28.12.2013

Rozdział 5: Zgubny los

"Chodź do mnie po prostu taki jaki jesteś
Nie potrzebuję przeprosin
Wiedz, że jesteś godny
Biorę twoje złe dni razem z tymi dobrymi
Przemierzam ten sztorm, zrobiłabym to
Zrobiłabym te wszystkie rzeczy, bo Cię kocham, kocham Cię"
Katy Perry - "Unconitionally"



Violetta
           Poczułam falę ciepła przechodzącą przez moje ciało. Wokół roznosiła się woń męskich perfum zmieszanych z nutką owocową. Jego ręce spoczywały na moich ramionach i szykowały się do objęcia. Zamknęłam oczy i zatonęłam w słodkim zapachu. Na myśl przyszła mi łąka pełna kwiatów, motyli, a w tle leciała muzyka niczym z jakiegoś romansidła, który ostatnio oglądałam. Czułam się jak w niebie. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu nie myślałam, tylko marzyłam. Bez chwili zastanowienia rzuciłam się mu w objęcia i wtuliłam najmocniej, jak tylko potrafiłam.
   On również nie miał zamiaru się ode mnie odsuwać. Wiedział, jak dobrze to na mnie wpłynie. Słyszałam wyraźnie jego bicie serca oraz równomierny oddech. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała, co mogłam wyczuć przy bliskiej styczności z chłopakiem. Wydawało mi się, jakbym kiedyś już tuliła się do Leóna. Jakby wiedział o mnie wszystko. Nie mogłam pojąć, w jaki sposób to robi, ale to nie było najważniejsze. Wreszcie odsunęliśmy się od siebie. Spojrzałam w jego zielone oczy. Delikatne uśmiechy wymalowały się na naszych twarzach, czego nawet nie kontrolowaliśmy.
- Jestem pewien, że się dostałaś. - powiedział, gładząc moje ramię. Nie byłam tego taka pewna, gdyż sądząc po minie jednego z nauczycieli miałam marne szanse. Szybko zaprzeczyłam i spuściłam głowę.
- Nie sądzę. Nie wiem nawet, dlaczego przystąpiłam do egzaminów, skoro na starcie wiadomo, że i tak nie spełniłam wymogów. To ja już może pójdę... - mruknęłam i skierowałam się do wyjścia. León pociągnął mnie za rękę i posłał błagający wzrok.
- A może byśmy tak sprawdzili listę, co? Uda się, czy nie, i tak dla mnie zawsze będziesz zwyciężczynią. Chodź. - ujął moją dłoń i zaprowadził pod tablicę, przy której zgromadzili się inni nastolatkowie szukający zachłannie swojego imienia i nazwiska. Wzrokiem przejechałam po liście, lecz nie ujrzałam nigdzie Violetta Castillo. Wiedziałam, że szanse były marne. Bez słowa odwróciłam się i powoli zbierałam się do ucieczki, gdy usłyszałam głośny krzyk Leóna.
- Dostałaś się! Widzisz, jednak miałem rację. Jeden:zero dla mnie. - zaśmiałam się głośno i mocno przytuliłam. - Mogłabyś czasami uwierzyć w siebie.
- Może od teraz mi się uda. - podarowałam mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Promieniowałam radością. Wiara jest przecież najważniejsza.
- Powinniśmy to uczcić. Panno Violetto, zapraszam za godzinę na uroczysty piknik. Oczywiście przyjdę po ciebie. To jak, zgadzasz się? - mrugnął do mnie, na co zachichotałam.
- Z przyjemnością.
   Ojciec bardzo się cieszył. Choć na początku nie popierał tego pomysłu, pozwolił mi pójść własną drogą. Nie wspomniałam jednak nic słowem o tym, że wychodzę, gdyż zapewne by mi nie pozwolił. Powiedziałby, że nie znam miasta, a poza tym nie będę się włóczyła z obcymi chłopakami. Co prawda, León nie jest mi aż tak do końca obcy, ale taty nie przekonam. O czternastej byłam gotowa do wyjścia. Zerknęłam w stronę gabinetu. Ojciec był pochłonięty pracą i wątpię, by nagle mnie potrzebował. Nie będzie mnie góra godzinę, być może nie zauważy mojego zniknięcia. Po cichutku wyszłam z domu i czekałam przed drzwiami na przyjaciela. Zjawił się punktualnie. Dostrzegłam go zza zakrętu, więc wyszłam trochę dalej, by mógł mnie zobaczyć.
- Ślicznie wyglądasz. - skomplementował mnie na przywitanie i ucałował delikatnie w policzek. Zarumieniłam się tak bardzo, że aż wstydziłam się obrócić głowę w jego stronę. - Możemy iść?
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się i podążyłam za chłopakiem. Szliśmy w ciszy około pięciu minut, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Trochę się stresowałam, nie miałam zielonego pojęcia, o czym z nim rozmawiać. W kontaktach z chłopakami jestem trochę kulawa. Wreszcie doszliśmy na miejsce. Była to polana, na trawie leżał rozłożony koc, a na nim duży, piknikowy koszyk. Widać było, że się postarał. Podeszłam do koca i usiadłam na jednym z brzegów. León zrobił to samo, tyle, że naprzeciwko. Otworzył kosz i wyjął z niego dwa talerzyki, łyżeczki oraz coś, czego się nie spodziewałam. Na środku położył niewielkich rozmiarów kremowy torcik z lukrowymi nutkami i napisem Gratulacje, Violetta!. Odebrało mi mowę. Nie miałam kompletnie pojęcia, co powiedzieć, zaskoczył mnie.
- To wszystko dla mnie? - spytałam, nadal nie wierząc.
- A widzisz tutaj kogoś innego? - położył swoją dłoń na mojej. Wyszarpałam ją delikatnie i speszona położyłam mały kawałek tortu na talerzyku. Chłopak zrobił to samo.
- Za twoje dostanie się do Studia. - wzniósł toast i podniósł szklankę z sokiem.
   Nasze brzuchy były napełnione, a dzień jeszcze się nie kończył. Pogoda dopisywała, dlatego też zostaliśmy trochę dłużej. Leżałam plackiem na kocu obok Leóna i rozmawialiśmy o wszystkim. Nagle skrępowanie zniknęło, czułam, że znam go lepiej, niż nikt inny.
- Może opowiemy nawzajem coś o sobie? Wydaje mi się, że trochę za mało wiemy. - powiedział, trzymając rękę na klatce piersiowej. Przytaknęłam głową, godząc się przy tym na ten pomysł.
- Wraz z tatą często się przeprowadzaliśmy. Po śmierci mamy ojciec nie mógł znaleźć stałego źródła dochodów, dlatego co kilkanaście miesięcy wyjeżdżaliśmy. Tym razem ma się to zmienić. Chciałabym zostać w Buenos Aires już zawsze, choć bardzo tęsknię za Meksykiem. - westchnęłam głośno. Chłopak obrócił się w moją stronę.
- A więc co cię tam trzymało?
- Mój jedyny przyjaciel, jakiego miałam. Wyprowadził się, nie powiedział ani słowa. Starałam się wyrzucić go z pamięci, tak, jak on zrobił to ze mną. Jednak pomimo ciągłych prób tęsknię jeszcze bardziej. - po moim poliku spłynęła łza. - Przepraszam, nie mogę powiedzieć więcej.
   Chłopak był wyrozumiały i nie miał mi tego za złe. Przez chwilę się nie odzywał, tylko wpatrywał w odległy punkt. Długo zajęło mu dojście do siebie. Nie wypytywałam go, co się stało. Być może sam sobie o czymś przypomniał.
- Chcesz truskawkę? - spytałam, otwierając małe, plastikowe pudełeczko pełne owoców. León pokręcił głową.
- Nie, dziękuję, jestem na nie uczulony. - odmówił. Chwyciłam truskawkę do ręki i oderwałam zielone listki, po czym włożyłam do buzi i zjadłam ze smakiem.
- Szkoda. - podsumowałam. Miałam już się odezwać, gdy nagle zadzwonił telefon Leóna. Wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Jeden sms od Fran <3. Czyżby to była jego dziewczyna?
- Kto to? - spytałam. Chłopak rozwiał wszystkie moje wątpliwości mówiąc, że to przyjaciółka. Zdziwiłam się tylko, dlaczego dał przy jej imieniu serduszko.
- Przy najbliższej okazji poznam cię z innymi. Chyba powinniśmy się zbierać, zanosi się na deszcz... - mruknął, zbierając wszystko do kosza. Spojrzałam w niebo. Rzeczywiście, ściemniło się. Zabrałam swój sweterek i wróciłam z Leónem do domu.
   Dzisiejsze popołudnie było naprawdę wspaniałe. Usiadłam na łóżku w swoim pokoju i zerknęłam ukradkiem w kąt. Przypomniałam sobie o dwóch pamiętnikach. Czym prędzej wyjęłam je z pudła i otworzyłam fioletowy. Skoro mama chciała, bym sama go prowadziła, to być może to jest ta chwila. Bez zastanowienia chwyciłam w dłoń długopis i zapełniłam mnóstwem słów pierwszą kartkę.
Ludmiła
          Znowu przybrałam tą samą maskę obojętności. Myślałam, że dzięki temu moje problemy znikną, ale to było tylko złudzenie. Moja dusza wciąż cierpiała i to nawet bardziej, niż wcześniej. Przechodząc obok roześmianych ludzi czułam się jak odrzutek. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, natomiast w sercu pozostała głęboka rana zadana przez innych. Nigdy nie chciałam taka być. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek będę cierpieć. To uczucie było mi obce, tak samo jak miłość, której nigdy nie zasmakowałam. Wiecznie zapracowani rodzice, przyjaciele, których zapewne nie powinnam tak nazywać mają gdzieś mnie i moje problemy, Elsa, która myśli tylko o tym, co ugotować na obiad i rzadko kiedy ze mną spędza czas, choć to i tak najbliższa mi osoba, zostałam sama. Samiuteńka jak palec i wątpię, by to kiedykolwiek się zmieniło. Już prawie zapomniałam o wczorajszym dniu i rozmowie z tajemniczą osobą. To i tak nie miało wpływu na moje życie, a przysporzyło różnych dziwnych przemyśleń. To nie jestem ja.
- Ludmiła? - spytała cicho Naty, skradając się za moimi plecami. Wciągnęłam powietrze nosem i odwróciłam się w stronę dziewczyny, unikając kontaktu wzrokowego. Widziała dokładnie, że coś jest nie tak, ponieważ przez dłuższą chwilę nie odezwałam się ani słowem. - Co się dzieje?
   Zaśmiałam się w duchu. Musi się coś dziać?
- Nic. - bąknęłam i zwinnie ominęłam Natalię, po czym wyszłam z sali, kierując się ku kątowi, w którym prawdopodobnie nikogo nie będzie. Chciałam zostać sama. Oparłam się o ścianę i zrobiłam parę głębokich wdechów. Nie mogłam płakać, nie teraz. Moim celem było sobie coś udowodnić. Nie będę rozpaczała, bo moje życie jest do niczego. Ludmiła Ferro tak nie robi.
- Wiesz, że z oczu można odczytać wszystko? - odezwał się ktoś. Przestraszona odwróciłam głowę, lecz hol pustoszał. - Smutek, ból, cierpienie, radość. Szkoda tylko, że u ciebie ona nie gości.
- Ktoś ty? - spytałam, czując, jak serce przyspiesza bicie. Jeszcze raz uważnie rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było, ani jednej żywej duszy, oprócz mnie i tajemniczego nieznajomego.
- Lepiej sobie zadaj to pytanie.
- A więc kim jestem?
- Tego sama powinnaś się dowiedzieć. - odrzekł i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Kompletnie nie zrozumiałam tego, co powiedział. Ja wiem kim jestem.
   Ręce mi drżały tak bardzo, że ledwo co utrzymywałam długopis w ręce. W końcu dałam upust emocjom i puściłam przedmiot, tym samym chowając twarz w dłoniach. Nie, ja nie chciałam płakać. Obiecałam sobie coś.
   Poczułam dłonie na swoich ramionach. Głaskały mnie wywołując przy tym delikatnie ciarki przechodzące po całym ciele.
- Cii, Ludmiła, nie płacz. - uspokajał. Odwróciłam głowę i posłałam mu karcące spojrzenie.
- León, ja nigdy nie płaczę. Łzy są dla słabych. - chłopak włożył ręce do kieszeni spodni i spuścił głowę.
- Przepraszam, ale czuję się zobowiązany, by cię chronić.
- A więc zwalniam cię z tego obowiązku. Ludmiła odchodzi! - machnęłam włosami do tyłu i odeszłam. Tak naprawdę zrobiło mi się miło, że León chciał się o mnie zatroszczyć, ale odrzucałam od siebie tę myśl. Świetnie dam radę sobie sama.
   Czuję, że wciąż czegoś mi brakuje. Tego jednego kawałka układanki, bez niego nie potrafię niczego poskładać w całość. Przecież on zniknął z mojego życia, bo tak chciałam, i wszystko teraz miało być w porządku, a tymczasem jest na odwrót. Sprawy jeszcze bardziej się pokomplikowały. On był przeszkodą nie do pokonania, zawsze zwyciężał, a teraz przegrał, poddał się. Ja nie mam zamiaru walczyć, nigdy.
Maxi
          Nic nie było w porządku. Nigdy nie było. Nieważne, że to bolało, Lena uświadomiła mi jedną, bardzo ważną rzecz. Nie mogę żyć przeszłością i tracić czas na kogoś, kto ma mnie gdzieś. Myślałem, że wreszcie znalazłem kogoś, w kim mogę pokładać nadzieję, zakochać się z wzajemnością, bo tak naprawdę każdy mój związek zazwyczaj trwał kilka dni. Zwykłe zauroczenie, nic poza tym. A w tym przypadku było inaczej. To już się zaczęło od dawien dawna. Nie wiem, co bardziej mnie do niej ciągnęło, hipnotyzujący wzrok, niesforne loczki, czy może to, że się mną nie interesowała? Teraz już pogubiłem się w tym wszystkim, ale nie mam zamiaru tego porządkować.
- Maxi, możemy porozmawiać? - spytała cichutkim głosem, stukając czubkami butów o siebie. Ręce miała złączone, a palce pozostawały w ruchu. Można było zauważyć, że jest zestresowana.
- Czego? - odparłem oschle i schowałem do szafki teczkę z nutami.
Dziewczyna poruszała ustami, jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz nie wydawała żadnego dźwięku. Nieme słowa. Po chwili dopiero wydobyła najcichszym tonem głosu słowo.
- Przepraszam. - spuściła głowę i zamknęła oczy.
- Trochę za późno. - trzasnąłem drzwiczkami i spojrzałem w jej stronę. Bała się, było widać wyraźnie.
- Ja... zrozumiałam, że cię kocham. -spojrzała mi prosto w oczy. Były przepełnione bólem i smutkiem. Chciałem zapomnieć i mocno ją przytulić, wykrzyczeć, że ja też ją kocham, ale nie mogłem.
- Naty, nie da się z dnia na dzień kogoś pokochać. To się rozwija stopniowo. Nie byłabyś zdolna. - poczułem ukłucie w sercu. Starła łzy z polika, które rozmazały jej tusz do rzęs i głośno westchnęła.
- Może i masz rację. Ja nie potrafię. - przybliżyła się do mnie i chciała coś zrobić, ale w ostatniej chwili zabrała rękę z ramienia i odsunęła się trochę dalej. - Wybacz, że kazałam ci cierpieć.
   Odeszła bez żadnego pożegnania. W mojej głowie natomiast brzmiały ostatnie zdania. Odbijały się echem i wcale nie chciały, bym je zapomniał. Bolało mnie to, że płakała. W jej oczach można było dostrzec iskierkę nadziei, która bardzo szybko się wypaliła. Czy to była moja wina, że zakochałem się w tak trudnej dziewczynie? To wszystko przez Ludmiłę. To ona nauczyła Naty być taką osobą. Z tej miłej, pomocnej i wspaniałej dziewczyny zrobił się klon blondwłosej. Próbowałem temu zaradzić, ale jak widać, bez efektów. Skoro mnie kocha, to czemu odrzuca? Nie wiem, czy dać jej ponownie szansę. Musiałbym dobrze to przemyśleć.
- Nad czym się zastanawiasz? - usłyszałem za sobą głos Leny, siostry Naty. Odwróciłem się i przybrałem na twarzy wymuszony uśmiech. Nie chciałbym, by każdy wiedział o moim problemie.
- Nad niczym.
- Dlaczego kłamiesz? - spytała, podpierając boki. Wyczuła, że jestem nie w humorze, mogłem się tego spodziewać. Aktor ze mnie mizerny.
- Mówiłaś, że nie można rozpamiętywać przeszłości, prawda? Że można ją zapomnieć. - skierowałem się do niej. Pokiwała twierdzącą głową.
- Tak.
- Byłaś w błędzie.
Marco
          Kim jestem? Sam często zadaję sobie to pytanie. Nigdy nie robiłem czegoś, co spodobało się rodzicom. To oni narzucają mi dziedziny, w których mam się kształcić, nawet matematyka i sport. Nie, żebym tego nie lubił, ale przez wiele lat robiłem wciąż to samo. Stało się to tak monotonne, a ja potrzebuję zmian, jak każdy człowiek.
   Francesca była pierwszą osobą, którą bez skrępowania wpuściłem do swojego pokoju. Prawie nikt nie ma tam dostępu, oprócz naszej sprzątaczki. Wie, że trzymam tam instrumenty po dziadku w sekrecie, dlatego nie pisnęła ani słowem o tym rodzicom. Gdyby się dowiedzieli, zapewne wyrzucili by mnie z domu.
   Zasady odgrywają u nas wielką rolę. To przez nie często dochodzi między nami do sprzeczek kończących się szlabanem. Mam przekichane. Momenty, kiedy nie ma ich w domu są dla mnie jak manna z nieba.         
- Możesz się zamknąć?!
   W kuchni gotowała się kolejna awantura wszczęta przez moją kłótliwą matkę. Przejechałem ręką po twarzy i rzuciłem się na łóżko. Jej krzyki było słychać nawet na piętrze. Nie czekając ani chwili dłużej zszedłem na dół, by zainterweniować. Znalazłem się tam w porę, gdyż w ruch właśnie miały pójść talerze.
- Co się z wami dzieje? - spytałem. Ojciec obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem i wskazał na drzwi.
- Do pokoju, jazda! - krzyknął.
- Ale... - nie powiedziałem nic więcej, gdyż wypchano mnie z pomieszczenia. Zawsze jest tak samo. Głośno westchnąłem i wróciłem się do siebie. Zasiadłem na krześle i zacząłem obgryzać paznokcie, patrząc na instrumenty.
   A może to właśnie ta chwila, by zmienić coś w swoim życiu, by uciec od monotonii?


Czo ja wam prezentuję, aż wstyd po prostu. Taki badziew dedykuję mojemu kapuśnjackowi (serio, zmieńmy te ksywki, ja nie wyrabiam xD), za to, że jest, że go nie ma, ale nadal jest, że mnie pociesza, rozbawia i kocha <3 KOCHAM CIĘ, ALE PAMIĘTAJ, KOŃ TO NIE TWÓJ MĄŻ. RUGG TEŻ.
Kolejny rozdział być może szybciej jak wena dopadnie. 
Aha, zmieniłam wygląd bloga. Nawet zmieniłam koloryzację nagłówka. Jestem takim specem. 
MOŻE w kolejnym coś fajnego, może. Chociaż jak ja to napiszę, to wyjdzie jakaś katastrofa.
C. xx
 

22 komentarze:

  1. Boski rozdział, nie żaden badziew! ;33
    Mi się bardzo podobał, szczególnie wątek Leonetty ;)
    Sorki, że tak krótko, ale na szybko czytałam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! Jestem. Prawdopodobnie jako pierwsza.
    Kocham to! <3
    Boski rozdział, naprawdę.
    Zapraszam do siebie na nowy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Caro !
    Kochanie, boskie *.*
    .

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietne <3
    Ciekawe kim jest ta osoba co mowi do Ludmi ?!
    Naty i Maxi... Problemy..
    Marcoo czy cos zmieni ?!
    Genialny jak kazdy twoj inny.. <3
    Czekam na nextaa <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Booooooskie !
    Leonetka <3
    Piknik... To takie słodkie <3
    Ten tajemniczy głos to podświadomość Ludmi ??? :D
    Leon <33
    Jejciu, jak ty ślicznie piszesz. Oddaj talent albo zgiń <3
    Czekam na next !!!!!!
    Ally <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne <33333
    Wstrętny Maxi :/ Jak może być taki okrutny dla Naty?? I że niby ona jest klonem Ludmiły?? No chyba nie.
    Ale i tak go kocham <3333
    I to nie jest badziew noooooo! Cudo jak zawsze :*
    Wpadnij do mnie <3333
    Kocham :****

    OdpowiedzUsuń
  7. genialny ;**
    to wcale nie jest badziew... nie mów tak!
    Leonetta <3
    biedna Ludmi... ciekawe co to za głos xd
    niech Maxi i Naty się pogodzą ;**
    czekam na next i życzę weny ;**
    //Nati

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział
    Smutny ale cudowny
    Zapraszam do mnie jeśli będziesz miała czas i ochotę
    http://sory-of-leonetta.blogspot.com
    http://leonetta-leonivilu-innahistoria.blogspot.com
    Czekam na następny rozdział
    Pozdrawiam
    //klaudia

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham twoje opowiadanie.
    Czekam na next.
    Zapraszam do siebie violetta-opowiadanie-natalii.blogspot.com

    Pozdrawiam.
    Tyna : **

    OdpowiedzUsuń
  10. NAwet nie waż się tak mówić. !
    TO NIE JEST BADZIEW. !
    Ja Ci dam badziew , Tyyy.
    To jest świetne , boskie , cudowne [...]
    Boże , dlaczego ja zawsze muszę takie beznadziejne komentarze dodawać. -.-
    Jaki autor, takie komentarze , no nic. ;c
    Czekam niecierpliwie na nexta. :**

    Całuję,
    Jogobell. < 33

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział i nie pisz żę to badziew
    Wątek Naxi świetny ale smutny
    Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  12. Moja Caro ♥
    Będzie krótko, ale wiesz, musimy jechać do sądu i to natychmiast! xD
    Cudocudocudocudocudocudocudocudo stworzyłaś mój Ty cudoku <3
    Dobra, nie przedłużam, sprawę w sądzie mamy! : D

    Twoja głupia, kochająca Cię Ada. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CZEKAM W SĄDZIE. ŁAWA OSKARŻONYCH JUŻ ZAJĘTA PRZEZ KOMY I CZCIONKI XD

      Usuń
    2. Już jadę, nie martw się, przecież to nasza sprawa! Komy i czcionki zapłacą, ojj zapłacą! XD Tak samo jak Kinder bueno i Tymbark, hohoho będzie się ludziska działo! XD
      A tak na marginesie: kapuśnjacek dziękuje podjadackowi za dedykację mu ^^ ale się focha za to, że podjadacek twierdzi, iż Koń to nie jest mąż kapuśnjacka xd Ale to już wczoraj omówiłyśmy : D

      Usuń
  13. Jaki badziew?
    Chyba słówka ci się pomyliły, Caro.
    Kontrast, kontrast!
    Wspaniałe.
    Nie wiem czy wiesz, ale wolę czytać opowiadania na komórce, także dziś również tak zrobiłam.
    Zakochałam się.
    Tak, tak.
    Nie lubię Violetty.
    Wręcz jej nienawidzę, ale to taki szczegół. :D
    No ale tu... Ten piknik.
    To mi się spodobało.
    A Leon? Leon podszedł do Lu ją pocieszyć.
    Ale Ludmi... Przecież... Gdzie jest moja Fedemiła?
    No GDZIE?
    No nie widzę jej, szkoda. :c
    Ale ci wybaczam, bo piszesz idealnie.
    Co do Naty i Maxi... Niech Maximilian czy jak to tam się pisze jej wybaczy, bo nie wytrzymam.
    Ty Leno wstrętna, coś ty nagadała?!
    Nieważne, ta moja wyobraźnia nie zna granic.
    Marco... Mój seksiak i monotonia.
    Nie wierzę.
    Ale co on ma zamiar zrobić?
    Aj, nie wiem. Jestem zbyt podekscytowana.
    Kocham, kocham i jeszcze raz kocham cię Pierożku,
    Wiktoria. c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że ty jej nie lubisz :D Ja tak sobie, wiesz.
      Fedemiła - ogłaszam, kolejny rozdział, coś fajnego. Może.
      Naxi moje, nie martw się, czapkowy bufon wreszcie się ogarnie :P A nasza Hiszpanka... no nieważne.
      Ty mój Precelku, żarłabym (jakkolwiek to brzmi XD)
      C. :*

      Usuń
  14. Przepraszam, że tak późno... :/
    Rozdział wspaniały!
    Tylko co z Fedemiłką?
    W którym momencie zrozumieją swoje uczucie?
    No, ale muszę przyznać- Leonetta pięknie Ci wyszła. Czytałam kilka, albo kilkanaście razy. I tutaj też mam pytanie - kiedy do tej parki dotrze, kim są, i że odnaleźli swojego/ą dawnego/ą przyjaciela/ółkę? Chciałabym jak najszybciej dowiedzieć się z jakiego powodu Leon opuścił Meksyk? Czy Viola mu wybaczy?
    Naxi.
    Tych to niech gęś kopnie. Oni ranią siebie nawzajem oddalając się coraz bardziej od drugiej osoby.
    Marco trochę (nie wiem czemu) przypomina mi Violę z serialu. Ma różne zakazy i nie może robić tego co kocha. Z tą różnicą, iż nikt nie zamknął go w wieży.
    Tyle jest historii, ile znajdziesz ludzi i pisarzy.
    Jeszcze raz, w skrócie:
    TO JEST GENIALNE!
    + oczywiście czekam na next'a!
    I jeżeli masz ochotę( i wg Cię to zaintrygowało) to zapraszam do siebie.
    Ambraa. <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Badziew? O nie, nie, nie to napewno nie jest badziew. To jest cudeńko :* Mówię czystą prawd.
    Leonetta <3
    Ludmi + tajemniczy głos= ?
    Naxi, no kurde, oni muszą być razem : ) błagam
    Biedny Marco, mam nadzieję, żę coś zmieni
    Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudo brak mi slów

    zapraszam do mnie
    kontynuuję rozdziały na nowym blogu

    leonetta-znapisami-opowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Boski !!
    Nie mogę się doczekać Leonetty :)
    Weny życzę i czekam na next ;]
    Pozdrawiam ;>
    Martynaa Z. ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Fenomenalny rozdzialik !!
    Jaki ten Maxi jest okrutny dla Nati :-((
    Smutam :**
    Kocham i czekam na next
    + Zapraszam do mnie !!

    ~ Amanda

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytałaś/przeczytałeś rozdział prosiłabym o Twoją opinię w komentarzu. One dają mi chęci pisania kolejnych opowieści dla Was!