***
10- latka siedziała przy swojej mamie tuląc się do jej ramienia i ocierając ze swojej maleńkiej twarzyczki co jakiś czas łezki. W jej urodziny postanowiła oznajmić, że wyjeżdża w sprawach służbowych. Dziewczynka bardzo przeżywała rozstanie ze swoją rodzicielką.
-Dlaczego musisz wyjechać?- popatrzyła na nią ze smutkiem w oczach.
-Szef mi kazał. Nie martw się, wrócę do ciebie niedługo.- ucałowała ją w czoło po czym wyjęła z torebki czerwone pudełeczko. Ostrożnie otworzyła je i wyjęła z niego złotą bransoletkę z siedmioma zawieszkami. Zapięła ją na drobniutkiej rączce i pocałowała. Przytuliła małą do serca i tak po prostu wyszła z domu. Bolało ją to, że musiała zostawić swój skarb na tak długi czas. Camila wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu siedziała jej mamusia. Oczy zaszkliły jej się na samą myśl, że nie ma przy niej najważniejszej osoby. Po chwili obok niej stanęła babcia, która wzięła ją w swoje ramiona i mocno wyściskała.
-Rozchmurz się kochanieńka.- delikatnie uniosła kąciki ust małej. Ona jednak nadal patrzyła pustym wzrokiem przed siebie. Nie cieszył ją fakt, że dzisiaj są jej urodziny, za oknem jest piękna pogoda. Czuła wielką pustkę.
-Czy mama wróci?- po raz kolejny zadała sobie to pytanie.
-Wróci. Na pewno wróci.- odpowiedziała babcia. Dziewczynka przytuliła jedyną najbliższą osobę, która jej pozostała.
Minął rok. Camila ślepo wpatrywała się w okno czekając na jakikolwiek znak. Niestety, nic nie wskazywało na to, żeby mama miała wrócić. Juliet* wyszła właśnie z kuchni trzymając wielki tort z napisem "Wspaniałych 11 urodzin Camili". Nie były one jednak aż tak wspaniałe, można by rzec, że w ogóle. Dziewczyna podeszła do stołu i pomyślała życzenie. Chciała aby jej mama wróciła. Zdmuchnęła za pierwszym razem wszystkie świeczki po czym zasiadła do stołu. Odkroiła samodzielnie kawałek dla siebie i swojej babci. Kiedy ona jadła z uśmiechem na twarzy, Camila była smutna i rozkojarzona.
-Rozchmurz się skarbeńku.- szturchnęła ją delikatnie. Ta jednak nic nie powiedziała, nie wykonała żadnego ruchu. Siedziała jak skała zastanawiając się nad wszystkim i niczym. Mijały godziny. Długie, niekończące się godziny. Dziewczyna nadal siedziała w jednej pozycji. Nie mogła tego zrozumieć. Może nawet nie chciała.
Babcia wnuczki jako jedyna wiedziała, co się dzieje z jej córką i kiedy wróci.
7 lat później
Piękna, rudowłosa dziewczyna siedziała skulona na parapecie poprawiając firanę. Patrzyła ślepo gdzieś w dal rozmyślając. Po raz kolejny tego dnia spojrzała na złotą bransoletkę, którą dostała na 10 urodziny. Nigdy jej nie ściągała. Gdy ją miała przy sobie czuła obecność mamy. Siedem lat i ani jednej informacji, zero znaku życia od niej. Tak jakby w ogóle nie istniała. Przemyślenia dziewczyny przerwał głos z dołu.
-Kochanie zejdź na dół!- krzyknęła babcia Juliet. Nastolatka niepewnym krokiem wstała z miejsca i posłusznie zeszła na dół trzymając się kurczowo poręczy tak, jakby bała się upadku.
-Masz może na coś ochotę?- nastała głucha cisza. -Wyjdź na dwór, przewietrz się, znajdź sobie znajomych.- rzekła. To była prawda, Camila była sama jak palec. W szkole w której się uczyła nie miała koleżanek ani kolegów. Odseparowała się od nich. Wahając się jednak czy to dobry pomysł zgarnęła kurtkę z wieszaka i przebrała buty. Powoli otworzyła drzwi i wyszła z domu.
Spacerując po Buenos Aires rozmyślała dużo o swoim życiu. Gdyby mogła zaczęłaby je na nowo. Nagle rozpętała się burza lecz niegroźna. Na tyle jednak silna, bo jej buty przemokły.
-Niech to szlag! Mogłam założyć kalosze.- zdenerwowała się i szybkim krokiem ruszyła do domu. Biegnąc nie zauważyła zsuwającej się z ręki bransoletki. Cała przemoknięta doszła do mieszkania. Jej włosy były mocno poczochrane, a z jej ubrań kapała woda. Dziewczyna poszła na górę do swojego pokoju się przebrać.
***
W tym samym czasie kiedy Camila szła do domu powoli zaczęło się przejaśniać. Wysoki brunet o czekoladowych oczach postanowił wybrać się na przechadzkę. Nie mógł już wytrzymać tych kłótni ze swoją byłą dziewczyną. Chodził już dobre dwa kwadranse gdy zobaczył na drodze coś świecącego. Podniósł tą rzecz i otrzepał ją z błota. Ujrzał piękną złotą bransoletkę z siedmioma przywieszkami. Schował ją do kieszeni i zawrócił do domu.
Andres, bo tak miał na imię chłopak, postanowił dobrze ukryć swoją zdobycz. Nie mógł jednak znaleźć odpowiedniego miejsca dlatego otworzył szufladkę w biurku i wyjął z niej małą czarną szkatułkę. Otworzył ją i ostrożnie włożył bransoletkę po czym zamknął pudełko i schował do szafki. Poczuł, że skończyła się jego zła passa. Nie musi wysłuchiwać już pretensji Margaret, swojej byłej dziewczyny. Zszedł na dół. Taty nadal nie było w domu. Jak zwykle ojciec pewnie przesiadywał w kasynach i przegrywał swoje ostatnie pieniądze. Z obojętnymi uczuciami usiadł na fotelu i zrelaksował się przy muzyce.
Obudził się rano z lekkim bólem kręgosłupa. Przeciągnął się delikatnie i spojrzał na zegarek. Wybił właśnie kwadrans po ósmej. Andres poszedł do swojego pokoju i przebrał się. Po porannej toalecie zajrzał jeszcze na chwilę do siebie i wyjął ze szkatułki bransoletkę znalezioną poprzedniego dnia. Wierzył, że jest to jego szczęśliwy talizman. Chowając ją do kieszeni odczepiła się jedna zawieszka.
-Nic się nie stało, później jej poszukam.- pomyślał i wyszedł z domu do szkoły. Jednak stało się. A to był dopiero początek problemów.
***
-O nie! Zgubiłam bransoletkę!- przerażona Camila spoglądając na rękę w szkole zauważyła, że nie ma na niej cennej rzeczy.
-Czy coś się stało panno Torres?- zapytała surowo pani Manco, która próbowała prowadzić lekcję matematyki.
-Przepraszam.- bąknęła nastolatka i spuściła głowę. Po zajęciach spokojnie wróciła do domu. Zastała w nim płaczącą babcię trzymającą w rękach zdjęcie swojej córki.
-Babciu, co się stało?- zdziwiona dziewczyna podeszła bliżej babci i pogłaskała ją. Ta odpowiedziała:
-Twoja mama... nie... żyje...- wybuchła płaczem. Po mojej twarzy poleciała łza. Pierwsza, druga, trzecia... To niemożliwe. Jak mogło do tego dojść?!
-A-ale jak to...- przysiadła się koło babci i mocno przytuliła.
-Melinda* wracała do domu z podróży i potrącił ją samochód...- próbowała tłumaczyć, lecz przez łzy nie wychodziło jej to. Camila popadła w wielką rozpacz, spazmę, nie mogła jej powstrzymać.
Następnego dnia nieświadomy niczego Andres ponownie wyciągnął ze szkatułki bransoletkę i ponownie schował ją do kieszeni. Ponownie spadła z niej przywieszka, która poturlała się gdzieś w kąt pokoju. A to oznaczało kolejne problemy dziewczyny.
Żal, ból i cierpienie ściskały ją od środka. Straciła nadzieję na lepsze jutro. Jeżeli tylko dałoby się cofnąć czas... Camila obwiniała się za śmierć mamy.
-Cholerna bransoletka!- wykrzyczała gorzko płacząc. Ruszyła do łazienki i zamknęła się na klucz. Z szafki wyjęła żyletkę i przystawiła ją do ręki. Teraz tylko wystarczyło dotknąć nią mocniej dłoni i znikną wszystkie problemy. Przynajmniej tak się jej zdawało. Byłą już tak blisko, ale się wycofała.
-Nie mogę tego zrobić.- wyrzuciła żyletkę w kąt i schowała twarz w dłoniach. Była bezsilna. Chciała popełnić samobójstwo, ale w ostatniej chwili odsunęła tę myśl na bok. Nie teraz. Może da się to wszystko jeszcze naprawić. Siedziała oparta o wannę jeszcze parę godzin. Ciągle myślała. W jej głowie panował chaos. Wielki chaos.
Juliet*- imię babci Camili
Melinda*- imię mamy Camili
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siemka :D Dzisiaj przychodzę do was z Partem o Cares. Oto 1 część. Zero wzruszenia, nic... nie umiem pisać! Jestem niezadowolona :(
No bo na początku mam miliony pomysłów, gdy zaczynam pisać fajnie mi idzie, a potem kończą mi się pomysły i powstaje... takie... coś... badziewne... jak... to... na... przykład...
Ale co będę jęczała. Jutro dwumiesięcznica bloga! <3 Jak to szybko zleciało...
Rozdział 44 ukaże się już jutro 19.09.
+ Yupi! Wyczuwam Nuestro Camino :D I Viola dowiedziała się o planie Diega i Ludmiły. Nie mogę się doczekać na Leonettę <3
Nie zanudzając, kończę notkę.
Caro :*
Chciałabym mieć tyle pomysłów i talentu co ty, żeby wymyślić tyle One Partów. ;)
OdpowiedzUsuńTen oczywiście jest boski, tak jak reszta z nich.
Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy Cares.
Czekam na next.;)
Buziaki;*
Z.
Co Ty wygadujesz? Twoje pomysły są cudowne! Ja bym nie wpadła na to z bransoletką ;)
OdpowiedzUsuńMasz OGROMNY talent i nie zapominaj o tym <3
No cóż, z niecierpliwością czekam na 2 część & na 44 rozdział :)
A co do V2 ja też czekam i czekam na Leonettę. Podobno w sześćdziesiątym którymś odcinku mają się pogodzić : D
- Sav ♥
Ponoć w 64 ma być jakiś pocałunek *_____* Modle się żeby należał do Leonetty <3
UsuńA propos idziesz do kina na Violettę? :D
Powiadasz, że w 64 jakiś kiss? To będzie w piątek! Czyli, że w sobotę se oglądnę : D
UsuńA co do kina, to nie wiem. W moim mieście nie będzie, a najbliżej mam do Warszawy, gdzie godzina drogi. A gdyby były korki to z półtorej, dwie.
Nie wiem, ale postaram się wybłagać rodziców ;)
A Ty? I jeśli tak, to w jakim mieście będziesz? <3
PS: Zapraszam na 26 rozdział ♥
UsuńNie no, coś poplątałam : D
UsuńChyba 64 dziś o 18 (u nas 23) *O*
Mnie się twój pomysł bardzo podoba ;) Ja uważam ,że świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuń