30.09.2013

ROZDZIAŁ 49

León:
      Oczekiwałem odpowiedzi od Violetty, ale ta szybko wtuliła się w mój tors. Czułem, jak jej usta drżą z przerażenia. Nie wiedziałem jak mam się zachować w takiej sytuacji, dlatego objąłem ją swoim ramieniem i czule zapytałem.
-Wszystko w porządku?- odsunęła się ode mnie i popatrzyła smutnymi oczami.
-Tak, León.- odwróciła wzrok. Chociaż mówiła, że jest dobrze, czułem, że mnie oszukuje. Nie miałem serca się na nią złościć, ale byłem lekko zdenerwowany. Nie okazywałem jednak tego uczucia dziewczynie. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy i musiałem zbierać się do domu. Ucałowałem ją w policzek i zszedłem schodami do drzwi.
-Do widzenia, panie Castillo.- pożegnałem się z ojcem Violetty.
-Do widzenia León.- machnął ręką i poszedł do kuchni. Wyszedłem z ich domu i skierowałem się w stronę mojego. Zahaczyłem przy okazji o sklep z instrumentami, ponieważ chciałem sobie kupić nową gitarę. Stara niestety zakończyła już swój żywot. Wchodząc rozejrzałem się po pomieszczeniu. Muzyka cicho leciała ze sklepowych głośników, a każdy instrument leżał osobno na specjalnej podstawce. Dostrzegłem piękną, czarną, lakierowaną gitarę, dlatego podszedłem do niej i musnąłem ją opuszkami palców.
-Idealna.- pomyślałem. Sprawdziłem cenę. Chociaż bardzo chciałem ją kupić, nie mogłem. Była za droga. Zawiedziony wyszedłem ze sklepu. Dlaczego aż tak mi na niej zależało? Można ująć, że gitara to tak jakby druga dziewczyna. Kochałem co wieczór brać ją w swoje ręce i pobrzdąkać na niej pojedyncze akordy. To na niej powstawały moje największe hity. Uwielbiałem grać. Nie widziałem sensu życia bez tego. Wróciłem do domu i od razu powędrowałem do swojego pokoju. Za parę dni koniec roku w Studio. Czeka mnie dużo pracy, ponieważ muszę nauczyć się jeszcze jednej piosenki. Do tego dochodzą nieustanne, męczące próby których i tak nie jest mało. Teraz miałem chwilę dla siebie i mogłem odetchnąć. Dręczyła mnie tylko jedna myśl. Dlaczego Violetta nie powiedziała mi prawdy? Zrezygnowany rzuciłem się na łóżko i zamknąłem oczy.
Violetta:
      Karciłam siebie w myślach za to, że nie przyznałam się Leónowi do prawdy. Nie jest chyba ona taka straszna. Wątpiłam jednak, czy chciałby słuchać o tym, jak obcy chłopak próbował mnie pocałować. Siedziałam zamyślona na łóżku, kiedy do pokoju weszła Angie.
-Chodź na kolację kochanie.- zawołała. Niechętnie założyłam kapcie na bose nogi i wstałam z miejsca. Ciocia objęła mnie swoim ramieniem.
-Czy jest coś o czym chciałabyś mi powiedzieć?- zapytała. Trafiła w sedno, bardzo chciałam jej się zwierzyć. 
-Bardzo prawdopodobne. Zataiłam przed Leónem prawdę. A poza tym mamy występy na koniec roku i bardzo się stresuję.- wyjaśniłam. Angie zamknęła drzwi od pokoju i zaciągnęła mnie na łóżko. 
-A co z kolacją?- zdziwiłam się.
-Może poczekać.- uśmiechnęła się szeroko i mnie przytuliła. 
Cieszyłam się z tego, że miałam przy sobie zaufaną osobę, z którą mogłam porozmawiać na wszystkie tematy. Po chwili usłyszałyśmy krzyki Olgi z dołu.
-Idziecie czy nie? Klopsiki już stygną!- zawołała, a my wybuchłyśmy gromkim śmiechem i zeszłyśmy wesołe na dół. 
Każdy zajął swoje miejsce prócz cioci. 
-Zjem dzisiaj w kuchni.- oznajmiła i przeniosła swój talerz. Zdziwiłam się dlaczego nie chciała zjeść z nami, ale domyślałam się, że chodzi o tatę. Od rana zachowuje się tak, jakby nie kontaktował. Nie zwraca na nic uwagi tylko myśli. Nad czym tak duma? Nie mam zielonego pojęcia, ale po posiłku spróbuję wybadać tą sprawę.
      Zjadłam szybko swoją porcję i odeszłam od stołu. Weszłam do kuchni i przysiadłam się obok Angie.
-Co się stało pomiędzy tobą a tatą?- spytałam bez żadnego owijania w bawełnę. Ona nerwowo zachichotała i założyła włosy za ucho.  
-Ależ nic. Skąd ci to przyszło do głowy?- na siłę próbowała się uśmiechnąć.
-Nie chcesz powiedzieć to nie. Nie nalegam...- wstałam z krzesła i powędrowałam prosto do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i gotowa do spania położyłam się na łóżku. Może jest i wczesna pora, ale muszę regenerować siły. W końcu czekają mnie ciężkie próby. Zrobiłam króciutki wpis do pamiętnika i zmrużyłam oczy. Parę chwil później odpłynęłam.
Ludmiła:
      Spałam smacznie wtulona w kołdrę, gdy obudził mnie dosyć głośny dźwięk budzika. Nieprzytomna podniosłam głowę do góry i wyłączyłam to ustrojstwo. Jeszcze chwilę wgapiałam się w punkt przed siebie i przetarłam oczy po czym przeciągnęłam się i założyłam na nogi różowe, puchate kapcie. Podreptałam do łazienki i wzięłam orzeźwiający prysznic. Swoje blond loki spięłam w wysokiego kucyka, a na siebie włożyłam asymetryczną różową bluzkę i jasno-zielone rurki. Twarz przykryłam delikatnym makijażem i prawie gotowa zeszłam na dół. Strasznie burczało mi w brzuchu, dlatego powędrowałam do kuchni i wyjęłam z lodówki mleko oraz płatki kukurydziane z szafki. Zalałam je i wyciągnęłam łyżkę. Zabrałam się do konsumowania śniadania. Chwilę później dostałam sms-a od mojego kochanego Tomasa.
"Za dziesięć minut czekam pod twoimi drzwiami. Szykuj się. Buziaki, Tomas :*"
Dokończyłam jeść i ubrałam ulubione koturny, a torebkę przerzuciłam przez ramię. O punktualnej porze zjawił się chłopak.
-Cześć kochanie.- ucałował mnie w policzek. Wsiedliśmy do jego auta i zapięliśmy pasy.
-Długo jeszcze?- zapytałam po dosłownie dwóch minutach jazdy.
-Wytrzymaj jeszcze pięć minut.- odpowiedział i lekko przyspieszył.
-Ale Tommy, ja nie wytrzymam...- marudziłam, a on na przekór podgłośnił muzykę w radiu. Gotowałam się w środku, przecież wiedział, że nie lubię tej piosenki, dlatego też otworzyłam oba nasze okna na oścież.
-Ej! Zniszczyłaś mi fryzurę!- krzyknął i zamknął okna. 
-Trzeba było nie podgłaśniać muzyki.- zaśmiałam się szyderczo. -Tylko teraz jej nie poprawiaj, prowadzisz!- skarciłam go, gdy zobaczyłam, że poprawia się w lusterku.
-Już, już. Jesteśmy na miejscu.- zaparkował auto i otworzył mi drzwi. Podziękowałam mu i złapałam go za rękę po czym powędrowaliśmy razem do Studia.
Federico:
      Kolejne męczące próby prawie za nami. Zostały jeszcze choreografie w parach. Przydzielono mnie z Naty. Teraz mamy próbę wraz z Francescą i Diegiem oraz Marco, który przypatruje się na razie naszym poczynaniom.
-Dobra, zaczynamy od początku... Diego, stań za mną.- pokazała Fran i włączyła muzykę. Chwilę później ruszali się w takt piosenki "Voy Por Ti".
-Jak tańczysz! Lewa noga idzie przed prawą, a nie za!- krzyknęła zdenerwowana. Nikt nie wiedział za co się złości. Spróbowali od nowa.
-Znowu błąd! Diego, nauczyłeś się w ogóle choreografii?- zezłoszczona zatrzymała muzykę.
-Ale o co chodzi?!- zapytał zdezorientowany.
-Może zróbcie sobie przerwę, w tym czasie poćwiczę z Naty.- zaproponowałem.
-Przepraszam was. Po prostu bardzo stresuję się tym występem i mi się zaczęło udzielać. Nie zwracajcie na to uwagi.
-Oj, będzie ciężko.- wyszeptał Marco z czego zachichotałem. Włączyłem "Ser Mejor" i stanąłem obok dziewczyny. Poszło nam świetnie.
-Na dzisiaj starczy.- powiedziałem i wziąłem łyka wody. Za piętnaście minut miały się skończyć zajęcia i chciałem wrócić do domu z Violettą, ale nigdzie nie mogłem znaleźć swojej kuzynki.
-León, widziałeś Violę?- zapytałem go. On jednak także nie wiedział, gdzie jest dziewczyna. 
Chodziłem bez celu po szkole i w końcu ją znalazłem.
-Gdzie byłaś? Szukałem cię.- podszedłem do niej. 
-Poszłam do sali ciebie szukać.- zaśmiała się.
-Ciekawy zbieg okoliczności. Idziemy?- wziąłem ją pod rękę i poszliśmy do domu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uff! Wyrobiłam się dzisiaj, a myślałam, że dodam jutro. Wróciłam dopiero z dyskoteki ^^ Wszystkie gify robi mła XD Jak chcecie to sobie możecie brać, tylko napiszcie. Co do rozdziału... Wyszedł taki długościowo dobry. Najbardziej chyba spodobała mi się pierwsza perspektywa, no ale cóż... Do oceny pozostawiam wam.
50 rozdział, czyli zakończenie roku szkolnego i występ planuję za 3 dni. Może się zdarzyć, że dodam wcześniej, ale to już zależy od mojej weny. Mam już pomysł. 
To chyba na tyle, 
Całusy, Caro :*
  
 

28.09.2013

ROZDZIAŁ 48

Angie:
      Pisnęłam z przerażenia. Odsunęłam się od Pabla i cicho krzyknęłam:
-Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?! Wynoś się.- wskazałam mu drzwi. On zmrużył oczy i posłusznie wyszedł z pokoju. Położyłam się na łóżko, jednak po nieudolnych próbach zaśnięcia zeszłam na dół do kuchni czegoś się napić. Wchodząc wycofałam się, ponieważ zauważyłam Germana. Byłam blisko wyjścia, ale wykrzyczał moje imię.
-Angie!- uśmiechnęłam się sztucznie i weszłam do pomieszczenia unikając jednak jego wzroku.
 Wyjęłam z lodówki mleko i rozlałam wokół kubka.
-Ajć!- podeszłam po szmatkę, ale mężczyzna mnie wyprzedził i posprzątał za mnie. Wydawał się taki dziwnie spokojny, a jeszcze przed chwilą był wściekły.
-Sama bym sobie poradziła, w każdym bądź razie dziękuję.- wypiłam szklankę mleka i chciałam ją odnieść do zlewu, lecz German znowu mnie wyprzedził. Potem podszedł do mnie i złapał za ramiona.
-Angie, proszę cię daj nam szansę. Przecież możemy być szczęśliwi.- patrzył mi w oczy, a mnie zatkało. Nie miałam zielonego pojęcia co powiedzieć. Przybliżył się do mnie i powoli schylał się ku moim wargom. Był bardzo blisko, ale wyminęłam go.
-Dobranoc Germanie.- wyszłam z kuchni i popędziłam do swojego pokoju. Teraz mam już zagwarantowane, że tej nocy nie zmrużę oka.
Violetta:
      Wstałam dosyć wcześnie, bo o 6:30, a do Studia mam na 9:00. Nie mniej jednak byłam bardzo wyspana, pomimo tego, że w nocy słyszałam jak tata dosyć głośno rozmawia z moją ciocią. Chciałam się dowiedzieć co było spowodowane tą kłótnią, ale przecież nie będę się wypytywać o świcie. Przeciągnęłam się leniwie i podreptałam do szafy przygotować ciuchy na poranny jogging. Tak- w tym tygodniu podjęłam się wyzwania i codziennie rano biegam. Wyjęłam różową bokserkę i krótkie, czarne legginsy. W Buenos Aires słońce pieści nas swoim ciepłem, więc mogłam bez problemu tak się ubrać. Na paluszkach zeszłam do kuchni i wypiłam sok pomarańczowy oraz ze smakiem zjadłam tosta z dżemem wiśniowym. Założyłam na nogi sportowe buty i wyszłam z domu. 
Biegłam truchtem już z dziesięć minut i szczerze miałam dosyć. Przystanęłam na chwilkę i napiłam się wody mineralnej po czym stwierdziłam, że się nie poddam i ponownie ruszyłam przed siebie. Czułam delikatny wiaterek przeszywający moje ciało. Nie patrzyłam pod nogi i w pewnym momencie upadłam na ziemię. To znaczy tak jakby. Zobaczyłam, że jakiś chłopak podtrzymuje mnie za plecy i uśmiecha się do mnie. Powoli się zbliżał. Podniosłam się od razu i poprawiłam bluzkę.
-Dziękuję za pomoc.- powiedziałam i chwyciłam butelkę do ręki.
-Nie ma sprawy. Jestem Adrian.- wyjął rękę w moim kierunku więc podałam mu swoją i uśmiechnęłam się.
-Violetta. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, ale muszę już iść. Do zobaczenia!- pomachałam mu i pobiegłam przed siebie. Krzyczał coś, ale tego nie słyszałam.
      Wróciłam do domu przed ósmą więc weszłam do łazienki i wzięłam kojący prysznic. Przebrałam się w normalne ciuchy i spakowałam torebkę po czym zeszłam na dół i pożegnałam się z tatą.
-Pa.- cmoknęłam go w policzek, on jednak stał jak w amoku i nie ruszał się. Pomachałam mu ręką przed oczami.
-Coś nie tak?- zapytałam. On tylko mnie przytulił i poszedł do swojego gabinetu. Zdziwiło mnie jego zachowanie, a jednocześnie zmartwiło. Ktoś zadzwonił do drzwi więc poszłam je otworzyć. Przed nimi stał León.
-Witaj księżniczko.- pocałował mnie na przywitanie.
-Witaj mój książę.- zamknęłam drzwi i wtuliłam się w chłopaka. W piętnaście minut doszliśmy do Studia. W sali wszyscy już na nas czekali. No tak, zapomniałam. Są próby i od rana ćwiczymy piosenki, układy i takie tam inne. Szybko zajęliśmy miejsca i z zaciekawieniem słuchaliśmy tego, co mówili nam nauczyciele. Okazało się, że zostaliśmy podzieleni na pary i mamy przygotować choreografię do wybranej piosenki. Przydzielono mnie z Leónem, z czego bardzo się cieszę. Po grupowych zajęciach weszłam z moim chłopakiem do sali tanecznej i zajęłam pozycję.
-Gotowa?- zapytał. -No więc tak: pierwsza część układu idzie w ten sposób... raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć siedem, osiem, raz, dwa...- liczył. Byłam zdumiona, że w tak krótkim czasie wymyślił coś tak świetnego.
-Genialne!- pochwaliłam go. -Teraz moja kolej. Raz, dwa, trzy...- pokazałam mu mój pomysł. 
-Tobie także nieźle poszło. Połączmy to razem i wyjdzie nam wspaniale.- ucałował mnie w policzek i zabraliśmy się do tańca. Szło nam naprawdę dobrze. W pewnym momencie się potknęłam, lądując w ramionach Leóna. 
-No no, prawie upadłaś. Masz szczęście, że cię uratowałem.- zaśmiał się, a ja w podzięce go pocałowałam.
-Dziękuję. To już dzisiaj drugi raz...- wypowiedziałam cicho, ale i tak to usłyszał.
-Co drugi raz dzisiaj?- zapytał. 
-Nic, nic. Ćwiczymy dalej?
-Może zróbmy sobie przerwę.- podszedł do drążka i wytarł się ręcznikiem. Ja napiłam się wody i wyszłam na chwilę z sali. Nie mogłam mu powiedzieć, że dziś rano jakiś obcy chłopak mnie złapał i próbował pocałować. W drodze do szafek spotkałam Ludmiłę.
-Ty nie na próbie?
-Byłam, ale Maxi jest nie do wytrzymania! Ciągle nawija o Naty. Szkoda, że nie mogę być z Tomasem.- zasmuciła się.
-Pewnie Lara też daje mu w kość.- zaśmiałam się, ale zauważyłam na ustach dziewczyny wymalowaną złość.
-Jak mi będzie próbowała go poderwać to nogi powyrywam!- krzyknęła.
-Opanuj emocje.- pogłaskałam ją po ramieniu. -Wracaj do sali, Maxi nie jest chyba aż tak wkurzający.- posłusznie wykonała moje polecenie, a ja zajęłam się szukaniem swojego telefonu w szafce.
León:
      Na próbie Violetta dziwnie się zachowywała. Jakby próbowała coś ukryć. Próbowałem wyciągnąć od niej jakieś informacje, ale nie odezwała się ani słowem na ten temat. No trudno, spróbuję kiedy indziej. Po lekcjach wróciłem do domu i czym prędzej zadzwoniłem do Francesci wybadać sprawę.
-Fran? Mógłbym się o coś ciebie spytać?
-No jasne. O co chodzi?- zapytała.
-Czy Viola nie zwierzała ci się dzisiaj przypadkiem z jakiegoś no nie wiem, problemu czy coś?
-Nie, a dlaczego pytasz?
-Rozumiem. Nie było sprawy, zapomnij o tym. Na razie!- rozłączyłem się. Czyli, że ona też nic nie wiedziała... Nie chciałem bawić się w jakiegoś szpiega, ale sprawa wyglądała lekko podejrzanie. Czy ona mi nie ufa? Postanowiłem osobiście się jej o to spytać więc poszedłem do niej do domu. Ponownie mi otworzyła.
-León, co ty tu robisz?- zapytała.
-Przyszedłem z tobą coś wyjaśnić.
-Chodź.- złapała mnie za rękę i zaprowadziła do swojego pokoju. Usiadłem obok niej na łóżku i spytałem.
-Ufasz mi?
-Tak, dlaczego pytasz o taką oczywistą rzecz?- zagestykulowała.
-W takim razie powiedz mi co się dzisiaj stało.
-Ja...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę, oto 48 rozdział. Taki sobie mi wyszedł, no ale cóż :( Gif zrobiłam ja :D Jutro nie dodam kolejnego, bo jadę do kuzynki na urodziny, najszybciej chyba w poniedziałek lub we wtorek, zobaczę jeszcze. Nie wiem co tutaj jeszcze napisać, może tyle że nie czytałam tego rozdziału całego i coś może być bez sensu. Ma tu być parę komentarzy, bo jak nie to sobie poczekacie na kolejny :D
Pozdrawiam, Caro <3   
Jaram się nadal Leonettą z 70 odcinka *U*





 

26.09.2013

One Part - Cares - "Złota bransoletka" część 2

***
      Mijały godziny, dni, tygodnie. Andres ciągle gubił przywieszki od bransoletki. Została już tylko jedna. Camila cierpiała za każdym razem kiedy odpadała któraś z nich. Chłopakowi natomiast przydarzały się same dobre rzeczy. 
Nic nie było w porządku. Babcia dziewczyny właśnie jechała karetką na sygnale do szpitala.
-Jak to się stało?- spytała Camila policjanta łkając przy tym.
-Pani Juliet miała zawał serca. Nie wiadomo jak to się stało, ale podejrzewam, że chodzi o śmierć córki. Bardzo się nacierpiałyście. Wiem jak to jest stracić matkę.- pogłaskał ją po głowie.
-Nic pan nie wie!- krzyknęła w złości. Po chwili opanowała swoje emocje i po cichutku przeprosiła. Policja odjechała radiowozem zostawiając ją samą. Weszła do domu i zabrała swojego misia z dzieciństwa. Wtuliła się do niego mocno. Z jej opuchniętej, czerwonej twarzy leciały słone łzy. Nie miała ochoty już żyć, nawet dla kogo nie miała. W szpitalu walczyli o życie jej babci, a ona siedzi bezczynnie. Nie mogła nic zrobić. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego.
      Andres podszedł do kąta, w którym leżała jedna z zawieszek.
-Tu cię mam.- podniósł ją i doczepił do reszty. 
Camila poczuła siłę w sobie. Podniosła się z miejsca i spojrzała w lustro.
-Muszę wziąć się w garść.- pomyślała i czym prędzej przebrała przedarte legginsy na czarne spodnie. Zmyła cały makijaż, musnęła tylko delikatnie wargi różowym błyszczykiem i zbiegła na dół. Czym prędzej zmieniła buty i założyła szarą wiatrówkę, a po chwili już szwędała się po szpitalu w tę i we w tę. Spoglądała na każdego lekarza, który obok niej przechodził. Co chwilę zaczepiała kogoś, aby dowiedzieć się jaki jest stan zdrowia jej babci. Niestety nie otrzymała odpowiedzi, ponieważ nie zrobiono jeszcze najważniejszych badań. Zrezygnowana dziewczyna odpuściła po dwóch godzinach i wróciła do domu. Gdy tylko przekroczyła próg budynku poczuła na swojej skórze delikatne krople deszczu mrowiące jej ciało. Założyła kaptur na głowę, spuściła ją lekko w dół i pomaszerowała przed siebie.

      Zamyślona nie zauważyła nawet kiedy przestało padać. Nadal szła z opuszczoną głową kierując się wąską alejką parku. Przez przypadek mocno obiła się o jakiegoś chłopaka tym sposobem lądując na miękkiej kupce liści. Chłopak podał jej rękę i z uśmiechem pomógł jej wstać.
-Dziękuję za pomoc.- jej twarz momentalnie rozpromieniała.
-Nie ma sprawy. Jestem Andres. A ty wyjawisz mi swoje imię?- zapytał nieznajomy. Dziewczyna wahała się chwilę, ale jednak postanowiła mu powiedzieć.
-Camila. Miło mi ciebie poznać.- wyciągnęła prawą rękę i podała mu ją. 
-Skoro już na siebie wpadliśmy może dasz się namówić na koktajl przeprosinowy?- zaproponował.
-Z wielką chęcią, ale to chyba raczej ja powinnam przepraszać.- zaśmiała się perliście i stanęła tuż obok chłopaka. Zgodnie poszli do małej kawiarni gdzie ponoć serwowali najlepsze koktajle w mieście. Zasiedli przy jednym stoliku i zamówili dwa napoje o smaku pomarańczowym.
-Widzę, że lubimy to samo.- odparł Andres po odejściu kelnera. Po chwili dostarczono im koktajle z gratisowymi oponkami. -Mamy też co jeść. To dobrze, bo od rana nic nie jadłem i jestem głodny jak wilk. Camilo, może opowiesz mi coś o sobie?- nagle zmienił temat co nie za bardzo spodobało się dziewczynie. Nie chciała o tym rozmawiać i prawie o wszystkim zapomniała, lecz chłopak nie mógł zaznać spokoju i z niedosytem czekał na wypowiedź rudej. Cóż miała zrobić? Przymknęła delikatnie oczy i z wielkim spokojem opowiedziała swoją historię. Andres słuchał jej bardzo uważnie z wielkimi oczami. Nie mógł sobie wyobrazić tego co przeszła ta dziewczyna. Czuł jednak wszystkie emocje i uczucia wypowiadane wraz z każdym nowym słowem. Działo się to dlatego, że w swojej lewej kieszeni trzymał jej złotą bransoletkę.
-... I tak właśnie kończy się moja historia. Skoro ja mówiłam to ty też mi coś opowiesz. Zamieniam się w słuch.- powoli sączyła napój przez zieloną słomkę.
-Więc wszystko zaczęło się parę tygodni temu, kiedy to...- opowieść przerwał mu dźwięk telefonu dziewczyny. 
-Przepraszam, ale dostałam wiadomość o stanie zdrowia mojej babci.- wytłumaczyła. -Muszę już iść. Tu masz mój numer, zadzwoń kiedyś to jeszcze pogadamy i dokończysz mi swoją historię.- mrugnęła do niego i podała karteczkę. Pomachała mu na pożegnanie i zniknęła w tłumie ludzi.
      Do końca dnia nie mógł przestać myśleć o Camili. Zaintrygowała go jej osoba, tajemniczość i cały jej życiorys. Wyjął z kieszeni bransoletkę i przyjrzał się jej dokładnie. Na jednej z przywieszek zauważył wygrawerowaną literkę C. Podszedł do kąta i podniósł pięć innych zawieszek po czym doczepił je do bransoletki i ponownie schował ją do kieszeni. Napisał sms-a do dziewczyny, aby umówiła się z nim. Trzy minuty później dostał odpowiedź.
"To może jutro o 13:00? Będę wracała akurat ze szpitala. C."
 Położył się spać. Nie spał jednak część nocy, z wiadomego powodu. Nie mógł już się doczekać kolejnego dnia.

      Camila ponownie przekroczyła próg szpitala. Gdy tylko zauważyła na korytarzu swoją babcię od razu do niej podbiegła. 
-Babciu!- mocno ją przytuliła. -Wiedziałam, że z tego wyjdziesz. Kiedy cię wypisują?- zapytała.
-Już jutro. Miewam się tu dobrze, lekarze o mnie dbają więc się nie martw kochanieńka.- ucałowała wnuczkę w czoło. -Muszę już wracać do pokoju, za chwilę mam badania. Trzymaj się słonko.- pomachała jej na pożegnanie. Teraz mogła spokojnie spotkać się z Andresem. Ku jej zaskoczeniu chłopak właśnie stał pod szpitalem z kwiatkiem i czekał na nią.
-Pomyślałem, że będzie miło jak po ciebie przyjdę. Proszę.- wręczył jej tulipana. Ona go powąchała i pocałowała w policzek.
-Dziękuję.- na jego polikach ukazały się czerwone plamy z zawstydzenia. Szli blisko siebie praktycznie nie odstępując się na krok. Choć znali się dopiero jeden dzień czuli jakby minęły już lata. Nawzajem siebie rozumieli, znaleźli wspólny język, a to już wystarczyło by zbliżyć do siebie tą dwójkę.
-Dokończysz mi to co zacząłeś wczoraj?- poprosiła dziewczyna. Andres z wielką chęcią to zrobił. Kiedy wreszcie doszedł do momentu odnalezienia bransoletki, Camila przystanęła i popatrzyła mu głęboko w oczy.
-Masz ją przy sobie? Pokaż.- posłusznie wyjął ją z kieszeni i wręczył jej. Ona wymacała ją w dłoniach i z wielką radością rzuciła mu się na szyję.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- składała delikatne pocałunki na jego czole. Chłopak nie wiedział o co chodzi i był bardzo zaskoczony. -Odnalazłeś moją zgubę, której tyle szukałam. Bałam się, że nigdy jej nie odnajdę...- zasiadła na ławeczce i założyła bransoletkę na rękę.
-To znaczy, że jest twoja?- Andres przysiadł się obok niej i spojrzał na nią. Była cała w skowronkach.
-Tak! Zgubiłam ją parę tygodni temu, bez niej czułam się bardzo samotna. Teraz wszystko się odmieniło dzięki tobie. Jestem ci bardzo wdzięczna.- mocno wtuliła się w ramię chłopaka. Czuł radość, bo pomógł tak bezbronnej osóbce jaką była Camila. Chciał już zawsze jej pomagać.

***

      Następnego dnia Juliet wróciła do domu ze szpitala. Wnuczka bardzo jej pomogła i chciała się jej odwdzięczyć. Była także sprawa, którą musiała jej wyjawić.
-Słonko usiądź obok mnie.- poklepała miejsce na sofie. Dziewczyna przysiadła się tuż przy kobiecie.
-Co się stało babciu?- zapytała z niepokojem.
-Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Proszę cię tylko, abyś wysłuchała mnie do końca.- położyła rękę na jej kolanie. -Być może nie chcesz wracać do tamtych chwil, ale jest to bardzo istotne. Kiedy miałaś dziesięć lat i wyjechała twoja mama podarowała ci tą bransoletkę. Zauważyłaś, że było na niej siedem przywieszek. Miały one oznaczać siedem lat kiedy miało nie być mamy. Tak naprawdę nie pojechała na służbowy wyjazd, lecz znalazła sobie kochanka i postanowiła z nim wyjechać. Nie chciała jednak, żebyś pozostawiała Buenos Aires dlatego kazała ci zamieszkać ze mną, powierzyła mi opiekę nad tobą. W dniu jej powrotu potrącił ją samochód. Niestety, wiem dlaczego. Z pewnego źródła dowiedziałam się, że chłopak który znalazł twoją bransoletkę był przyczyną kłopotów. Na dodatek jest ona przeklęta. Odziedziczyłam ją po mojej zmarłej mamie, która otrzymała ją po prababci. Osoba, która jest w posiadaniu przedmiotu czerpie radość z życia, gorzej gdy ją zgubi. Tak było w twoim przypadku. Bardzo długo zbierałam się żeby ci to powiedzieć.- skończyła mówić. Camili zaszkliły się oczy. Siedem lat później dowiaduje się całej prawdy? Tak bardzo dla niej bolesnej. Bez słowa wybiegła z domu i popędziła w kierunku mostu. Stanęła na nim i oparła się dłońmi o barierkę. Po piętnastu minutach jej refleksje przerwał Andres, który stanął obok niej.
-Płaczesz?- zapytał i pogłaskał ją po plecach. Rzeczywiście płakała, ale nie chciała się przyznać. Schowała twarz. 
-Nie, w ogóle. Co tutaj robisz?- postanowiła się odwrócić w jego stronę. Ujrzała uśmiech na jego twarzy. Nie mogła się na niego gniewać. Skąd miał wiedzieć, że złota bransoletka przysporzy jej kłopotów? Zdjęła ją z ręki i spojrzała na nią po raz ostatni po czym bez chwili skruchy wyrzuciła ją do jeziora. W mgnieniu oka zatonęła.
-Dlaczego to zrobiłaś? Nie była dla ciebie ważna?- zaniepokoił się. Dziewczyna zaniosła się płaczem.
-Nie, była ale nie teraz! Nie chciałam jej widzieć na oczy!- krzyknęła. 
-To nie w porządku. Jeszcze wczoraj dziękowałaś mi za znalezienie jej, a dzisiaj tak po prostu ją wyrzucasz?! Była dla ciebie skarbem, całym twoim życiem!- tłumaczył.
-Nie mam już dla kogo żyć!- bezsilnie opuściła ręce w dół i głośno łkała.
-To żyj dla mnie.- Andres przybliżył się do niej i wtulił ją w swoje silne ramiona. Poczuła delikatny dreszczyk. Wiedziała, że chłopak dotrzyma słowa i jej nie zawiedzie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że zwlekałam z nim tyle czasu, ale nic nie mogłam wymyślić. A teraz proszę, jestem bardzo z niego zadowolona :D To cud! 
Dziękuję za 21.000 wejść :* Nie wierzyłam, że osiągnę taki sukces, to naprawdę wspaniałe <3 Co do komentarzy, to lenie jesteście! xD Mam 25 obserwatorów, a komentują około 4 osoby, już nie czaję xD Mam nadzieję, że tu pojawi się więcej komentarzy, bo spędziłam nad tym trochę czasu i myślę, że nie na marne.
Tak czy siak podoba mi się i to chyba najważniejsze. Teraz czekam tylko na waszą opinię. 
Rozdział pojawi się około weekendu, lub w poniedziałek, zależy jak z weną. Przygotowuję na 50 rozdział koniec szkoły. To chyba na tyle z mojej strony.
Buziaczki! :*
Caro xoxo 
P.S. Wiecie może kto wymyślił Cares?  

EDIT: Nadal jaram się Leonettą w 67 odcinku *u* Nuestro Camino <3
 

24.09.2013

ROZDZIAŁ 47 / Małe sprostowanie.

Ludmiła
      Pytanie Tomasa mnie przytłoczyło. Co ja miałam zrobić? Zamiast powiedzieć coś w stylu: "Tak, jestem w Tobie zakochana na zabój" chichoczę jak głupia i nie zachowuję powagi sprawy.
-Ty naprawdę myślisz, że mi się podobasz?- palnęłam na poczekaniu. Chłopak podniósł się z miejsca i ze złym wyrazem twarzy kierował się w stronę wyjścia. 
-Myślałem, że jesteś inna.- powiedział, a ja podbiegłam do niego i próbowałam go zatrzymać.
-Nie, czekaj, nie to chciałam powiedzieć!- ciągnęłam go za rękę, ale on wyszarpał się z objęć, spojrzał na mnie po raz ostatni i bez słowa wyszedł.
      Została sama. Samiuteńka jak palec. Chciała cofnąć czas o te kilka minut, ale niestety nie dało się tego zrobić. Po raz pierwszy kocha kogoś szczerze, ale nie potrafi mu tego powiedzieć. Dlaczego? Nie jest tą samą Ludmiłą co kiedyś. Jest dobra, milsza, ale wciąż nie może uporać się z nieśmiałością. Jej niezależna wersja gdzieś wyparowała. Czuła wstyd i smutek. To pierwsze dlatego, że zraniła Tomasa, a to drugie, bo chciała go mieć przy sobie lecz nie mogła. Bez chwili zastanowienia wybrała numer do Natalii i zadzwoniła do niej. 
-Halo, Ludmiła? Zaraz będę.- usłyszała w słuchawce i zakończyła połączenie. Kwadrans po tym ponownie usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła je i wtuliła się w ramiona przyjaciółki. Usiadły razem na kanapie i zaczęły rozmawiać. Lu wyjęła z barku delicje, które w mgnieniu oka zostały pochłonięte przez nastolatki. Humor zaczął dopisywać blondynce. Po dwóch godzinach Naty musiała wracać do domu, więc pożegnały się i rozstały. 

      Dziewczyna wiedziała już co zrobić. Musiała przeprosić Tomasa i to w trybie natychmiastowym. Poszła do łazienki i wyjęła z szafki kosmetyki. Zrobiła sobie delikatny makijaż i rozczesała włosy, po czym przebrała się w fioletową bluzkę oraz miętowe szorty. Wyszła z mieszkania i skierowała się do domu chłopaka. Ujrzała go jednak siedzącego na ławce w parku. Cichutko podeszła do niego i położyła mu swoją rękę na ramieniu.
-Przepraszam.- wydobyła z siebie i zaczęła łkać. Tomas wstał z ławki i stanął naprzeciwko dziewczyny. Ujął ją za rękę i spojrzał w oczy przepełnione miłością. 
-Wybaczam.- bez chwili zastanowienia zatonął w jej słodkich ustach. Gdy po chwili oderwał się od niej, wyszeptał na ucho ciche: "Już zawsze razem".
Marco
      Siedziałem na podłodze w swoim pokoju i pakowałem powoli wszystkie swoje rzeczy do obszernej szarej walizki. Zastanawiałem się przy tym jak będzie wyglądać moje życie we Włoszech bez Francesci u boku, przyjaciół i Studia. Moim poczynaniom od dłuższego czasu przyglądała się mama.
-Synku, nad czym tak rozmyślasz?- spytała opierając się o famugę drzwi.
-O niczym.- starałem się zakończyć temat, ale mama podejrzliwie weszła do pokoju i usiadła na krześle obok.
-Przecież widzę, że coś cię trapi. Mi możesz wszystko powiedzieć- to nie jest takie proste. Ona nie zrozumie tego, że chcę tu zostać, to nie ja kieruję swoim życiem. Wszedłem na stołek, aby sięgnąć do rzeczy z górnej półki.
-To naprawdę nic takiego.- odpowiedziałem, lecz zauważyłem niedosyt mamy w mojej wypowiedzi. Zmiękłem i wygadałem się. -Nie chcę wyjeżdżać. Mam tu dziewczynę, przyjaciół, szkołę, po co mam to zostawiać? Nie umiem tak. Jeśli chcesz, to jedź, ja zo...- nie dokończyłem, ponieważ rodzicielka mi przerwała.
-Nigdzie nie wyjeżdżamy.- z wrażenia o mało co nie spadłem ze stołka. 
-Naprawdę?- nie dowierzałem.
-Tak. Dzwoniłam do ojca, ma takie samo zdanie co ty. Dlatego jedziemy do Włoch na miesięczne wakacje. Nie musisz się rozpakowywać.- wstała, podeszła do mnie i przejechała ręką po moim policzku.
-Dziękuję mamo!- mocno ją wyściskałem i natychmiastowo zadzwoniłem do Fran.
-Nie uwierzysz!- krzyknąłem do słuchawki. 
-Uwierzę, tylko powiedz i nie krzycz mi do ucha.- zaśmiała się.
-Nie wyjeżdżam do Włoch! Zostaję tu, w Buenos Aires!- cieszyłem się, a dziewczyna razem ze mną. Nie muszę zostawiać tego wszystkiego. Dobrze, że jedziemy na wakacje do taty, ale będę bardzo tęsknić za Francescą i innymi oczywiście. Po obdzwonieniu wszystkich znajomych w celu przekazania im tej wspaniałej informacji dokończyłem pakowanie i położyłem się spać.
Angie
      Leżałam na łóżku bezczynnie i rozmyślałam praktycznie o wszystkim. Domownicy już śpią. To znaczy chyba... Usłyszałam cichy szmer i zerwałam się z miejsca. Tym razem to był głośny huk. Zapaliłam światło i zobaczyłam leżącego Pablo na podłodze mojego pokoju.
-Czy ty totalnie zgłupiałeś?!- podeszłam do okna i zamknęłam je. Mężczyzna podniósł się i otrzepał spodnie. 
-Najwidoczniej tak.- wyprostował się i podszedł do mnie. Ujął moją twarz w ręce. -Nie rozumiesz, że cię kocham?
-Pablo, to nie pora na wyznania...- chciałam dokończyć, ale on mnie pocałował. Nie mogłam się oderwać od niego. Kątem oka dostrzegłam kogoś jeszcze.
-German!- pisnęłam z przerażenia.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział do oceny pozostawiam wam. Chciałabym jeszcze napisać coś od siebie.
Chciałam zrezygnować z prowadzenia drugiego bloga ale zobaczyłam, że jest on usunięty. Wiem, że może nie powinnam, ale czułam się winna. Powód?
1. Szanuję te dziewczyny i liczę się z ich zdaniem, rozumiem że mogły się zdenerwować, ale czytam ich bloga "Ale ty zawsze musisz być obecny w moich snach" i ten nowy blog w żaden sposób nie miał na celu skopiowania ich pomysłu.
2. Czytając wpis Xeni czułam jakby słowa były skierowane do mnie, ponieważ jestem stałą czytelniczką "Ale ty zawsze..." nie powiem, mnie zabolały. 
Normalnie każdy dałby sobie spokój z taką sprawą ale nie ja. Pewnie teraz sobie o mnie coś pomyślicie. Tak, przejmuję się takimi sprawami.
Jest jeszcze wiele innych rzeczy, które bym tu opisała, ale wyszłoby pewnie więcej miejsca niż zajął rozdział. Przypominam tylko, że blog miał powstać w celu pisania z kimś jeszcze, a że Sav nie chciała pisać opowiadania zarządziła One Shoty.
Chciałabym tylko powiedzieć(wszystko co piszę jest tylko ode mnie), że niezależnie od tego co teraz sądzą sobie o mnie dziewczyny z Te Fazer Feliz, pozostaję wierna ich blogu.
Wybacz Sav, jeśli cię uraziłam w jakiś sposób, ale musiałam wyrazić swoje zdanie. Jestem naprawdę bardzo wrażliwą osobą i czytając to co napisała Xenia trzęsłam się. 
To by było chyba na tyle tej długie notatki, po niej ulżyło mi.
Pozdrawiam, Caro. 

22.09.2013

ROZDZIAŁ 46

Camila
      Co ja robię? Nie mam zielonego pojęcia. Ta cała sytuacja jest jakaś poplątana. 
-Broadway, nie.- odepchnęłam go i z impetem podniosłam się z ławki. 
-Co zrobiłem źle?- zachowywał się jakby był nieświadomy niczego. 
-Wszystko. Po pierwsze: dlaczego mnie okłamałeś? Po drugie: nie powinnam tego robić. Przepraszam.- odwróciłam się w przeciwnym kierunku i pobiegłam przed siebie. Chciało mi się płakać, ale powstrzymałam łzy. No bo w końcu ile można się nad sobą użalać? To wszystko już mi się znudziło. Nie powinnam robić z tego nie wiadomo jakiej afery. Po prostu o tym zapomnę. Udam, że nic się nie wydarzyło. 
      Kogo ja oszukuję. Nie da się przecież od tak na zawołanie wymazać wszystkiego z pamięci. Ja po prostu się boję. Lękam się uczucia, którym obdarza mnie druga osoba. Albo chociaż próbuje...
Wypieram się tego każdemu kto mnie o to spyta. W głębi serca jednak wiem jak jest naprawdę. A może nie wiem? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Chciałabym żyć bezproblemowo, bo w koło tyle ich jest. Ktoś powie pewnie: " I to mają być problemy? Phi, też mi coś! Inni cierpią, a ty zamartwiasz się takimi sprawami?".
      A jednak osiemnastolatkę to przerastało. Bała się po prostu wejść w dorosłość i decydować o swoim życiu. Zawsze znalazł się ktoś kto dyktował jej co ma robić i w jaki sposób. Tym razem była zdana tylko na siebie. Jak ma postąpić, żeby nikogo nie zranić?
Z natury była wulkanem energii i trochę wybuchowa, ale ceniła sobie szczerość i nienawidziła kłamstwa. Teraz nienawidziła siebie. Oszukuje się. Uważa, że zatajenie prawdy jest najlepszym sposobem. Jednak ona kiedyś wyjdzie na jak. I co wtedy? Ucieknie gdzieś daleko? No właśnie nie.
Violetta
     Czuję, że już nic nie mogę zrobić. Nie mam pojęcia jak rozmawiać z tatą. Ostatnio oddaliliśmy się od siebie. On był pochłonięty pracą, a ja postawiłam na pierwszym miejscu Studio i znajomych. Oboje zaniedbaliśmy nasze więzi. Chociaż nie przyznawałam tacie racji w jednym się nie mylił. Zmieniłam się diametralnie. Nie byłam już tą małą, niewinną dziewczynką, która wszystkiego się bała, lecz silną, dorosłą nastolatką. Została jednak jedna niezmienna cecha: niezdecydowanie. W każdej sytuacji było jakieś "ale". Nienawidziłam tego w sobie, ale nie mogłam tego zmienić. 
      Wiecznie wahająca się dziewczyna. Na samym początku nie może wybrać pomiędzy dwoma chłopakami. Ostatecznie decyduje się na jednego z nich. I kolejne wątpliwości. Kręciło się to tak w kółko i zamykało się błędne koło. Ciągle nowe wyzwania, codziennie coś innego. 
Za maską niezależnej i silnej kryła starą Violettę. Tą, która zawsze się wahała, płakała z byle powodu i nigdy nie mogła podjąć decyzji. Zamiast powiedzieć "tak" lub "nie" tylko rozmyślała nad tym dokładając sobie kolejnych problemów. Takim sposobem prawie straciła Leóna. Teraz nie pozwoliłaby na taką sytuację. Jest jedną z nielicznych osób, która ją rozumie. Kocha go całym sercem. Czuje, że nie stara się tak bardzo jak on. Może powinna bardziej zaangażować się w ich związek. Zeszła na dół i powoli wychyliła się zza drzwi gabinetu jej ojca. Niepewnie zapukała i weszła. German siedział podparty ręką o blat biurka. Kiedy ujrzał córkę automatycznie podniósł się z miejsca. 
-Tatusiu, przepraszam.- powiedziała i rzuciła się w jego objęcia. Wszystko wróci do normy. Ale czy na pewno?
Tomas
      Nie mogę dalej się kryć z uczuciem, które żywię do Ludmiły. Zakochałem się w jej osobie, prawdziwej Lu którą teraz jest. Niepewnie zrobiłem krok do przodu i zadzwoniłem do drzwi domu dziewczyny. Usłyszałem melodię dzwonka i cichy tupot stóp. Otworzyła mi je z uśmiechem na twarzy.
-Cześć Tomas.- chociaż była ubrana w dres i tak dla mnie wyglądała ślicznie.
-Wejdziesz czy będziesz stać przed drzwiami jak kołek?- zaśmiała się i wpuściła mnie do środka. Wręczyłem jej mały bukiecik kwiatków. W podziękowaniu ucałowała mnie w policzek i włożyła je do flakonu stojącego na stoliku.
-Może chcesz się czegoś napić? Kawy, herbaty, soku...- spytała.
-Wystarczy woda.- Ludmiła ruszyła do kuchni w celu nalania mi picia, a ja zasiadłem wygodnie na sofie. Po chwili dziewczyna wróciła do mnie i podała szklankę z napojem.
-Co cię do mnie sprowadza?- uśmiechnęła się. Przez krótką chwilę musiałem być bardzo zamyślony, ponieważ zaczęła potrząsać moim ramieniem.
-Ej, Tomas żyjesz?- ocknąłem się.
-Tak, wszystko w porządku. A w sumie to nie... Ludmiła, czy ty coś do mnie czujesz?- zapytałem. Ona zaczęła się głupkowato uśmiechać i śmiać.
-Ja...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i to mi się podoba. To chyba jeden z lepszych rozdziałów jakie napisałam, dla mnie oczywiście. Nie dużo dialogów, a więcej przemyśleń. Będę od teraz mieszać trochę style. Raz w formie pierwszoosobowej, a raz w trzecio. Chyba wam się nie będzie myliło, mam nadzieję ;) Może niektóre momenty będą naciągane, ale i tak mi się podoba (szok! xD). Prawie wszystko pisałam wczoraj o 23 xD Pozdrawiam z miejsca moją kochaną Sav ♥, która komentuje mój każdy rozdział i w ogóle potrafi mnie pocieszyć. Dziękuję za wszystko ♥ 
Znowu zmieniłam nagłówek, piszcie czy się podoba. Pewnie za tydzień znowu będzie nowy... xd
Besos, 
Caro xoxo

21.09.2013

ROZDZIAŁ 45

German
Piłem spokojnie kawę w kuchni gdy usłyszałem głośne śmiechy dobiegające z pokoju mojej córki. Byłem bardzo ciekaw źródła hałasu dlatego udałem się do jej pokoju i delikatnie zapukałem. Nie słyszałem już żadnych rozmów więc bez chwili zastanowienia otworzyłem drzwi. To co tam zastałem w życiu by mi się nie śniło. Moja córka leżała na Leónie! Na dodatek się całowali. Wybuchłem i krzyknąłem.
-Co wy tutaj robicie?!- w jednej sekundzie oderwali się od siebie i wstali z podłogi. 
-Tato, czemu nie pukasz?! Odrobinę prywatności!- krzyknęła do mnie i wystawiła rękę na znak, że mam wyjść.
-Pukałem, ale nie słyszeliście. Musimy sobie poważnie porozmawiać Violetto.  A ty León wyjdź.- chłopak posłusznie wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Ja zamknąłem drzwi i założyłem ręce na pierś.
-Co to ma znaczyć? Ile ty masz lat! Zabraniam spotykać ci się z tym chłopakiem.- miałem jej jeszcze więcej do powiedzenia, ale przerwała mi.
-Tato, nie masz już prawa mi rozkazywać! Dla twojej wiadomości mam osiemnaście lat, co oznacza moją pełnoletniość. A León to mój chłopak i nie mam zamiaru ciebie słuchać. Coś jeszcze?- mówiąc to była bardzo pewna siebie. Załamałem się, nie mogę wpłynąć teraz na jej decyzje. 
-Bardzo się zmieniłaś. Jest mi z tego powodu bardzo smutno.- powiedziałem.
-A mi nie jest? Oddalamy się od siebie, nie zauważyłeś? Nie jestem już małym dzieckiem i nie potrzebuję twoich rad.- chciałem coś powiedzieć, ale ostatecznie przegrałem wojnę i bez słowa wyszedłem. Ponownie zajrzałem do kuchni i dopiłem zimną już kawę. Po chwili przy espresso stanęła Angie.
-Coś się stało? Masz markotną minę.- odgarnęła włosy do tyłu i posłała mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Na chwilę się rozchmurzyłem. Kobieta usiadła z filiżanką obok mnie i uważnie słuchała tego co mówię.
-Myślę...- zaczęła. -Powinieneś dać jej trochę swobody. Nie ma ośmiu lat, tylko osiemnaście. Wiem, że jest ci się ciężko z tym pogodzić, ale takie jest już życie. Nie wszystko jest takie kolorowe. Daj sobie tylko szansę ją zrozumieć.- położyła mi rękę na ramieniu i z anielskim spokojem mówiła.
-Dziękuję za radę. Violetta potrzebuje matki, ja jej niestety nie zastąpię. Nie rozumiem tego wszystkiego. Za bardzo mnie to przerasta.- tłumaczyłem się. Angie tylko zbliżyła się do mnie i popatrzyła w oczy. 
-Może nie zastąpisz jej matki, ale i tak dajesz sobie radę. Wiele osób na twoim miejscu by się załamało.- nie wiedziałem czy chciała mnie pocieszyć czy raczej zdołować. -Najważniejsze jest to co masz tu.- wskazała palcem na moje serce.
-To w takim razie co jest najważniejsze?- zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. W sumie nawet nie orientowałem się co się teraz dzieje. Z jej oczu wyczytałem, że chodziło jej o nią. Pod wpływem chwili pocałowałem ją. Tak naprawdę szczerze.
-German, my nie możemy...- oderwała się w końcu ode mnie i pokręciła przecząco głową.
-Ale dlaczego?- zapytałem głaszcząc jej polik.
-Po prostu to niemożliwe.- zdjęła moją rękę z twarzy i wyszła z kuchni. Ja stałem nadal w tej samej pozycji co wcześniej i patrzyłem się w miejsce, gdzie przed chwilą stała.
Camila
Dlaczego wszystko jest takie trudne? Czemu nie można na wszystko od razu znaleźć odpowiedzi? Spacerowałam po mieście co chwilę rozglądając się na boki. Niby słonecznie, a jednak wiatr dawał w kość. 
Co chwilę poprawiałam rozwiane na wszystkie strony włosy idąc zamyślona przed siebie. Przez przypadek wpadłam na kogoś.
-Przepraszam.- odsunęłam się i poszłam dalej.
-Ej, Camila! Zaczekaj!- chłopak podbiegł do mnie. To był Broadway.
-Jezu, przepraszam cię bardzo. Zamyśliłam się po prostu.- tłumaczyłam się z mojej pomyłki.
-Nic się nie stało. Usiądziemy gdzieś?- zaproponował. Oczywiście przystałam na to. Doszliśmy do ławeczki i zajęliśmy nią.
-To teraz powiedz mi o czym tak rozmyślałaś.- miałam się mu tłumaczyć z tego, że zakochałam się w tajemniczym chłopaku poznanym na balu, który skradł mój pocałunek i zniknął na zawsze? No właśnie.
-Wiesz... Na balu poznałam bardzo miłego chłopaka. Nawet się z nim całowałam...- jego mina zrzedła. -Problem tkwi w tym, że nie wiem kim on jest, jak się nazywa, kompletnie nic. Jedno wielkie zero. Pamiętam tylko jego delikatny głos i oczy, ale nic poza tym.- tym razem się uśmiechnął.
-Zamknij oczy.- rozkazał.
-Ale po co?- zapytałam zdziwiona.
-Przypomnij sobie tamtą sytuację. No wiesz, pocałunek.- nie chciałam do tego wracać ale zrobiłam to co mi kazał. Pomyślałam o tym dniu, tajemniczym chłopaku, który skradł moje serce i o tym co się działo potem. I wtedy poczułam jego wargi na moich. Nie mogłam przestać, choć bardzo chciałam. Wyglądało to bardzo podobnie do mojego balowego pocałunku, te same usta i smak. To był on! Nie mogłam w to uwierzyć. Zakochałam się w osobie, którą już kocham?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ta dam oto beznadziejny rozdział, nie popisałam się :/ Na dodatek krótki. Ale cóż w kolejnym bardziej się postaram. Szykuję coś specjalnego, parę akcji na pewno gdzieś będzie. Jeszcze do końca nie wiem jakie, ale już coś wymyślę ;) Jeżeli dziś będzie 19.000 wyświetleń postaram się napisać 2 część Parta o Cares. To chyba byłoby na tyle. Rozdział dedykuję wszystkim moim czytelnikom <3
Beso,
Caro xoxo 

20.09.2013

ROZDZIAŁ 44

Camila
Nie wiem ile to trwało, ale czułam się jakbym latała. Zaraz, zaraz. Przecież ja nawet nie wiem kogo całuję. Oderwałam się od nieznajomego i wybiegłam z sali. Usiadłam gdzieś w kącie i zaczęłam cicho łkać. Usłyszałam czyjeś kroki dlatego otarłam łzy z twarzy i wyprostowałam się. Obok mnie usiadła Violetta i mocno przytuliła.
-Camila, nie płacz.- myślałam, że tego nie zauważyła. Niestety, miałam lekko napuchnięte oczy. Kątem ich zobaczyłam wychodzącego chłopaka za którym ciągnęła się czarna peleryna. Tak bardzo chciałam go poznać, ale nie było mi to pisane. A na dodatek jeszcze ten pocałunek. Co ja mam zrobić? Nie dość, że podoba mi się Broadway to jeszcze zakochałam się w tajemniczym nieznajomym. Ale jak można zakochać się w kimś, kogo się nie zna? Zapamiętałam tylko jego oczy, uśmiech ale nic poza tym. Było zbyt ciemno aby zauważyć cokolwiek innego. 
-Cam, żyjesz?- pomachała mi przed oczami Viola. Otrząsnęłam się i wstałam pewnym krokiem kierując się do sali. Niestety do końca balu nie bawiłam się i praktycznie podpierałam ściany ciągle rozmyślając o tym chłopaku. Poza tym nigdzie nie widziałam Broadwaya. Dlaczego nie przyszedł? Impreza dobiegła końca i każdy był wymęczony tańcami. Zadeklarowałam się więc do pomocy przy sprzątaniu. Zamiatałam serpentyny, okruszki z ciastek i inne śmieci gdy do drzwi sali ktoś delikatnie zapukał. Momentalnie się odwróciłam i zobaczyłam Broadwaya.
-Mogę pomóc?- zaproponował.
-Jeżeli chcesz.- zachęciłam go. On podszedł do mnie i zaczął zbierać naczynia ze stołu. Ja po chwili zabrałam się za układanie instrumentów. Podniosłam keyboard, a że był bardzo ciężki prawie mi upadł na ziemię. Na szczęście przyjaciel w porę zainterweniował.
-Uważaj, mogło ci się coś stać.- zaśmiał się i sam odłożył sprzęt na miejsce. Uwinęliśmy się w trzy kwadranse. Byłam już wyczerpana.
-Może odwiozę cię do domu, widzę że jesteś zmęczona.- przystałam na propozycję. Wyszliśmy ze Studia i skierowaliśmy się w stronę auta. Zajęłam miejsce obok kierowcy i zapięłam pasy. W drodze przypomniałam sobie o moim pytaniu.
-Dlaczego nie było cię na balu?- chłopak delikatnie zahamował. Zdziwiłam się dlaczego, ale po chwili zauważyłam, że stoimy na czerwonym świetle.
-No wiesz... bo nie miałem czasu.- wykręcił się. Ale skoro nie miał czasu to co robił w szkole?
-Jeżeli nie mogłeś przyjść na bal, to dlaczego byłeś tak późno w Studiu?- uniosłam lekko brwi. Wydawało mi się to podejrzane.
-Już jesteśmy!- zmienił temat i zaparkował pod moim domem. Ja dałam mu całusa w policzek na pożegnanie i wysiadłam z auta. On obserwował mnie przez chwilę po czym odjechał. Wróciłam do domu i położyłam się na łóżku nawet się nie przebierając.Ta dzisiejsza sytuacja była naprawdę dziwna. No bo kto normalny zakochuje się w obcym facecie i na dodatek się z nim całuje? Chyba tylko ja.

Wstałam rano wypoczęta i gotowa na nowe wyzwania co było u mnie rzadkością. Ciągle się czegoś obawiałam a dzisiaj jakby wszystko się gdzieś ulotniło. Ubrałam się i zmyłam wczorajszy makijaż po czym nałożyłam nowy, delikatny. Ściągnęłam torbę z wieszaka i pomaszerowałam w stronę szkoły. Dzisiaj piatęk, a dokładnie za dwa tygodnie koniec roku szkolnego i wakacje. Jestem na nie przygotowana. Może wreszcie odpocznę od problemów. Dotarłam na miejsce piętnaście minut przed rozpoczęciem zajęć. Zajrzałam do szafki i wyjęłam z niej nuty. 
-Kto to?- ktoś zakrył mi oczy.
-To na pewno nie Broadway.- lubiłam się z nim droczyć. Zdjęłam jego ręce i obróciłam się.
-Ej no, bo się obrażę!- udał złego, ale po chwili wybuchł śmiechem. -Idziemy na lekcje?- zapytał.
-Jasne, poczekaj na mnie tylko coś znajdę.- chłopak poszedł, a obok mnie stanęła Francesca.
-Nadal zaprzeczasz, że między wami nic nie ma?- uniosła brwi.
-Nie możesz pojąć, że Broadway to nie mój chłopak? Nic mnie z nim nie łączy.- odeszłam od niej i skierowałam się w jego stronę.
-Uważaj, bo ci uwierzę.- dodała, ale udałam że tego nie usłyszałam.
León
Skończyliśmy z chłopakami piosenki na koniec roku. Było trochę ciężko ale uporaliśmy się z tym. Po lekcjach tanecznych z Gregorio próbowałem wzrokowo przywołać do siebie Violettę, ale ona źle zinterpretowała moje znaki.
-Poczekaj! Gdzie ty idziesz?!- krzyknąłem i pobiegłem do niej. 
-Wychodzę.- odpowiedziała.
-Nie o to mi chodziło.- popatrzyłem na nią.
-To następnym razem mów o co ci chodzi, a nie wymachuj tymi brwiami jakbyś miał jakiś tik.- zaśmiała się. Śmiechu warte. Phi, nawet ona tak nie potrafi.
-Nie mam żadnego tiku!- oburzyłem się. -Ty nawet nie potrafisz nimi poruszać.- zademonstrowałem.
-Doprawdy?- zaczęła robić takie skomplikowane rzeczy z brwiami, że byłem w szoku. Muszę się zapisać do niej na lekcje, w końcu nie mogę być gorszy.
-Naucz mnie tak.- zaśmiałem się.
-Dobra, wpadnij do mnie o 16:00 to cię "nauczę".- pokazała palcami znak i pocałowała mnie w policzek. 
Po zajęciach wróciłem do domu i przed wyjściem spryskałem się ulubionymi perfumami mojej dziewczyny, które zresztą sama mi kupiła. W piętnaście minut doszedłem do jej domu i spojrzałem na zegarek, punktualnie. Zapukałem do drzwi a po chwili usłyszałem ciche kroki.
-León?- zapytała zdziwiona Viola jakby zapomniała, że jesteśmy umówieni.
-We własnej osobie.- uśmiechnąłem się.
-Co ty tutaj robisz?- popatrzyła się na mnie po czym wpuściła do środka. -Wejdź, boże gdzie moje maniery...
-Przyszedłem do ciebie na lekcje, nie pamiętasz?
-Ale ja żartowałam!- krzyknęła, a po chwili zaczęła się śmiać. -Ty na serio myślałeś, że cię będę uczyć?- zezłościłem się. Najpierw obiecuje a potem mówi, że to żart.
-No trudno.- obróciłem się na pięcie i chciałem odejść, ale ona mnie przyciągnęła do siebie i namiętnie pocałowała.
-No już, nie gniewaj się.- zrobiła smutną minkę.
-Przeprosiny przyjęte.- przytuliłem ukochaną i poszliśmy do jej pokoju. Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy się przypatrywać sobie.
-Co jest?- zapytałem.
-Nic. Kocham cię, wiesz?- wtuliła się we mnie. Jej włosy pięknie pachniały jabłkami.
-Też cię kocham.- delikatnie pocałowałem jej głowę. -To co, zabieramy się za lekcje?
-No dobra.- wyprostowała się i zaczęła mnie uczyć. Po piętnastu minutach całkiem nieźle mi szło.
-Brawo, uczeń przerósł mistrza!- zaklaskała.
-No a jak, w końcu uczyła go najlepsza nauczycielka.- jeszcze przez chwilę wygłupialiśmy się tak, że oboje spadliśmy na podłogę. Violetta leżała na mnie i śmiała się równie głośno jak ja. Zaczęła mnie całować więc też nie byłem dłużny. Składałem delikatne pocałunki na jej szyi. Trwało by to dłużej gdyby nie German, który wszedł do pokoju.
-Co tu się dzieje?!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę obiecany 44 rozdział. Jestę geniuszę XD Przeczytałam dzisiaj notkę z bloga Mai, Xeni, Madzi i Ag. i to mi zryło psychikę XD LINK Nie bijcie mnie za końcówkę xd Jakoś tak mi teraz przyszedł pomysł więc to nie moja wina XD Za dużo tego XD, rozpiera mnie dzisiaj energia :D Ocenę rozdziału pozostawiam wam. Nie rozpisując się kończę.
Pozdrawiam, Caro <3
9 komentarzy- ROZDZIAŁ 45