31.08.2013

ROZDZIAŁ 36

Francesca
Słońce odbijało się w nieskazitelnie czystym jeziorze. Przede mną rozpościerał się piękny widok gór. Temperatura wynosiła 30 stopni, więc było dosyć upalnie. Opalałam się na kocu już dobre pół godziny. Nagle poczułam lodowatą wodę spływającą po moim ciele.
-Marco!- podniosłam swoje okulary przeciwsłoneczne do góry i nawrzeszczałam na chłopaka. Wstałam i zaczęłam go gonić. Niestety był szybszy ode mnie i nie udało mi się go złapać. 
-Słabo mi...- powiedziałam i udałam, że mdleję. Chłopak natychmiastowo przerwał zabawę i podbiegł do mnie. Podniósł mnie i przyglądał mi się.
-Nic ci nie jest?- zapytał zmartwiony.
-Nie. Wiesz co, gorąco mi. Zaniesiesz mnie do wody?
-Jak sobie życzysz.- uśmiechnął się i podniósł mnie. Chciał mnie zostawić na brzegu, ale pociągnęłam go za rękę i oboje wylądowaliśmy w wodzie.
-Miło ci?- zapytałam złośliwie.
-Dlaczego to zrobiłaś?!- krzyknął i zaczął trząść się z zimna.
-Teraz już wiesz jak to jest być ochlapanym wodą na rozgrzane ciało.- zaśmiałam się złowieszczo.- No już, nie wkurzaj się.- puściłam oczko do chłopaka i miałam wyjść już na koc, ale tym razem to on mnie zaciągnął na głębszą wodę. Tak chce się bawić? To zapewnię mu rozrywkę.
-Tonę! Nie umiem pływać!- wrzeszczałam jak oparzona. Zanurzyłam się w wodzie i nie wypływałam z niej przez jakąś minutę. Marco przestraszył się nie na żarty i zaczął wołać w niebogłosy.
-Pomocy! Jest tu jakiś ratownik? Moja dziewczyna się topi!- bawiła mnie ta cała sytuacja, ponieważ chłopak kiedyś chwalił się mi, że był ratownikiem na jakimś obozie. Po chwili puknął się w czoło i zanurkował w poszukiwaniu mnie. Kiedy mnie odnalazł chciał mnie wyciągnąć, ale pociągnęłam go w dół i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Dwie minuty później wypłynęliśmy, ponieważ zaczynało brakować nam powietrza. Usiedliśmy na kocu, a ja wyjęłam z naszego kosza piknikowego kanapki z żółtym serem.
-Mmm, pychota.- powiedział Marco.
-Sam je robiłeś.- odpowiedziałam.
-No to właśnie mówię, że pyszne.- popatrzyłam na chłopaka i głośno się roześmiałam. Co jak co, ale mój wspaniały Marco to skromny nie był. Godzinę później byłam już calutka sucha, więc zarzuciłam na siebie sukienkę i oznajmiłam, że czas wracać do domu. Spakowaliśmy wszystkie nasze rzeczy do kosza i ruszyliśmy w stronę samochodu Marco. Schowałam do bagażnika niepotrzebne rzeczy i wsiedliśmy do auta. Chłopak odpalił wóz i ruszyliśmy. Włączyłam samochodowe radio i zaczęłam kiwać się na boki w rytm piosenki Olly'ego Mursa.
Hey you beautiful, girl you knock me down
Haven’t seen you before, try to feel you out
Die hard, disregard, coming out your mouth
But your body saying something else
-Nie przełączaj!- uderzyłam rękę Marco, który chciał nacisnąć guzik z innym kanałem. -Teraz leci moja ulubiona zwrotka.- podśpiewywałam sobie ją pod nosem.
-Franuś...- zwrócił się do mnie chłopak. Zazwyczaj mówił tak do mnie gdy coś przeskrobał.
-Co tym razem?- zapytałam i westchnęłam.
-To od razu musi się coś dziać?- zapytał, ale wiedziałam, że coś zrobił. -Skończyło nam się paliwo.
Marco
-Że co? To jakiś marny żart!- krzyknęła. To moja wina. Miałem zatankować przed wyjazdem, ale mi się zapomniało... Taki ze mnie wspaniały Marco. 
-Niestety nie żartuję... Mamy jeszcze do przejechania około dziesięciu kilometrów. Mogłabyś...?- lekko się uśmiechnąłem mając nadzieję, że Fran się zgodzi.
-Nie będę pchała twojego samochodu, bo ty zapomniałeś zatankować!- fochnęła się Francesca i odwróciła głowę w przeciwną stronę. Staliśmy tak na środku drogi z piętnaście minut, kiedy coś sobie przypomniałem. Wysiadłem z auta i pobiegłem do bagażnika. Wyjąłem z niego kanister pełen benzyny.
-Jesteśmy uratowani!- krzyknęłem. -Mój tata kiedyś dał mi benzynę na wszelki wypadek.
-Jest bardziej przewidywalny niż ty.- mówiła nadal fochnięta dziewczyna. Wlałem paliwo do auta i odpaliłem. W niecałą godzinę udało nam się wrócić do domu.
-Dziękuję za spóźnienie. Miałam dzisiaj pomóc bratu w barze!- tak się pożegnała i trzasnęła drzwiami. Zabrała torebkę i szybkim krokiem doszła do knajpy. Pojechałem więc do domu, bo nie miałem zamiaru kłócić się z Francescą. Zaparkowałem i wyjąłem kluczyki ze stacyjki. W kieszeni wyszukiwałem kolejnych kluczy do domu. Przekręciłem zamek w drzwiach i wszedłem do mieszkania. Zdjąłem buty i udałem się do pokoju. Na kanapie siedziała mama i czekała na mnie.
-Synku, usiądź proszę.- poklepała miejsce obok siebie więc zająłem je. 
-Musimy wyjechać.
Violetta
*poniedziałek, lekcja z Pablo*
-Kochani mam dla was bardzo ważną informację.- takimi słowami powitał nas Pablo. -Ponieważ za trzy tygodnie jest zakończenie roku pomyśleliśmy, że zrobimy przedstawienie muzyczne. Będzie trzeba napisać nowe piosenki. Jest ktoś chętny?- pośród uczniów pojawił się las rąk. Ja także się zgłosiłam.
-To świetnie, że tyle osób chce nam pomóc. Jest jeszcze jedna wiadomość. Z tej okazji w przyszłym tygodniu odbędzie się bal. Tematyka dowolna. Możecie się poprzebierać w co chcecie. Można przyjść parami. To tyle ogłoszeń.- wśród uczniów słychać było krzyki entuzjazmu. Podeszłam do dziewczyn. 
-W co się przebieracie?- krzyknęłam rozentuzjazmowana.
-Nie mam pojęcia. Idziecie w parach?- zapytała Camila. -Pewnie Naty z Maxim, Fran z Marco...
-Nie wypowiadaj nawet tego imienia przy mnie.- zaprzeczyła Francesca. Coś się między nimi popsuło?
-A Viola z Leónem.- dokończyła Cam. W tym momencie zjawił się mój chłopak.
-Mówiłyście o mnie?- uśmiechnął się.
-Tak. A teraz możesz już sobie iść, mamy babskie sprawy do obgadania.- wygoniłam Leóna z naszego kręgu i powróciłyśmy do rozmawiania o balu. 




 Camila
Wyszłam z sali i samotnie udałam się bez przyjaciółek do szatni. Otworzyłam swoją szafkę i wyjęłam z niej miętowe gumy do żucia. Bez zastanowienia zjadłam dwie naraz i zamknęłam szafkę. Pod nosem zaczęłam nucić swoją piosenkę "Algo Suena En Mi". Przez przypadek wpadłam na jakiegoś chłopaka, którego widziałam pierwszy raz na oczy.
-Przepraszam.- poprawiłam bluzkę i wyjęłam prawą dłoń. -Jestem Camila.
-A ja Broadway.- uścisnął rękę chłopak. -Jestem tu nowy. Wiesz gdzie znajdę dyrektora tej szkoły?
-Chodzi ci o Pabla? W pokoju nauczycielskim naprzeciwko.- wskazałam mu salę. -Do zobaczenia!- pomachałam mu na pożegnanie. Wydaje się miły. A ten jego uśmiech...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Skończyłam. Mało Leonetty, ale w zamian Marcesca. W końcu pojawił się Broadway. Nie przeciągając, co w kolejnych rozdziałach:
Czy Marco powie o swoim wyjeździe Francesce?
Camila poczuje coś do Broadwaya?
Co się stanie na balu?
Ludmiła przeprosi wszystkich za swoje zachowanie i czy inni jej wybaczą?
To i jeszcze więcej już niedługo. Kocham was :*
Caro <3 
P.S. Liczę na komentarze. Ostatnio coraz ich mniej... :<

Liebster Blog Awards

Kolejna nominacja do tej nagrody. Już 2 w tym tygodniu <3
Nominowała mnie Marcela Ferro z bloga http://magicznaprzyjazniludmiivioli.blogspot.com/.
Przejdźmy do pytań:

1. Ulubiona piosenka z Violetty ?
Hm... Podemos, On Beat, Voy Por Ti... kocham wszystkie <3
2. Hobby ?
Śpiewanie
3. Jak masz na imię ?
Karolina
4. Ile masz lat ?
12
5. Ile prowadzisz blogów ?
Prowadzę 2 blogi. Ten oraz o Jortini.(link na górze)
6. Masz rodzeństwo ?
Mam młodszą o 7 lat siostrę.
7. W jakim mieście mieszkasz ?
W Legnicy. :)
8. Jorge czy Diego ?
No pewnie, że Jorge! <3 Ale do Diega nic nie mam i też go lubię ;)
9. Ulubiony napój ?
Sok pomarańczowy
10. Laptop czy komputer ?
Laptop.
11. Ulubiony aktor z Violetty ?
Jorge Blanco :*
 
I znowu to napiszę... Jestem leniwa. Dodam te same pytania, co dodałam wcześniej xD:
 
 1. Jaka jest twoja ulubiona postać z Violetty?
2.  Twoje ulubione piosenki z serialu?
3. Wolisz Diegolettę czy Leonettę?
4. Naxi czy Caxi?
5. Twoje hobby?
6. Jaki jest twój ulubiony blog?
7.  Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
8. Istnieje przyjaźń damsko-męska?
9.  Na jakim instrumencie grasz albo chciałbyś grać?
10. Jaka postać z Violetty według ciebie zmieniła się najbardziej?
11. Będziesz czekać na 2 sezon? 

Nominowani(od razu mówię, że nie jest ich 11):
 
Nie chciało mi się więcej, sorki :<
Na kompa mogę wchodzić co 2 dzień(wymysł taty...) więc rozdziały będą ukazywać się rzadziej zarówno tu jak i na Jortini. Dzisiaj spróbuję coś naskrobać więc oczekujcie rozdziałów :P
Kocham, Caro <3

29.08.2013

Liebster Blog Awards

Kochani! Po raz drugi już zostałam nominowana do tej nagrody. Dziękuję za to bardzo Ślicznej z bloga http://elblogderebeka.blogspot.com/. Nie będę już zamęczała więc przechodzę to pytań :)

1. Jak ci minął dzień?
Bardzo miło, robiłam zakupy do szkoły, zeszyty i inne pierdółki... xD
 2. Jaki jest twój styl?
Raczej luźny. Ubieram to w czym czuję się najlepiej.
 3. Ulubiony serial?
Oczywiście Violetta :D
4. Najlepsza rzecz jaka cię w życiu spotkała?
To raczej przyjaźń z najwspanialszymi osobami. Pozdrawiam Julę i Olę, dziękuję za to że jesteście :*
5. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Fioletowy & zielony
6. Co lubisz jeść?
Hahahaha, wszystko XD No może oprócz galarety(takiej z mięsem) i nie przepadam za rybami...
7. Dlaczego piszesz bloga?
Dwa miesiące temu zaczęłam czytać blogi z opowiadaniami. Pomyślałam: Czemu by nie założyć własnego? I tak się właśnie stało ;)
 8. Jakie jest twoje największe marzenie?
Nie wiem, mam wiele marzeń. Jednym z nich jest spotkać kogoś sławnego... :D
9. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Bez telefonu. Jakbym kontaktowała się ze znajomymi gdybym była daleko od nich?
 10. Jaki jest twój ulubiony blog?
Jejku, mam mnóstwo ulubionych blogów. Jednymi z nich są blogi Fanki Violetty, Alex Verdas, Teddy S., Kann Zuzz, Sav... <3
11. Wolisz sam/a siedzieć w domu czy wyjść gdzieś z przyjaciółmi?
Oczywiście wybieram drugą opcję. Z nimi nie można się nudzić :P
 
To były wszystkie pytania. Teraz czas na moje :*
  1. Ile masz lat?
  2. Twój ulubiony zespół muzyczny/wokalista?
  3. Twój ulubiony aktor/aktorka?
  4. Jeżeli mogłabyś cofnąć czas, co byś zmieniła w swoim życiu?
  5. Masz przyjaciółkę/przyjaciela?
  6. Kto cię najbardziej wkurza?
  7. Lubisz chodzić do szkoły?
  8. Od kiedy prowadzisz bloga?
  9. Twój ulubiony sport?
  10. Nosisz dodatki, biżuterię?
  11. Twoja ulubiona piosenka?
To już wszystkie pytania. Nominuję mniej niż 11 blogów, bo nie mam siły szukać aż tyle XD Wiem, jestem leń.
Nominuję:
Przepraszam, że dziś nie pojawił się 36 rozdział, ale praktycznie cały dzień byłam poza domem. A tak poza tym jaram się 48 odcinkiem ^^

Jak mi się uda dokończyć opowiadanie, to dodam je jeszcze dziś.Całuję :*
Caro <3

One Part - Naxi - "To dopiero początek..."

***

Szłam wąskimi uliczkami w spokojnym Buenos Aires. Dookoła mnie widziałam ludzi siedzących na ławeczkach tulących się do swoich partnerów. Jako jedyna jeszcze nie znalazłam prawdziwej miłości. Musiałam zostawić wszystko pół roku temu, bo moim rodzicom nie podobało się we Francji i przeprowadziliśmy się tutaj. Byłam w dzieciństwie wychowywana przez matkę, bo ojciec odszedł od nas. Wybrał alkohol i swoje towarzystwo. Po paru latach mama wzięła rozwód i znalazła sobie nowego mężczyznę. Szczerze mówiąc nie za bardzo lubiałam Steve'a, wybranka mojej rodzicielki. Starał się mnie do siebie przekonać, ale za bardzo mu to nie wychodziło. Spacerowałam tak jeszcze godzinę i mogłabym dłużej, ale zaczął padać deszcz. Miałam za daleko do domu, więc poszłam schronić się w małej kawiarence. Kiedy tylko weszłam do lokalu wzrokiem zaczęłam poszukiwać wolnego stolika. Niestety, wszystkie krzesła były pozajmowane, poza jednym. Przy tym stoliku siedział chłopak ubrany w żółtą bejsbolówkę i czapkę z daszkiem. Zawzięcie próbował robić coś ze swoim laptopem. Podeszłam do niego i grzecznie zapytałam.
-Mogłabym się na chwilkę dosiąść? Wszystkie stoliki są pozajmowane.- nie czekając na jego zgodę usiadłam na krześle.
-Proszę bardzo.- odpowiedział patrząc na mnie. Zamówiłam gorące kakao i w ciszy czekałam na napój.
-Nie odezwiesz się? Wyjaw mi chociaż jak masz na imię.- chłopak zamknął sprzęt. Nie miałam za bardzo ochoty na rozmowę. Niechętnie odpowiedziałam mu na pytanie.
-Natalia. To wszystko?- burknęłam do niego. Kelner przyniósł moje zamówienie więc zaczęłam delektować się napojem nie zwracając uwagi na osobnika siedzącego na przeciwko mnie. Wypiłam kakao i zabrałam się do wyjścia, ponieważ deszcz ustał.
-Do widzenia.- pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam z lokalu. Zarzuciłam na siebie czerwoną kurtkę, bo na dworze zrobiło się dość chłodno. Ruszyłam na przystanek autobusowy i w spokoju czekałam na przyjazd.

Wstałam rano około godziny 9:00 i ubrałam się w moje ulubione ubrania. Zeszłam na dół do kuchni i z lodówki wyjęłam masło, żółty ser i dżem malinowy, mój ulubiony. Przygotowałam sobie tosty. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść śniadanie. Błogą ciszę przerwała mi nieco głośna rozmowa mojej mamy i Steve'a.
-Musimy jej powiedzieć. Tylko błagam cię, nie pośpieszajmy się.- te zdania zdołałam usłyszeć. O czym oni chcieli mi powiedzieć? Nie chciałam się zamartwiać jakąś nieważną rozmową mojej mamy, więc ubrałam fioletowe trampki i wyszłam z domu na spacer. Tak naprawdę nie mam tu przyjaciół. Pomimo tego, że mieszkam tu już jakiś czas bałam się zawrzeć jakąkolwiek znajomość, ponieważ znowu mogliśmy się przeprowadzić, co u nas w rodzinie często się zdarzało. Parę przecznic dalej usłyszałam brzmiejące dźwięki muzyki, do której prawdopodobnie ktoś tańczył. Ruszyłam powoli w tamtą stronę. Przede mną wyrósł wysoki budynek o nazwie Studio 21. Wpatrywałam się w nastolatków, którzy żwawo ruszali się w rytm muzyki. Zagapiłam się i wpadłam na jakiegoś chłopaka, któremu z rąk wypadła teczka.
-Przepraszam. Czekaj, czy my się znamy? Natalia?- zapytał.
-Nie rozmawiam z nieznajomymi, sorki.- podałam mu teczkę i chciałam się wycofać, ale on złapał mnie za rękę.
-Przecież mnie znasz. Spotkaliśmy się ostatnio w kawiarni. Nie pamiętasz?- dopiero teraz gdy przyjrzałam się mu uważnie rozpoznałam w nim chłopaka, z którym siedziałam przy jednym stoliku.
-Gdzie moje maniery, Maxi jestem.- wystawił mi rękę na przywitanie. Uścisnęłam ją mocno.
-Uczysz się tutaj?- zapytałam kolegę.
-Tak, to prestiżowa szkoła muzyczna. Chodź, pokażę ci ją.- pociągnął mnie za sobą. Weszliśmy do środka. Maxi zaprowadził mnie do jednej z sal muzycznych.

***

Stań tu.- pokazałem jej miejsce. Podszedłem do swojego laptopa i włączyłem jeden z moich remixów.
-To twoja twórczość?- zapytała zaciekawiona.
-Tak. Remiksuję piosenki, a potem śpiewam je. Chcesz spróbować?- podszedłem do niej i podałem tekst jednej z piosenek.
-Nie umiem śpiewać. To nie dla mnie. A poza tym wstydzę się...- wyznała. Zamknąłem drzwi sali i objąłem ją.
-Nie masz się czego wstydzić. Zamknąłem drzwi więc słyszę cię tylko ja. Jeżeli chcesz, to mogę się odwrócić do ciebie tyłem.
-Jeżeli tak bardzo nalegasz... No dobra, niech ci będzie, ale tylko kawałeczek. I jak możesz to się odwróć.- przytaknąłem i posłusznie wykonałem jej polecenie. Po chwili z jej ust wypłynął delikatny, anielski głos...
Veo, Veo qué ves?
Todo depende de que quieras ver
Piensalo bien antes de actuar
si ten amoras te puedes lastimar
Powoli odwróciłem się w jej stronę. Miała przymknięte oczy i śpiewała ten tekst jakby znała go na pamięć.
-Pięknie śpiewasz. To twoje powołanie! Proszę nie przestawaj.- popatrzyłem na nią, a ta otworzyła swoje oczy.Dopiero teraz zauważyłem, jakie są piękne.
-Naprawdę? Nie żartuj sobie ze mnie.- powiedziała patrząc pytającym wzrokiem. 
-Ja nie żartuję, przysięgam.- położyłem rękę na piersi. -Za dwa tygodnie są zapisy do tej szkoły. Zrób to dla mnie i zgłoś się.
-Ale że ja? Weź przestań. Jestem kompletnym beztalenciem i nie nadaję się tutaj.- jej policzki stały się momentalnie różowe. Już na samym początku naszej znajomości wydawała się nieśmiała. 
-Chyba sobie żartujesz. Masz ogromny potencjał! Nie zmarnuj swojej szansy.- mógłbym namawiać ją dłużej, ale do sali weszła nieproszenie Ludmiła, szkolna diva.
-Ekhm, co wy tutaj robicie? Kim jest ta dziewczyna?- zaczęła wypytywać nerwowo. 
-To jest Natalia. Naty poznaj Ludmiłę.- wskazałem na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się do niej tylko. 
-Ty się tu chyba nie uczysz, co? W takim razie please go out.- wskazała na drzwi i wyprosiła Naty z sali. 
-Dlaczego to zrobiłaś?- zapytałem zły na dziewczynę.
-Ja chciałam tylko z tobą porozmawiać...- podeszła do mnie Ludmiła i posłała jeden ze swoich uroczych uśmieszków. Nienawidziłem tej dziewczyny. Odrzucili ją wszyscy chłopcy w Studio więc uczepiła się mnie jak rzep. W sumie nie dziwię im się. To taki wredny typ, który dąży do perfekcji. Nie wiem co sobą reprezentowała Ludmiła, ale jednymi z jej najgorszych cech była zuchwałość i przebiegłość. Nie raz próbowała wyrwać Tomasa oczarowując go swoim uśmiechem i tekstami w stylu "Dzięki tobie staję się lepszym człowiekiem". Wyminąłem ją więc i skierowałem się ku wyjścia. Chciałem odnaleźć Natalię.

Chodziłem już dobre parę godzin po Buenos Aires, ale do tej pory nie znalazłem dziewczyny. Gdzie ona mogła się ukryć? Nie poszła raczej do domu. Miałem już zawracać gdy usłyszałem cichy szloch. Skręciłem w wąską alejkę i ujrzałem... Naty. Podszedłem do niej i uklęknąłem.
-Czemu płaczesz?
-Do-dowiedziałam się, że...- nie dokończyła, bo ponownie wybuchła płaczem. Tym razem mocno ją przytuliłem.
-Mi możesz powiedzieć wszystko. Uspokój się.- z lewej kieszeni spodni wyjąłem chusteczkę i podałem ją dziewczynie.
-Dziękuję.- wytarła wilgotne oczy. -Chodzi o to, że moja mama spodziewa się dziecka.- powiedziała już spokojniejszym głosem.
-Nie cieszysz się? Będziesz miała rodzeństwo.
-Trochę się cieszę, ale... jego ojcem będzie mężczyzna, którego nie lubię.- pomogłem jej wstać i poszliśmy na spacer. Wtedy dziewczyna opowiedziała mi wszystko ze szczegółami. Było mi jej szkoda.
-Wiesz co? Dopiero cię poznałam, a czuję jakbyśmy byli znajomymi całe wieki.- uśmiechnęła się promiennie. Po raz pierwszy czuję się tak pewnie przy jakiejkolwiek dziewczynie. Odprowadziłem ją do domu pod same drzwi.
-Do zobaczenia.- pomachała mi i weszła do mieszkania.

***

Dostałam się do Studia! A to wszystko zasługa Maxiego. Przez dwa tygodnie dzielnie pomagał mi z tańcem. Mam dwie lewe nogi, ale jakoś zdałam ten egzamin. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Nie powiem, że mi się nie podoba. Po raz pierwszy czuję coś takiego przy chłopaku. Pobiegłam do niego podzielić się tą wspaniałą wiadomością. Szukałam go po całej szkole, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Postanowiłam zajrzeć jeszcze do jednej z sal. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Mój przyjaciel obściskiwał się z tą całą Ludmiłą! Emocje wzięły górą. Podeszłam do dziewczyny i z całej siły uderzyłam ją.
-Ał!- jęknęła z bólu i rozmasowała bolące miejsce. -Za co to?!- krzyknęła oburzona.
-Natalia!- popatrzył na mnie zły Maxi i podszedł do Ludmiły. -Nic ci nie jest?
-Na szczęście. Wariatka! Nie chcę cię widzieć, zejdź mi z oczu!- wrzasnęła na mnie. Wybiegłam z płaczem ze szkoły i usiadłam na pobliskiej ławce. Mogłam się opanować i nie bić jej, ale już za późno... Nagle podszedł do mnie Maxi i usiadł obok mnie.
-Dlaczego to zrobiłaś?- zapytał spokojniejszy.
-Bo... zakochałam się w tobie.- powiedziałam najciszej jak umiałam.
-Co?- tym razem nie powtórzyłam mu tego, lecz pocałowałam go. Poddał się mi. Po chwili oderwał się ode mnie i mocno mnie przytulił. To dopiero początek. Początek naszej drogi razem. Złapałam go za rękę i szczęśliwi poszliśmy uczcić mój sukces.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hahaha, kolejne badziewne, oklepane zakończenie. Ale obiecałam, że napiszę. No to macie wyczyn pisany 2 dni :P 
Tego One Parta dedykuję Sav ♥ oraz Magdzie Skibie ♥.
Dziękuję za te 10.000 wyświetleń! Dzięki wam czuję, że mogę coś osiągnąć na tym blogu(wiem, piszę jakieś głupoty a wy to czytacie <3).
Kocham Was :* Liczę na komentarze <3
Caro .

28.08.2013

ROZDZIAŁ 35

León
Byłem w wielkim szoku. Właśnie w tej chwili całowałem się z Violettą. Nie jestem w stanie opisać tych emocji, które teraz czuję. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Ja... przepraszam.- spuściła głowę. Mocno ją przytuliłem. Oboje tego potrzebowaliśmy. Potrzebowaliśmy siebie.  
-Nic się nie stało. Violu, chciałbym się coś ciebie spytać... Czy ty nadal mnie kochasz? Czujesz to, co ja do ciebie?- zapytałem się. Nie odpowiedziała mi tylko wpatrywała się w oczy. -Proszę, powiedz mi. Po chwili wydusiła z siebie to co chciała powiedzieć.
-Kocham cię. Wiesz, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Nie wiem tylko czy jest sens do tego wracać...
-Nie mów tak. Jeżeli dwoje ludzi się kocha powinno być ze sobą. Tak jest w przypadku nas, prawda?- popatrzyłem na nią. 
-Wiesz może i masz rację. Jest już późno i jestem zmęczona. Spotkajmy się jutro w parku o 12:00 dobrze?- zapytała ziewając.
-Dobrze. Dobranoc.- ucałowałem ją w policzek i wyszedłem z jej pokoju. Starałem się być bardzo cicho, aby nie spotkać przypadkiem pana Castillo. Stał tuż przy wejściu więc wymknąłem się tylnymi drzwiami. Potem ruszyłem prosto do domu. Nie mogłem doczekać się jutrzejszego dnia. Padłem na łóżko i od razu zasnąłem.
Violetta
Jeszcze długo po wyjściu Leóna nie mogłam zasnąć. Wzięłam do ręki pamiętnik i zaczęłam pisać.
"Drogi Pamiętniku!
Dzisiaj są moje urodziny. Przyjaciele zorganizowali mi imprezę wszechczasów. Poza tym jest jeszcze kwestia Leóna... Czy powinnam do niego wrócić?
Violetta"
Położyłam się. Przez resztę nocy rozmyślałam nad tym, co powiem Leónowi. Przysnęłam bardzo późno.
-Boże, już 11:45?!- spanikowałam. Szybko ubrałam się w coś i zleciałam na dół. Pobiegłam w umówione miejsce. Chłopak już na mnie czekał.
-No no, dwie minuty spóźnienia.- zaśmiał się. 
-Zaspałam.- przyznałam się i uśmiechnęłam. Złapałam go za ręce i popatrzyłam mu prosto w oczy.
-León, chciałabym ci o czymś powiedzieć. Wczoraj długo myślałam nad tym co mi powiedziałeś i...
-I?- przerwał mi. Był trochę zaniepokojony.
-I już teraz wiem, że moje serce kocha cię w stu procentach a nawet więcej i chce bić tylko dla ciebie.- powiedziałam. Chłopakowi jakby spadł kamień z serca.
-Tylko czy ja tego chcę...- zrobił poważną minę. Teraz już przestraszyłam się nie na żarty.
-No pewnie! Violetto Castillo czy zostaniesz moją dziewczyną?- zapytał szczęśliwy, a ja nie mogłam się nie zgodzić.
-Z przyjemnością.- rzuciłam mu się na szyję i namiętnie pocałowałam. Już zawsze, na zawsze będę przy Leónie. Ten po pocałunku podszedł do naszej ławki i stanął na niej.
-Kocham Violettę Castillo! I nic tego nie zmieni!- krzyczał jak wariat.
-Złaź stąd! Strażnik się na ciebie gapi.- skarciłam go.
-Trudno, ja tylko wyznaję swoje uczucia.- uśmiechnął się zawadiacko.
-W takim razie ja też je wyznam. Kocham Leóna Verdasa! Jest mężczyzną z którym chcę spędzić resztę życia!- ja również stanęłam na ławce i wykrzyczałam te słowa. Skoro mój chłopak ma mieć problemy ze strażą to ja też. 
-Zwiewajmy!- powiedział gdy zobaczył, że policjant zmierza w naszą stronę. Uciekliśmy jak najszybciej się da. Po chwili zostaliśmy już sami więc udaliśmy się na romantyczny spacer we dwoje.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam blokadę twórczą i ciężko mi jest cokolwiek wymyślić :( Jeżeli macie jakieś pomysły piszcie w komentarzach. Uwaga! Na 10.000 wejść napiszę One Parta o Naxi. Mam już trochę, ale muszę go dopracować. Jeżeli to się uda do jutra, to dodam Parta w piątek. 
Jest także kwestia szkoły. Idę do 6 klasy i będę miała dużo nauki (testy kompetencji i takie tam inne, przeraża mnie to). Także rozdziały będą pojawiały się rzadziej. 
Pogodziłam w końcu Leonettę :* Taki króciutki rozdzialik o nich. Beznadziejny wyszedł :<
Dobra, nie rozpisuję się, 
Pozdrawiam, Caro <3

27.08.2013

ROZDZIAŁ 34

*kilka dni później, urodziny Violetty*
Francesca
-Wszystko już gotowe?- zapytałam pozostałą ekipę, która właśnie rozwieszała serpentynę. Było dosyć wcześnie, ale postanowiliśmy, że przed pójściem do szkoły skończymy i będziemy mieli robotę z głowy.
-Fran, a gdzie to zanieść?- zapytał Andres trzymając w rękach ok. piętnastu szklanek. Jedna z nich wyślizgnęła się jemu i roztłukła się.
-Andres,trzeba było wziąć tackę! Masz szczęście, że mamy zapasowy kubek.- przejęłam od niego naczynia i położyłam na czerwonej tacce po czym zaniosłam do najbliższego stolika.
-Naty, pomożesz mi? Zmieć to co narobił Andres.- poprosiłam przyjaciółkę. Ona wzięła tylko szufelkę i grzecznie wszystko zmiotła. Powierzyć jakieś zadanie Andresowi to naprawdę trudna sztuka i chyba więcej się na to nie zdobędę. Wszystko było praktycznie gotowe, znaczy prawie...
-Francesca nie jest krzywo!?- krzyczał Tomas, który stał po drugiej stronie sali i wieszał duży baner z napisem "Najlepszej 18 Violetto!". Podeszłam bliżej i zaczęłam oceniać.
-Troszkę w lewo... idealnie.- spojrzałam na zegarek. Za chwilę zaczynają się zajęcia.
-Zwijamy się! Po szkole tutaj o 16:00. Liczę, że się nie spóźnicie.- popatrzyłam wymownie na Andresa.
-Ale ja się nie spóźniam!
-Następnym razem żeluj sobie włosy dwie godziny przed wyjściem. Dobrze radzę.- poklepał go León i grupą weszliśmy do szkoły. Violetta grzebała w szafce w poszukiwaniu nut. Była cała w skowronkach. Podeszłam do niej zostawiając przyjaciół nieco na uboczu. Odwróciła się do mnie i zamknęła szafkę.
-Zgadnij jaki jest dzisiaj dzień?- uśmiechnęła się promiennie.
-Hm, zgaduję że piątek. Już wiem o co ci chodzi!- przyjaciółka przytuliła mnie. Nie, nie miałam na myśli jej urodzin.
-Jutro jest sobota i coś zaplanowałaś! Wiedziałam.- starałam się nie powiedzieć jej że przygotowujemy dla niej imprezę- niespodziankę. 
-No nie do końca... To pa!- odeszła ode mnie ze smutnym wyrazem twarzy. Wróciłam do znajomych.
-Myślę, że powinniśmy jej powiedzieć...
-Nie, bo całą niespodziankę diabli wezmą.- skwitował Maxi. W sumie ma rację. Ale ja nie chcę oglądać mojej przyjaciółki jak cały dzień chodzi smutna.
-No dobrze. A co jej kupiliście?- przypomniałam sobie.
-My? No ja ten... nic nie kupiłem.- oznajmił Andres. -Myślałem, że to wy kupujecie.
-Matole, każdy daje coś od siebie!- skarciła go Camila. -Na przerwie leć do sklepu i kup jej coś. Zrozumiano?- pogroziła mu trochę i się zgodził. Zaczęły się zajęcia więc udaliśmy się do sali.
Violetta
Czyżby moi przyjaciele zapomnieli o moich urodzinach? Ciągle się do mnie uśmiechają, ale żaden z nich nie podszedł do mnie i nie złożył mi życzeń. Do końca zajęć nie odzywałam się do nich. Wróciłam samotnie do domu.
-Cześć córeczko.- powitał mnie tata. -Czemu jesteś smutna? Dzisiaj są twoje 18 urodziny.
-Ja o tym wiem, ale moi przyjaciele raczej nie za bardzo... Co jest do jedzenia?- zmieniłam temat i usiadłam do stołu. Olga podała ryż z sosem. Pychota. Udałam się do swojego pokoju i usiadłam na łóżku wpatrując się w telefon. Nic, zero połączeń i wiadomości. Po chwili na ekranie pojawił się sms od Francesci.
"Violu, bądź w Resto o 16:00. Musimy pogadać. Ubierz się w coś ładnego ;) Fran".
Od kiedy na pogaduchy jest wymagany odpowiedni strój? Ubrałam moją ulubioną sukienkę w kwiatki i buty na grubym obcasie. Rozczesałam włosy i rozpuściłam, aby swobodnie się ułożyły.
Zabrałam torebkę pasującą do stylizacji i spojrzałam na zegarek. Była 15:54, więc miałam jeszcze sześć minut na dojście do baru. Wyszłam z domu i spokojnym krokiem doszłam do Resto. 
-Jest tu kto? Francesca?- zapytałam, gdy weszłam do lokalu. Wszystkie światła jakby spaliły się i nie było widać ani jednej żywej duszy. Usłyszałam cichy szmer. Przestraszyłam się, ale podeszłam trochę bliżej.
-Niespodzianka!- światło się zapaliło, a przede mną stali wszyscy przyjaciele. Sala była pięknie przystrojona, a nade mną wisiał transparent z napisem "Najlepszej 18 Violetto!".  
-Pamiętaliście! Dziękuję!- rzuciłam się im na szyje. 
-Przyjaciele nie zapominają o swoich urodzinach.- uśmiechnęła się Camila. Wszyscy znajomi wręczyli mi prezenty. Znaczy, prawie wszyscy... León powiedział, że da mi go potem. Ciekawe co mi kupił. Nie, że jestem jakąś materialistką czy coś ale mnie to po prostu ciekawi. Chłopcy weszli na scenę i zaczęli śpiewać "Are You Ready For The Ride?". Kiedy skończyli wszyscy bili im głośne brawa. 
Nagle Braco krzyknął:
-Odwróćcie się i spójrzcie przez okno!- moja mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Z resztą innych także. Tylko León nie był wcale zdziwiony i myślę że to jego sprawka. Wyszliśmy przed bar i spojrzeliśmy w górę. Nad nami leciał wielki balon w kształcie prezentu, a do niego był przyczepiony plakat z napisem: "Sto Lat! Kochamy Cię Violu!". To była najlepsza impreza którą kiedykolwiek ktoś mi przygotował. Do 22:00 wszyscy bawili się znakomicie, ale ja solenizantka chyba najlepiej. 
-Dziękuję za wspaniałe urodziny.- wyściskałam przyjaciół i wyszłam z baru.
-Violetta, czekaj!- zawołał za mną León. -Odprowadzę cię. Nie chcę słyszeć odmowy.- postawił mi się.
-W takim razie na co czekamy. Chodź.- chłopak starał się być blisko mnie, ale krępowałam się i od czasu do czasu odsuwałam się od niego. Kiedy doszliśmy do moich drzwi, León zapytał się mnie czy może wejść na kilka minut.
-Jasne.- zaprosiłam go do środka. Poszliśmy od razu do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i stanęłam przed chłopakiem.
-Chciałem dać ci prezent.- z kieszeni wyjął podłużne pudełeczko i wręczył mi je. Otworzyłam je i zobaczyłam śliczną złotą bransoletkę. Do niej była przyczepiona nutka i serduszko z wygrawerowanym moim imieniem.
-Nie trzeba było. Dziękuję.- przytuliłam mocno chłopaka. Tęskniłam za tym co było kiedyś. Nie chciałam kryć już swoich uczuć, ale bałam się. Bałam się tego, że znowu się coś pogmatwa i wyjdą z tego same problemy.
-Zapomniałam!- podbiegłam do biurka i z szafeczki wyciągnęłam kluczyki. Podałam je Leónowi.
-Pamiętasz jak parę miesięcy temu mówiłeś mi, że chcesz nowy motor? Kupiłam ci go sporo czasu przed urodzinami. Jednak zapomniałam o tym. Przepraszam.
-Sprawiłaś mi tym wielką radość. To najlepsze co kiedykolwiek dostałem!- teraz to on mocno mnie przytulił.
Po chwili jednak odsunął się ode mnie i zmienił wyraz twarzy.
-Violetto ja... muszę z tobą porozmawiać.- usiadł na łóżku, więc ja też to zrobiłam.
-O co chodzi?- popatrzyłam Leónowi w oczy. Westchnął i zaczął mówić.
-Bo wiesz... ja tak już dłużej nie mogę. Nie mogę patrzeć na ciebie, nie mogę cię przytulić, nie mogę rozmawiać z tobą bo za bardzo tęsknię. Nie mogę cię nawet teraz ucałować nawet w policzek, kompletnie nic. Najlepiej by było, gdybyśmy urwali ze sobą kontakt. Nie chcę tęsknić za tobą tak jak teraz. Brakuje mi ciebie.- naprawdę on tak myśli? Ja też za nim tęsknię. W tym momencie zrobiłam coś, czego nie było nawet w planach. Po prostu pocałowałam Leóna. Nie odsunął się, nie wykonał żadnego ruchu. Poddał się mojemu pocałunkowi.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jak? Miało wyjść inaczej, ale jakoś napisałam inną wersję. Leonetta <3 Na specjalne życzenie czytelników. Myślę, że się podobało. Dalsza część w kolejnym rozdziale. Nie rozpisuję się, papa :*
Caro <3

26.08.2013

ROZDZIAŁ 33

*następnego dnia*
Violetta
Weszłam do Studia w towarzystwie Naty. Opowiadała mi o tym, jak rozwija się jej związek z Maxim.
-Ziemia do Violi!- pomachała mi dłonią przed oczami. -Kontaktujesz ze światem? Nawijam do ciebie dobre piętnaście minut.- rzeczywiście, odpłynęłam, ale starałam się słuchać przyjaciółki.
-Tak.- otrząsnęłam się z tego transu. -Przez cały czas cię słuchałam, nie martw się.- ręce miałam skrzyżowane, a pod nimi trzymałam pamiętnik. W pewnej chwili wypadł mi z rąk. Postanowiłam schylić się po niego, ale dziwnym trafem podniósł go León.
-Proszę, to twoje.- podał mi fioletowy notes, a ja starałam się nie patrzeć na niego. Pociągnęłam za sobą szybko koleżankę i z powrotem zaczęłam zachowywać się normalnie.
-Viola, nie możesz unikać Leóna jak ognia.- powiedziała Naty. -Co on ci zrobił, że dalej się na niego gniewasz?- przystanęłyśmy na chwilę. Spuściłam głowę.
-Nie unikam go celowo.
-No nie wydaje mi się. Wiem, co się wydarzyło ale czy nie powinnaś mu już wybaczyć? Minęły ponad cztery miesiące, wystarczająco się nacierpiał, bo nie był z tobą.- jej słowa dały mi do myślenia.
-Naty, to nie tak jak myślisz. Ja mu wybaczyłam, ale Lara... ona ciągle się miesza. Nie mogę być z nim, bo jest niezdecydowany. Mówi mi, że mnie kocha a za moimi plecami spotyka się z Larą.
-Skąd to wiesz? Znaczy, nie że się z nią spotyka czy coś...- sprostowała swoją wypowiedź Naty.
-Czyli jednak. Rozumiem, że znalazł sobie nową dziewczynę i nie przeszkadza mi to.- tak naprawdę to w głębi serca byłam zazdrosna.
-Nie dasz sobie nic powiedzieć. Chodziło mi o to, że León znalazł sobie nową pasję, a mianowicie motocross. Lara pracuje tam jako mechanik. Zaczął się tym interesować po twoim wyjeździe. Zrozum, on tęskni za tobą.- objęła mnie ręką przyjaciółka. -Ona starała się go poderwać, cokolwiek, ale on był nieugięty.
-Po co mi to mówisz?- zapytałam ją i wydostałam się z jej uścisku.
-Po to, żeby przemówić ci do rozsądku. Zastanów się, zanim popełnisz jakiś błąd. Przemyśl to co ci powiedziałam.- gdy wypowiedziała te słowa odwróciła się i podeszła do Maxiego. Ucałowała go w policzek po czym razem udali się na lekcję tańca Gregoria.

-Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, raz, dwa...- wyliczał rytm nauczyciel. 
-Violetta Castillo, znowu się pomyliłaś. To się robi tak.- po czym zademonstrował mi krok, który źle wykonywałam. -Już rozumiesz? Mam nadzieję. Od nowa! Raz, dwa, trzy... Castillo!- znowu zrobiłam błąd.
-Jesteś zdekoncentrowana. Przerwa i za pięć minut macie mieć ten układ opanowany perfekcyjnie.- wycedził Gregorio i wyszedł z sali. Oparłam się o parapet i wzięłam łyka wody.
-Violetta, jesteś rozkojarzona. O co chodzi?- podeszła do mnie Francesca.
-Zupełnie o nic. Nie wyspałam się...- próbowałam wykręcić się od odpowiedzi, ale przyjaciółka odkryła, że ją okłamuję.
-Nie żartuj. Powiedz, coś cię gryzie?
-Sprawa z Leónem, ale nie chcę drążyć tematu. Mogę zostać sama?- Francesca udała się w drugi kąt sali i zaczęła się rozciągać. Rozejrzałam się po sali. Nie zauważyłam panny Ferro. Korzystając z przerwy udałam się do łazienki aby odświeżyć nieco twarz. Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom ukazała się nasza Ludmiła.
Opierała się o umywalkę i miała spuszczoną głowę. Wyglądało jakby płakała.
-Ludmiła, co się stało?- zapytałam dziewczynę, a ta po prostu przytuliła się do mnie. Po chwili oderwała się i po cichu powiedziała:
-Przepraszam.- po czym wybiegła z łazienki. Nie do końca zrozumiałam jej zachowanie. Nie poznałam jej.

Ludmiła
Nie mam pojęcia co mną kierowało kiedy przytulałam się do Violetty, ale po raz pierwszy od tylu lat poczułam, że komuś na mnie zależy. Co prawda nic wielkiego nie zrobiła, ale usłyszałam z jaką czułością wypowiedziała te cztery słowa. Zaszyłam się gdzieś w kącie Studia i cicho popłakiwałam. Z tego stanu wybudził mnie głos chłopaka.
-Ludmiła? Nie płacz, proszę.- uniosłam delikatnie głowę do góry, a przed moimi oczami ukazał się obraz Tomasa klęczącego przede mną. -Nic ci nie jest?- ujął moją dłoń i pomógł mi wstać.
-N-nie... Dziękuję za pomoc.- Tomas zdziwił się moją odpowiedzią. Nie dziwię się, zawsze byłam nadętą, naburmuszoną, indywidualistyczną... jednym słowem rozpieszczoną gwiazdką. Jego reakcja wcale mnie nie zdziwiła.
-Mógłbyś coś dla mnie zrobić? Powiedz Gregoriowi, że źle się poczułam czy coś i wróciłam do domu.- nie spodziewałam się, że od razu się zgodzi.
-Nie ma sprawy.- przytulił mnie na co zareagowałam nieco inaczej. Nie byłam przyzwyczajona, że ktoś mnie przytuli, ale tak szczerze. Poczułam wtedy takie ciepło. Oddaliłam się od chłopaka i wyszłam ze szkoły.
W czasie drogi zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Tomas to zrobił. Ja zawsze byłam dla niego miła, ale tylko wtedy gdy czegoś potrzebowałam, lub ktoś miał odmienne zdanie niż ja. Tym razem on wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Po raz pierwszy od dłuższego czasu na mojej twarzy pojawił się szczery, najszczerszy niewymuszony uśmiech. W tym momencie wydało mi się, że zza chmur wychodzi słońce, a wszyscy są radośni. Poczułam także coś co nazywa się miłością. Tym razem prawdziwą. Wydało mi się, że naprawdę zakochałam się w Tomasie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki, ale nie miałam pomysłu na niego. Przepraszam, ale staram się regularnie dodawać rozdziały. Ostatnio zauważyłam, że nie dużo osób komentuje moje rozdziały, a ja tak liczę na waszą opinię... Jeżeli już czytasz rozdział to proszę skomentuj go nawet krótkim tekstem. Chcę zobaczyć ile osób docenia moją pracę. Myślę, że nie zanudziłam. Postanowiłam, że będę czasami pisała ONE PARTY. Linki do nich znajdywać się będą właśnie w tej zakładce. Do następnego! 
Caro <3

One Part - Leonetta - "To przeznaczenie"

***

Wraz z tatą przeprowadziłam się do Buenos Aires, mojego rodzinnego miasta. Wcześniej mieszkałam w Madrycie, ponieważ firma taty została właśnie tam przeniesiona. Dzisiaj jednak moje życie miało się całkowicie zmienić. Stałam tak na środku lotniska czekając aż mój ojciec odnajdzie moją walizkę, która zawieruszyła się gdzieś w samolocie. Spoglądałam przed siebie nie interesując się niczym co działo się dookoła. Słyszałam tylko cichy szmer, głosy ludzi rozmawiających ze sobą i tupot stóp. Nagle ktoś zdyszany złapał mnie za rękę. Odwróciłam się przestraszona. To był chłopak o dużych, zielonych oczach.
-Milena, to ty?- zapytał cały zasapany. Nie zauważył chyba, że pomylił mnie z kimś innym.
-Nie, jestem Violetta.- grzecznie się przedstawiłam chłopakowi. Ten zauważył, że nie jestem żadną Mileną, ponieważ puścił moją rękę.
-Wybacz za pomyłkę, ale jesteś podobna do mojej kuzynki. A tak w ogóle León jestem.- przedstawił się i wyciągnął swoją prawą dłoń.
-Miło mi cię poznać. Mieszkasz tu?- zapytałam. Każda gadka była dobra aby rozpocząć znajomość.
-Tak.- usłyszałam cichą odpowiedź. -Violetta!- odwróciłam głowę. W moją stronę szedł tata z walizką, czyli że linia lotnicza odnalazła ją.
-Muszę już iść. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.- pomachałam Leónowi na odchodne. Szkoda, że nie mieliśmy okazji lepiej się poznać. Podeszłam do taty i przejęłam walizkę, po czym wyszliśmy z lotniska i taksówką udaliśmy się do domu.

2 lata później


Stałam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. 
-Nie ruszaj się! Chciałabym dokończyć w końcu układanie falban.- odezwała się Francesca. -Nawet nie wiesz jakie to czasochłonne.- rzeczywiście, dzisiaj nie byłam ubrana standardowo jak zwykle. Bluzka, rurki i koturny zostały rzucone w kąt. Na sobie miałam piękną białą suknię ślubną, moje włosy były spięte w koka, którego ciągle poprawiała mi Camila. Moje przyjaciółki pomagały mi co prawda w przygotowaniach do ślubu, ale sama mogłam sobie dać radę.
-I jak? Może być?- zapytała zadowolona z efektów Francesca. Odeszła dwa metry ode mnie po czym spojrzała na mnie. -Jak dla mnie idealnie. Będziesz błyszczeć.
-Mi chyba też się udało. Poczekaj, jeszcze parę poprawek i... skończone.- powiedziała druga przyjaciółka przyczepiając mi welon. Ubrałam swoje białe pantofelki i spojrzałam na efekt. Byłam zachwycona. Jeszcze nigdy nie wyglądałam równie pięknie, chociaż mój wybranek powtarza mi to każdego dnia. Obkręciłam się na środku salonu i westchnęłam.
-Dziewczyny odwaliłyście dobrą robotę, jak ja się wam odwdzięczę?
-Hm, do naszego ślubu z Marco nie zostało dużo czasu, liczę na ciebie...- zamyśliła się Fran po czym wybuchnęła śmiechem. -Misiu!- objęła mnie i Camilę, po chwili jednak skoczyła w tył jak oparzona.
-Ups! Nie pogniećmy sukni pannie młodej. Przepraszam.
-Nic się nie stało.- spojrzałam na zegarek. -Dziewczyny możecie już iść, ja przyjadę autem.- odprowadziłam przyjaciółki do drzwi. Kiedy wyszły powolnym krokiem ruszyłam ponownie w stronę salonu. Delikatnie palcami musnęłam ramki zdjęć, które leżały na komodzie. Kolorowe kartki pokazywały, jakie szczęście dał mi los.
-Kiedyś nie miałam nic, teraz mam wszystko.-  pomyślałam. Mam 19 lat i już wychodzę za mąż. Sama zastanawiałam się czy to nie za wcześnie, ale "Jeśli kogoś kochasz, bądź z nim". Powiedział te słowa niedawno mój tata. Spojrzałam na zegarek. Wybił właśnie godzinę 11:30. Jeżeli mam zdążyć do kościoła muszę się pośpieszyć. Zadzwoniłam po tatę i wyszłam przed dom. 

***

Co chwilę poprawiałem krawat. Bardzo denerwowałem się dzisiejszym dniem, w końcu wychodzę za najpiękniejszą dziewczynę świata. Stałem przed kościołem czekając na moją narzeczoną.
-León, stary, nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę.- poklepał mnie po ramieniu Andres. Mój przyjaciel na dobre i na złe. Popatrzyłem na gości. Każdy był ubrany bardzo odświętnie. 
-Czas wejść do kościoła. Chodź.- pociągnął mnie Marco, świadek. Świadkową miała zostać Francesca. Stałem przy ołtarzu czekając na pannę młodą. Wszyscy goście rozsiedli się w ławkach i z wyczekiwaniem patrzyli na drzwi wejściowe. W tym samym momencie zabrzmiała kościelna muzyka i do niego weszła Violetta wraz ze swoim ojcem pod ramię. Kiedy doszli do ołtarza ojciec Violetty puścił ją i zasiadł w ławce.
Popatrzyłem mojej wybrance w oczy i zacząłem mówić przysięgę małżeńską.
-Ja León Verdas biorę Ciebie Violetto Castillo za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- powiedziałem. Viola mi wtórowała.
-Ja Violetta Castillo biorę Ciebie Leónie Verdasie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- teraz przyszła kolej na wymianę obrączek. Najpierw ja założyłem złoty krążek na palec mojej żony, następnie ona uczyniła to samo.
-Na mocy prawa ogłaszam, że od teraz jesteście mężem i żoną. Możecie się pocałować.- na ten moment czekałem. Powoli uniosłem welon i pocałowałem delikatnie moją ukochaną. Zabiły dzwony i razem z Violą wyszliśmy z kościoła. Wszyscy goście sypali na nas ryżem i drobnymi pieniążkami.
-Na nową drogę życia kochanym nowożeńcom!- krzyknęła moja mama i podeszła do nas wraz z ojcem. Wręczyła bukiet kwiatów Violettcie i nasz prezent- zestaw obiadowy. Wyściskaliśmy się. Następnie podszedł do nas German i powiedział:
-Kochani, żeby dobrze wam się wiodło macie tu ode mnie skromny prezencik.- wręczył nam kopertę i podarunek. Były to srebrne sztućce.
-Dziękujemy tato.- przytuliła go moja żona. Jak to pięknie brzmi. Violetta Verdas... Reszta jeszcze składała nam życzenia i pojechaliśmy do lokalu, w którym miało odbyć się wesele.

***

Około godziny 3:00 wróciliśmy do hotelu. Każdy z gości udał się do swojego pokoju, więc ja z moją żoną poszliśmy do siebie. Przy samym wejściu moja ukochana pocałowała mnie bardzo namiętnie. Bez chwili zastanowienia przenieśliśmy się na łóżko. Violetta zaczęła rozpinać mi koszulę i zdejmować marynarkę. Ja też nie byłem dłużny i powoli rozpinałem zamek w jej sukience. Wszystkie nasze ubrania w jednej chwili znalazły się na podłodze. Ciągle nie przestawaliśmy się całować. Viola pogłębiała każdy mój pocałunek i zrobiliśmy TO. 

9 miesięcy później

Weszłam do naszego domu trzymając malutkiego człowieczka na rękach. León otworzył mi drzwi i wpuścił mnie pierwszą.
-Kochanie, chcesz coś do picia? Może jesteś głodna?- pytał na każdym kroku.
-Kotku, nie mam 5 lat i nie musisz mnie obsługiwać.- zaśmiałam się i delikatnie pocałowałam męża. -Ale dziękuję, że się tak o mnie troszczysz.
-W końcu mam o co.- uśmiechnął się. Parę dni temu na świat przyszła nasza córeczka. Nazwaliśmy ją Nina i jest oczkiem w głowie tatusia. Wcale mu się nie dziwię. 
-Nino, oto twój nowy dom. Podoba ci się?- mówiłam do córci. Powoli udałam się po schodach na górę. Weszłam do pokoju dziecięcego.
-A tutaj będzie twój mały kącik.- usiadłam na dywanie z małą. Jest taka malutka, że mieści się w jednej ręce. Kruszynka, aż strach wykonywać jakiekolwiek ruchy, żeby jej nie skrzywdzić.
-Pij póki jeszcze ciepła.- León wszedł do pokoiku i postawił herbatę z cytryną na nocnym stoliku.
-Prosiłam żebyś mi niczego nie dawał. Potrzymaj Ninę to wypiję herbatkę.- podałam mu córeczkę i ucałowałam go w policzek. Zabrałam napój i zeszłam z nim do salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam muzykę w radiu. Po chwili dosiadł się do mnie León z małą. Odstawiłam herbatę na stolik i wtuliłam się w niego. Gdy popatrzyłam na moje dwa światy po moim policzku poleciała łza.
-Kocham was, wiecie?- wyszeptałam.
-My ciebie też.- powiedział ukochany i razem wtuleni siedzieliśmy jeszcze kilka godzin.

3 lata później

-Kochanie wróciłaś już?- zapytałem gdy usłyszałem przekręcany zamek w drzwiach. Do domu weszła Violetta obładowana dużymi torbami.
-Jak widzisz. Możesz mi pomóc? Zaraz wszystko mi wypadnie.- jak torpeda wbiegłem do kuchni i pomogłem Violi rozpakowywać zakupy. Otworzyłem lodówkę i chowałem do niej wszystko jak leci. Ukochana podeszła mnie tyłem i mocno objęła po czym namiętnie pocałowała. 
-Każdego dnia mnie zaskakujesz.- zaśmiałem się.
-Mamusiu, tatusiu, popatrzcie!- do kuchni wbiegła wesoła Nina. W swoich małych rączkach trzymała zieloną kredkę i kartkę papieru. 
-Pokaż mi ten rysunek.- wziąłem od niej kartkę i przyjrzałem się jej.
-Jaki piękny obrazek córeczko, w nagrodę masz lizaczka.- uśmiechnęła się Vilu i podała Nince lizaka. 
Powiesiłem go na lodówce i poszedłem do pokoju. Położyłem się na kanapie i zasnąłem zmęczony zabawą z malutką.

***

-Mamo, mamo podasz mi pisaka?- poprosiła mnie córcia.
-Dobrze.- ściągnęłam z najwyższej półki fioletowego mazaka i podałam Ninie. Ta wyrwała mi go z rąk i otworzyła zakrętkę. Podeszła do Leóna i zaczęła pisać po jego twarzy. Zaczęłam się śmiać. Już teraz rozumiem, dlaczego mój mąż nigdy nie dawał małej pisaków i chował je do szafki. Ten zbudził się i skoczył jak oparzony. Wziął do ręki lusterko i przeraził się.
-I ty jej na to pozwoliłaś?! Będę znowu zmazywał to dwie godziny...- przejechał ręką po twarzy a ja nie mogłam przestać się śmiać. W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Zapomniałam, że miała przyjść Camila! Wzięłam córcię na ręce i otworzyłam drzwi.
-Viola! Hej mała. Przyprowadziłam ci kogoś do towarzystwa.- przytuliła nas obie i weszła do środka wraz ze swoją córeczką Leną. -León, czy ty widziałeś swoją twarz?- wybuchła śmiechem. 
-Śmiechu warte. Zaraz wracam tylko zmyję to coś z twarzy.- powiedział oburzony i poszedł na górę do łazienki.
-On nie potrafi się długo gniewać na swój skarb.- uśmiechnęłam się do niej. -Malutka idź do Lenki się pobawić.- dziewczynki pobiegły do pokoju na dywan. Ja z Camilą poszłyśmy do kuchni i usiadłyśmy na wysokich obrotowych krzesłach barowych.
-Kawy, herbaty?- zaproponowałam.
-Kawy poproszę.- uśmiechnęła się. Podeszłam do szafki z naczyniami i wyjęłam z niej dwa kubki w żółte słoneczniki. Podpaliłam gaz i czekałam aż woda się zagotuje. W tym czasie usiadłam obok przyjaciółki.
-Jak leci?- zagadnęłam.
-No wiesz, Andres wariuje, ale o tym masz już chyba pojęcie.- wybuchłyśmy śmiechem. -Całkiem w porządku. Lenka tak szybko rośnie... Pamiętam ten dzień, w którym się urodziła. Była taka malutka... A teraz skończyła dwa lata.- wspominała Camila.
-Wiem coś o tym. Nina ledwo co przyszła na świat, a ma już trzy latka. Jest straszną rozbójnicą, ale nie potrafimy z Leónem się na nią gniewać.- popatrzyłam przez przedsionek. Zauważyłam jak dziewczynki bawią się na podłodze i układają klocki. Woda już się zagotowała, więc rozlałam ją do kubków, zamieszałam łyżeczką i położyłam na stół, po czym sięgnęłam po jedną z nich.
-Tylko nie wydłub sobie oka łyżeczką.- zaśmiał się León, który właśnie wszedł do kuchni i zabrał z wielkiego talerza jabłko.
-Tylko się nim nie zadław.- próbowałam parodiować chłopaka, co dosyć dobrze mi wychodziło. Camila patrzyła na mnie z podziwem.
-No już, bez żartów...- wziął kęsa owoca, po czym wypluł go do zlewu. -Fu! Pestka stanęła mi w gardle! Ty jesteś czarnoksiężnikiem, czy co?- przestraszył się.
-Boisz się mnie?- pokazałam w tym momencie swoje "bicepsy" i roześmiałam się wraz z przyjaciółką. -A teraz proszę wyout'uj się z domu i idź nie wiem, do Andresa. Muszę z Camilą porozmawiać.- wypchnęłam Leóna za drzwi i zamknęłam je na klucz. Zrezygnowany ruszył w stronę domu Cares. Kiedy zostałyśmy same, mogłyśmy na spokojnie porozmawiać.
-To kiedy planujecie ślub?- zapytałam.
-W przyszłym miesiącu. No tak, zapomniałabym.- wyjęła ze swojej małej torebeczki zaproszenie na wesele. -Zostaniesz moją świadkową?- uśmiechnęła się.
-No pewnie! Gratulacje!- przytuliłam dziewczynę. Wypiłyśmy kawę i porozmawiałyśmy sobie trochę, ale się ściemniło i Camila z Leną musiały wracać do domu.
-Pa pa!- pomachała na pożegnanie moja córeczka. Kiedy dziewczyny wyszły w domu zjawił się León.
-No już, nie gniewaj się.- pocałowałam go namiętnie.
-Nie gniewam się już od paru godzin, ale taka forma przeprosin też mi pasuje.- zaśmiał się szyderczo. Teraz ja się go boję. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Zaczął mnie całować po szyi. Totalnie odpłynęłam. Niestety, mój książę zapomniał o jednym drobnym szczególiku.
-Rodzice, co wy tam robicie?- w drzwiach stanęła Nina z konikiem Pony w rączce. León zszedł ze mnie i wybąkał tylko:
-Przytulam mamusię.- zaczęłam się śmiać.
-Chodź tu brzdącu.- wzięłam malutką na rączki i usiadłam na łóżku.
-Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?- zagadnął León i usadowił się obok mnie i córeczki.
-Doskonale pamiętam.- mrugnęłam do niego. -To przeznaczenie sprawiło, że jesteśmy razem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uff, skończyłam. Nie pisałam go długo, jakieś 2 godziny chociaż nie jest aż tak dobry. Wybaczcie, ale to mój pierwszy one part, myślę, że nie jest źle. Chyba długi. Beznadziejne zakończenie.
Na koniec informacja. Nie wiem, czy dzisiaj ukaże się rozdział, bo nie mam weny na niego :( Jeżeli macie jakieś pomysły, piszcie śmiało w komentarzu. Dziękuję Sav z bloga http://leon-y-violetta.blogspot.com/ która komentuje każdy mój rozdział i rozbawia mnie niektórymi do łez :D Pamiętaj, kocham twojego bloga! Dziękuję także reszcie moich czytelników. Już pojawiły się 55 "taków"! Całuję, Caro <3