León
Chciałem odprowadzić Violettę do domu, ale ona nie chciała jeszcze wracać. Szliśmy przed siebie, gdy zobaczyliśmy wesołe miasteczko. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że u mnie w mieście stoi wesołe miasteczko?!
-Violu, proszę chodźmy do wesołego miasteczka proszę.- błagałem ją niemalże na kolanach.
-No dobra, chodźmy skoro nalegasz.- złapała mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę kolejki z autami.
Violetta
-Pojeździmy razem dobra? Bo ja się lekko boję sam... No wiesz jest ryzyko, że stuknę się z innym samochodem i będzie problem. A co jak z tego wypadnę? Nie pomyślałaś o tym?- zachowywał się jak małe dziecko.
-Sam zaproponowałeś auta ty mój chojraku- szturchnęłam go w ramię.
-Ej!- odkrzyknął tylko i popatrzył w drugą stronę. -Vilu patrz! Tutaj jest pociąg! Chcę tym pojeździć, błagam, zgódź się.- popatrzyłam na niego zdziwionym wzrokiem i dodałam:
-Ale León, tam jeżdżą tylko przedszkolaki w wieku 6 lat! I do tego na tym pociągu widnieje rysunek Kubusia Puchatka i Prosiaczka... Z kim ja się zadaje...- to ostatnie zdanie wypowiedziałam cicho, ale León i tak je usłyszał.
-Ze mną oczywiście.- poruszał tak dziwnie brwiami co wprawiło mnie w niekontrolowany śmiech. Chłopak pociągnął mnie do kasy na tą kolejkę. Kiedy przyszła nasza kolej na kupienie biletu, powiedziałam tylko:
-León, ja tu poczekam a ty sobie pojedź.- popatrzył na mnie smutny.
-Szkoda, ale twoja strata. Poproszę jeden bilet na ten pociąg.- kasjerka popatrzyła na niego jak na jakiegoś wariatę, a ja odwróciłam wzrok. Kiedy usłyszałam komunikat, że kolejka odjeżdża odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam, jak León w kuckach siedzi na jednym z siedzeń i macha do mnie. Strzeliłam takiego face palma, że facet za mną zaczął się śmiać. Co za dzieciak z tego mojego chłopaka. W tle leciała muzyczka, którą ciągle śpiewał León:
"Sialala sialala sialala, mydełko Faaa..." Chyba zapiszę go do przedszkola, albo jeszcze lepiej, do żłobka. Jak widać zdążył zakolegować się z innymi dziećmi.
-Hej, León jestem, a ty?- wyciągnął rękę do jakiegoś dziecka. Ono się rozpłakało i wołało mamę. Jego mina- bezcenna. Pstryknęłam mu parę zdjęć na pamiątkę i akurat jazda się skończyła. León wysiadł i zaczął opowiadać emocje, które nim targały kiedy siedział w tamtym wagonie.
-Nawet nie wiesz, jak było fajnie, żałuj.- wystawił mi język.
-Dobrze, mój chłopczyku, może pójdziemy na coś bardziej "dorosłego"?- potargałam mu palcami włosy.
-Ale najpierw kupię mojej dziewczynce watę, może być?- uśmiechnął się. Przy budce z watą, wybrałam małą truskawkową, a León wziął... dwie duże waty.
-Czy ty oszalałeś? Zjesz to sam?- spytałam z niedowierzaniem.
-Wątpisz we mnie? Zjem te dwie waty szybciej niż ty tą jedną małą.- prychnął i zabrał się do jedzenia. Rzeczywiście, zjadł przede mną. Jak on to zrobił?! Potem wybraliśmy się na diabelski młyn. Kiedy ruszyliśmy, chłopak zbladł.
-Niedobrze mi.- powiedział cały zielony na twarzy.
-Nie moja wina, że obżarłeś się tymi dwoma mega watami, teraz sobie pocierp.- zaśmiałam się szyderczo. -Tylko nie wypawiuj mi go na mnie, ok?
-Spróbuję, w co wątpię...- bąknął i zatkał usta. Po 10 minutach kręcenia się w kółko zeszliśmy z diabelskiego młyna. Kręciło mi się w głowie.
-León, kręci mi się w głowie, a tobie?
-A co ja mam powiedzieć? Wiesz, że...- nie dokończył, bo pobiegł do toalety. Wrócił 5 minut później.
-Już lepiej dzieciakowi? No powiedz no.- potargałam jego włosy. Wiedziałam jak go to wkurza i co 5 sekund poprawiał fryzurę.
-Przestań! Wracajmy może już do domu, ok?- zapytał. Wyszliśmy z wesołego miasteczka i skierowaliśmy się w stronę jego domu. Przy drzwiach spytał:
-Przejedziemy się może motorem? Proszę- spojrzał na mnie swoim błagalnym wzrokiem.
-Niech ci będzie, ale ostatni raz, za dużo emocji jak na jeden dzień- zaśmiałam się głośno i poszliśmy w stronę garażu. León pomógł założyć mi kask i usiąść na maszynie. Po chwili ruszyliśmy. Objęłam go mocno w pasie, żeby nie spaść. Po 20 minutach przejażdżki odwiózł mnie do domu.
-Podobał się dzisiejszy dzień?- spytał.
-No jasne. Do zobaczenia!
-Tylko tyle?- spytał ponownie ruszając tak śmiesznie brwiami. Pocałowałam go w usta. Hm... czuję się jak księżniczka. On jest moim księciem na białym koniu... Tyle, że rolę konia odgrywa tu motor. Mój książe odjechał, a ja wróciłam do domu i położyłam się na łóżko.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podoba się? Cały o Leonettcie. Ach, ten dziecinny Leoś ^^ Dzisiaj 3 rozdziały, już nie piszę dopiero jutro :D Do zobaczenia :*
zajebisty!!! a ten Leośśśśśśśśś hmmmm <3 ARBUZ :D
OdpowiedzUsuńLeooooon <3 Uwielbiam Cię dziewczyno ~!~ Uuuuu nasz kochany leoś to taki dziecko, że masakra :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~!~
Sama :**
kocham twój blog!!!!! jesteś świetna!! masz talent :)
OdpowiedzUsuńSupper ma tylko nadzieję że lara tomas i diego i ludmiła nic nie zepsuja :/Leonetta ♥
OdpowiedzUsuńTrochę głupio że leoś taki dziecinny ale cóż ^.^
OdpowiedzUsuń