Życie można porównać do puzzli. Na samym początku ich układania nie ma nic. W trakcie budujemy sobie jakieś marzenia lub plany. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że w każdej chwili coś może pójść nie tak. Coś może się stać inaczej niż chcieliśmy. Jest tylko jedna różnica pomiędzy realią, a układanką. Życia nie można odbudować na nowo w ten sam sposób.
Czymże bym był bez miłości? Ptakiem, który nagle zapomniał jak się lata? Wiatrem, który zamiast delikatnie muskać nasze ciała, wieje chłodno bezustannie? Bezbarwnym motylem, który ginąłby w szarości świata? Na ten temat nie mam żadnego pojęcia. Wszystko, czego pragnę mam przy sobie. Ta druga osoba rozświetla i ubarwia moje życie. Każdego dnia zaskakuje mnie czymś nowym. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś jej zabraknie. Chcę budzić się obok niej każdego ranka z myślą, że znów pokocham ją jeszcze mocniej. Ta kobieta jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Długo o nią walczyłem i nie poddałem się. Cały rok zajęło jej uświadomienie sobie, kogo tak naprawdę kocha. Kiedy wreszcie ją zdobyłem, pomyślałem: "Było warto". Gdybym zrezygnował, kto wie, kim bym był. Nadal zapatrzonym w siebie egoistą bez uczuć, kryjącym się za maską twardziela? Na samą myśl o tym skręca mnie w środku. Na szczęście poznałem ją- Violettę. Ona całkowicie odmieniła moje życie. Pokazała mi, co jest w nim najważniejsze. Zrozumiałem, że popełniłem wielki błąd. Dzięki niej jestem innym człowiekiem. Kocham ją nade wszystko i nic nigdy tego nie zmieni.
Czekałem na nią w parku. Ręce mi drżały, a serce biło jak oszalałe. Myślałem, że zaraz mi wyskoczy. Puls zwiększył swoje tempo, a na horyzoncie ukazała się dziewczyna. Jej piękne kasztanowe włosy delikatnie opadały na ramiona, a sukienka zdawała się tańcować w szum wiatru. Nieśmiale podeszła w moją stronę i przywitała się.
-Cześć.- posłała mi swój uśmiech. Nogi miałem niemalże z waty. Zachowywałem się tak nieswojo, ale co poradzić, że ona tak na mnie działała.
-Usiądziemy?- wskazałem szybko na ławeczkę obok. Skinęła głową i poszła w tamtą stronę, a ja za nią. Obok rosło wielkie drzewo i z moich obserwacji wynikało, że za nim pozostawiłem wielki bukiet róż dla Violetty. W porę się opamiętałem i prawie niezauważalnie wymknąłem się na sekundkę w celu zabrania owego bukietu.
-Co ty tam robisz?- wychyliłem się zza pnia i krzywo się uśmiechnąłem. "Co z ciebie za pajac, zaraz ją do siebie zniechęcisz"- skarciłem się w myślach. Schowałem kwiaty za plecy i dosiadłem się do dziewczyny. Nasze spojrzenia się spotkały. Chociaż paliłem się ze wstydu nie miałem najmniejszego zamiaru odwracać wzroku w inną stronę. Ona najwyraźniej też. Nastała głucha cisza. Postanowiłem ją przerwać i wykonać pierwszy krok.
-Więc...- zacząłem.
-Więc...- dokończyła patrząc zdziwiona. Nie mogłem już dłużej zapanować nad emocjami, dlatego prawie wykrzyczałem to, co miałem zamiar powiedzieć.
-Ja już nie mogę tego dłużej ukrywać. Violetto, kocham Cię, rozumiesz? Jesteś kimś więcej dla mnie niż tylko przyjaciółką. Zmieniłaś diametralnie moje życie i dobrze o tym wiesz. Nigdy nie przestanę o Ciebie walczyć.- ściszyłem ton głosu i szykowałem się do odejścia. Szybkim ruchem podniosłem się z miejsca i już miałem iść, ale Violetta złapała mnie za nadgarstek i przyciągnęła do siebie.
-Ja też. Kocham Cię.- wyszeptała do ucha i pocałowała. Nie opierałem się, lecz oddałem pocałunek.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie pogłaskałem jej policzek i założyłem włosy za ucho. Po chwili odeszła i podbiegła do drzewa. Wzięła ostry kamyk i wyryła na nim napis "V+L=♥", po czym mocno mnie przytuliła.
Osiem godzin pracy jest naprawdę męczące, nawet wtedy, gdy siedzi się za biurkiem i wypełnia papiery. Zmęczony wróciłem do domu. Zamknąłem drzwi, rzuciłem teczkę w kąt i zasiadłem na kanapie. Poluzowałem krawat i poczułem zapach świeżo upieczonego ciasta. W takim razie moja żona musiała wziąć sobie wolne. Tak jak myślałem, wychyliła się zza drzwi i zawołała mnie do kuchni.
-Leónku, obiad na stole.- podeszła do mnie i namiętnie pocałowała. Zmęczenie chyba już mi przeszło. Zasiadłem do stołu naprzeciwko ukochanej i w ciszy zjedliśmy posiłek.
-Jak tam w pracy?- zapytała, popijając kieliszek z sokiem.
-Standardowo. Klientów w bród, pracy tyle, że sam sobie nie daję rady.- westchnąłem. Ona wstała od stołu i złapała mnie za rękę.
-Chodź, odstresujesz się.- mrugnęła do mnie i pociągnęła na sofę. Nie wiedziałem jeszcze, co szykuje. Włączyła jakiś horror i zgasiła światła.
-Nie będziesz się bała? To najstraszniejszy film.- powiedziałem.
-Nie, bo przy tobie nie ma czego się bać.- dała mi całusa w policzek i wtuliła się w mój tors.
Przez pół godziny oglądaliśmy horror z zaciekawieniem, ale nasze zainteresowanie przeniosło się na nasze osoby. Skradłem pocałunek Violi, potem drugi, trzeci... Z każdym coraz bardziej je pogłębialiśmy. Po chwili wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Tam chyba każdy wie, co się stało...
Obudził mnie głośny jęk Violetty. Zdezorientowany pokręciłem głową i ziewnąłem.
-León, wody mi odeszły!- krzyczała.
-To weź ścierkę i powycieraj...- chwilę zajęło mi przyswojenie informacji na trzeźwo. Minutę później uświadomiłem sobie, że moja żona rodzi! Zerwałem się na równe nogi i ubrałem w pierwsze lepsze ubrania. Zgarnąłem kluczyki do auta i zaprowadziłem do niego ukochaną zwijającą się z bólu. W środku nocy nie było korków, więc w szybkim tempie dojechaliśmy do szpitala. Zabrano ją na oddział położniczy. Usiadłem w korytarzu na krześle zniecierpliwiony i zdenerwowany. Nie spodziewałem się, że w tej chwili może urodzić się nasze dziecko.
Pięć godzin później było już po wszystkim. Lekarz potrząsnął moim ramieniem.
-Proszę pana, żona urodziła.- wskazał na szybę, za którą widziałem Violettę trzymającą uroczego maluszka na rękach. Wszedłem do sali z wielkim uśmiechem.
-Chce pan przeciąć pępowinę?- zapytał. Kiwnąłem głową i uczyniłem to. Byłem taki dumny.
-To chłopczyk.- oznajmiła Viola. Ucałowałem ją w czoło.
-Tak. Nasz ukochany, Xawery.- dodałem.
-Kochanie, podasz mi pieluszki?- spytał mój skarb. Podniosłem się z fotela i wyjąłem z żółtej torby pieluszkę, po czym podałem ją żonie.
-Proszę bardzo.
-Dziękuję.- ucałowała mnie w policzek i przewinęła do końca malucha. Wziąłem synka na ręce i udawałem, że jest samolotem.
-Kto jest ukochanym syneczkiem tatusia? No kto? No przecież, że Xawuś!- bawiłem się z malcem.
-Jak uroczo wyglądacie. Poczekajcie, zrobię wam zdjęcie.- zaśmiała się Viola i wzięła do ręki aparat. Chwilę później fotografia była gotowa.
-Kocham Was, moi wy mali mężczyźni.- ucałowała mnie i synka.
Ponownie znaleźliśmy się w szpitalu. Tym razem nie z wesołego powodu- dla mnie był on żałobą.
-Ja już tak nie mogę. Chcę umrzeć.- łkała Violetta.
-Bądź dobrej myśli. Nie dam ci odejść.- ściskałem kurczowo jej dłoń. Stawała się coraz słabsza i nie miała już na nic siły.
-Pogodziłam się z tym faktem, że za chwilę mogę was opuścić. Ty też musisz.- powiedziała cicho. Jej chrypka była okropna. Nie mogłem patrzeć jak się męczy.
-Nie myśl tak. Ty wyzdrowiejesz, rozumiesz?! Będziesz żyła!- krzyczałem, a po chwili głośno rozpłakałem. Viola o własnych siłach starła łzy z mojego polika i delikatnie się uśmiechnęła.
-Przekaż Xawieremu, że bardzo mocno go kocham.- wyszeptała. -Jeszcze kiedyś się spotkamy, León. Kocham Cię.- jej powieki zamknęły się już na zawsze.
-Dlaczego, Boże, dlaczego?!- przeklinałem całe życie. Mieliśmy tyle wspólnych planów, lecz Bóg postanowił inaczej. Odebrał mi i synkowi matkę i żonę. Nigdy się z tym nie pogodzę.
Chłopak siedział zamyślony już dobre dwie godziny na ławce. W końcu otrząsnął się z transu i otarł łzę z policzka. Położył na grobie białą chryzantemę i zapalił znicz.
Czekałem na nią w parku. Ręce mi drżały, a serce biło jak oszalałe. Myślałem, że zaraz mi wyskoczy. Puls zwiększył swoje tempo, a na horyzoncie ukazała się dziewczyna. Jej piękne kasztanowe włosy delikatnie opadały na ramiona, a sukienka zdawała się tańcować w szum wiatru. Nieśmiale podeszła w moją stronę i przywitała się.
-Cześć.- posłała mi swój uśmiech. Nogi miałem niemalże z waty. Zachowywałem się tak nieswojo, ale co poradzić, że ona tak na mnie działała.
-Usiądziemy?- wskazałem szybko na ławeczkę obok. Skinęła głową i poszła w tamtą stronę, a ja za nią. Obok rosło wielkie drzewo i z moich obserwacji wynikało, że za nim pozostawiłem wielki bukiet róż dla Violetty. W porę się opamiętałem i prawie niezauważalnie wymknąłem się na sekundkę w celu zabrania owego bukietu.
-Co ty tam robisz?- wychyliłem się zza pnia i krzywo się uśmiechnąłem. "Co z ciebie za pajac, zaraz ją do siebie zniechęcisz"- skarciłem się w myślach. Schowałem kwiaty za plecy i dosiadłem się do dziewczyny. Nasze spojrzenia się spotkały. Chociaż paliłem się ze wstydu nie miałem najmniejszego zamiaru odwracać wzroku w inną stronę. Ona najwyraźniej też. Nastała głucha cisza. Postanowiłem ją przerwać i wykonać pierwszy krok.
-Więc...- zacząłem.
-Więc...- dokończyła patrząc zdziwiona. Nie mogłem już dłużej zapanować nad emocjami, dlatego prawie wykrzyczałem to, co miałem zamiar powiedzieć.
-Ja już nie mogę tego dłużej ukrywać. Violetto, kocham Cię, rozumiesz? Jesteś kimś więcej dla mnie niż tylko przyjaciółką. Zmieniłaś diametralnie moje życie i dobrze o tym wiesz. Nigdy nie przestanę o Ciebie walczyć.- ściszyłem ton głosu i szykowałem się do odejścia. Szybkim ruchem podniosłem się z miejsca i już miałem iść, ale Violetta złapała mnie za nadgarstek i przyciągnęła do siebie.
-Ja też. Kocham Cię.- wyszeptała do ucha i pocałowała. Nie opierałem się, lecz oddałem pocałunek.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie pogłaskałem jej policzek i założyłem włosy za ucho. Po chwili odeszła i podbiegła do drzewa. Wzięła ostry kamyk i wyryła na nim napis "V+L=♥", po czym mocno mnie przytuliła.
Osiem godzin pracy jest naprawdę męczące, nawet wtedy, gdy siedzi się za biurkiem i wypełnia papiery. Zmęczony wróciłem do domu. Zamknąłem drzwi, rzuciłem teczkę w kąt i zasiadłem na kanapie. Poluzowałem krawat i poczułem zapach świeżo upieczonego ciasta. W takim razie moja żona musiała wziąć sobie wolne. Tak jak myślałem, wychyliła się zza drzwi i zawołała mnie do kuchni.
-Leónku, obiad na stole.- podeszła do mnie i namiętnie pocałowała. Zmęczenie chyba już mi przeszło. Zasiadłem do stołu naprzeciwko ukochanej i w ciszy zjedliśmy posiłek.
-Jak tam w pracy?- zapytała, popijając kieliszek z sokiem.
-Standardowo. Klientów w bród, pracy tyle, że sam sobie nie daję rady.- westchnąłem. Ona wstała od stołu i złapała mnie za rękę.
-Chodź, odstresujesz się.- mrugnęła do mnie i pociągnęła na sofę. Nie wiedziałem jeszcze, co szykuje. Włączyła jakiś horror i zgasiła światła.
-Nie będziesz się bała? To najstraszniejszy film.- powiedziałem.
-Nie, bo przy tobie nie ma czego się bać.- dała mi całusa w policzek i wtuliła się w mój tors.
Przez pół godziny oglądaliśmy horror z zaciekawieniem, ale nasze zainteresowanie przeniosło się na nasze osoby. Skradłem pocałunek Violi, potem drugi, trzeci... Z każdym coraz bardziej je pogłębialiśmy. Po chwili wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Tam chyba każdy wie, co się stało...
Obudził mnie głośny jęk Violetty. Zdezorientowany pokręciłem głową i ziewnąłem.
-León, wody mi odeszły!- krzyczała.
-To weź ścierkę i powycieraj...- chwilę zajęło mi przyswojenie informacji na trzeźwo. Minutę później uświadomiłem sobie, że moja żona rodzi! Zerwałem się na równe nogi i ubrałem w pierwsze lepsze ubrania. Zgarnąłem kluczyki do auta i zaprowadziłem do niego ukochaną zwijającą się z bólu. W środku nocy nie było korków, więc w szybkim tempie dojechaliśmy do szpitala. Zabrano ją na oddział położniczy. Usiadłem w korytarzu na krześle zniecierpliwiony i zdenerwowany. Nie spodziewałem się, że w tej chwili może urodzić się nasze dziecko.
Pięć godzin później było już po wszystkim. Lekarz potrząsnął moim ramieniem.
-Proszę pana, żona urodziła.- wskazał na szybę, za którą widziałem Violettę trzymającą uroczego maluszka na rękach. Wszedłem do sali z wielkim uśmiechem.
-Chce pan przeciąć pępowinę?- zapytał. Kiwnąłem głową i uczyniłem to. Byłem taki dumny.
-To chłopczyk.- oznajmiła Viola. Ucałowałem ją w czoło.
-Tak. Nasz ukochany, Xawery.- dodałem.
-Kochanie, podasz mi pieluszki?- spytał mój skarb. Podniosłem się z fotela i wyjąłem z żółtej torby pieluszkę, po czym podałem ją żonie.
-Proszę bardzo.
-Dziękuję.- ucałowała mnie w policzek i przewinęła do końca malucha. Wziąłem synka na ręce i udawałem, że jest samolotem.
-Kto jest ukochanym syneczkiem tatusia? No kto? No przecież, że Xawuś!- bawiłem się z malcem.
-Jak uroczo wyglądacie. Poczekajcie, zrobię wam zdjęcie.- zaśmiała się Viola i wzięła do ręki aparat. Chwilę później fotografia była gotowa.
-Kocham Was, moi wy mali mężczyźni.- ucałowała mnie i synka.
Ponownie znaleźliśmy się w szpitalu. Tym razem nie z wesołego powodu- dla mnie był on żałobą.
-Ja już tak nie mogę. Chcę umrzeć.- łkała Violetta.
-Bądź dobrej myśli. Nie dam ci odejść.- ściskałem kurczowo jej dłoń. Stawała się coraz słabsza i nie miała już na nic siły.
-Pogodziłam się z tym faktem, że za chwilę mogę was opuścić. Ty też musisz.- powiedziała cicho. Jej chrypka była okropna. Nie mogłem patrzeć jak się męczy.
-Nie myśl tak. Ty wyzdrowiejesz, rozumiesz?! Będziesz żyła!- krzyczałem, a po chwili głośno rozpłakałem. Viola o własnych siłach starła łzy z mojego polika i delikatnie się uśmiechnęła.
-Przekaż Xawieremu, że bardzo mocno go kocham.- wyszeptała. -Jeszcze kiedyś się spotkamy, León. Kocham Cię.- jej powieki zamknęły się już na zawsze.
-Dlaczego, Boże, dlaczego?!- przeklinałem całe życie. Mieliśmy tyle wspólnych planów, lecz Bóg postanowił inaczej. Odebrał mi i synkowi matkę i żonę. Nigdy się z tym nie pogodzę.
Chłopak siedział zamyślony już dobre dwie godziny na ławce. W końcu otrząsnął się z transu i otarł łzę z policzka. Położył na grobie białą chryzantemę i zapalił znicz.
Violetta Verdas * 18.03.1992 † 23.10.2015
Podniósł się z ławki i smętny ruszył w kierunku wyjścia z cmentarza. Nie wiedział, gdzie ma się się teraz podziać. Minął rok od śmierci żony, a on wciąż nie zapomniał. Nogi poniosły go w miejsce, które zawsze pamiętał. Spojrzał na drzewo. Na nim ciągle znajdował się napis, który wyryła. "V+L=♥".
Oparł się o pień roniąc łzy. Spojrzał w górę i ujrzał czyste niebo, bez ani jednej chmurki. Wtedy dopiero zrozumiał, że chociaż Violetty przy nim nie ma, to tak naprawdę jest. W jego sercu, głowie i przy nim. Wspiera go i pomaga. Nie widzi jej, ale ona go tak. Patrzy z góry i pilnuje, żeby nie zrobił czegoś głupiego.
-Kiedyś wreszcie się spotkamy.- posłał całusa do nieba. Wiedział, że trafi on do właściwej osoby i z tą myślą wrócił do domu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ale mnie natchnęło na tego parta. Prawie się poryczałam pisząc od momentu, kiedy Vilu była w szpitalu aż do końca. Tak trudno mi się o tym pisało...
Nie lubię oceniać swoich prac, dlatego zróbcie to za mnie. Napracowałam się nad nim i mam nadzieję, że to docenicie.
Dedykuję go mojej Sav ♥ oraz Marceli Ferro. Wybaczcie, że taką beznadzieję ;c
To chyba wszystko,
Caro <3
matko !!
OdpowiedzUsuńpopłakałam się !!
matko !! no nie mogę jaki genialny ♥
to zacznę od początku :* Leon i Violo no kocham cię za tego Parta ♥
Viola w ciąży z Leosiem ♥
-León, wody mi odeszły!- krzyczała.
-To weź ścierkę i powycieraj...
To mnie tak rozwaliło że śmiałam się na całego w całym domu xD
i jeszcze ich kochany synek, Leon odcinał pępowinę och no wspaniałe *.*
płakałam ze szczęścia ich chłopczyk Xawery tak strasznie pasuję do nich ♥
no a później Viola znów trafiła do szpitala, ścierała łzy Leonowi o własnych siłach
ryczałam i dalej ryczę
umarła...
nie mogę się opanować kochanie takie to było piękne !
i na tym nagrobku ten cały Part mi od początku przeleciał po głowię ♥
i ten całus w niebo do Violi, ona z nimi jest ze swoim ukochanym i dzieckiem ♥
piękne, cudowne, wspaniałe ! Nie mam słów żeby tego wyrazić <3
dziękuję za dedykację, kocham cię :** jesteś wspaniała ♥
no dobra całuję cię i czekam na następny One Part :**
MARCELA *.*
To jest piękne , wzruszające !!! :)
OdpowiedzUsuńGenialne, boskie, cudowne <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym One Parcie!
Ty to kochana masz talent! :*
Boże, aż sama ryczę.
To jest takie cudowne! <3
Czekam na next rozdział i One Part <3 <3
Ps. Zapraszam do siebie również na One Parta :)
xAdusiax
Miałam napisać jakiś sensowny komentarz, który pochwaliłby Cię za umiejętność pisania ale nie potrafię. Przez Ciebie ryczę jak głupia, a uwierz mi - nieczęsto mi się to zdarza.
OdpowiedzUsuńCo prawda nie przepadam za Leonettą, ale ten part ma w sobie coś, co mnie do niej przekonuje. Jest pięknie... Kurdę, co ja piszę, jest cudownie.
Mogłabyś napisać też coś o innych parach :3
Clarie
super ♥ zapraszam do mnie :) jutro nowy :0 http://jortini-first-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się maxa
OdpowiedzUsuńJejku Cudowny, Boski i nie wiem co dalej napsiać, nie ma słów, by go określicz :)
OdpowiedzUsuńPopłakałam się :'( Kocham cię :* Napisałaś to super :)
~ Veronica Verdas ~
rycze ! boskie to było ♥
OdpowiedzUsuńJeju, Leonetta, szpital - krótko, przepraszam. Piękny One Shot!
OdpowiedzUsuńSuper, ale czemu takie smutne ?!
OdpowiedzUsuń- Leon! Wody mi odeszły!
- To weź ścierkę i powycieraj!
Hahaha!
Ania Blanco
Ryczę, ryczę, ryczę.
OdpowiedzUsuńJezu, Karolina... nie wiem co powiedzieć, czy w tym wypadku napisać. To jak to wszystko opisałaś, jest cudowne. Po prostu... perfekcyjne, o! Nie, nie... nie ma dobrego określenia na ten OP. Ale wiedz, że przeszłaś samą siebie. Nie spodziewałam się, że na taki wpadłaś pomysł, jak pisałaś mi, że zaczęłaś One Parta o Leonetcie. Jestem zachwycona, po prostu.
Przepraszam, bo na pewno chciałaś dostać jakiś sensowny komentarz, a ja Ci go nie dałam. W każdym razie wiedz, że to nie jest beznadzieja, tak jak napisałaś. I dziękuję, że zadedykowałaś to min. mi ♥
Kocham Cię,
Ada [Savanna].
Adusiu kochana! :*
UsuńA komu innemu miałabym to zadedykować?
Jak widzisz zagadka tytułu rozwiązana :D I nie przeszłam samej siebie, bo zapewne umiałabym napisać coś lepszego niż to, no ale dobra... Zawodową pisarką to ja nie jestem.
W każdym bądź razie dziękuję za komentarz, na który chyba najbardziej czekałam ♥
Ojojoj, taki też mój kom bezsensowny xd
Kocham Cię,
Karola :*
Boże jakie smutne...Było cudowne
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie takim zakończeniem
MAsz talent
Rycze i nie mogę przestać ;)) Cudo ;**
OdpowiedzUsuńA ta końcówka ;D Z Leonem ;3
bosz, kocham <33
Świetny. Super. Ryczałam.!!!
OdpowiedzUsuńRyczę!!!! Matko, przepiękny!!!
OdpowiedzUsuńJa się na tym popłakalam. Ale bardzo tajne.
OdpowiedzUsuńJa placze to jest takie smutne
OdpowiedzUsuńnajlepszy tekst Leona
OdpowiedzUsuń- Leon wody mi odeszły
- To weź ścierkę i powycieraj
a Violetty
"Kochanie podasz mi pieluszki?
I co do malucha Ksawery to był huragan z zeszłym roku. Nie lubię tego imienia bo mi się z tym kojarzy. Ogólnie spoko. Pozdro
Clove
Beznadziejne gówno jesteś idiotką żr każesz ludzuom takie fówno czytać nie masz talentu !!!!1
OdpowiedzUsuń