27.08.2013

ROZDZIAŁ 34

*kilka dni później, urodziny Violetty*
Francesca
-Wszystko już gotowe?- zapytałam pozostałą ekipę, która właśnie rozwieszała serpentynę. Było dosyć wcześnie, ale postanowiliśmy, że przed pójściem do szkoły skończymy i będziemy mieli robotę z głowy.
-Fran, a gdzie to zanieść?- zapytał Andres trzymając w rękach ok. piętnastu szklanek. Jedna z nich wyślizgnęła się jemu i roztłukła się.
-Andres,trzeba było wziąć tackę! Masz szczęście, że mamy zapasowy kubek.- przejęłam od niego naczynia i położyłam na czerwonej tacce po czym zaniosłam do najbliższego stolika.
-Naty, pomożesz mi? Zmieć to co narobił Andres.- poprosiłam przyjaciółkę. Ona wzięła tylko szufelkę i grzecznie wszystko zmiotła. Powierzyć jakieś zadanie Andresowi to naprawdę trudna sztuka i chyba więcej się na to nie zdobędę. Wszystko było praktycznie gotowe, znaczy prawie...
-Francesca nie jest krzywo!?- krzyczał Tomas, który stał po drugiej stronie sali i wieszał duży baner z napisem "Najlepszej 18 Violetto!". Podeszłam bliżej i zaczęłam oceniać.
-Troszkę w lewo... idealnie.- spojrzałam na zegarek. Za chwilę zaczynają się zajęcia.
-Zwijamy się! Po szkole tutaj o 16:00. Liczę, że się nie spóźnicie.- popatrzyłam wymownie na Andresa.
-Ale ja się nie spóźniam!
-Następnym razem żeluj sobie włosy dwie godziny przed wyjściem. Dobrze radzę.- poklepał go León i grupą weszliśmy do szkoły. Violetta grzebała w szafce w poszukiwaniu nut. Była cała w skowronkach. Podeszłam do niej zostawiając przyjaciół nieco na uboczu. Odwróciła się do mnie i zamknęła szafkę.
-Zgadnij jaki jest dzisiaj dzień?- uśmiechnęła się promiennie.
-Hm, zgaduję że piątek. Już wiem o co ci chodzi!- przyjaciółka przytuliła mnie. Nie, nie miałam na myśli jej urodzin.
-Jutro jest sobota i coś zaplanowałaś! Wiedziałam.- starałam się nie powiedzieć jej że przygotowujemy dla niej imprezę- niespodziankę. 
-No nie do końca... To pa!- odeszła ode mnie ze smutnym wyrazem twarzy. Wróciłam do znajomych.
-Myślę, że powinniśmy jej powiedzieć...
-Nie, bo całą niespodziankę diabli wezmą.- skwitował Maxi. W sumie ma rację. Ale ja nie chcę oglądać mojej przyjaciółki jak cały dzień chodzi smutna.
-No dobrze. A co jej kupiliście?- przypomniałam sobie.
-My? No ja ten... nic nie kupiłem.- oznajmił Andres. -Myślałem, że to wy kupujecie.
-Matole, każdy daje coś od siebie!- skarciła go Camila. -Na przerwie leć do sklepu i kup jej coś. Zrozumiano?- pogroziła mu trochę i się zgodził. Zaczęły się zajęcia więc udaliśmy się do sali.
Violetta
Czyżby moi przyjaciele zapomnieli o moich urodzinach? Ciągle się do mnie uśmiechają, ale żaden z nich nie podszedł do mnie i nie złożył mi życzeń. Do końca zajęć nie odzywałam się do nich. Wróciłam samotnie do domu.
-Cześć córeczko.- powitał mnie tata. -Czemu jesteś smutna? Dzisiaj są twoje 18 urodziny.
-Ja o tym wiem, ale moi przyjaciele raczej nie za bardzo... Co jest do jedzenia?- zmieniłam temat i usiadłam do stołu. Olga podała ryż z sosem. Pychota. Udałam się do swojego pokoju i usiadłam na łóżku wpatrując się w telefon. Nic, zero połączeń i wiadomości. Po chwili na ekranie pojawił się sms od Francesci.
"Violu, bądź w Resto o 16:00. Musimy pogadać. Ubierz się w coś ładnego ;) Fran".
Od kiedy na pogaduchy jest wymagany odpowiedni strój? Ubrałam moją ulubioną sukienkę w kwiatki i buty na grubym obcasie. Rozczesałam włosy i rozpuściłam, aby swobodnie się ułożyły.
Zabrałam torebkę pasującą do stylizacji i spojrzałam na zegarek. Była 15:54, więc miałam jeszcze sześć minut na dojście do baru. Wyszłam z domu i spokojnym krokiem doszłam do Resto. 
-Jest tu kto? Francesca?- zapytałam, gdy weszłam do lokalu. Wszystkie światła jakby spaliły się i nie było widać ani jednej żywej duszy. Usłyszałam cichy szmer. Przestraszyłam się, ale podeszłam trochę bliżej.
-Niespodzianka!- światło się zapaliło, a przede mną stali wszyscy przyjaciele. Sala była pięknie przystrojona, a nade mną wisiał transparent z napisem "Najlepszej 18 Violetto!".  
-Pamiętaliście! Dziękuję!- rzuciłam się im na szyje. 
-Przyjaciele nie zapominają o swoich urodzinach.- uśmiechnęła się Camila. Wszyscy znajomi wręczyli mi prezenty. Znaczy, prawie wszyscy... León powiedział, że da mi go potem. Ciekawe co mi kupił. Nie, że jestem jakąś materialistką czy coś ale mnie to po prostu ciekawi. Chłopcy weszli na scenę i zaczęli śpiewać "Are You Ready For The Ride?". Kiedy skończyli wszyscy bili im głośne brawa. 
Nagle Braco krzyknął:
-Odwróćcie się i spójrzcie przez okno!- moja mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Z resztą innych także. Tylko León nie był wcale zdziwiony i myślę że to jego sprawka. Wyszliśmy przed bar i spojrzeliśmy w górę. Nad nami leciał wielki balon w kształcie prezentu, a do niego był przyczepiony plakat z napisem: "Sto Lat! Kochamy Cię Violu!". To była najlepsza impreza którą kiedykolwiek ktoś mi przygotował. Do 22:00 wszyscy bawili się znakomicie, ale ja solenizantka chyba najlepiej. 
-Dziękuję za wspaniałe urodziny.- wyściskałam przyjaciół i wyszłam z baru.
-Violetta, czekaj!- zawołał za mną León. -Odprowadzę cię. Nie chcę słyszeć odmowy.- postawił mi się.
-W takim razie na co czekamy. Chodź.- chłopak starał się być blisko mnie, ale krępowałam się i od czasu do czasu odsuwałam się od niego. Kiedy doszliśmy do moich drzwi, León zapytał się mnie czy może wejść na kilka minut.
-Jasne.- zaprosiłam go do środka. Poszliśmy od razu do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i stanęłam przed chłopakiem.
-Chciałem dać ci prezent.- z kieszeni wyjął podłużne pudełeczko i wręczył mi je. Otworzyłam je i zobaczyłam śliczną złotą bransoletkę. Do niej była przyczepiona nutka i serduszko z wygrawerowanym moim imieniem.
-Nie trzeba było. Dziękuję.- przytuliłam mocno chłopaka. Tęskniłam za tym co było kiedyś. Nie chciałam kryć już swoich uczuć, ale bałam się. Bałam się tego, że znowu się coś pogmatwa i wyjdą z tego same problemy.
-Zapomniałam!- podbiegłam do biurka i z szafeczki wyciągnęłam kluczyki. Podałam je Leónowi.
-Pamiętasz jak parę miesięcy temu mówiłeś mi, że chcesz nowy motor? Kupiłam ci go sporo czasu przed urodzinami. Jednak zapomniałam o tym. Przepraszam.
-Sprawiłaś mi tym wielką radość. To najlepsze co kiedykolwiek dostałem!- teraz to on mocno mnie przytulił.
Po chwili jednak odsunął się ode mnie i zmienił wyraz twarzy.
-Violetto ja... muszę z tobą porozmawiać.- usiadł na łóżku, więc ja też to zrobiłam.
-O co chodzi?- popatrzyłam Leónowi w oczy. Westchnął i zaczął mówić.
-Bo wiesz... ja tak już dłużej nie mogę. Nie mogę patrzeć na ciebie, nie mogę cię przytulić, nie mogę rozmawiać z tobą bo za bardzo tęsknię. Nie mogę cię nawet teraz ucałować nawet w policzek, kompletnie nic. Najlepiej by było, gdybyśmy urwali ze sobą kontakt. Nie chcę tęsknić za tobą tak jak teraz. Brakuje mi ciebie.- naprawdę on tak myśli? Ja też za nim tęsknię. W tym momencie zrobiłam coś, czego nie było nawet w planach. Po prostu pocałowałam Leóna. Nie odsunął się, nie wykonał żadnego ruchu. Poddał się mojemu pocałunkowi.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jak? Miało wyjść inaczej, ale jakoś napisałam inną wersję. Leonetta <3 Na specjalne życzenie czytelników. Myślę, że się podobało. Dalsza część w kolejnym rozdziale. Nie rozpisuję się, papa :*
Caro <3

3 komentarze:

  1. Skaczę po łóżku, krzyczę, a na mojej twarzy widnieje szeroki uśmiech!
    Wiesz czemu tak się dzieje? Bo kiss Leonetty! *O* ♥
    Mam nadzieję, że już zostaną parą <3

    - Sav

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero wpadłam na twój blog i mogę śmiało powiedzieć , że mi się podoba i będę czytać [ale nie zawsze mam czas na koment, ale będę się starać] :) Wielki banan na twarzy bo LEONOWATY I VIOLETOWATA <3
    Para z nich będzie na pewno xD
    Maja ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam do mnie http://violetta-superdziewczyna.blogspot.com/
    P.s Masz super bloga!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytałaś/przeczytałeś rozdział prosiłabym o Twoją opinię w komentarzu. One dają mi chęci pisania kolejnych opowieści dla Was!