze kilka pytań i byłam wolna.
-Proszę jeszcze podać swoje dane.- uniósł do ręki długopis.
-Camila Torres.- wstałam z krzesła i się pożegnałam.


      Wyszłam z komisariatu cała roztrzęsiona. Zaufałam temu debilowi, a on perfidnie mnie wykorzystał. Zbliżyliśmy się do siebie. Miałam nadzieje, że coś z tego wyjdzie, a tu nic. Omamił mnie, a później... Nie chcę nawet o tym myśleć. Kierując się w stronę ulicy zauważyłam znajomą twarz. Andres?
-Co ty tutaj robisz?- spytałam podchodząc do chłopaka.
-Przyjechałem po ciebie. Wiesz, nie powinnaś sama wracać. Wiem co się stało.- momentalnie się rozpłakałam. Łzy starły mój makijaż, ale w tym momencie miałam to gdzieś. Wtuliłam się w przyjaciela.
-Dziękuję.- starł łzę z polika.
-Choć, musimy iść do Studia.- zaprowadził mnie do swojego auta. Zajęłam miejsce pasażera i ruszyliśmy ponownie do szkoły.






Violetta:
      Myślałam, że zaraz wybuchnę. Ten cały Adrian od samego początku mi się nie podobał. Jak widać, moje przeczucie nie zawiodło i tym razem.
-Jak myślisz, Camila dobrze się czuje?- spytałam Leóna, który był bardziej opanowany ode mnie.
-Spytaj się jej sama, właśnie tutaj idzie.- wskazał na wejście. Szybko do niej pobiegłam i mocno przytuliłam.
-I co? Czy...- zająknęłam się.
-Zatrzymali go. Niech zgnije w więzieniu za to, co zrobił!- wybuchła niekontrolowanym płaczem.
-Cami, cicho.- pogłaskałam jej włosy. -Wróć do domu i odpocznij. Potrzebujesz tego.- w tej chwili podbiegła do nas również Francesca.
-Violetta ma rację. Musisz odpocząć.
-Ja mogę cię odprowadzić.- zaproponował Andres.
-Nie, dziękuję. Wolę, żeby zrobiła to Fran.- otarła spuchnięte oczy i wyszła z przyjaciółką. Tak mi jej szkoda... Nie mogę patrzeć jak cierpi. Mocno wtuliłam się w tors Leóna.
-Będzie dobrze.- uspokajał mnie.
Nic nie będzie dobrze. To się odbije na jej psychice. Dlaczego zawsze my cierpimy najbardziej? Czy nie możemy zaznać spokoju choć na chwilę?
León:
      Mój przyjaciel był dzisiejszego dnia bardzo nerwowy. Denerwowało mnie to, jak tupał nogami i kręcił się w kółko.
-Przestań!- wrzasnąłem. Andres momentalnie stanął w miejscu.
-Nie rozumiem, dlaczego Camila nie chciała, żebym ją odprowadził. Przecież była taka załamana. Szkoda, że...- nawijał jak szalony.
-Możesz mówić wolniej? Nic nie rozumiem z twojego bełkotania.- pokręciłem głową.
-Mówię, że chciałem odprowadzić Camilę, ale ona się nie zgodziła.- teraz zwolnił i mówił w tempie żółwia. Uderzyłem ręką w czoło.
-Andres, ona boi się jakiegokolwiek kontaktu z facetem. Nie zajarzyłeś jeszcze?- spytałem.
-Nie.
-No to wielka szkoda.
-Wybacz, ale jestem strasznie przejęty tą sytuacją. Zależy mi na jej bezpieczeństwie...- to co powiedział zszokowało mnie. Andi i mądre słowa?
-A tobie Andi co, filozof się włączył?
-Weź tak do mnie nie mów. Głupia ksywka.- oburzył się trochę i odszedł. W ogóle go nie rozumiem. W sumie, to od kiedy on się tak przejmuje Camilą? Muszę to wybadać w najbliższym czasie.
Ludmiła:
      Siedziałam na murku przed szkołą i rozmyślałam nad tą całą sytuacją. Co za świnia z tego chłopaka, a wydawał się taki porządny. Violetta miała rację. Z stanu skupienia wytrącił mnie Federico.
-Czemu jesteś smutna?- przeskoczył próg i usiadł obok mnie.
-No wiesz, ta sytuacja z Adrianem...- bujałam nogami w tył i w przód.
-Nie zamartwiaj się tak, wszystko będzie w porządku. Złapali tego drania i coś czuję, że szybko go nie wypuszczą.- uśmiechnął się, więc zrobiłam to samo. Ostatnio z Federico spędzam bardzo dużo czasu. Rozbawia mnie do łez, pociesza...
-Fajnie, że jesteś.- uderzyłam delikatnie jego ramię.
-No wiem.- zaśmiał się.
-Ta twoja skromność nie zna granic.- podsumowałam również się śmiejąc. Chłopak objął mnie i przytulił. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Obrócił głowę i popatrzył mi w oczy...
Tą wspaniałą chwilę ktoś oczywiście nam musiał przerwać. I tej osoby spodziewałam się najmniej.
-Wróciłem!

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Powiedziałam, że dzisiaj nie dodam, ale jest! I to jeszcze długi, tak mi się wydaję :) Zaskoczeni? Mam taką nadzieję. Planowałam to już od dawna. I tak jeszcze mnie wena naszła i mam wspaniały humor. Jak zauważyliście, nowy wygląd bloga. Podoba się? Piszcie, a może chcecie ten szablon, który był ostatnio? 
Kolejny rozdział nie wiem kiedy.
Pozdrawiam,
Caro <3


Blog z One Partami

Cześć! Razem z Marcelą, Pycią i Gabi założyłyśmy wspólnego bloga z One Partami. Mamy nadzieję, że będziecie tam zaglądać ;) http://ty-jestes-dla-mnie-niebem.blogspot.com/

Kolejny rozdział prawdopodobnie dziś.  Zmieniłam wygląd bloga (najprawdopodobniej tymczasowo).
Karolina