28.12.2013

Rozdział 5: Zgubny los

"Chodź do mnie po prostu taki jaki jesteś
Nie potrzebuję przeprosin
Wiedz, że jesteś godny
Biorę twoje złe dni razem z tymi dobrymi
Przemierzam ten sztorm, zrobiłabym to
Zrobiłabym te wszystkie rzeczy, bo Cię kocham, kocham Cię"
Katy Perry - "Unconitionally"



Violetta
           Poczułam falę ciepła przechodzącą przez moje ciało. Wokół roznosiła się woń męskich perfum zmieszanych z nutką owocową. Jego ręce spoczywały na moich ramionach i szykowały się do objęcia. Zamknęłam oczy i zatonęłam w słodkim zapachu. Na myśl przyszła mi łąka pełna kwiatów, motyli, a w tle leciała muzyka niczym z jakiegoś romansidła, który ostatnio oglądałam. Czułam się jak w niebie. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu nie myślałam, tylko marzyłam. Bez chwili zastanowienia rzuciłam się mu w objęcia i wtuliłam najmocniej, jak tylko potrafiłam.
   On również nie miał zamiaru się ode mnie odsuwać. Wiedział, jak dobrze to na mnie wpłynie. Słyszałam wyraźnie jego bicie serca oraz równomierny oddech. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała, co mogłam wyczuć przy bliskiej styczności z chłopakiem. Wydawało mi się, jakbym kiedyś już tuliła się do Leóna. Jakby wiedział o mnie wszystko. Nie mogłam pojąć, w jaki sposób to robi, ale to nie było najważniejsze. Wreszcie odsunęliśmy się od siebie. Spojrzałam w jego zielone oczy. Delikatne uśmiechy wymalowały się na naszych twarzach, czego nawet nie kontrolowaliśmy.
- Jestem pewien, że się dostałaś. - powiedział, gładząc moje ramię. Nie byłam tego taka pewna, gdyż sądząc po minie jednego z nauczycieli miałam marne szanse. Szybko zaprzeczyłam i spuściłam głowę.
- Nie sądzę. Nie wiem nawet, dlaczego przystąpiłam do egzaminów, skoro na starcie wiadomo, że i tak nie spełniłam wymogów. To ja już może pójdę... - mruknęłam i skierowałam się do wyjścia. León pociągnął mnie za rękę i posłał błagający wzrok.
- A może byśmy tak sprawdzili listę, co? Uda się, czy nie, i tak dla mnie zawsze będziesz zwyciężczynią. Chodź. - ujął moją dłoń i zaprowadził pod tablicę, przy której zgromadzili się inni nastolatkowie szukający zachłannie swojego imienia i nazwiska. Wzrokiem przejechałam po liście, lecz nie ujrzałam nigdzie Violetta Castillo. Wiedziałam, że szanse były marne. Bez słowa odwróciłam się i powoli zbierałam się do ucieczki, gdy usłyszałam głośny krzyk Leóna.
- Dostałaś się! Widzisz, jednak miałem rację. Jeden:zero dla mnie. - zaśmiałam się głośno i mocno przytuliłam. - Mogłabyś czasami uwierzyć w siebie.
- Może od teraz mi się uda. - podarowałam mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Promieniowałam radością. Wiara jest przecież najważniejsza.
- Powinniśmy to uczcić. Panno Violetto, zapraszam za godzinę na uroczysty piknik. Oczywiście przyjdę po ciebie. To jak, zgadzasz się? - mrugnął do mnie, na co zachichotałam.
- Z przyjemnością.
   Ojciec bardzo się cieszył. Choć na początku nie popierał tego pomysłu, pozwolił mi pójść własną drogą. Nie wspomniałam jednak nic słowem o tym, że wychodzę, gdyż zapewne by mi nie pozwolił. Powiedziałby, że nie znam miasta, a poza tym nie będę się włóczyła z obcymi chłopakami. Co prawda, León nie jest mi aż tak do końca obcy, ale taty nie przekonam. O czternastej byłam gotowa do wyjścia. Zerknęłam w stronę gabinetu. Ojciec był pochłonięty pracą i wątpię, by nagle mnie potrzebował. Nie będzie mnie góra godzinę, być może nie zauważy mojego zniknięcia. Po cichutku wyszłam z domu i czekałam przed drzwiami na przyjaciela. Zjawił się punktualnie. Dostrzegłam go zza zakrętu, więc wyszłam trochę dalej, by mógł mnie zobaczyć.
- Ślicznie wyglądasz. - skomplementował mnie na przywitanie i ucałował delikatnie w policzek. Zarumieniłam się tak bardzo, że aż wstydziłam się obrócić głowę w jego stronę. - Możemy iść?
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się i podążyłam za chłopakiem. Szliśmy w ciszy około pięciu minut, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Trochę się stresowałam, nie miałam zielonego pojęcia, o czym z nim rozmawiać. W kontaktach z chłopakami jestem trochę kulawa. Wreszcie doszliśmy na miejsce. Była to polana, na trawie leżał rozłożony koc, a na nim duży, piknikowy koszyk. Widać było, że się postarał. Podeszłam do koca i usiadłam na jednym z brzegów. León zrobił to samo, tyle, że naprzeciwko. Otworzył kosz i wyjął z niego dwa talerzyki, łyżeczki oraz coś, czego się nie spodziewałam. Na środku położył niewielkich rozmiarów kremowy torcik z lukrowymi nutkami i napisem Gratulacje, Violetta!. Odebrało mi mowę. Nie miałam kompletnie pojęcia, co powiedzieć, zaskoczył mnie.
- To wszystko dla mnie? - spytałam, nadal nie wierząc.
- A widzisz tutaj kogoś innego? - położył swoją dłoń na mojej. Wyszarpałam ją delikatnie i speszona położyłam mały kawałek tortu na talerzyku. Chłopak zrobił to samo.
- Za twoje dostanie się do Studia. - wzniósł toast i podniósł szklankę z sokiem.
   Nasze brzuchy były napełnione, a dzień jeszcze się nie kończył. Pogoda dopisywała, dlatego też zostaliśmy trochę dłużej. Leżałam plackiem na kocu obok Leóna i rozmawialiśmy o wszystkim. Nagle skrępowanie zniknęło, czułam, że znam go lepiej, niż nikt inny.
- Może opowiemy nawzajem coś o sobie? Wydaje mi się, że trochę za mało wiemy. - powiedział, trzymając rękę na klatce piersiowej. Przytaknęłam głową, godząc się przy tym na ten pomysł.
- Wraz z tatą często się przeprowadzaliśmy. Po śmierci mamy ojciec nie mógł znaleźć stałego źródła dochodów, dlatego co kilkanaście miesięcy wyjeżdżaliśmy. Tym razem ma się to zmienić. Chciałabym zostać w Buenos Aires już zawsze, choć bardzo tęsknię za Meksykiem. - westchnęłam głośno. Chłopak obrócił się w moją stronę.
- A więc co cię tam trzymało?
- Mój jedyny przyjaciel, jakiego miałam. Wyprowadził się, nie powiedział ani słowa. Starałam się wyrzucić go z pamięci, tak, jak on zrobił to ze mną. Jednak pomimo ciągłych prób tęsknię jeszcze bardziej. - po moim poliku spłynęła łza. - Przepraszam, nie mogę powiedzieć więcej.
   Chłopak był wyrozumiały i nie miał mi tego za złe. Przez chwilę się nie odzywał, tylko wpatrywał w odległy punkt. Długo zajęło mu dojście do siebie. Nie wypytywałam go, co się stało. Być może sam sobie o czymś przypomniał.
- Chcesz truskawkę? - spytałam, otwierając małe, plastikowe pudełeczko pełne owoców. León pokręcił głową.
- Nie, dziękuję, jestem na nie uczulony. - odmówił. Chwyciłam truskawkę do ręki i oderwałam zielone listki, po czym włożyłam do buzi i zjadłam ze smakiem.
- Szkoda. - podsumowałam. Miałam już się odezwać, gdy nagle zadzwonił telefon Leóna. Wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Jeden sms od Fran <3. Czyżby to była jego dziewczyna?
- Kto to? - spytałam. Chłopak rozwiał wszystkie moje wątpliwości mówiąc, że to przyjaciółka. Zdziwiłam się tylko, dlaczego dał przy jej imieniu serduszko.
- Przy najbliższej okazji poznam cię z innymi. Chyba powinniśmy się zbierać, zanosi się na deszcz... - mruknął, zbierając wszystko do kosza. Spojrzałam w niebo. Rzeczywiście, ściemniło się. Zabrałam swój sweterek i wróciłam z Leónem do domu.
   Dzisiejsze popołudnie było naprawdę wspaniałe. Usiadłam na łóżku w swoim pokoju i zerknęłam ukradkiem w kąt. Przypomniałam sobie o dwóch pamiętnikach. Czym prędzej wyjęłam je z pudła i otworzyłam fioletowy. Skoro mama chciała, bym sama go prowadziła, to być może to jest ta chwila. Bez zastanowienia chwyciłam w dłoń długopis i zapełniłam mnóstwem słów pierwszą kartkę.
Ludmiła
          Znowu przybrałam tą samą maskę obojętności. Myślałam, że dzięki temu moje problemy znikną, ale to było tylko złudzenie. Moja dusza wciąż cierpiała i to nawet bardziej, niż wcześniej. Przechodząc obok roześmianych ludzi czułam się jak odrzutek. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, natomiast w sercu pozostała głęboka rana zadana przez innych. Nigdy nie chciałam taka być. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek będę cierpieć. To uczucie było mi obce, tak samo jak miłość, której nigdy nie zasmakowałam. Wiecznie zapracowani rodzice, przyjaciele, których zapewne nie powinnam tak nazywać mają gdzieś mnie i moje problemy, Elsa, która myśli tylko o tym, co ugotować na obiad i rzadko kiedy ze mną spędza czas, choć to i tak najbliższa mi osoba, zostałam sama. Samiuteńka jak palec i wątpię, by to kiedykolwiek się zmieniło. Już prawie zapomniałam o wczorajszym dniu i rozmowie z tajemniczą osobą. To i tak nie miało wpływu na moje życie, a przysporzyło różnych dziwnych przemyśleń. To nie jestem ja.
- Ludmiła? - spytała cicho Naty, skradając się za moimi plecami. Wciągnęłam powietrze nosem i odwróciłam się w stronę dziewczyny, unikając kontaktu wzrokowego. Widziała dokładnie, że coś jest nie tak, ponieważ przez dłuższą chwilę nie odezwałam się ani słowem. - Co się dzieje?
   Zaśmiałam się w duchu. Musi się coś dziać?
- Nic. - bąknęłam i zwinnie ominęłam Natalię, po czym wyszłam z sali, kierując się ku kątowi, w którym prawdopodobnie nikogo nie będzie. Chciałam zostać sama. Oparłam się o ścianę i zrobiłam parę głębokich wdechów. Nie mogłam płakać, nie teraz. Moim celem było sobie coś udowodnić. Nie będę rozpaczała, bo moje życie jest do niczego. Ludmiła Ferro tak nie robi.
- Wiesz, że z oczu można odczytać wszystko? - odezwał się ktoś. Przestraszona odwróciłam głowę, lecz hol pustoszał. - Smutek, ból, cierpienie, radość. Szkoda tylko, że u ciebie ona nie gości.
- Ktoś ty? - spytałam, czując, jak serce przyspiesza bicie. Jeszcze raz uważnie rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było, ani jednej żywej duszy, oprócz mnie i tajemniczego nieznajomego.
- Lepiej sobie zadaj to pytanie.
- A więc kim jestem?
- Tego sama powinnaś się dowiedzieć. - odrzekł i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Kompletnie nie zrozumiałam tego, co powiedział. Ja wiem kim jestem.
   Ręce mi drżały tak bardzo, że ledwo co utrzymywałam długopis w ręce. W końcu dałam upust emocjom i puściłam przedmiot, tym samym chowając twarz w dłoniach. Nie, ja nie chciałam płakać. Obiecałam sobie coś.
   Poczułam dłonie na swoich ramionach. Głaskały mnie wywołując przy tym delikatnie ciarki przechodzące po całym ciele.
- Cii, Ludmiła, nie płacz. - uspokajał. Odwróciłam głowę i posłałam mu karcące spojrzenie.
- León, ja nigdy nie płaczę. Łzy są dla słabych. - chłopak włożył ręce do kieszeni spodni i spuścił głowę.
- Przepraszam, ale czuję się zobowiązany, by cię chronić.
- A więc zwalniam cię z tego obowiązku. Ludmiła odchodzi! - machnęłam włosami do tyłu i odeszłam. Tak naprawdę zrobiło mi się miło, że León chciał się o mnie zatroszczyć, ale odrzucałam od siebie tę myśl. Świetnie dam radę sobie sama.
   Czuję, że wciąż czegoś mi brakuje. Tego jednego kawałka układanki, bez niego nie potrafię niczego poskładać w całość. Przecież on zniknął z mojego życia, bo tak chciałam, i wszystko teraz miało być w porządku, a tymczasem jest na odwrót. Sprawy jeszcze bardziej się pokomplikowały. On był przeszkodą nie do pokonania, zawsze zwyciężał, a teraz przegrał, poddał się. Ja nie mam zamiaru walczyć, nigdy.
Maxi
          Nic nie było w porządku. Nigdy nie było. Nieważne, że to bolało, Lena uświadomiła mi jedną, bardzo ważną rzecz. Nie mogę żyć przeszłością i tracić czas na kogoś, kto ma mnie gdzieś. Myślałem, że wreszcie znalazłem kogoś, w kim mogę pokładać nadzieję, zakochać się z wzajemnością, bo tak naprawdę każdy mój związek zazwyczaj trwał kilka dni. Zwykłe zauroczenie, nic poza tym. A w tym przypadku było inaczej. To już się zaczęło od dawien dawna. Nie wiem, co bardziej mnie do niej ciągnęło, hipnotyzujący wzrok, niesforne loczki, czy może to, że się mną nie interesowała? Teraz już pogubiłem się w tym wszystkim, ale nie mam zamiaru tego porządkować.
- Maxi, możemy porozmawiać? - spytała cichutkim głosem, stukając czubkami butów o siebie. Ręce miała złączone, a palce pozostawały w ruchu. Można było zauważyć, że jest zestresowana.
- Czego? - odparłem oschle i schowałem do szafki teczkę z nutami.
Dziewczyna poruszała ustami, jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz nie wydawała żadnego dźwięku. Nieme słowa. Po chwili dopiero wydobyła najcichszym tonem głosu słowo.
- Przepraszam. - spuściła głowę i zamknęła oczy.
- Trochę za późno. - trzasnąłem drzwiczkami i spojrzałem w jej stronę. Bała się, było widać wyraźnie.
- Ja... zrozumiałam, że cię kocham. -spojrzała mi prosto w oczy. Były przepełnione bólem i smutkiem. Chciałem zapomnieć i mocno ją przytulić, wykrzyczeć, że ja też ją kocham, ale nie mogłem.
- Naty, nie da się z dnia na dzień kogoś pokochać. To się rozwija stopniowo. Nie byłabyś zdolna. - poczułem ukłucie w sercu. Starła łzy z polika, które rozmazały jej tusz do rzęs i głośno westchnęła.
- Może i masz rację. Ja nie potrafię. - przybliżyła się do mnie i chciała coś zrobić, ale w ostatniej chwili zabrała rękę z ramienia i odsunęła się trochę dalej. - Wybacz, że kazałam ci cierpieć.
   Odeszła bez żadnego pożegnania. W mojej głowie natomiast brzmiały ostatnie zdania. Odbijały się echem i wcale nie chciały, bym je zapomniał. Bolało mnie to, że płakała. W jej oczach można było dostrzec iskierkę nadziei, która bardzo szybko się wypaliła. Czy to była moja wina, że zakochałem się w tak trudnej dziewczynie? To wszystko przez Ludmiłę. To ona nauczyła Naty być taką osobą. Z tej miłej, pomocnej i wspaniałej dziewczyny zrobił się klon blondwłosej. Próbowałem temu zaradzić, ale jak widać, bez efektów. Skoro mnie kocha, to czemu odrzuca? Nie wiem, czy dać jej ponownie szansę. Musiałbym dobrze to przemyśleć.
- Nad czym się zastanawiasz? - usłyszałem za sobą głos Leny, siostry Naty. Odwróciłem się i przybrałem na twarzy wymuszony uśmiech. Nie chciałbym, by każdy wiedział o moim problemie.
- Nad niczym.
- Dlaczego kłamiesz? - spytała, podpierając boki. Wyczuła, że jestem nie w humorze, mogłem się tego spodziewać. Aktor ze mnie mizerny.
- Mówiłaś, że nie można rozpamiętywać przeszłości, prawda? Że można ją zapomnieć. - skierowałem się do niej. Pokiwała twierdzącą głową.
- Tak.
- Byłaś w błędzie.
Marco
          Kim jestem? Sam często zadaję sobie to pytanie. Nigdy nie robiłem czegoś, co spodobało się rodzicom. To oni narzucają mi dziedziny, w których mam się kształcić, nawet matematyka i sport. Nie, żebym tego nie lubił, ale przez wiele lat robiłem wciąż to samo. Stało się to tak monotonne, a ja potrzebuję zmian, jak każdy człowiek.
   Francesca była pierwszą osobą, którą bez skrępowania wpuściłem do swojego pokoju. Prawie nikt nie ma tam dostępu, oprócz naszej sprzątaczki. Wie, że trzymam tam instrumenty po dziadku w sekrecie, dlatego nie pisnęła ani słowem o tym rodzicom. Gdyby się dowiedzieli, zapewne wyrzucili by mnie z domu.
   Zasady odgrywają u nas wielką rolę. To przez nie często dochodzi między nami do sprzeczek kończących się szlabanem. Mam przekichane. Momenty, kiedy nie ma ich w domu są dla mnie jak manna z nieba.         
- Możesz się zamknąć?!
   W kuchni gotowała się kolejna awantura wszczęta przez moją kłótliwą matkę. Przejechałem ręką po twarzy i rzuciłem się na łóżko. Jej krzyki było słychać nawet na piętrze. Nie czekając ani chwili dłużej zszedłem na dół, by zainterweniować. Znalazłem się tam w porę, gdyż w ruch właśnie miały pójść talerze.
- Co się z wami dzieje? - spytałem. Ojciec obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem i wskazał na drzwi.
- Do pokoju, jazda! - krzyknął.
- Ale... - nie powiedziałem nic więcej, gdyż wypchano mnie z pomieszczenia. Zawsze jest tak samo. Głośno westchnąłem i wróciłem się do siebie. Zasiadłem na krześle i zacząłem obgryzać paznokcie, patrząc na instrumenty.
   A może to właśnie ta chwila, by zmienić coś w swoim życiu, by uciec od monotonii?


Czo ja wam prezentuję, aż wstyd po prostu. Taki badziew dedykuję mojemu kapuśnjackowi (serio, zmieńmy te ksywki, ja nie wyrabiam xD), za to, że jest, że go nie ma, ale nadal jest, że mnie pociesza, rozbawia i kocha <3 KOCHAM CIĘ, ALE PAMIĘTAJ, KOŃ TO NIE TWÓJ MĄŻ. RUGG TEŻ.
Kolejny rozdział być może szybciej jak wena dopadnie. 
Aha, zmieniłam wygląd bloga. Nawet zmieniłam koloryzację nagłówka. Jestem takim specem. 
MOŻE w kolejnym coś fajnego, może. Chociaż jak ja to napiszę, to wyjdzie jakaś katastrofa.
C. xx
 

24.12.2013

Karola życzy Wesołych Świąt!

Dzisiaj 24 grudnia, co oznacza, że nadeszły święta. Z tego powodu chciałabym osobiście złożyć wszystkim, bez wyjątku życzenia.
Życzę Wam kochani, byście zawsze byli radośni i uśmiechnięci, by spełniły się Wasze najskrytsze marzenia i dostali swoje upragnione prezenty pod choinką. Aby każdy wierzył w siebie i wszystkiego, co tam chcecie. I by Nowy, 2014 Rok był jeszcze lepszy, niż ten. Nie jestem dobra w pisaniu życzeń, tym bardziej, że piszę z komputera taty, na którym klawiatura to dla mnie katorga.
Suma summarum chciałam życzyć po prostu: WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
Życzy Caro xx

P.S. Mój laptop sobie nie działa, także wybaczcie, że nie dodaję nigdzie rozdziałów. Jak będzie z nim okej, to wszystko nadrobię.

22.12.2013

Rozdział 4: Lepsza najgorsza prawda, niż najlepsze kłamstwo

"Barwne marzenia o tym by spróbować
Marzę o skosztowaniu idealnej miłości
Szukam drzwi, by otworzyć twój umysł
Poszukując lekarstwa dla ludzkości"
Within Temptation - "Utopia"


Francesca
          Każdy kolejny dzień przynosi nowe niespodzianki. Nie mamy pojęcia, co może nas spotkać. Pozostaje to tajemnicą, dopóki jej nie odkryjemy.
   Słoneczne popołudnie obfitowało we wszelakie kłótnie ze wszystkimi dookoła. Od kiedy sięgam pamięcią, nie przypomniałam sobie dnia, w którym tyle by się wydarzyło. Najpierw Camila nie miała ochoty ze mną rozmawiać, a kiedy próbowałam się do niej chociażby odezwać, uderzyła w płacz. Maxi chodził z głową w chmurach, a León... León stąpał za Ludmiłą jak cień. Nie rozumiem jego zachowania. Gdyby naprawdę mu nie zależało, to już dawno by odpuścił. On natomiast zawsze robi na przekór swoim przekonaniom i nie wiem, jak mam mu wbić do głowy, że robi źle.
- Stój! - zawołałam chłopaka, gdy pojawił się na moim horyzoncie. Ten jednak nie obrócił się, czy chociażby zatrzymał. Podbiegłam do niego i pociągnęłam za ramię. Posłałam karcące spojrzenie, ale nic sobie z tego nie robił. - Jesteś głuchy, czy tylko udajesz? - León westchnął i zaciągnął mnie poza teren szkoły. Usiedliśmy na ławce za wielkim drzewem. Obróciłam głowę w jego stronę.
- Mówiłem ci już, żebyś była bardziej dyskretna. - w końcu się odezwał. Chłopak niedawno prosił mnie, żebym w jego towarzystwie nie zwracała na niego uwagi, ale w końcu to mój przyjaciel i chyba mam prawo z nim rozmawiać. Pokiwałam głową na boki.
- Żebyś nie wiem co zrobił i tak będę do ciebie mówiła. Teraz, w szkole, w domu, wszędzie. Pamiętaj, jesteśmy przyjaciółmi. Poza tym, to mnie trochę krępuje, nie móc swobodnie z tobą porozmawiać. Zrób coś z tym, albo zeświruję. - dotknęłam jego ręki i posłałam mu delikatny uśmiech, po czym wstałam z miejsca i poprawiłam ramię torebki. Zerknęłam na zegarek, który wybijał właśnie godzinę szesnastą. - Do zobaczenia, León. - pożegnałam się z chłopakiem, zostawiając go w osłupieniu.
   Trzasnęłam drzwiami wejściowymi domu i zawiesiłam torebkę na wieszaku w przedpokoju. Zdjęłam kolorowe balerinki i zajrzałam do pokoju brata. Stał przed lustrem, przymierzając różne koszule. Wszystkie skrzydła szafy były otworzone, a ze środka ubrania wręcz się wylewały. Podbiegłam szybko i powstrzymałam bluzki brata przed wypadnięciem z szafy. Odłożyłam je na łóżko i podparłam boki.
- Przepraszam, Luca, ale co ty do jasnej anielki wyprawiasz?! - podniosłam ton głosu, gdy ten nie reagował na moje zaczepki.
- Siostrzyczko, za dwie godziny idziemy na kolację. - oświadczył ze stoickim spokojem tak, jakby wiedział o tym już od dłuższego czasu. Szkoda tylko, że mnie o niczym nie poinformował. Głośno westchnęłam i dałam mu kuksańca.
- Mogłeś chociaż coś wspomnieć, to bym szybciej wróciła do domu i się jakoś przygotowała, ale nie, nasza rodzina wszystko musi robić na ostatnią chwilę. - prawiłam mu kazanie. Być może dziwnie to wyglądało, młodsza siostra starszemu bratu, no ale w wyjątkowych wypadkach chyba nie robi to zbytniej różnicy. Luca pokręcił głową i głośno przełknął ślinę.
- To w takim razie informuję cię teraz, że za dwie godziny wychodzimy na kolację. Pasuje? - posłałam mu uśmieszek pełen irytacji.
- Pasuje. Chociaż czasem mógłbyś się postarać... - szybko wybiegłam z pokoju i zatrzasnęłam drzwi, unikając tym samym oberwania poduszką w głowę.
   Pomimo wielu różnic, kobiety łączy jedna rzecz, a mianowicie problem pojawiający się w momencie, kiedy trzeba wybrać idealny zestaw na jakiekolwiek wyjście. Choćby w szafie wisiało nie wiadomo ile par sukienek, bluzek, spódnic i innych ubrań, i tak wszystkie powiemy to samo: nie mam się w co ubrać. Myślałam, że to mnie ominie? O nie, nigdy w życiu. Suma summarum wybrałam ulubioną, zwiewną sukienkę koloru błękitnego z szerokim paskiem. Ledwo co zmieściłam się w czasie, gdyż przy poprawianiu fryzury z dołu rozległ się głośny krzyk brata.
- Zejdziesz dobrowolnie, czy potrzebujesz jednak specjalnego zaproszenia? - spytał sfrustrowany. Zbiegłam na dół po schodach i chwyciłam komórkę leżącą na komodzie.
- Już, mój kochany braciszku. Mam nadzieję, że tym razem znów się nie spóźnimy. Nie mam zamiaru słuchać po raz setny, że auto ci się nie chce odpalić. Mówię, zabierz je do mechanika. - napomknęłam jeszcze coś o tym, jaki to on spóźnialski, a potem aż do końca naszej jazdy nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. W sumie, to chyba dobrze, gdyż mogła wyjść z tego jakaś większa afera, a ja tak bardzo nienawidzę kłócić się z Lucą. Pomimo różnic, które nas dzielą, to i tak go mocno kocham.
   Stanęliśmy tuż przed gmachem wielkiego domu. Byłam nieco zaskoczona, gdyż podróż trwała niecałe sześć minut, a mi wydawało się, że minęło z pół godziny. Luca zaparkował wóz i otworzył mi drzwi. Kiwnęłam na znak podziękowania i wysiadłam, poprawiając przy tym swoje fryzurę, gdyż bratu zepsuł się dach i przy jeździe wiatr splątał mi całe włosy, które w obecnym stanie przypominały ptasie gniazdo.
   Powitała nas kobieta, na oko miała ze czterdzieści pięć lat. Zaprosiła do środka i pozwoliła rozgościć. Zasiadłam na miękkim fotelu i kątem oka przyjrzałam się jadalni. Wielki stół został nakryty odświętnym, białym obrusem, na nim leżało już parę dań oraz deserów. Państwo Tavelli mieli naprawdę przeogromny oraz wielki dom, niczym pałac. Kiedyś sama chciałabym w takowym zamieszkać.
- Poznałaś już naszego syna? - spytał niespodziewanie mężczyzna, zajmując miejsce przede mną. Założyłam nogę za lewe kolano i niemrawo się uśmiechnęłam.
- Państwo mają dziecko? - spytałam, ale po wzroku rzuconym przez Lucę zrozumiałam, że to pytanie nie było na miejscu. Szybko zmieniłam temat, ponieważ zrobiło mi się trochę głupio. - Nie poznałam waszego syna.
- Marco, zejdź na dół! - krzyknęła kobieta, wychylając się z kuchni. Spojrzałam w stronę schodów. Zbiegł z nich dosyć wysoki chłopak o burzy loków na głowie. Na sobie miał strój do koszykówki. Jak widać rodzice jego również zapomnieli powiadomić o kolacji, ale to nic nowego. My zawsze dowiadujemy się ostatni. - Na Boga, w coś ty się przyodział?! Synu, marsz mi do pokoju się przebrać, nie rób nam wstydu przy gościach. - chłopak zmieszał się na mój widok, ale pobiegł do łazienki. Zaśmiałam się w duchu z całej sytuacji.
- Przepraszam za Marco, jest czasem taki roztrzepany. - tłumaczył pan Jerry. - Jestem dumny z mojego syna, odnosi wielkie sukcesy w koszykówce i jak widać chciał się pochwalić. - na jego twarzy wymalował się niemrawy uśmiech. Odwróciłam wzrok i ujrzałam już przebranego w garnitur Marco. Wyglądał trochę za sztywno. Jego matka zaprosiła nas do stołu. Zasiadłam koło brata, by było mi raźniej. Nie znałam tych ludzi i nie miałam pojęcia, czy w ogóle mogę się odezwać. Na szczęście ich syn szybko wyciągnął mnie ze starszego towarzystwa, podczas, gdy Luca prezentował przeróżne sztuczki, wprawiając w zachwyt państwo Tavelli. Ci ludzie naprawdę muszą inaczej spostrzegać niektóre sprawy, niż my. Według mnie to nie było ani zabawne, ani w jakimś stopniu magiczne.
- Francesco, zapraszam cię do mojego królestwa. - zaśmiał się Marco i otworzył mi drzwi swojego pokoju. Uśmiechnęłam się i zajrzałam do środka.
   I rzeczywiście. Byłam w królestwie, królestwie muzyki. Tego się nie spodziewałam.
Federico
          W domu było zdecydowanie za cicho. Słyszałem dosłownie każdy, choćby najcichszy dźwięk z mojego pokoju, jak i zarówno z parteru. Wstałem z obrotowego fotela i podszedłem do okna, by móc je otworzyć i wpuścić trochę świeżego powietrza do pomieszczenia. Na dworze śmiało można było się wygrzewać, ponieważ pogoda dopisywała, jak nigdy.
   Z dołu rozległ się głośny pisk. Przeraziłem się na ten dźwięk. Postanowiłem sprawdzić, co to było, dlatego w tym celu zszedłem po schodach niczym ninja i rozejrzałem się po domu. Nikogo jednak nie zauważyłem. Spokojniejszy pokonałem trasę z salonu do kuchni, gdzie na stole leżała karteczka dla mnie. Otworzyłem ją i przeczytałem. Rodzice poinformowali w niej, że wrócą dosyć późno. Westchnąłem i odłożyłam świstek na miejsce. Po raz kolejny spędzę wieczór samotnie.
   Usłyszałem za sobą ciche kaszlnięcie, co wbiło mnie w podłogę. Skoro byłem sam, to kto to mógł być? Zachowując zimną krew odwróciłem się do tyłu. Przed sobą ujrzałem niską dziewczynę o jasnych, kasztanowych włosach i brązowych oczach. W pierwszej chwili nie skojarzyłem, kim ona jest i chciałem wyrzucić ją z domu, ale kiedy tylko wykrzywiła swoje usta w charakterystycznym, kpiącym uśmieszku, już wiedziałem, z kim mam do czynienia.
- Lena, co ty tutaj robisz? - spytałem trochę poddenerwowany. Dziewczyna podeszła bliżej i przejechała opuszkiem palca po moim ramieniu.
- Tęskniłeś? - zaświergotała, mrugając zalotnie oczami, co wprawiło mnie w lekkie obrzydzenie. Zdjąłem jej dłoń z mojej ręki.
- Natalia już wie?
   Lena udała zdziwienie i przyłożyła palca wskazującego do polika. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy raczej płakać. Sama jej obecność bardzo mnie peszyła i nie miałem zamiaru wracać do przeszłości.
- A niby o czym ma wiedzieć? - spytała, jak gdyby nigdy nic.
- O tym, że wróciłaś do Buenos Aires. Wie, czy nie? - nastała głucha cisza, której wcale nie miała zamiaru przerwać. - Tak trudno odpowiedzieć?
- Jeszcze nie, ale zapewniam, że będzie zadowolona z mojej obecności. A teraz wybacz, Federico, ale muszę złożyć wizytę swojej rodzince. ¡Adiós! - pomachała mi na pożegnanie i wyszła frontowymi drzwiami.
   Wiedziałem, że z tego będą kłopoty, i to niemałe. Przeczuwałem, że Naty nie zniesie obecności swojej młodszej o rok siostrzyczki. To było do przewidzenia. Musiałem ochronić przyjaciółkę. 
   I wtedy pomyślałem o Ludmile. To przy niej teraz chciałbym być, ale postawiła sprawę jasno. Nie chce mnie widzieć, a skoro tego sobie życzyła, ja nie będę wchodził jej w drogę.
Zamknąłem oczy i rzuciłem się na kanapę. Moje ciało przeszył nieprzyjemny, zimny wiatr. Dlaczego wszystko nagle w jednej chwili musi się komplikować? Nie dość, że nabawiłem się kilku problemów, przede mną czekają jeszcze inne, trudniejsze wyzwania, którym będę musiał sprostać. Nie wiem tylko, czy dam radę.
Violetta
          Nie wiedziałam, na co się piszę. Jeszcze parę godzin temu bardzo chciałam zdawać do Studia, ale teraz mam wątpliwości. Czy podołam zadaniu i moje nazwisko znajdzie się na liście uczniów? Musiałam się tego przekonać, a bez podjętej próby się tego nie dowiem.
   Wypakowując ostatnie pudło dostrzegłam coś prawie, że niewidocznego. Mała iskierka światła odbiła się od przedmiotu i w jasności dostrzegłam niebieską wstążeczkę, a na niej zawieszony kluczyk. Obok spakowane było jeszcze jedno, mniejsze pudełko. Ostrożnie nożyczkami przecięłam taśmę i otworzyłam. Ujrzałam dwa grube notesy na kształt pamiętnika. Dotknęłam pierwszy z nich i wyciągnęłam go na łóżko. Na okładce wyryte były inicjały M.S.. Drugi, fioletowy pamiętnik był nieco cieńszy od pierwszego, również miał otwór na klucz. Zerknęłam na przedmiot w mojej dłoni i niepewnie włożyłam go do małej dziurki. Pamiętnik się otworzył. Ukazały się niezapisane, czyste strony. Przewertowałam go dokładnie, lecz nic w nim nie znalazłam. Miałam już go zamknąć, ale przez przypadek upuściłam go na ziemię. Założyłam kosmyk włosów latający mi przed twarzą za ucho i podniosłam notes. Wyleciała z niego mała karteczka. Ledwo co przeczytałam wyblakły napis.
German, kiedy Violetta dorośnie przekaż jej ode mnie ten pamiętnik.
Niech zapisuje w nim swoje przemyślenia i uczucia. 
Tak jak ja.
M.
   Na mojej twarzy wymalował się delikatny uśmiech. Zamknęłam oczy i pomyślałam o mamie. Wciąż za nią tęsknię niewyobrażalnie mocno i chciałabym, żeby chociaż cząstka jej była przy mnie. Na pewno teraz by mnie przytuliła i powiedziała, jak mocno mnie kocha. Otworzyłam oczy i schowałam notesy do pudła.
   Poczułam silne ramiona ojca. Odwróciłam się do tyłu i mocno go przytuliłam.
- Kocham cię, tato. - ucałowałam jego klatkę piersiową, a on pogłaskał mnie po głowie.
- Ja ciebie też, Violetto. 
   Czułam się jak za dawnych lat, kiedy siedziałam na łóżku i rozpaczałam po stracie mamy. Ojciec wtedy również był przy mnie i mocno tulił do siebie. 
   Nie mogłam rozgryźć tylko jednego. Jakim kluczem otworzyć drugi pamiętnik? Mama na pewno jakiś miała. Spojrzałam na kluczyk wiszący na moim nadgarstku. Skoro z jednym się udało, to czemu nie spróbować ponownie? Włożyłam go do pamiętnika mamy, co poskutkowało natychmiastowym skrzypnięciem małej kłódeczki. Czułam się, jakbym otworzyła skarbnicę tajemnic, które krył niby zwyczajny dziennik. 
   Z każdą następną czytaną stroną czułam obecność mamy. Wydawało mi się, że opowiada mi swoją historię siedząc przy mnie i trzymając mnie za rękę. Z zapartym tchem wczytywałam się w jej zapiski. Dowiedziałam się, co robiła, gdy miałam tylko trzy latka, gdy chorowałam, mama była w trasie koncertowej. Nigdy o mnie nie zapominała i zawsze opisywała swoją tęsknotę do mnie. Zrozumiałam, że mama chciała, bym ja również prowadziła pamiętnik. 
   Za paręnaście ładnych lat, kiedy ktoś go otworzy, dowie się o mnie więcej, niż by sobie wyśnił. To, co przeżywałam, czułam, to wszystko będzie w jego rękach. 
Zrozumiałam również, że warto walczyć o swoje marzenia. Jeżeli czegoś się naprawdę chce i dąży do celu, to na końcu czeka go nagroda. Można zdobyć wiele. 
   Zastanawiałam się jednak, dlaczego tata nie pokazał mi ani pamiętnika mamy, ani nie wręczył mi tego fioletowego. Może zapomniał? To jednak nie było mi dane się dowiedzieć, gdyż czas leciał nieubłaganie i zbliżała się pora przesłuchań. Chwyciłam torebkę w dłoń i wybiegłam z domu.
   Weszłam do wielkiej szkoły z nadzieją, że się nie spóźniłam. Spojrzałam w stronę sali muzycznej, gdzie właśnie trwały owe castingi. Stanęłam w wielkiej kolejce. Nie miałam szans z tymi ludźmi.
   I wtedy ujrzałam Leóna. Nie był w humorze, lecz gdy tylko mnie ujrzał zmienił kurs i już po chwili uśmiechnięty od ucha do ucha zjawił się tuż obok mnie. Byłam bardzo zaskoczona jego obecnością tutaj. Czyżby był uczniem Studia 21?
- Violetto, miło cię widzieć. - powitał mnie uściskiem dłoni.
- Uczysz się tutaj? - spytałam tajemniczo. Chłopak przytaknął i położył dłoń na moim ramieniu.
- No pewnie. A ty, jak mi się zdaje bierzesz udział w przesłuchaniach. Powodzenia życzę. - mrugnął do mnie i szybko się oddalił. 
   Rozpaliła się we mnie iskierka nadziei.
- Violetta Castillo, zapraszamy! - z sali wydobył się donośny głos nauczyciela. Weszłam do środka i stanęłam naprzeciwko jury.
   Wiedziałam, że dam radę. 
Naty
          Nawet w snach nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek zrobi mi się kogoś szkoda. Czy osoba bez uczuć może współczuć? A nawet jeśli, to poczuje również gorzki smak bólu, smutku i cierpienia? Dotychczas uważałam to za niemożliwe. Niemożliwe dla mojej osoby.
   Kręciło mi się w głowie. Gregorio po raz kolejny dał nam wycisk na swoich zajęciach, że ledwo co doszłam do szafki, by wyjąć butelkę z wodą. Odkręciłam zakrętkę i zatopiłam suche usta w napoju.
   Z korytarza dobiegały donośne śmiechy. Zerknęłam ukradkiem w tamtą stronę, natomiast nikogo nie zauważyłam. Wyszłam z ukrycia i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W kącie dostrzegłam dwie, ledwo widzialne postacie rzucające cień na posadzkę. Powoli podeszłam bliżej, by przyjrzeć się tej dwójce. 
   Moja jedyna siostra, której szczerze nienawidzę rozmawiała sobie z Maxim. Skryłam się za słupem i podsłuchiwałam całą ich rozmowę. Wiem, że to niekulturalne, ale niektóre przypadki czasem nas do tego zmuszają.
- Już mówiłam, Natalia to znieczulica, jakich mało. Nie daj się jej. Żyj przyszłością, a przeszłość zostaw za sobą. Nie warto rozpamiętywać złe chwile. - dotknęła jego polika. W oczach chłopaka pojawiły się rozpalone, tańczące ogniki. Zabolał mnie jego wzrok przepełniony uczuciem do Leny.
   Tuż po pójściu chłopaka podeszłam do siostry i dotknęłam jej dłoni.
- Zaczekaj. - rozkazałam. Dziewczyna odwróciła się i zaśmiała kpiąco.
- Czego chcesz? 
- Proszę o jedno, nie kłam.
- Ja zawsze mówię prawdę. - zmrużyła oczy. - Nawet tą najgorszą. Nie można oszukiwać osoby, którą się kocha, prawda? - odeszła, zostawiając mnie samą na środku korytarza.
   I to uderzyło we mnie bardziej, niż kiedykolwiek.

   W tej chwili potrzebowałam szczerej rozmowy. Wyjęłam z kieszeni spodni telefon i zajrzałam w listę kontaktów. Pierwsze co pomyślałam o Ludmile, lecz szybko wymazałam to z pamięci. Ona nie nadaje się na pocieszyciela, zgnębiła by mnie jeszcze bardziej. Osunęłam się na podłogę i dmuchnęłam na czoło, gdyż parę loczków postanowiło zrobić sobie wędrówkę po mojej twarzy. Dopiero po głębszych przemyśleniach doszło do mnie, że raniłam kogoś, kogo tak naprawdę kocham. Szkoda tylko, że tak późno.
Ludmiła
          Czasem chciałabym móc cofnąć czas, przenieść się w miejsce, za którym najbardziej tęsknię. Ponownie ujrzeć osoby, na których najbardziej mi zależy. Niestety, tego się już nie da zrobić. Nawet najlepszy zegarmistrz przestawiając zegar nie zmieni mojego życia, nie potrafi. 
   Teraz siedzę w pokoju przy oknie i wdycham samotność. Otaczam się taką beznadzieją, że już nic nie pomoże. Doprowadziło to do tego, że sama nie wiem, kim jestem. Naty, León i Andres nie są mi już tak bliscy, jak kiedyś. Nasze relacje popsuły się do tego stopnia, że wątpię, by coś się zmieniło. Na dodatek odrzuciłam jedynego chłopaka, który się mną interesował. Czuję się taka podła.
   Jednak wina leży po mojej stronie.
   Usłyszałam skrzypienie schodów i ciche dźwięki. Spojrzałam w stronę lustra, gdzie odbijały się drzwi. W progu zobaczyłam tylko cień pozostawiony przez tę osobę. Czułam, jak mocniej zaczyna mi bić serce.
- Co się stało? - zapytał. Zamknęłam oczy i oparłam się o szybę. Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze, zaparowując przy tym szkło.
- Jestem beznadziejna. Życie jeszcze niczego mnie nie nauczyło. - odparłam po chwili zastanowienia. Nie wiedziałam, czy właśnie o to mi chodziło, aczkolwiek starałam się nie zawracać tym głowy.
- A czego chciałabyś się nauczyć? - kontynuował tajemniczy głos.
- Chcę wiedzieć, jak to jest być dobrą osobą. Chcę kochać. - nie wierzyłam, że powiedziałam to na głos. Nagle świat zawirował mi przed oczami. Zwierzam się komuś, nie wiedząc nawet, kim jest.
- Ja mogę cię nauczyć kochać. Musisz po prostu uwierzyć w siebie. - odwróciłam natychmiastowo głowę, ale nikogo już nie zobaczyłam. Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Po poliku spłynęła łza, którą szybko starłam.
   Chciałam poznać osobę, z którą właśnie odbyłam jedną z ważniejszych rozmów dla mnie.
   Chciałam odnaleźć prawdziwą siebie.


O, wreszcie to skończyłam.
Dużo mi wyszło Francesci, sama się dziwię. W kolejnych rozdziałach przewiduję więcej Lu i Naty. 
A co z Leną? Nudziło mi się, macie efekty xd 
Także rozdział beznadziejny mi wyszedł, jak zwykle xd
C.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

19.12.2013

Urodziny Horhusia | 5 - miesięcznica bloga

Trochę późno dodaje, ale wcześniej nie mogłam, dopiero wróciłam z klasowej Wigilii :D

Dzisiaj, 19 grudnia obchodzimy (a może tylko ja obchodzę jedno z nich) święta. Po pierwsze mowa tutaj o naszym wspaniałym Jorge Blanco, który kończy dzisiaj 22 lata. Nasz ulubiony aktor jest takim staruchem (hahaha), a wygląda młodziej *.* (głupia jestem, lol).
Z tego względu postanowiłam napisać jedno opowiadanie z udziałem moim i Koniusia (Ada wie, o co chodzi ^ ^), aczkolwiek dzisiaj się nie wyrobię. Jestem za bardzo padnięta.
Czo to za przystojniak? ^ ^ 







Drugim świętem jest pięcio - miesięcznica tego oto bloga. Rozumiecie? Pięć miesięcy z Wami, to było coś wspaniałego. I nadal w sumie jest. Bo na razie się nie kończy. Dziękuję za tyle komentarzy, wyświetleń, ciepłych słów, obserwatorów, dziękuję za wszystko! Kocham Was mucho :*
Chyba w sumie byłoby na tyle. Nie mam więcej na nic sił, ale gdybym mogła, to wszystkich bym uściskała.

Dzisiaj również 4 - miesięcznicę bloga obchodzi moja Adusia ♥ BLOG Życzę Ci moja kochana wielu czytelników, obserwatorów, komentarzy, uśmiechu na ustach i mnóstwo weny na pisanie tak fantastycznych rozdziałów, jak do tej pory. Kocham Cię, moja małpeczko :*

To by było na tyle. Kocham Was bardzo mocno i mam nadzieję, że zawsze będziecie ze mną.
C.

15.12.2013

Rozdział 3: Niewidzialna

Pojmujesz, że ją kochasz,
 kiedy pozwolisz jej odejść
Zauważasz, że byłeś szczęśliwy
 tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek,
Nienawidzisz drogi tylko wtedy,
 kiedy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że ją kochasz,
 kiedy pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść.
Passenger - "Let Her Go" 


Sebastian
           Czasem wystarczy jeden ruch, by życie wywróciło się do góry nogami. Nie wszystko zawsze kończy się tak, jak chcemy. Pozwalamy innym odejść, choć nie mamy zamiaru nigdzie ich puszczać. Nagle czujemy pustkę w sercu po straconej osobie. Tylko, czy my tego chcieliśmy?
   Zatracałem się w jej pięknych, czekoladowych oczach. Rude loki rozwiewał wiatr szalejący na podwórku, dlatego wolnym ruchem ręki zgarnąłem pasma włosów za ucho i przybliżyłem się do dziewczyny. Dystans, jaki nas dzielił powoli się zmniejszał. Moja dłoń powędrowała na jej ramię. Widziałem te rozpalone poliki i iskierki w oczach, ale wszystko poszło nie tak, jak chciałem.
   Uciekła. Odsunęła się ode mnie i czym prędzej pobiegła przed siebie. Nieświadomie dałem jej odejść. Z moich ust nie zabrzmiało nawet zwykłe "zaczekaj". Nastała głucha cisza, której nie potrafiłem przerwać.
Kopnąłem kamyk leżący tuż obok nogi. Moje życie bez niej nie jest takie samo. To ona je ubarwia. Nie chciałem jej zranić, wręcz przeciwnie. Chciałem, by w moich ramionach poczuła się bezpieczna i kochana. Wiem, ile się nacierpiała i chcę położyć temu kres. Jednak kiedy próbuję coś zrobić w tym kierunku, ona mnie opuszcza. Boi się tego, że ją wykorzystam i zostawię samą jak palec.
   Wiatr zaczął wiać coraz mocniej. Pojedyncze krople deszczu rozbijały się o asfalt. Słońce skryło się za chmurami, a ja ciągle siedziałem tam na murku i wpatrywałem się w drzewo. Jego gałęzie uginały się pod wpływem wiatru, a liście szumiały bezustannie. Dlaczego pozwalam na to wszystko? Gdybym miał choć trochę rozumu nie zostawiłbym jej.
Podniosłem się z miejsca i powolnym krokiem ruszyłem do domu. Jutro spotkamy się znowu, w pracy. Oby dała mi szansę na rozmowę...
Camila
          Znowu to samo. Po raz kolejny dałam ponieść się emocjom i uciekłam od rzeczywistości. Takiej, która sprawia, że chcę żyć.
   Pomimo chęci i starań nic mi nie wychodzi. Zamykam się w sobie i odchodzę z podniesioną głową. Chciałabym choć raz poczuć, jak to jest być kimś ważnym dla kogoś. I kiedy już nadarza się taka okazja, ja jak zwykle wszystko psuję.
   Chodziłam po Buenos Aires dobre dwie godziny. Świeże powietrze mnie uspokajało. Chociaż nie było zbyt przyjemnie, a niebo zesłało nam na ziemię dość sporą dawkę deszczu, wcale mi to nie przeszkadzało. Ulica z minuty na minutę pustoszała coraz bardziej. Z oddali tylko od czasu do czasu słychać było warkot silnika. Wreszcie przysiadłam na krześle przy stoliku pobliskiej kawiarenki. Deszcz powoli ustawał, a zza chmur przedzierały się promienie słoneczne. Typowa, letnia pogoda. Palcami wybijałam o blat. Zastanawiałam się, co by było, gdyby teraz był przy mnie Sebastian. Co działoby się dalej, gdybym nie uciekła.
   Mój melancholijny stan przerwało chrząknięcie kogoś za plecami. Osłupiona powoli odwróciłam głowę w bok, by ujrzeć twarz tej osoby. Zobaczyłam niskiego staruszka z laską, który zakręcał na palcu swojego wąsa.
- Mógłbym się przysiąść? - spytał grzecznie. Skinęłam głową i odsunęłam mu krzesło obok. Mężczyzna zasiadł i oparł laskę o stolik, po czym zwrócił się do mnie.
- Ładną mamy dziś pogodę, prawda? - zagadnął. Spojrzałam w niebo, przecież jeszcze przed chwilą ledwo co przestało padać. - Powiedz dziewczyno, co cię trapi. Widać, że jesteś jakaś smutna. - posłał mi delikatny uśmiech. Bałam się mu powiedzieć prawdę. Nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś obcy mnie zaczepił i wypytywał o sprawy prywatne.
- Nie zrozumie pan. Ja sama siebie nie rozumiem. - spuściłam głowę w dół i przejechałam dłonią po ramieniu. Staruszek dotknął mojego kolana.
- Skoro nie chcesz mówić, nie będę zmuszał... Pamiętaj tylko, że nic nie dzieje się bez przyczyny. - zerknął na zegarek i podniósł się z miejsca. - Muszę już iść. Do widzenia. - zdjął kapelusz i zgiął się w pół.
- Dziękuję za radę... - odprowadziłam wzrokiem mężczyznę. Nie wiedziałam dlaczego, ale na pewno nie przez przypadek go spotkałam. To zdanie zostało mi w głowie, i było stuprocentowo prawdziwe. Nic nie dzieje się bez przyczyny.
   Późnym wieczorem wróciłam do domu. Mama już spała, więc nie chciałam jej budzić. Zmęczona padłam na łóżko świadoma, że za parę godzin muszę wstać do pracy, a potem iść do Studio.
   Rankiem powitało mnie słońce przedostające się przez żaluzje. Otworzyłam okno i wpuściłam trochę powietrza do środka. Wzięłam odświeżający prysznic i założyłam błękitną sukienkę. Z łazienki pokierowałam się od razu do kuchni, gdzie przygotowałam sobie śniadanie w postaci płatków na mleku. Dla rodzicielki zrobiłam kawę oraz chrupkie pieczywo. Zaniosłam jej to do pokoju i ucałowałam w czoło. Jeszcze spała, więc nie miałam zamiaru jej budzić. Była godzina siódma, a za kwadrans miałam rozpocząć pracę. Zgarnęłam z wieszaka torebkę, po czym wyszłam z domu i ruszyłam do kawiarni.
   Powitał mnie z obojętną miną. Nie chciałam spoglądać w jego stronę, tym bardziej, że nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Cisza wręcz rozsadzała pomieszczenie. Od żadnego z nas nie zabrzmiało głupie "cześć". Każdy zajął się swoją robotą. Wzięłam do ręki fartuszek. Pięć minut później otworzyliśmy kawiarnię bez żadnego słowa. Klientów zazwyczaj o tej godzinie było mało, dlatego też bar pustoszał.
- Camila, możemy porozmawiać? - odezwał się pierwszy. Po moim ciele przeszły ciarki. Tak bardzo nie chciałam rozpoczynać tej rozmowy.
- Nie mamy o czym. - mój głos zadrżał. Chłopak odstawił talerzyki i podszedł do mnie. Niepewnie położył rękę na mojej dłoni.
- Jesteś w błędzie. Wiesz doskonale. Dlaczego wczoraj uciekłaś? - spytał.
- Ty to wszystko chciałbyś wiedzieć. - rzekłam oschle i wyjęłam rękę spod jego. Obróciłam się w drugą stronę i miałam zamiar odejść, ale poczułam dłonie na moich biodrach. Delikatnie mnie do siebie przyciągnął i musnął wargami policzek. Spłynęła po nim gorzka łza.
   Wspomnienia wróciły. Nie chciałam tego, to za bardzo bolało.
Violetta
          Nie jestem rannym ptaszkiem, aczkolwiek dzisiejszego dnia musiałam zbudzić się nieco wcześniej. Szatański sprzęt zadzwonił o godzinie siódmej, grając dobrze znaną mi melodię piosenki Ellie Goulding. Wyłączyłam to draństwo i leniwie przetarłam zmęczone jeszcze oczy, po czym zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół, zapominając kompletnie o włożeniu na nogi kapci. Bose stopy dotykały zimnej podłogi, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Z kuchni dochodziły aromatyczne zapachy śniadania. Zajrzałam tam i zobaczyłam ojca smażącego naleśniki. Bardzo dobrze mu szło, nie widziałam jeszcze nigdy, żeby sam coś gotował.
   Rozejrzałam się po domu. Był zbyt duży, jak na naszą dwójkę. Ściany na razie pustoszały, ale z tego co wiem, to dzisiaj wieczorem mamy zrobić tu generalne porządki. Parę obrazów by nie zaszkodziło.
Tata zawołał mnie do stołu na śniadanie. Usiadłam na krześle i złapałam w dłonie sztućce, po czym zaczęłam konsumować jedzenie. W tym samym czasie sprzątnął bałagan, który zrobił przy gotowaniu. Niedbale rzucił coś na blat. Wzięłam do ręki kartkę, a dokładniej broszurę szkoły.
- Co to jest? - spytałam, spoglądając znad ulotki.
- To, co widzisz. Nie wydaje ci się, że powinnaś zapisać się do jakiejś szkoły? Z resztą, nie jest ona jedyna. Tutaj masz więcej. - z torby wyjął tysiące broszur mówiących o zapisach do szkół. Złapałam się za głowę. Mam wybierać pomiędzy tymi placówkami...
   Zabrałam je wszystkie do salonu i rzuciłam na sofę. Przeczytałam każdą po kolei, ale do tej pory żadna mi się nie spodobała. Wszędzie te same, standardowe wymagania. Aż wreszcie została ostatnia. Bałam się, że ona również nie przypadnie mi do gustu. I tutaj się myliłam.
   Studio 21. Prestiżowa szkoła muzyczna. To coś, o czym skrycie marzyłam od dawna. Móc kształcić się tak, jak moja mama. Czułam, że nie przez przypadek dostałam możliwość uczęszczania do tej szkoły. Wzięłam broszurę i poszłam do ojca.
- Tato, wybrałam. - wręczyłam mu ją do ręki. On tylko na nią spojrzał i wyrzucił za siebie.
- Możesz tylko pomarzyć. - rzekł. Spuściłam głowę.
- Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego nie zapiszesz mnie do tej szkoły.
- Masz się uczyć w normalnej szkole. Wybij sobie z głowy pomysł z chodzeniem do placówki muzycznej. - jego mina była poważna. Ja jednak nie dawałam za wygraną.
- Tato, zawsze miałam dobre oceny. Nie mam problemu z żadnym przedmiotem. Teraz pozwól mi pójść w ślady mamy. - mówiłam z takim przekonaniem, że w końcu zmiękł.
- Dobrze. Tylko nie chcę słyszeć, że masz z czymś problemy, bo nie powiem "a nie mówiłem". Z tego co przeczytałem, zapisy trwają do jutra. Lepiej zapisz się teraz. Uciekaj, zanim się rozmyślę. - ucałował mnie w czoło i wypchnął z gabinetu. W świetnym humorze przebrałam się i czym prędzej wyszłam z domu.
   W sumie, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Chyba zbyt szybko podjęłam decyzję. Przecież wiedziałam, że wstydzę się śpiewać przed publicznością, ale jak zwykle zrobiłam na przekór. W końcu kiedyś trzeba się przełamać, prawda? Rozmyślając tak nad tym nie zauważyłam nawet, w jaką uliczkę weszłam. W ostatniej chwili zauważyłam, że w moją stronę jadą deskorolkowcy. Przestraszyłam się i zamiast uciekać stałam na środku chodnika jak wryta. Moje oczy zrobiły się wielkie.
   Poczułam tylko mocne popchnięcie w bok. Myślałam, że jeden z chłopaków mnie potrącił, ale obracając się ujrzałam... Leóna.
- Wszystko w porządku? Mogło ci się coś stać! - krzyknął trochę poddenerwowany, ale po chwili się uspokoił. - Przepraszam... Trochę mnie poniosło.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się. - Odbiegając od tematu, wiesz może, gdzie znajduje się szkoła muzyczna Studio 21? - spytałam, na co on się zaśmiał. - Coś nie tak?
- Mogę cię tam zaprowadzić. - mrugnął do mnie. Pokiwałam głową i ruszyliśmy w drogę. Oczywiście León prowadził.
   - A więc mówisz, że mieszkasz w Buenos Aires od dwóch dni? - zagadał. Przytaknęłam.
- Tak, to prawda. Nie znam okolicy, ani nikogo stąd.
- Mnie już znasz. - zaśmiał się. Po chwili przystanęliśmy. - To tutaj. - wskazał na budynek przede mną.
Szkoła była wielka. Przed nią mnóstwo nastolatków tańczyło do muzyki płynącej z głośników. Niepewnie weszłam do środka. Ściany pomalowane były w różnokolorowe figury geometryczne, trójkąty, kwadraty; prawie każda sala miała szklane okna, dzięki czemu mogłam zobaczyć, co aktualnie robią uczniowie. Byłam zachwycona tym miejscem. Zapomniałam o wszystkim. Wiedziałam, że pierwsze co muszę zrobić, to się zgłosić na przesłuchanie.
- Violetto, zaraz wracam. - powiedział nerwowo, spoglądając do tyłu. Zdziwiło mnie jego zachowanie, aczkolwiek nic nie powiedziałam. Odnalazłam pokój nauczycielski i delikatnie zapukałam. Starszy pan otworzył mi drzwi i wpuścił do środka.
-Dzień dobry, ja przyszłam się zgłosić na przesłuchania. Można? - posłałam mu ciepły uśmiech.
- Maria? - spytał z niedowierzaniem.
- Przepraszam, co? Jestem Violetta. Violetta Castillo. - przedstawiłam się. Antonio, bo tak miał na imię mężczyzna, podał mi kartę zgłoszeniową i długopis.
- Wybacz za pomyłkę, Violetto. Jeżeli już tutaj jesteś, możesz na miejscu wypełnić potrzebne papiery. - usiadłam na krześle i wypełniłam kartę.
- Proszę. - wręczyłam mu ją po chwili. Antonio zaśmiał się i podał mi rękę.
- Przesłuchania zaczynają się od jutra. Liczymy, że przyjdziesz i pokażesz, na co cię stać. W takim razie do zobaczenia, Violetto. - pożegnał się ze mną. Wyszłam z pokoju i zabrałam się za poszukiwania Leóna. Niestety go nie odnalazłam. Nie mam pojęcia, gdzie poszedł. W tym wypadku musiałam wrócić sama do domu. Chyba jakoś trafię... W razie czego zadzwonię do taty.
   W drodze cały czas myślałam o szkole. Nie mogłam się doczekać, aż zacznę tam chodzić, o ile w ogóle zdam egzaminy wstępne. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, ile ona zmieni w moim życiu...

Maxi
          Kiedy wydaje się, że mamy wszystko, osiągnęliśmy swój cel, to nagle znika i nic nam nie zostaje. Wiara i nadzieja idą w zapomnienie. Co zrobić, gdy ktoś ci bliski nie zwraca uwagi na twoją osobę i nie wykazuje żadnego chociażby zainteresowania? Po co nam uczucia, skoro nie możemy ich wykorzystać i nie potrafimy obdarować nimi właściwej osoby?
   Po raz kolejny minąłem ją w korytarzu Studio. Znowu posłałem jej ten sam, wzrok mówiący "chodź do mnie, tak bardzo cię potrzebuję", a ona jak zwykle to zignorowała. Straciłem resztki nadziei, że wreszcie nadejdzie ten dzień, w którym podejdzie do mnie i powie, że mnie potrzebuje. Mogłaby to być chociażby drobnostka, bylebym mógł poczuć, że jestem dla niej ważny, że coś znaczę.
   Zajrzałem do szatni, by móc zabrać swoje partytury na zajęcia z Angie. Otworzyłem swoją szafkę i wyjąłem z niej dwie teczki z nutami. Zamykając ją ujrzałem twarz Natalii. Z twarzy można było wyczytać, że jest przygnębiona. Postanowiłem po raz kolejny spróbować.
- Co się stało? - dziewczyna obróciła głowę w moją stronę i założyła włosy za ucho.
- Kompletnie nic. - odpowiedziała z obojętnością.
- Na pewno? - spytałem po raz kolejny.
- Maxi, nic mi nie jest. Chciałbyś dodać coś jeszcze? Trochę mi śpieszno. - wyjęła z szafki telefon, po czym trzasnęła drzwiczkami. To we mnie uderzyło mocniej, niż się zdawało.
- Ja... - wymamrotałem, nie dokańczając.
- Co ty? - powiedziała tak chłodno, że aż poczułem ukłucie w sercu.
   Powiedziałem jedno, jedyne słowo, którego później gorzko żałowałem.
- Ranisz.
Ludmiła
          Kolejna, nieprzespana noc. Miałam dosyć dosłownie wszystkiego. Oczy mi się zamykały, ale dzielnie walczyłam z tym na lekcjach. Nawet Angie zauważyła, że dziś jestem zbyt spokojna, jak na siebie. Ja miałam po prostu gorszy dzień. Drażnił mnie nawet najcichszy dźwięk. Wydawało mi się, że zaraz wybuchnę. Na dodatek po raz kolejny Pan Wkurzający musiał wtrącić swoje trzy grosze. A co w tym wszystkim było najgorsze? To, że pomimo mojej chęci odpyskowania mu, nie mogłam. Nie potrafiłam.
   W przerwie na lunch, zaszyłam się w jednej z sal. Stanęłam przy keyboardzie i zagrałam jedną z moich ulubionych piosenek, czyli "Destinada A Brillar".

 Quién le pone límite al deseo
cuando se quiere triumfar?
No importa nada
Lo que quiero es cantar y bailar

La diferencia esta aquí
dentro en mi circuito mental
Soy una estrella destinada a brillar

Śpiewanie przerwała mi osoba stojąca przy drzwiach. Federico zaklaskał i wszedł do środka.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że masz nieziemski głos? - spytał. Nie wiedziałam, czy to było ironicznie, czy też naprawdę. 
- A tobie ktoś kiedyś mówił, że pojawiasz się wtedy, kiedy nie trzeba? - odpowiedziałam z sarkazmem. Spojrzał mi prosto w oczy. Chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się wycofał. Jego wzrok wyrażał więcej, niż mogłoby się wydawać. - Nic nie powiesz? - zdziwiłam się. - Aż tak cię zatkało? I dobrze, mógłbyś się w ogóle nie odzywać. - Federico podszedł do mnie bliżej i wyjął ręce z kieszeni.
- Wybacz, że pojawiłem się w twoim życiu. Teraz pozwól, że zniknę z niego na zawsze. - złożył na moim bladym poliku pocałunek, po czym ostatni raz ukradkiem zerknął w moją stronę i odszedł bez słowa. 
   Na myśl nasunęło mi się jedno pytanie. Czy właśnie tego chciałam? Odpowiedź była prosta.
   Nie. 


Zabijcie mnie, tydzień nie było rozdziału. Po prostu nie miałam czasu, dzisiaj dokończyłam, a Parta na bloga to już w ogóle nie mogę napisać. Na szczęście za tydzień wolne, wszystko nadrobię. 
Jeszcze przychodzę do Was z takim czymś, że się nawet pozwólcie, nie wypowiem. 
W kolejnych rozdziałach więcej Francesci i innych. Postaram się o dłuższe perspektywy Ludmiły i Federica. 
Caro xx

9.12.2013

Rozdział 2: Coraz bliżej siebie

"Czuję, że unoszę się i widzę,
że chcę cię zobaczyć
i lada moment może się zdarzyć
czuje, że eksploduję i widzę,
że zaczyna boleć
Zostaję patrząc no twoje letnie zdjęcie
Letnie"
Violetta - "Tu foto de verano"


Ludmiła
          Codzienny pośpiech potrafi doprowadzić do tego, że wreszcie możemy się we wszystkim pogubić. Nawet najmniejsze potknięcie niesie za sobą falę problemów. Nagły ich natłok burzy wszystko, co dotychczas zbudowaliśmy.
   Chociaż uważam siebie za wielką gwiazdę, nie lubię opowiadać o sobie. Wydaje mi się, że każdy zna moją historię. Do pewnego czasu mogłam ją opowiadać bez końca, ale teraz czuję, że nie ma sensu. Gdzieś w jej trakcie popełniłam błąd, ale nadal nie wiem jaki.
   Rozmowa z Natalią trwała już od pół godziny. W sumie nie można tego nazwać rozmową, prędzej monologiem. Czuję, że mówię do ściany.
- Natalia! - krzyknęłam, potrząsając jej ramieniem. Dziewczyna natychmiastowo podniosła głowę do góry i wykrzywiła usta w uśmiechu.
- Tak, Ludmi? - spytała, przeczesując palcami kosmyki włosów.
- W ogóle mnie nie słuchasz.
- Nieprawda, ciągle cię słuchałam. - zaprzeczyła. Podparłam ręce pod boki i uniosłam brew do góry.
- W takim razie o czym mówiłam? - Naty wyprostowała się i zaśmiała pod nosem.
- Nawijałaś coś o Federico, jaki to on jest mega wkurzający i w ogóle... - zaczęła mnie naśladować. Przecież ja tak nie machałam rękami, ani nie robiłam głupich min.
- Bez przesady. Od tego mówienia zaschło mi w gardle, przynieś mi wodę. - rozkazałam. Dziewczyna kiwnęła głową i wstała z miejsca, po czym pobiegła przed siebie. - Tylko zimną, pamiętaj! - krzyknęłam za nią.
   Zbliżała się pora obiadowa i miałam wracać do domu, ale przypomniałam sobie, że w szkolnej szafce zostawiłam komórkę. Wróciłam się więc do Studia. Nie miałam zbyt dużo czasu, dlatego też zaczęłam biec. Przez przypadek z kimś się zderzyłam, niefortunnie wpadając w małą kałużę. Przeklęłam osobę, która mi to zrobiła, zanim jeszcze ujrzałam jej twarz. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam... rozbawionego Federica.
- Podaj mi rękę, idioto, a nie się gapisz! - wrzasnęłam tak głośno, że zapewne pół miasta mnie usłyszało. Chłopak wyciągnął dłoń i podniósł mnie. Zacisnęłam pięści i spojrzałam na niego złowrogo. -Dziękuję bardzo Szanownemu Panu za ubrudzenie moich ulubionych spodni. A teraz błagam cię, zejdź mi z oczu jak najszybciej. - warknęłam. Chłopak mrugnął tylko do mnie i wkładając ręce do kieszeni odszedł. Podniosłam torebkę z ziemi i zakrywając tył ciała wróciłam do domu. W furii cisnęłam nią w kąt pokoju i wyjęłam z szafy coś na przebranie. Z wielkim żalem białe spodenki wylądowały w koszu na śmieci.
- Kiedyś pożałujesz, Pasquarelli. - mruknęłam pod nosem. Odkąd zjawił się u nas w szkole, a dokładniej
dwa tygodnie temu w celu wymiany uczniowskiej, są z nim same problemy, a przynajmniej ja mam. W sumie to nawet Pablo nie był taki zły... Wolałabym, żeby Federico został we Włoszech i nigdy nie pojawił się w moim życiu. Przez niego ciągle wpadam w jakieś tarapaty. Fede to, Fede tamto... Na samą myśl o tym imieniu włącza mi się odruch wymiotny.
- Lu, chciałabyś może ciasteczka z lukrem na podwieczorek? Wiem, że je uwielbiasz. - z kuchni dochodził głos mojej niani, Elsy. Nie jestem jednak małą dziewczynką, by mieć nianię, bardziej preferuję nazwę gosposia. Zajrzałam do pomieszczenia, z którego wydobywał się aromatyczny zapach świeżo zmielonej kawy oraz zupy pomidorowej na obiad. Zamknęłam oczy i wciągnęłam nosem powietrze. Przypomniało mi się moje dzieciństwo. Moja mama często gotowała pomidorową... Niestety teraz nie ma na nic czasu. Wykształcona kobieta, ma bardzo dobrze płatną pracę, prawie ciągle siedzi w biurze i nie poświęca chociażby chwili dla rodziny. Od wielu lat nie pamiętam dnia, żebyśmy obie usiadły na sofie i porozmawiały jak matka z córką. Ojciec natomiast pracuje za granicą, widujemy się tylko na święta w celu złożenia sobie życzeń i dania prezentów, a potem znowu wylatuje do Anglii. Bardzo mi ich brakuje.
- Z wielką chęcią. Mogłabym jeszcze poprosić kakao? - posłałam kobiecie promienny uśmiech udając, że nic się nie stało. Ta tylko kiwnęła twierdząco głową i zabrała się za przygotowywanie jedzenia.
   Czuję, że jestem zupełnie inną osobą. Z tej złej nagle staję się uczuciowa, wrażliwa i empatyczna. Szkoda tylko, że tak rzadko...
Naty
          Kara z Maxim to najgorsze, co mogło mnie spotkać w życiu. Nie dość, że spędzę dwie dodatkowe godziny z tym hipopotamem raperem, to jeszcze muszę go oglądać na oczy. Nie interesuje mnie to, że niedawno zachowywaliśmy się jak dwójka dobrych przyjaciół. Co było, minęło. Nie lubię go. A może tylko tak mi się wydaje? Bez względu na to, Ludmile na pewno by się to nie spodobało.
   Punktualnie o szesnastej zjawiłam się w sali tanecznej. Z głośników wydobywała się głośna muzyka. Kątem oka dostrzegłam chłopaka stojącego w kącie sali. Rozciągał się przed próbą. Odwracając wzrok weszłam do środka i odłożyłam swoją torbę na parapet, po czym przełączyłam piosenkę na coś szybszego i stanęłam naprzeciwko lustra.
- Naty, a co z rozgrzewką? - spytał Maxi, powolnym krokiem zbliżając się do mnie.
- Wcale nie jest mi potrzebna. - odparłam i zaczęłam wykonywać układ ułożony przez Gregoria. Pierwsza część wyszła świetnie, aż wreszcie przyszedł moment na jeden z trudniejszych kroków. Za każdym razem coś szło nie tak. Teraz również los nie był łaskawy. Źle postawiłam nogę. Przez to zachwiałam się i nie pomogło nawet machanie rękami na boki. Miałam świadomość, że po raz kolejny poczuję chłód zimnej posadzki i mocny ból głowy. Wiadomo jednak, że się bałam, co poskutkowało głośnym piśnięciem. Nie poczułam jednak ani grama bólu.
   Silne ręce delikatnie mnie podtrzymywały. Osoba podniosła mnie i złapała w pasie tak, bym nic sobie nie zrobiła. Ze strachu zamknęłam oczy, ale wiedząc już, że nie leżę plackiem na podłodze otworzyłam je, by ujrzeć twarz wybawiciela. A dokładniej Maxiego. Przecież tylko on był w sali. Stał niebezpiecznie blisko mnie. Nasze czoła prawie się stykały. W pierwszej chwili miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale patrząc w jego oczy od razu zapomniałam o wszystkim. Biła z nich taka czułość, że wręcz nie mogłam się oderwać. Oddechy stały się nierównomierne, a serca zabiły szybciej. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Nigdy się tak nie czułam.
   Tę chwilę przerwał nam Gregorio, który z hukiem wbiegając do sali rzucił swoją piłeczką tak zamaszyście, że oprócz wyłączenia muzyki przekrzywił sprzęt.
- To ma być kara, a nie okazja do plotkowania! Na randki umawiajcie się poza terenem szkoły, zrozumiano?! - posłał morderczy wzrok. Odsunęłam się metr od chłopaka i odwróciłam głowę w bok, by nie ujrzał moich czerwonych polików.
- Pan myśli, że my...? Nie, co za śmieszny żart! - zdołałam wybąkać. Było mi strasznie głupio, ale sama nie wiem czemu. Maxi również się zmieszał. Przez resztę czasu żadne z nas nie odważyło się chociażby spojrzeć na siebie, a co dopiero porozmawiać. Nauczyciel wreszcie puścił nas wolno mówiąc, żebyśmy bardziej uważali na lekcjach.
   Zabrałam torbę i wyszłam z sali kierując się do głównych drzwi Studio. Miałam zamiar wrócić do domu i rzucić się na łóżko, ponieważ Gregorio dał nam niezły wycisk, ale Maxi pokrzyżował mi plany.
- Może cię odprowadzić? - zaproponował zjawiając się tuż przede mną. Stanęłam i poprawiłam ramię torebki.
- Nie trzeba, trafię sama do domu. - odparłam i ruszyłam dalej. Chłopak nie dawał za wygraną.
- A może jednak się zgodzisz?
- A może jednak nie. Maxi, nie zawracaj mi głowy. Muszę iść, cześć. - rzuciłam oschle i uciekłam od niego. Chwilę później dopiero dotarło do mnie, że mogłam mu odmówić w mniej chamski sposób. Zapewne sprawiłam mu przykrość. Jak widać udzieliła mi się Ludmiła. Przystanęłam i wróciłam się pod szkołę. Gdy już się tam znalazłam, chłopaka nie było. Zrobiło mi się go szkoda. Ja jednak go trochę lubię, ale z drugiej strony... Co ze mnie za niezdecydowane, ludzkie stworzenie.
León
          Dzisiejszy dzień znowu nie należał do tych najlepszych. W szkole przez parę godzin intensywnie nad sobą myślałem. Nie mam żadnego pojęcia co zrobić, by uciec od tego, w co sam się wplątałem. Przez nieuwagę zaplamiłem swoją koszulę w kratę sokiem malinowym, kiedy razem z Andresem staliśmy tuż obok automatu z napojami. Puszkę wyrzuciłem do kosza, a sam poszedłem do łazienki zmyć z ubrania dosyć mocno widoczną plamę. Na nic zdało się jednak tarcie mokrą szmatką. Westchnąłem głośno i oparłem ręce o kant umywalki. Oto moje cholerne szczęście. Brakuje mi tylko jeszcze narzekania Ludmiły na innych i chwalenia się wszystkim dookoła.
- León, jesteś tam? - usłyszałem pukanie i donośny głos dziewczyny. No i się zaczęło. Otworzyłem drzwi toalety i wyszedłem z niej. - No nareszcie, ileż można siedzieć w łazience? Co ty, kobieta jesteś? - spytała zaskoczona zdrapując resztki lakieru z paznokci.
- Wybacz, ale ta plama sama nie zejdzie. - wskazałem na koszulę. Ludmiła odgarnęła swoje blond loki do tyłu i złapała pod ramię.
- Nic nie szkodzi. Natalia i Andres wyszli ze szkoły, więc została tylko nasza dwójka. Chciałabym teraz poćwiczyć moją piosenkę. Idziemy. - zaciągnęła mnie do pustej sali i stanęła przy mikrofonie, a mi kazała obsługiwać keyboard. Położyłem palce na klawiszach i zagrałem pierwsze nuty piosenki.
- León, to nie tak. - oburzyła się. Przestałem grać i oparłem się o instrument.
- A więc poucz mnie, co zrobiłem źle? - spytałem.
- Wszystko. Wiesz co, odechciało mi się z tobą rozmawiać. Ludmiła wychodzi! - pstryknęła palcami i skierowała się do wyjścia. Zauważyłem, że dzisiaj ma gorszy humor niż zazwyczaj. Nie mam pojęcia co się stało, i chyba raczej nie chcę wiedzieć.
   Zbliżało się późne popołudnie, dlatego też postanowiłem wrócić do domu. Zapewne mama znowu na mnie nakrzyczy, że wracam o takiej porze. Tym razem jednak nic takiego nie miało miejsca. Rodzicielka w doskonałym humorze pichciła coś w kuchni.
- Leónie, jak dobrze, że wróciłeś. Zabrakło mi cukru do ciasta, a sklepy są już pozamykane. Mógłbyś pójść do sąsiadów i pożyczyć od nich trochę? - spytała rozweselona. Nie byłem przekonany, czy to dobry pomysł, aczkolwiek się zgodziłem.
   Nigdy nie odwiedzałem swoich sąsiadów. Rzadko kiedy spotykałem ich chociażby na ulicy. Nie mniej zestresowany zapukałem do mosiężnych, machoniowych drzwi. Myślałem, że otworzy mi jakaś starsza pani w wieku mojej babci, z siwymi włosami i okularami na nosie. Tymczasem przed sobą ujrzałem drobną postać dziewczyny o kasztanowych włosach. Nieśmiale unosiła kąciki ust do góry, jak gdyby próbowała się uśmiechnąć. Staliśmy we dwójkę patrząc na siebie przez dobre kilka minut, zanim się ocknęliśmy.
- Witaj, jestem León. Chciałbym pożyczyć cukier. A ty jesteś...? - powiedziałem bezpośrednio. Dziewczyna zawstydziła się i pokazała ręką, żebym weszła do środka.
- Violetta. Dopiero co się tutaj przeprowadziłam, więc zapewne mnie nie kojarzysz. - zachichotała pod nosem. - Zaraz przyniosę ci ten cukier, poczekaj chwilę. - przeprosiła i zaszła do kuchni. W tym czasie rozejrzałem się po domu. Faktycznie, można było wyczuć jeszcze delikatny zapach naftaliny. Po chwili wróciła z pełną szklanką i podała mi do ręki.
- Proszę. - uśmiechnęła się. - Nie musisz oddawać. - dodała na końcu.
- Dziękuję. To do zobaczenia... Violetto. - pożegnałem się i stałem na podjeździe, dopóki nie zamknęła mi drzwi. Violetta... Nagle przypomniałem sobie o mojej dawnej przyjaciółce. Skręciłem uliczkę dalej i znalazłem się pod swoim domem. Mama podziękowała za pomoc i odebrała ode mnie szklankę, a ja poszedłem do swojego pokoju. Usiadłem na obrotowym krześle i włączyłem radio. Muzyka automatycznie poleciała z głośników, a ja zacząłem rozmyślać o nowej sąsiadce. Chciałbym ją bliżej poznać. Czuję, że jesteśmy bratnimi duszami. Nie wiedziałem nawet, jak bardzo...
Francesca
          Z oddali było słychać ciche szepty i chichoty. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam standardowy widok. Żal jest mi mojej przyjaciółki, Camili. Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie traktują ją inaczej, przecież biedniejsi też mają uczucia. Dziewczyna jednak twarda nie zwracała uwagi na te osoby, tylko stanowczym krokiem skierowała się w moją stronę. Bez chwili zastanowienia objęłam przyjaciółkę.
- Czemu się dajesz? - zadałam jej pytanie. Ona tylko machnęła ręką i obróciła głowę w bok.
- Nie przejmuję się opinią innych. Gdybym to robiła, już dawno bym zginęła. - odparła i położyła ręce na biodra. Widziałam, że tłumi w sobie smutek, ale za wszelką cenę próbowała to ukryć. Dłonie zaciskała na swojej bluzce, a głowę spuściła na dół. Jednak nadal byłam jej przyjaciółką, wiedziałam dobrze, że nie jest w porządku.
- Będzie okej, bądź dobrej myśli. - pogłaskałam ją po ramieniu.
- Nic nie będzie dobrze. Fran, ja jestem skazana na takie życie. Nie potrafię go zmienić, nie mogę... - uroniła jedną, gorzką łzę. Starła ją z polika i odwróciła się na pięcie, po czym uciekła ze Studio. Próbowałam ją zatrzymać, ale to nic nie dało. Od zawsze była twarda i stanowcza, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znalazła. Za każdym razem wmawiała sobie, że nieważna jest opinia innych. Widok jej płaczącej był dla mnie rzadkością. Nie chciałam, by chowała się po kątach i tam wypłakiwała w chusteczkę. Chcę być dla niej oparciem, ale ona ostatnio coraz częściej woli zostawać sama. Dlaczego nikt nie da jej szansy? Czemu wszyscy oceniają ludzi po ich stanie majątkowym i wyglądzie, a nie cenią osobowości? Na to pytanie chyba nigdy nie znajdę odpowiedzi.
Camila
          Biegłam przed siebie nie zważając na nic. Chciałam uciec od wszystkiego, ale było to niemożliwe. Nagle zwolniłam tempo. Czułam, że zaraz nogi odmówią posłuszeństwa i opadnę na ziemię jak zwiędnięty kwiatek. Od paru dni jadłam niczym ptaszek, dużo pracowałam i to pewnie dlatego byłam osłabiona. Nie mogłam kontrolować swojego ciała. Samoistnie opadłam na trawę wiedząc, co się zaraz stanie. Kolejny raz mama będzie musiała jechać ze mną do szpitala, potem na badania, aż wreszcie się wykończę.
   Otworzyłam oczy zaraz po tym, jak poczułam trząsanie moim ramieniem.
- Camila, Camila, obudź się! - ktoś krzyczał. Widziałam wszystko przez mgłę, dlatego w pierwszej chwili nie poznałam tej osoby. Dochodząc jednak do siebie ujrzałam obok Sebastiana. Gdy tylko zobaczył, że się ocknęłam objął mnie ramieniem i przytulił. - Tak się bałem o ciebie.
Ciągle znajdowałam się na skwerze. Obydwoje siedzieliśmy na murku, z czego ja na kolanach chłopaka. Gwałtownie z nich zeskoczyłam, co poskutkowało moim zachwianiem. Opadłam na trawnik. Przyjaciel podał mi rękę i posadził koło siebie.
- Nie możesz się wysilać. Jesteś zbyt słaba. Jadłaś coś? - spytał łapiąc moją dłoń. Spojrzałam na niego i spuściłam wzrok.
- Dzisiaj rano śniadanie. Bułkę z masłem i szynką. - odpowiedziałam. Seba pokręcił głową i wyciągnął ze swojej brązowej sakiewki kanapkę.
- Musisz coś zjeść, bo inaczej znowu mi tu zemdlejesz. - podał mi pieczywo zawinięte w folię aluminiową. Podziękowałam i odwinęłam jedzenie.
- Chcesz kawałek? - oderwałam część kanapki.
- Nie, chcę, żebyś zjadła to sama. - odmówił. Kiwnęłam głową, a na mojej twarzy wymalował się delikatny uśmiech. Wtedy Sebastian położył swoją dłoń na moim policzku i spojrzał mi głęboko w oczy. Przejechał ręką delikatnie po twarzy i pogłaskał policzek. Czułam, że serce bije coraz mocniej i szybciej, jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Przegryzłam wargę i zamrugałam oczami. Co się ze mną dzieje?


Znowu nie wyszło.
Rozdział 3 w trakcie pisania.
Stuknęło mi 70 tysiaków. 
Aha, chciałam podziękować takiej jednej osóbce, bo jej komentarz sprawił, że przez cały dzień miałam banana na twarzy. Ona dobrze wie, że o nią chodzi. <3
Caro xx  
[EDIT]: Muszę, po prostu muszę. Ag. założyła sobie bloga! Moje modlitwy zostały wysłuchane :D http://esperanza-ultima.blogspot.com/

7.12.2013

Rozdział 1: Wspomnienia

"Na ścianach tych zapisane są kolory,
których nie potrafię zmienić
Zostawiam moje serce otwarte,
ale ono pozostaje tu, w swojej klatce
Wiem, że o poranku ujrzę nas
w świetle ponad wzgórzem
Chociaż jestem rozbity,
moje serce pozostaje nieposkromione" 
 One Direction - "Story of my life"


Violetta
          Moje życie wygląda jak jedna, wielka walizka. Od miesięcy jeżdżę z tatą do różnych krajów, by mógł załatwić swoje interesy. Moje namowy i prośby o zostanie samej w domu nie przeszły. Ojciec mówi, że chce mieć przy sobie swoją "małą dziewczynkę". Teraz wszystko się zmieni. Tata dostał propozycję pracy w Buenos Aires. Właśnie siedzimy w samolocie i cierpliwie czekamy na koniec lotu.
   Niewiele wiem o jego zarobkach. Nigdy nie poruszaliśmy w rozmowach takiego tematu. Nawet, gdy kiedyś przewinęło się słowo "pieniądze", ojciec nic nie mówił. Wiem jednak, że stara się zapewnić mi wszystko, co najpotrzebniejsze.
   Bez mamy nic nie jest takie samo. Od wielu lat nie ma rodzinnych, radosnych spacerów. Chociaż minęło tyle czasu, to nadal się z tym nie pogodziliśmy. Brakuje mi jej uśmiechu i tego kojącego głosu. Pamiętam do dziś, jak co wieczór kładła mnie do łóżka i śpiewała najpiękniejsze kołysanki. Jej głos był bardzo potężny. Często koncertowała w różnych zakątkach świata. Pomimo braku czasu, zawsze starała się przy mnie być i otoczyć matczyną opieką. Tata zawsze był uśmiechnięty. Kochał swoją żonę najmocniej na świecie. Mówił, że jesteśmy jego skarbami.
   Dziś nie jest tak kolorowo. Jestem tylko ja, i on. Za każdym razem, gdy na mnie patrzy, mówi, że przypominam mu Marię. Często spoglądając na zdjęcia, wyobrażam sobie te wszystkie sytuacje. Zamykam oczy i poddaję się wyobraźni. Widzę szczęśliwe dzieciaki bawiące się w piaskownicy, matkę z dzieckiem i kochającą się rodzinę.
Wracając do dzieci... Jakbym widziała siebie i swojego przyjaciela. Nie jestem jednak do końca pewna, czy nadal nim jest. Wyjechał bez słowa wyjaśnienia. Długo szukałam Leóna, ale on jakby zapadł się pod ziemię. Był jednym z najbliższych mi osób. Po stracie mamy i jego zamknęłam się w sobie. Nie byłam szczęśliwą dziewczynką cieszącą się z życia. Markotna chodziłam po domu i mało się odzywałam.
   Teraz dorosłam. Mam te swoje siedemnaście lat i zaczynam wszystko od nowa. Mam nadzieję, że zaprzyjaźnię się z rówieśnikami, a moje życie wreszcie nabierze kolorów.
- Córeczko, śpisz? - spytał ojciec, potrząsając moim ramieniem. Przekręciłam głowę w jego stronę i przetarłam oczy.
- Nie. Za ile lądujemy?
- Za trzynaście minut. Zapnij pasy. Dzisiaj wszystko się zmieni. - uśmiechnął się i ucałował mnie w czoło. Wierzę, że nareszcie się ustatkujemy.
Lądowanie jest najgorszym, co mnie teraz może spotkać. Nienawidzę, gdy przybija mnie do fotela. Mam wtedy mdłości, ale na całe szczęście zawsze mi przechodzi.
   Koniec lotu. Zadowolona z tego, że żyję wysiadłam z samolotu. Tata zamówił taksówkę. Ponoć kupił piękny dom. Dla mnie nie ważne, czy będzie ładny, czy brzydki, ważniejsze jest to, że będziemy w nim razem.
Schowałam walizki do bagażnika auta i wsiadłam do środka.
Witaj Buenos Aires. Od teraz mieszkam tutaj. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w stronę taty. Widok jego radosnego bardzo mnie cieszy. Teraz może być już tylko lepiej.
Camila
          Wiele dałabym za to, żeby moje życie toczyło się inaczej. Rano wybieram się do Studia, uczęszczam na zajęcia taneczne oraz wokalne, a potem... Rzucam to wszystko i idę do pracy. Posada kelnerki nie jest może szczytem marzeń, ale nie mogę narzekać. Pochodzę z mało zamożnej rodziny. Ojciec zmarł na raka płuc sześć lat temu. Mama stara się zapewnić mi wszystko, czego potrzebuję, ale prawda jest taka, że z pieniędzmi bardzo krucho. Żeby nie obciążać mamy wzięłam dorywczą pracę w kawiarence niedaleko szkoły. Niestety, zarabiam marne grosze. Ledwo co starcza nam na jedzenie i ubrania. Kiedy widzę uśmiech mamy zapominam o problemach. To cud, że chodzę do tak drogiej i prestiżowej szkoły muzycznej. Dostałam stypendium, by móc spełniać swoje marzenia i za to dziękuję.
- Cami, naprawdę musisz już iść? - spytała moja najlepsza przyjaciółka, Francesca. Pokiwałam twierdząco głową.
- Przecież wiesz, że muszę. Kawa sama się nie zrobi. - zaśmiałam się i zamknęłam szafkę na klucz.
- Jest jeszcze Sebastian... - mruknęła niezadowolona.
- Seba, to Seba. Swoją robotę muszę odwalić. Fran, nie mogę odpuścić dnia pracy. Liczy się każdy grosz... - spojrzała na mnie politowanym wzrokiem.
- Nie mogę patrzeć, jak się męczysz. Czemu nie dasz sobie pomóc? - spytała.
- Wybacz, ale mam swój honor. Zresztą potem i tak nie miałabym z czego oddać. Zrozum mnie. A teraz przepraszam, praca czeka. - uściskałam przyjaciółkę i wyszłam że Studia. Szybkim krokiem szłam w stronę kawiarni. Wreszcie dochodząc na miejsce mogłam odsapnąć. Pociągnęłam drzwi do siebie i weszłam do lokalu. Ściany w kolorze kremowym, stoliki z białymi obrusami i kwiatki w wazonie dodawały uroku temu miejscu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. O godzinie jedenastej zazwyczaj panuje tu ruch, a tymczasem dziś kawiarnia świeciła pustkami.
- Dwie minuty spóźnienia, Torres. - odrzekł Sebastian, który wyłonił się zza filara wraz z miotłą.
- Darowałbyś sobie dzisiaj, Mendoza. A tak na poważnie, czemu tutaj tak pusto? - wskazałam na salę. Chłopak zmrużył oczy i popatrzył się na mnie, po czym odstawił miotłę i położył ręce na biodrach.
- Dzisiaj mamy remanent, zapomniałaś? Już trochę posprzątałem, także ty nie masz dużo roboty.
- To bardzo się cieszę. - odparłam i podeszłam do ekspresu. - Chcesz kawę?
- Nie, dzięki, przed chwilą piłem. - rzekł i poszedł na zaplecze. Po chwili jednak wrócił i dotknął mojego ramienia.
- Cami, chcesz o tym pogadać? - spytał. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Ale o czym?
- Widzę, że coś cię trapi. Dom, szkoła? A może ja cię denerwuję? - zaśmiałam się serdecznie. Wzięłam do ręki filiżankę z kawą i usiadłam przy jednym ze stolików. Sebastian dołączył do mnie.
- Jest coraz ciężej. Mama pada z sił, ostatnio zaczęła chorować i brakuje nam pieniędzy. Staram się jak mogę, ale... Zresztą nie będę ci opowiadała o moim nudnym życiu. - machnęłam ręką i upiłam łyka kawy. Przyjaciel popatrzył na mnie i wrócił się na zaplecze. Pięć minut później przyszedł do mnie i wcisnął mi do ręki kopertę. Otworzyłam ją i wyjęłam dosyć sporo banknotów. Spojrzałam na niego i westchnęłam.
- Nie mogę tego przyjąć.
- Ja się ciebie nie pytam, czy chcesz. Musisz to wziąć i nie toleruję odmowy. Powiedzmy, że to taka... przyjacielska pomoc. - posłał mi swój uśmiech. Schowałam pieniądze do koperty.
- Z tobą nie wygram. - zachichotałam. - Dziękuję. - podeszłam do Seby i pocałowałam go w policzek.
- Tylko nic nie mów mojemu tacie, bo zginę marnie. A teraz leć do domu, ja dam sobie radę. - wypchnął mnie za drzwi. - Zadzwonię później. - dodał.
   Rzuciłam torbę na łóżko, a sama poszłam do kuchni zrobić dwie herbaty. Pomimo zmęczenia nie kładłam się spać. Na wszystko przyjdzie pora. Zaniosłam kubki do salonu i usiadłam na fotelu podając mamie jeden z nich.
- Jak się czujesz?
- Znacznie lepiej. Mówiłam już, ze to tylko przeziębienie. - spojrzała na mnie. - Camilko, zawiodłam cię. Dobrze o tym wiem.
- Wcale nie! Nie możesz tak mówić. Mam dla ciebie informację, która powinna cię ucieszyć. -wyjęłam z kieszeni spodenek białą kopertę i wręczyłam mamie. Ta zajrzała do niej i zrobiła wielkie oczy.
- Skąd masz tyle pieniędzy? Zarobiłaś? - pytała zdziwiona.
- Można tak powiedzieć. Są twoje, mamo. - uśmiechnęłam się do niej i klęknęłam obok łóżka, na którym leżała. - Teraz odpoczywaj. - pogłaskałam jej siną z zimna dłoń i okryłam kocem, po czym poszłam do swojego pokoju. W tym momencie wiedząc, że wszystko jest w porządku, mogłam nareszcie powiedzieć "stop" i odpocząć.
   Cisza jest tak piękna, a zarazem denerwująca dla niektórych ludzi. Uwielbiam leżeć, wpatrywać się w sufit i niczego nie słyszeć. Cały zgiełk i hałas idą w zapomnienie. To jedyna chwila, w której mogę na spokojnie pomyśleć o życiu. Wtedy dobrze wiem, kim jestem. Camilą Torres, kochającą muzykę i taniec. Twardą i niezależną dziewczyną.
Niestety nie zawsze wiem, kim tak naprawdę się staję. Wpływ na to ma moje otoczenie. Nie rozumiem ludzi, którzy obrażają i oczerniają innych. Ten fakt jednak nigdy się nie zmieni.
León
          W życiu popełniłem wiele błędów. Jedne były mniejsze, a niektóre tak wielkie, że do dziś je sobie wypominam. Mam żal do rodziców za to, że wyprowadziliśmy się z Meksyku. Dlaczego się na to zgodziłem? Może dlatego, że nie wiedziałem, jakie konsekwencje przyniesie ta decyzja.
   Od tego czasu prawie się nie zmieniłem. Błąd za błędem i tak w kółko. Ciągle robię coś nie tak, a potem tego gorzko żałuję.
   W Studiu napięcie rosło. Ludmiła miała coraz to gorszy humor. Wraz z Natalią i Andresem próbowaliśmy złagodzić sytuację. Niestety na darmo zdały się nasze prośby o uspokojenie.
- Wcale mi nie pomagacie! - wrzasnęła przerywając śpiewanie. - Jeżeli macie mnie dobijać, to lepiej sobie idźcie. Albo nie, Ludmiła wychodzi! - pstryknęła charakterystycznie palcami i poszła w stronę korytarza. Naty obudziła się jako pierwsza i wybiegła za dziewczyną zmuszając nas do tego samego.
Idąc za dziewczyną usłyszałem swoje imię.
- León! - krzyknęła Francesca machając do mnie. Powiedziałem na migi "nie teraz" i uciekłem.
Mało kto wie, jaki jestem naprawdę. Jedynie Fran zna moje prawdziwe oblicze. Zaprzyjaźniłem się z nią w dniu mojego przyjazdu do Buenos Aires. Pomogła mi rozpakować pudła. Od tamtego czasu byliśmy nierozłączni. Zna całą moją przeszłość i powód, dla którego wyjechaliśmy z Meksyku. Wiele bym oddał, by znowu ujrzeć swoją dawną przyjaciółkę. Nie wiem nawet, czy jeszcze mnie pamięta, czy nadal mieszka w tym kraju, czy się zmieniła... Violetta zapadła mi w pamięci. Nie znam drugiej dziewczyny o takim imieniu. Ona była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju.
Przeszłość zawsze pozostanie przeszłością, niestety.
   Droga prowadziła do nikąd. Spacerowałem bez celu wierząc, że jeszcze kiedyś ją odnajdę. Nagle poczułem wibracje w prawej kieszeni spodni. Wyjąłem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak, Fran? - spytałem.
- Musimy porozmawiać. Teraz. - odparła i rozłączyła się. Zdziwiony jej zachowaniem ruszyłem w nasze częste miejsce spotkań, a mianowicie bar mleczny.

   Otworzyłem drzwi knajpy i niepewnym krokiem doszedłem do stolika, przy którym siedziała przyjaciółka. Jej wyraz twarzy nie wskazywał na to, że jest szczęśliwa. Wręcz przeciwnie - kąciki ust pozostały niewzruszone, palcami stukała w stół i opierała głowę o rękę. Gdy tylko mnie ujrzała wyprostowała się. Zająłem krzesło naprzeciwko.
- Co jest takie ważne, że musisz ze mną porozmawiać? - dziewczyna głośno westchnęła i spojrzała na mnie.
- Kiedy wreszcie będziesz sobą? - spytała pretensjonalnie.
- Nie rozumiem.
- Tutaj nie ma czego rozumieć. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. - spuściłem wzrok.
- Przepraszam, ale wpadłem w to bagno już dawno i raczej z niego nie wyjdę. Sprawy zaszły za daleko. - odparłem. Zawiodłem się na sobie. Dlaczego nie mogę przerwać tej całej szopki i pokazać, jaki jestem naprawdę? Bo się boję? Co ze mnie za tchórz.
- Wielka szkoda, León. Mam jednak cichą nadzieję, że to przemyślisz. - wstała z miejsca i
stanęła obok mnie. Posłała delikatny uśmiech i dotknęła mojego ramienia, po czym wyszła.
Jeszcze kwadrans siedziałem tak bez ruchu, później jednak się opamiętałem i wyszedłem z lokalu. A co jeśli mogę się zmienić, a nie chcę?
Maxi
           Nie rozumiem jej. Kompletnie nie rozumiem zachowania Natalii. Jeszcze całkiem niedawno byliśmy ze sobą tak blisko... Codzienne rozmowy, spotkania, to już nie powróci. Znowu jest służącą Ludmiły, będącą na każde jej zawołanie. Żal mi dziewczyny. Niektórzy myślą, że to tak fajnie być prawą ręką Ferro. Prawda jest jednak inna. Co fajnego jest w przynoszeniu wody? Naty nie ma własnego życia. Ludmiła kieruje nią jak marionetką.
   Lekcje tańca z Gregorio zawsze są wyczerpujące. Zazwyczaj po zajęciach padam z nóg, ale nie tym razem. Dzielnie znosiłem wszystkie uwagi nauczyciela. Krok w lewo, czy prawo nie robi wielkiej różnicy, tym bardziej, że próba trwała już ponad bitą godzinę.
- Maximiliano Ponte! Jeżeli następnym razem będziesz się popisywał tak samo, jak na tych zajęciach, to obiecuję, że twoja noga więcej w tej szkole nie postanie. - warknął Gregorio. Widać po nim, że ma gorszy humor niż zazwyczaj. Co temu zawdzięcza?
   Nie tylko mi się oberwało. Naty również dostała naganę za źle wykonywane ruchy.
- Ponte, Perdido, jutro zostaniecie po lekcjach. - zaśmiał się kpiąco i rzucił swoją małą piłeczką w odtwarzacz. Dlaczego ten mężczyzna zawsze jest niesprawiedliwy? Chociaż dobre i to, spędzę trochę czasu z dawną znajomą...
Spojrzałem w jej stronę. Niesforne, czarne loczki fruwały po jej twarzy. Próbowała je zgarnąć za ucho, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Widocznie miejsce włosów miało pozostać na czole. Zaśmiałem się pod nosem. Gdybym tylko mógł do niej podejść, przytulić i powiedzieć, jakim uczuciem ją darzę...

Ponownie obróciła głowę w bok, by tylko uniknąć mojego spojrzenia. Czy ja nim zabijam? Przecież nic złego nie robię. Odkąd Ludmiła przyjechała z wakacji, Naty udaje, że kompletnie mnie nie zna. Ta świadomość trochę boli. To były najpiękniejsze dwa tygodnie mojego życia. Codzienne spacery, wycieczki do parku, pikniki... Wszystko zakończyło się już dawno. I chociaż nie wiem jakbym chciał, to i tak do tego nie powrócimy. Jest jednak mała szansa, że wreszcie z nią porozmawiam na osobności jutro, w trakcie odbywania kary. Mam nadzieję, że tym razem nikt, ani nic nam nie przeszkodzi.


Oto Rozdział 1. Co prawda miałam go dodać jutro, ale ilość komentarzy oraz wyświetlenia Prologu zaskoczyły mnie (oczywiście pozytywnie). Dziękuję za te wszystkie miłe słowa. Jak wiadomo, początki są trudne. Myślę, że jakoś dotrwaliście do końca. Rozdziały będą mniej więcej takiej długości. Postaram się, żeby były długie. Chciałam, by to opowiadanie różniło się od innych. Nie wiem niestety, czy mi to wyjdzie, ale bądźmy dobrej myśli. Rozdział 2 dodam na przełomie poniedziałek/wtorek. Liczę na szczerą opinię i komentarze!
Caro xx