13.10.2013

ROZDZIAŁ 56

Ludmiła:
      Znów czuję się jak piąte koło u wozu. Z początku cieszyłam się powrotem rodziców do domu, ale teraz są nie do zniesienia. Wiem, że mają małe dziecko na głowie, ale o mnie też raczyliby czasem pomyśleć. Najpierw mnie zostawiają na pastwę losu, a później gdy już są to nie zwracają na mnie uwagi.
-Lu, bądź tak łaskawa i przynieś mi pieluszki.- zawołała z dołu mama. Niechętnie oderwałam się od książki, którą czytałam i zeszłam na dół. Wyjęłam z szuflady obok to co trzeba i podałam rodzicielce.
-Proszę.- fuknęłam i poszłam do kuchni. Oczywiście mama poszła za mną.
-Co się dzieje?- zapytała, jakby nie wiedziała.
-Mike jest waszym oczkiem w głowie, a ja? Czuję się zaniedbana. Jesteście w Buenos Aires już pięć dni, a ani razu mnie nie przytuliliście, porozmawialiście jak rodzice z córką. Jest mi z tego powodu bardzo przykro.- spuściłam głowę w dół smutniejąc. Ona tylko podeszła do mnie i czule przytuliła.
-Kochanie, przecież wiesz, że cię kochamy. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz najważniejsza, ale zrozum, że Mike jest jeszcze malutki i musimy mu poświęcać więcej uwagi. Przepraszam, ale muszę go przewinąć do końca.- pobiegła szybko do niego. Przez chwilę czułam się ważna, a teraz znowu jak nic nie potrzebna rzecz. Bez wyjaśnień wyszłam z domu i skierowałam się gdzieś w siną dal.
Spacerowałam bez chwili wytchnienia, aż w końcu dopadło mnie zmęczenie. Zasiadłam więc na pobliskiej ławeczce i zaczęłam rozmyślać.
Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę. Poczułam te perfumy, które mogły należeć tylko do jednej osoby- Tomasa.
-Ludmiła, co się dzieje? Chodzisz od paru dni markotna.- przysiadł się obok mnie.
-Moi rodzice mają mnie gdzieś, ciągle tylko ten Mike i Mike... Mam tego dosyć. Nawet w domu czuję się jak jakaś służąca. Lu to, Lu tamto, Lu siamto... Moja psychika już nie wytrzymuje.- wypłakiwałam się na jego ramieniu.
-Spokojnie, pamiętaj, że masz jeszcze mnie no i przyjaciół.- uśmiechnął się delikatnie i położył moją rękę w miejscu, gdzie ma serce. Biło równomiernie. -Kocham Cię.- uwielbiałam, gdy wypowiadał te dwa słowa.
-Ja Ciebie też.- moja twarz rozjaśniała. Przybliżyłam się do chłopaka i czule pocałowałam.
-Dziękuję za to, że jesteś.


 León:
      Nie mogę już wytrzymać. Od paru dni ciągle gubię swoje rzeczy i nie mogę ich znaleźć.
-Gdzie się schowałeś, telefonie? No proszę, nie mam zamiaru znów kupować nowego.- mówiłem sam do siebie. Czy to jest normalne? Moim zbawieniem okazał się dźwięk dzwonka w komórce. Bez problemu odszukałem go przez źródło melodii. Jak się okazało, leżał pod stertą ubrań porozrzucanych po kątach. Chyba czas to ogarnąć. W try miga posprzątałem bałagan, który narobiłem szukając telefonu. Przy okazji znalazłem jakiś mały liścik. Postanowiłem go odczytać.
"Kochany,
Mam dla Ciebie niespodziankę, lecz żeby ją zdobyć musisz się trochę postarać.
Poszukaj następnego liściku tam, gdzie trzymasz swoje skarby.
V."
Wiedziałem dobrze, że karteczka jest od Violetty. Skarby... nie wiedziałem dokładnie, o co chodzi, ale poszedłem na strych. Tam trzymam wszystkie moje instrumenty, które są dla mnie właśnie takim "skarbem".
Jak widać, moja dziewczyna ma nosa. Między szparką w ścianie dostrzegłem kopertę.
"Brawo! Znalazłeś drugi liścik.
Od razu mówię, że wszystkie znajdują się u ciebie w domu. Jednak nie znajdziesz ich tak łatwo, o nie.
Kolejny przyjdzie do Ciebie sam.
V."
Jak to list do mnie przyjdzie? On nie ma nóg...
-Verdas, to taka przenośnia...- puknąłem się w czoło. Ostatnio chyba zgłupiałem. Zszedłem na dół po schodach do kuchni. Ciekawe jak go dostanę... 
Zauważyłem, że zrobił się przeciąg, dlatego podszedłem do okna i już miałem je zamknąć, gdy w oczy wpadła mi kolejna kartka.
"Jak już mówiłam, sama do Ciebie przyszła. A może ty przyszedłeś do niej, hmm? ;)
Ja Cię ciągle obserwuję, pamiętaj.
Czwarta karteczka leży... a może utrudnię Ci zabawę i teraz sam jej poszukasz. 
Leży na widoku.
V."
Coraz bardziej zacząłem wciągać się w te podchody. Kolejna leży gdzieś na widoku... Obszedłem cały dom, ale nic nie znalazłem. Spuściłem głowę bez żadnej nadziei, że ją znajdę, a tu pod nogami- czerwona koperta.
"No, no, gratulacje!
Teraz leć się przebierz. Nie martw się- nie będę podglądać ;)
Później dowiesz się co dalej.
V."
Rozglądnąłem się na boki i poszedłem do swojego pokoju. Zabrałem ubrania, które najbardziej mi się spodobały i poszedłem do łazienki się przebrać. Tak jak powiedziała- nie podglądała, ale w sumie mogła, przecież jestem jej chłopakiem. Piętnaście minut zajęło mi ogarnięcie mojej osoby. Miałem już wychodzić, ale zobaczyłem kolejną żółtą kopertę leżącą pod umywalką. 
"Oto piąty i ostatni list z podpowiedziami.
Teraz wyjdź z domu i kieruj się na najbliższy budynek, w którym są schody. Reszty domyśl się sam.
V."
Schowałem kartkę do kieszeni i zrobiłem to co kazała mi dziewczyna, a w tym wypadku list. Gdzie jest ten budynek? Zauważyłem duży blok. Był najbliżej mnie, może to tam? Chcąc nie chcąc ruszyłem w jego stronę. Szedłem schodami do góry, ale nic nie widziałem... 
Dopiero w tym momencie zobaczyłem schody prowadzące na dach budynku. Podążałem nimi. Ścieżkę prowadził tor usypanych płatków róż. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Schody już się powoli kończyły. Otworzyłem na oścież drzwi i ujrzałem pięknie nakryty stół, zapalone świece, wszystko było usłane kwiatami... To był piękny widok. Podszedłem do stolika, na którym zastałem karteczkę opartą o wazonik z kwiatkiem.
"Widzę, że dotarłeś na miejsce :)
Nie widzisz mnie? Odwróć się.
V. :*"
Odwróciłem się, a moim oczom ukazała się w całej okazałości moja Violetta. Delikatny uśmiech zdobił jej piękną twarzyczkę. Była taka cudowna, że chciało ją się schrupać. Podszedłem do niej i złapałem za ręce.
-Mogę panią prosić do tańca?- ukłoniłem się, na co zachichotała. 
-Naturalnie.- włączyła jakąś wolną piosenkę. Oparła się na moim ramieniu i przytuleni wirowaliśmy na środku dachu.
-To ja powinienem to wszystko przygotować.- powiedziałem.
-Teraz role się odwróciły. Chciałam sprawić ci przyjemność. Kocham Cię.- wyszeptała mi do ucha. 
-Ja Ciebie też.- popatrzyłem jej prosto w oczy i pocałowałem. Pocałunek idealnie oddawał nasze uczucia do siebie. Inni, a jednak tacy sami.
Zasiedliśmy do stolika i zjedliśmy danie przyrządzone przez Violettę. Bardzo mi smakowało. 
Słońce dawno już zaszło, dlatego uliczne lampy wszystko nam oświetlały. Widok z góry był naprawdę piękny. Ale jeszcze piękniejszy stał tuż obok mnie. 
-Zamknij oczy.- powiedziała nagle.
-Po co?- zdziwiłem się, ale wykonałem polecenie. Nie minęło parę chwil, a już otrzymałem zgodę na zdjęcie rąk z twarzy.
-Teraz możesz otworzyć.- powoli otworzyłem powieki, a moim oczom ukazała się ta sama czarna, lakierowana gitara, którą tak bardzo chciałem mieć. Z niedowierzaniem podszedłem do niej i musnąłem opuszkami palców.
-Skąd wiedziałaś? To naprawdę wspaniały prezent, jeden z najlepszych kiedykolwiek dostałem. Jednym z nich jesteś właśnie Ty.- uśmiechnąłem się szeroko i przytuliłem ukochaną. 
-Może mi na niej coś zagrasz?- zapytała siadając na krześle. Wziąłem gitarę do ręki i usiadłem naprzeciwko.
 
 Hablemos de una vez
Yo te veo pero tu no ves
En esta historia todo esta al reves
No me importa esta vez
Voy Por Ti , Voy...








Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee eê
Podemos volar, sin tener alas...
Ser la letra en mi canción,
Y tallarme en tu voz.
 
 
 

  


Ona jest niesamowita. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak wyjątkowej osoby jak ona. 
-Jesteś dla mnie najważniejsza, wiesz?- mrugnąłem do niej, a ona usiadła na moich kolanach i wtuliła się w tors.
-Wiem.
Camila:
      Rodzice postanowili zostawić mnie samą na noc w domu. Naprawdę błyskotliwy pomysł, tym bardziej, że nadal się boję być sama po tym włamaniu. Nie nakrzyczeli na mnie, ale byli tym mocno wstrząśnięci.
Włączyłam sobie jakiś film, żeby nie było cicho i zaczęłam go oglądać.
Po chwili usłyszałam ciche kroki. Było ciemno, dlatego nic nie widziałam. Podchodziłam bliżej do źródła dźwięku. 
Poczułam mocny ból i zawroty głowy, a potem upadłam na ziemię. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto 56 rozdział. Myślę, że wam się spodoba.
Trochę szkoda, że pod ostatnim tylko 3 komentarze (moich nie liczę), no ale cóż. 
Następny nie wiem kiedy. 
To chyba tyle, pozdrawiam.
Caro <3  

6 komentarzy:

  1. A Savunia się cieszy, bo Carunia dodała rozdzialik! XD
    Aww, moja Leonetta <3 Jak romantycznie ^^

    Vilu, masz pomysły :p
    " Jak to list do mnie przyjdzie? On nie ma nóg...
    -Verdas, to taka przenośnia...- puknąłem się w czoło." Hah : D
    Nie wiem czemu ten fragment wybrałam... C :

    Sav :*

    PS: Zapraszam do siebie, na 42 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa... jaki cudowny I taki romantyczny
    Po prostu kocham twoje opowadania

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny, szczególnie randka Leonetty.
    Vilu była bardzo zdeterminowana szykując to. ;p
    Życzę weny i czeka ma następny.
    Buziaki;*
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  4. Leonetta ♥ Czekam na next i życzę weny :D

    Martyśka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. ooo *.*
    Tomas i Ludmi ♥
    biedna Lu ;(
    kocham ten rozdział i chcę next :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. :]
    Uwielbiam twój blog. ^^
    Czekam na next , bo jestem ciekawa co się stało Cami. xD
    Pozdrawiam.

    Jogobell. < 3

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytałaś/przeczytałeś rozdział prosiłabym o Twoją opinię w komentarzu. One dają mi chęci pisania kolejnych opowieści dla Was!