30.01.2014

Rozdział 8: Blask nadziei

Potrzebuję kolejnej opowieści,
Aby pozbyć się tego co mi leży na sercu.
Moje życie staje się jakby nudne,
Potrzebuję czegoś, co mógłbym wyznać,
Aż całe moje rękawy będą zaplamione na czerwono
Od całej prawdy, którą do tej pory powiedziałem.
OneRebublic - "Secrets"

Ten rozdział chcę zadedykować wszystkim, którzy we mnie nie zwątpili.
Dziękuję za każde ciepłe słowo.
Kocham Was, gdybyście odeszli, mnie również by dziś tutaj z Wami nie było.

Ludmiła
          Wszystko przychodzi w najmniej odpowiednim momencie. Z tym stwierdzeniem w stu procentach mogę się zgodzić. Ktoś pojawia się i znika, tak szybko, niczym jak za pstryknięciem palca. Daje mylną nadzieję, że wszystko będzie lepiej. Gdy wydaje się, że będzie dobrze, nasz mozolnie budowany domek z kart rozsypuje się na części pierwsze. I trzeba zacząć od nowa, poskładać każdy kawałek w spójną całość tak, by wszystko było na swoim miejscu. Jednak to nie będzie wyglądało już tak samo. Całokształt się zmieni.
   Uniosłam głowę i ujrzałam drobną kobiecą sylwetkę. Miała tęgą minę, nie miałam pojęcia, skąd wzięła się w Buenos Aires. Aktualnie miała być na służbowym wyjeździe we Francji, a tymczasem stoi w progu domu z walizkami. Zdjęła okulary przeciwsłoneczne i wsunęła je w kosmyki włosów. Stukając w kafelki swoimi wysokimi obcasami, wykonała obrót wokół własnej osi i spojrzała w moja stronę.
- Kochana, gdzie jest Elsa? - spytała matka, wzrokiem przeszukując cały przedpokój. Pociągnęłam rękaw swetra i nałożyłam na pięść, bawiąc się materiałem.
- Nie mam pojęcia. A szukasz jej w celu...? - zmrużyłam delikatnie oczy. Promienie automatycznego flesza z aparatu prawie mnie oślepiło. Julia wykonała parę moich zdjęć i schowała sprzęt do futerału. Jak na zawołanie z sypialni wyłoniła się głowa gosposi, a zaraz stała tuż obok mnie.
- Dzień dobry Julio, nie powinna pani przypadkiem teraz być w delegacji? - zapytała, wycierając szmatką zakurzoną porcelanę. Kobieta wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz, po czym podeszła bliżej i położyła rękę na moim ramieniu.
- Pakuj się córeczko, wyjeżdżamy. - oznajmiła ze stoickim spokojem, a ja stałam jak wryta. W jednej chwili dowiaduję się, że wyjeżdżam, nie wiadomo dokąd. Interesujące. Zdjęłam jej dłoń i podparłam ręce pod boki.
- Nigdzie nie jadę. - wysyczałam. Elsa chciała się odezwać, ale została powstrzymana przez moją matkę. Jej palec powędrował na usta kobiety.
- Spokojnie, to tylko cztery, góra pięć miesięcy w Paryżu, spodoba ci się tam. Muszę o ciebie dbać, słoneczko. - w tej chwili miałam ochotę komuś porządnie przywalić. Przyjeżdża taka i mówi mi, co mam robić. Ukochana mamusia troszcząca się o swoją córeczkę się znalazła.
- Szkoda, że dopiero teraz. Nigdzie nie jadę, rozumiesz?! - wykrzyczałam jej prosto w twarz. Nie zważając na to, że prawie przewróciłam i zbiłam wazon, pobiegłam do swojego pokoju. Mama odkrzyknęła coś tylko na odchodne.
- Samolot mamy jutro o siódmej!
   Od godziny siedzę w zamknięciu. Wokół mnie nie ma nikogo, oprócz muzyki. Ona koi i uspokaja. Jest moim lekiem na zło. Skąd tak naprawdę się pojawiła i jakim sposobem? Moja rodzina nie jest zbytnio "muzykalna". Rodzice powtarzają, że zostanę prawnikiem, dziadkowie od dziecka próbowali mi wpajać, że będę ratowała ludzkie życie, bo jestem do tego stworzona. Na pewno, prędzej już mnie zjedzą ufoludki z idiotycznych historyjek Andresa, niż kogoś uzdrowię. W takie cuda to ja nie wierzę. Jedynie świętej pamięci dziadek Alejandro czasem, gdy zostawaliśmy sami mówił, że wyrosnę na bardzo inteligentną dziewczynę i zacznę podejmować samodzielnie różne decyzje, które być może odmienią moje życie. Ja, jako sześcioletnia dziewczynka mało co z tego rozumiałam, ale wszystkie słowa dokładnie zapamiętałam. To, co kiedyś wydawało się nierealne, dziś powoli wkracza w mój własny świat. I teraz, kiedy odnalazłam wreszcie swoją drogę, muszę to wszystko zostawić, bo moja ukochana mamusia ma humorki i każe mi ze sobą jechać. Przez tyle lat widziała mnie tyle, co nic i praktycznie nie obchodziło ją to, co robię. Dlaczego więc dzisiaj sobie wraca i mi rozkazuje?
   Spojrzałam na wyświetlacz mojego smartphone'a. Dostałam wiadomość od Federico. Na samą myśl o nim zrobiło mi się ciepło na sercu. Po jego wczorajszej wizycie zaczynam coraz bardziej intensywnie myśleć. Zmieniam się, chyba na lepsze. Odrzucam wszystkie maski, które zakładałam. Chcę pokazać prawdziwą siebie.

   Wiadomość od: Federico
    Jak się czujesz? Wszystko w porządku?

   Wysłano do: Federico
   Tak, wszystko jest dobrze.

Skłamałam. Chociaż mogłoby się wydawać inaczej, pozory mylą. Nie lubię, gdy ktoś się nade mną rozczula, mówi, że będzie lepiej i mi pomoże. Co z tego wychodzi? Jedno wielkie zero. Spojrzałam w stronę okna. Dwie godziny temu było jeszcze tak jasno, a teraz nagle nastała ciemność, jakby ktoś zarzucił na niebo wielką czarną pelerynę i nie pozwolił, by jakikolwiek słoneczny promień przedostał się na zewnątrz. Nie miałam przyjaciół, a jednak będę tęskniła. Za wszystkimi, bez wyjątku. Za Naty, bo była przy mnie, chociaż nie traktowałam jej zbyt dobrze, za Andresem, bo rozśmieszał mnie swoją głupotą i bądź, co bądź, ale lubiłam jego towarzystwo, choć wcale tego nie okazywałam, za Leónem, bo... to był prawdziwy, niezakłamany przyjaciel. Kiedy było trzeba, potrafił dać mi porządnego kopa, bym się otrząsnęła.
   Usłyszałam z dołu dwa różne przekrzykujące się głosy. Nie warto walczyć o nierealne marzenia. A ja bardzo bym chciała, by wszyscy chociaż raz zamilkli i wysłuchali mnie do samego końca. Ale póki co, niczego nie spełnię, gdyż czeka mnie nieprzespana nocka i pakowanie się do walizki. Wspaniale, właśnie tego pragnęłam.
Lara
          Niedzielne popołudnie miałam zamiar spędzić na torze crossowym, przy naprawianiu motorów i zapachu spalin. Być może drażnił on niektórych, ale mnie wręcz przeciwnie. Uwielbiam bijącą z tamtego miejsca adrenalinę, czasami, gdy nikt nie patrzy wsiadałam na motor i bez chwili zastanowienia ruszam w pościg na torze. Niby jestem dziewczyną, ale czy to jest jakąś przeszkodą? Nie sądzę. Cóż poradzić, że to moja pasja?
   A tymczasem co robię? Zamiast siedzieć i reperować zepsute części od motoru, wygonili mnie na dwór, bym odwiedziła wraz z braciszkiem pobliski plac zabaw. Juan złapał piłkę do nogi i czekając już przy drzwiach, szarpał klamkę, głośno się drąc. Jak mus, to mus. Chwyciłam telefon w dłoń i zbiegłam po schodach na dół.
- Już idę, można chociaż poczekać?!
   Skwar dawał nam w kość już od wczesnego południa. Przynajmniej mi było gorąco, a tylko siedziałam na ławce i wpatrywałam się ślepo w ekran komórki - brat natomiast tryskał energią i nie wykazywał żadnego zmęczenia. Latał za swoją piłką jak szalony.
- Lara, co tak siedzisz, choć ze mną pograć! - krzyczał z boiska tuż obok placu. Zerknęłam na sześcioletniego Juana. Uśmiech wręcz nie schodził z jego twarzy. Odkrzyknęłam tylko nie i odwróciłam się w drugą stronę. To, że tutaj z nim siedzę jest już wystarczającą karą. I chociaż lubię nożną, z moim braciszkiem lepiej nie zaczynać. I gdy myślałam, że wreszcie da mi spokój, dopiero zaczął dawać mi w kość. Lara to, Lara tamto, chodź tutaj, zabierz to... Normalnie istne piekło.
- Ups... Larusiu... - rzekł ze słodką minką. Przewróciłam oczami i wstałam z miejsca. Podeszłam do chłopca i podparłam boki. Kiedy zaczyna zdrabniać moje imię, to wiem, że coś się dzieje.
- Co tym razem? - spytałam bez większego entuzjazmu. Juan wskazał swoją piłkę leżącą za płotem jednego z domków. Nie, nie będę tam lazła po raz dziesiąty w tym miesiącu. Chociaż raz mógłby się pilnować i nie strzelać tak tych goli...
- Zaraz wracam, masz tutaj zostać i nie robić żadnych głupstw. - pogroziłam mu palcem i delikatnie się zaśmiałam. Ruszyłam w stronę niewielkiego domku. Nacisnęłam dzwonek dwa razy i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Kogo ujrzałam? No nie, znowu ten debil.
- O, witaj śliczna nieznajomo. - przywitał mnie słodkim tonem głosu.
- O, witaj idioto. - parsknęłam, mrugając zalotnie oczami.
- Ten idiota ma imię. - odsłonił rządek śnieżnobiałych zębów. Wydawało mu się, że jest taki super macho i od razu polecę na jego suchary rodem z tych telenowel.
- Wiem, ale to określenie bardziej mi do ciebie pasuje. To co, oddasz mi piłkę brata? - spytałam, wskazując na przedmiot leżący tuż obok drzwi. Diego zilustrował mnie od góry do dołu i udał, że się zastanawia. Myślałam, że jeszcze chwila i wybuchnę.
- Pomyślmy... A co z tego będę miał? - zmrużył delikatnie oczy i zaczął mi się uważnie przypatrywać. W ogóle go nie rozumiałam. Czego on ode mnie oczekuje?
- Satysfakcję, że mi pomogłeś. A teraz oddawaj, co moje. - wyciągnęłam rękę z nadzieją, że dostanę swoje, natomiast chłopak udając jeszcze większego głupka przybił piątkę, po czym zatrzasnął drzwi. Myślałam, że zaraz wybuchnę. Ja mu dam jeszcze popalić! Brat z wielkim rozczarowaniem przyjął tę smutną wiadomość. Zapewnił,  że nie naskarży rodzicom, ale ja wiem swoje. Mam tylko nadzieję, że więcej nie spotkam Diego. Jeszcze w życiu nie miałam styczności z takim chłopakiem. Oby nie stanął mi znów na drodze...
Maxi
           Byłem dziwnie niespokojny. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Przeczuwałem, że coś się zdarzy i niewątpliwie nie będzie to dobre. Szukałem rozwiązania na moje lęki, lecz nie dostałem żadnej odpowiedzi. Dlaczego? Co zrobiłem nie tak? Czułem obawę przed czymś, co właśnie dziś miało się stać. Kompletnie nie wiem, co mam robić. Załamuję ręce i koniec.
   I tak to właśnie wygląda. W oczach innych jestem zwykłym tancerzem i raperzyną, noszącym czapki i nierozstającym się ze swoim notebookiem. Tymczasem prawda jest zupełnie inna, a pozory mylą i to bardzo. Dzisiaj mogę się śmiać, a za miesiąc robić to samo, dusząc w sobie prawdziwe emocje. W rzeczywistości nie wiem do końca, kim tak właściwie jestem. Codziennie odkrywam siebie na nowo. Znajduję rozwiązania na dotychczas niezrozumiałe pytania, uczę się być innym. Każdy dzień kryje coraz to ciekawsze doświadczenia i mam zamiar poznać je wszystkie.
   Siedziałem już kwadrans w pobliskiej kawiarence. Niecierpliwie wyczekiwałem nadejścia dziewczyny. Co chwila zerkałem na frontowe drzwi z nadzieją, że właśnie w tym momencie przekroczy próg lokalu. Mijały minuty, a czas oczekiwania dłużył się niemiłosiernie. Bałem się, że kiedy nareszcie przyjdzie, ja stchórzę i ucieknę. Zbyt długo czekałem. Podniosłem się z miejsca i miałem zamiar opuścić kawiarnię, ale impuls kazał mi poczekać. Usłyszałem za sobą ciche sapanie i delikatne kroki. Obróciłem się, ujrzawszy brunetkę. Założyła kosmyk włosów za ucho i uniosła głowę do góry. Naciągnęła rękawy swetra i podeszła bliżej mnie. Słyszałem jej nierównomierne bicie serca. Niepewnie skierowała swoje tęczówki w moją stronę i z lekkim, prawie niesłyszalnym zająknięciem powiedziała:
- Przepraszam, że musiałeś tyle czekać.
   Gołym okiem było widać, że jest poddenerwowana. Zasiadła na krześle naprzeciwko i wyczekiwała, aż się odezwę. Tymczasem ja nie mogłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Głos jakby ugrzązł mi w gardle i jak na złość nie chciał wyjść. W mojej głowie nastała kompletna pustka. Co ja jej miałem powiedzieć? Że łamie mi serce, podczas, gdy sam to robię? Nadal nie zapomniałem o naszej ostatniej rozmowie. Ja... zrozumiałam, że cię kocham. Szkoda, że ja ciebie też.
- Nic nie powiesz? - spytała z nutką zawiedzenia w głosie.
- Naty... nie chciałem... żeby tak wyszło, ja... - plątałem się w słowach, nie mogłem ułożyć sensownego zdania. Bałem się, że teraz ją zranię, co nastąpiło szybko, za szybko. Ze łzami w oczach zwinnie podniosła się do góry i poprawiła ramię torebki.
- Przepraszam, nie chciałam cię nigdy skrzywdzić. To wszystko jest tylko i wyłącznie z mojej winy. Powinnam już iść. - westchnęła i starła łzę z polika. Nie mogłem na to patrzeć. Cierpiała przeze mnie. Podjąłem radykalną decyzję. To mogło zniszczyć wszystko, ale w tamtej chwili o tym nie myślałem. Zatrzymałem ją łapiąc za nadgarstek i stanąłem twarzą w twarz. Jej oczy błyszczały od łez. Teraz albo nigdy. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę w stanie zrobić coś takiego. Nasze usta w jednej chwili zetknęły się ze sobą. Nie wiem, czy tego właśnie chciała. Zatopiłem dłoń w jej czarnych lokach, a drugą kurczowo trzymałem jej ręki, jakbym się bał, że ucieknie.
    A wiecie, co było najlepsze? Nie odepchnęła mnie.
Camila
           Marzyłam o normalnym życiu. W dzieciństwie chciałam być jak moje rówieśniczki bawiące się lalkami w przedszkolu. Jako jedyna siedziałam w kącie i ślepo obserwowałam otoczenie. Sama miałam szmacianą lalkę. Chciałam mieć złote loki, tak, jak ona. Zielona sukienka ozdabiająca jej ciało bardzo mi się podobała. Mama postanowiła zrobić mi niespodziankę i na urodziny podarowała mi bardzo podobną kreację, którą sama uszyła. Miałam z tego niemałą uciechę. Wtedy nie liczyły się pieniądze, tak, jak teraz. Znajomi wykluczyli mnie kiedyś ze swojej paczki, bo nie wyglądałam jak modelka z okładki magazynów. Przepraszam za to, że jestem inna.
   Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto stanie po twojej stronie. Nie doceniałam tego tak bardzo, aż do teraz. Wady zniknęły, dobro pozostało. On ciągle przy mnie był. Bardzo się boję, ale to tylko dlatego, że wiem, czego się spodziewać po ludziach. Co prawda, mam Francescę i Maxiego, ale nawet im boję się zaufać w stu procentach. Chociaż jednak są jakieś pozytywy w moim życiu. Tak, nie boję się teraz przyznać, że kocham Sebastiana. Zbyt długo ukrywałam swoje uczucia, zakopałam je głęboko i tak dobrze, że ciężko było je teraz wyjąć na wierzch. Udawałam przed samą sobą, że nic kompletnie, prócz przyjaźni nas nie łączy. Tymczasem on oczekiwał czegoś więcej. Nie mówił o tym głośno, ale jednak to wiedziałam. Przyznając szczerze, nie spodziewałam się, że tak wspaniały chłopak może poczuć coś do takiej dziewczyny, jak ja. Niczym się nie wyróżniam, jestem zwykłą Camilą. A jednak ktoś znalazł we mnie coś więcej. Odkrył moje prawdziwe wnętrze. Obawiałam się, że on mnie zostawi, ale szybko wyrzuciłam z głowy tę niedorzeczną myśl. Znamy się zbyt długo, chyba by tego nie zrobił, prawda...?
- Camilo, myjesz naczynia? - usłyszałam donośny głos matki z salonu. Odłożyłam gąbkę i zakręciłam kurek. Ciepła woda automatycznie przestała lecieć.
- Zaraz kończę! - odkrzyknęłam i zabrałam się do ponownego czyszczenia zabrudzonego talerza.
   Zdjęłam fartuch i wyłoniłam się z kuchni. Mama akurat wkładała czyste ubrania do szafki. Zaszłam ją od tyłu i mocno przytuliłam. Jej bliskość bardzo mnie uspokajała. Była jedną z nielicznych osób, które kochałam ponad życie. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby i ona odeszła.
- Wychodzę, wrócę za godzinę, góra dwie. Nie czekaj z obiadem. - posłałam jej uśmiech i zarzuciłam na siebie cienki płaszczyk, po czym wyszłam z mieszkania. Wiedziałam, gdzie chcę iść. Dziesięć minut później byłam już na miejscu. Niepewnie zapukałam do drzwi. Otworzył mi Sebastian, we własnej osobie. Widząc mnie bardzo się zdziwił, ale bez słowa wpuścił mnie do środka. Był teraz sam i nic nie mogło nam przeszkodzić. Stanęłam na środku salonu i wzrokiem przywołałam go do siebie. Serce biło mi jak oszalałe.
- Camila, co jest? Co tutaj robisz? - zadawał mi pytania. Ja z uśmiechem na twarzy, który nie schodził mi od dobrych paru godzin mocno objęłam go ramieniem i wtuliłam w niego. Pogłaskał moją głowę i złożył na niej delikatny pocałunek. Czułam się bezpieczniej niż kiedykolwiek. Będąc tuż przy jego uchu, wyszeptałam mu dwa najpiękniejsze słowa na świecie.
   Kocham Cię, Seba.
Chłopak wyraźnie był szczęśliwy. Odsunął się ode mnie, lecz był na tyle blisko, by móc spojrzeć mi w oczy. Kciukiem pogłaskał moje zaróżowione poliki.
- Kocham ciebie mocniej, niż kiedykolwiek.
   A więc będzie happy end?
León
          Pozwoliłem na za dużo. Chodziłem jak w transie, nic mi nie wychodziło. Jakbym zapomniał, co jest moim celem. Powoli traciłem kontrolę nad wszystkim, co działo się w moim życiu. Puściłem ster i nie da się nad nim zapanować. Uczucie, że coś się właśnie sypie jest jednym z najgorszych, jakie mogą istnieć. Potrzebowałem rady. Znałem tylko jedną osobę, z którą mogłem porozmawiać o każdym problemie. Była dla mnie wszystkim i wiem doskonale, że ostatnio zaniedbałem nasze relacje, dlatego czas to zmienić. Nie czekając ani chwili dłużej chwyciłem telefon i bez słowa wyjaśnienia wyszedłem z domu. Francescę przypadkowo spotkałem w parku, siedziała na ławce. Nie zauważyła nawet, kiedy dosiadłem się obok.
- Bujasz w obłokach, czy próbujesz mnie spławić? - szturchnąłem delikatnie jej ramię. Odwróciła głowę w moją stronę, mimowolnie się uśmiechając.
- Nie, no coś ty. Co się stało, że zaszczyciłeś mnie swoją obecnością? - spytała ironicznie. Ja tylko odpowiedziałem jej śmiechem.
- Potrzebuję rady.
- Więc mów, zamieniam się we wróżkę, która pomoże tobie zawsze i wszędzie. - czekała, aż zacznę mówić. Wziąłem głęboki oddech i postanowiłem już niczego nie kryć.
- Violetta to moja przyjaciółka z dzieciństwa. Ona nie może się dowiedzieć, a ja nie mogę się pogodzić z faktem, że tak ją zraniłem... Uświadomiłem to sobie całkiem niedawno. Popełniłem błąd. Pomóż mi, sam nie daję rady...
- Kto to Violetta? Ta dziewczyna, z którą ostatnio cię widziałam? Niczego nie rozumiem. - spytała zdezorientowana.
- Tak. Już jutro ją poznasz. - pokiwałem twierdząco głową. - Mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Oby...
   Nie wiedziałem, że ktoś może nas podsłuchiwać. Niby przypadkiem coś wleci do ucha, wyleci drugim, ale zawsze zostanie w głowie. I to dopiero przysporzyło kłopotów, o których dowiedziałem się trochę za późno...




Rany, skończyłam! Już myślałam, że nie dam rady. Bufon i Camila się usunęli (Marcia, to nasza wina!...), a potem to już mi się nie chciało pisać i... Interesujące. Tak czy siak, wracam. Coś nie pozwoliło mi zostawić tego bloga. Obiecuję, że dokończę tę beznadziejną, straszną [...] historię. Nie wyszło, ale tylko dlatego, że wyszłam z wprawy. Myślę, że jeszcze uda mi się sklecić w miarę sensowny rozdział, a tymczasem zostawiam Was z tym czymś. 
Naxi dla Marci, ahh (widzisz, jaka ja dobra? Kitowałam Cię, hyhyhy ^^) Czekam, aż mnie zabijesz :D 
Nowy, brzydki wygląd bloga. :)
Chyba tyle.
Dziękuję za uwagę,
S. xx 

19.01.2014

Pół roku bloga! | To koniec?

Kochani Czytelnicy!
Jak widzicie po tytule posta, dokładnie dzisiaj, 19 stycznia mija pół roku bloga violettayleon3.blogspot.com. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że tyle tutaj przetrwałam, zdobyłam wielu czytelników, ponad 90 tysięcy odsłon, tysiąc komentarzy, a co najważniejsze - poznałam niesamowite osoby. Pragnę podziękować wszystkim, bez wyjątku. Dzięki Wam nie poddałam się i aż po dzień dzisiejszy ten blog nadal istnieje. Bez was by mnie tutaj teraz nie było. W tym czasie poznałam genialne osoby i ich ogromne talenty, bardzo się cieszę, że wszyscy mogą je zobaczyć. Nadeszła również pora na krótkie podsumowanie tych sześciu miesięcy:
Stan na dzień dzisiejszy
91,322 wyświetleń
1013 komentarzy
80 obserwatorów
115 postów
442 "taki"
Ponadto odnotowano dziesiątki tysięcy wyświetleń z innych krajów! 
Znalazły się m.in. takie kraje jak:
Argentyna
Hiszpania
Włochy
Stany Zjednoczone
Ukraina
Kenia
Francja
Rosja
Wlk. Brytania
Brazylia
Finlandia
I wiele, wiele innych...
Dziękuję wszystkim, którzy choć raz zaszczycili mnie swoją obecnością. Zostawili po sobie ślad, lub nie. 

A teraz może przejdźmy do mniej przyjemnej, jak dla mnie rzeczy...
To koniec? O co tej Karolinie chodzi? Zapewne zastanawiacie się, co kryje tytuł posta. Wszystko tłumaczę.
W życiu każdego człowieka nadchodzi moment, w którym musi coś zmienić, lub coś się zmieniło. Nagle rzeczy, z których kiedyś czerpano radość, dzisiaj nie przynoszą jej już tak wiele. Wypaliłam się. Mała, żarząca się iskierka w mojej głowie nagle straciła swój płomień. Zgasła, chociażby na chwilę obecną. Długo nic nie pisałam, nie dodawałam, nie czytałam, czyli odcięłam się całkiem od bloggera. Dlaczego? Nie potrafię. Zauważyłam również, że wiele innych blogerek odchodzi. Zbyt dużo. Ja nie chcę, wcale. Ja się po prostu wyczerpałam i w tej chwili nie potrafię niczego zdziałać. Kompletna pustka, jedno wielkie zero. Wyszłam z wprawy. Nie potrafię sklecić zwykłego sensownego zdania. 
Ten blog jest dla mnie bardzo ważny. Moje pierwsze dzieło. Wszystko zaczęło się właśnie tutaj. Zawieszam wszystkie blogi... Ale mogę Wam obiecać jedno: z tego nigdy nie zrezygnuję. Nie chcę Wam dawać złudnej nadziei, dajcie mi czas. Kiedy tylko przyjdzie wena, na pewno napiszę rozdział. Mam co prawda kilka pomysłów, ale nie ma do tego podstawy, by złączyć to w miarę spójną całość. A tymczasem... 
Jedyne, co mogę Wam na chwilę obecną podarować, to One Part. Chociaż wiem, że nie wyjdzie, ponieważ wyszłam z wprawy, ale chciałam go napisać od dawna. Być może kiedyś się pojawi.
Dzisiaj mówię: do zobaczenia, Kochani.
Karolina.

5.01.2014

Rozdział 7: Słodko-gorzka

"Jak z fotografii skrawka wskrzesić ją
Tę moc, co do końca światła ma twarz twą
Jak mam przeżyć tu bez Ciebie
Ciemność tylu chwil.
Jak mam, jak mam dojść do siebie?
Pomóż mi..."
Ewa Farna - "Uwierzyć"


Federico
           Przez pochmurne niebo gdzieniegdzie przedzierały się promienie światła słonecznego. Siąpiący deszcz wciąż jednak nie ustawał, dlatego niezbędnym elementem ubioru wyjściowego była parasolka. Jako, iż nie posiadałem tego przedmiotu, musiałem zmusić się do wyjścia w samej przeciwdeszczowej kurtce. Była to jedyna rzecz, którą miałem zawsze przy sobie. Zarzuciłem na siebie cienki płaszcz i wyszedłem ze Studio, dokładnie zamykając drzwi. Na ulicy panowała pustka, gdyż wszyscy pouciekali, jakby się bali, że deszcz ich zabije. Uniosłem głowę do góry i natychmiastowo poczułem na swojej twarzy drobne krople wody spływającej również po szyi. Zdjąłem kaptur i zamknąłem na chwilę swoje oczy. Pamiętam, że od dziecka kochałem tę porę roku. Było późne lato, na dworze padało, a ja chowałem się w kącie swojego pokoju, przykrywałem grubym wełnianym kocem i wpatrywałem w okno. Po szkle spływało tysiące drobnych kropel. Gdy wychodziło słońce, mieniły się niczym gwiazdy na niebie. Brało mnie wtedy na głębokie przemyślenia, jeszcze za czasów dzieciństwa moja mama powtarzała, że wyrosnę na bardzo inteligentnego mężczyznę. A czy tak się stało? Na razie nie mam pewności. Jestem nastolatkiem i wciąż się uczę. Trzeba opanować wszystko, nawet miłość. Nie da się zakochać z dnia na dzień. To uczucie rodzi się stopniowo, z każdą godziną jest coraz głębsze. Wystarczy znaleźć tylko odpowiednią osobę. Czy ja kocham? Nie wiem, ale na pewno się zakochuję.
   Stanąłem przed wielkimi mosiężnymi drzwiami. Nacisnąłem dzwonek dwa razy i czekałem, aż ktoś mi otworzy. Po chwili usłyszałem kroki, a w progu stanęła niewysoka kobieta o brązowych włosach.
- Ja do Ludmiły, mogę? - spytałem uprzejmie. Wpuściła mnie przez próg i zamknęła drzwi. Wskazała schody i sama schowała się ponownie w kuchni. Wzrokiem uchwyciłem każdą część pomieszczenia i wbiegłem co drugi schodek na górę, wcale się przy tym nie męcząc. Odnalazłem jedyne uchylone drzwi na tym piętrze, więc zgadywałem, że to był właśnie pokój dziewczyny. Delikatnie zapukałem i wychyliłem się zza nich.
- Federico? - spytała, zamykając swój notes i odłożyła go na bok.
- We własnej osobie. Mogę wejść? - dziewczyna ochoczo pokiwała głową i zrobiła miejsce na łóżku obok siebie. Zamknąłem drzwi i usiadłem tuż przy niej, zaglądając przez ramię.
- Co to jest? - spytałem, wskazując na notes. Ludmiła chwyciła go do ręki i otworzyła na pierwszej stronie.
- Mój szkicownik. Rysuję w nim prawie wszystko, chcesz zobaczyć? - podała mi go. Przekartkowałem strony po kolei, aż wreszcie natrafiłem na jeden z ostatnich szkiców. To była kobieta o równie pięknych blond lokach, lekko zadartym nosie, niebieskich oczach, a jej atutem były usta podkreślone rubinowym kolorem.
- Kto to jest?
- Moja mama. - odparła, a jej mimika twarzy automatycznie się zmieniła. Zniknął ten delikatny, ale jednak uśmiech, w zamian za to pojawiła się rozgorycz.
- Wcale jej nie przypomina. Twoja ma przecież ciemne włosy. Sam widziałem, kiedy wpuszczała mnie do domu.
- To była gosposia, Elsa. - wyjaśniła. Chciałem już spytać o jej rodzinę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Było coś, czego nie miała zamiaru mi powiedzieć i nie chciałem naciskać. Na wszystko jeszcze przyjdzie czas.
- Mogłabyś mnie naszkicować? - zmieniłem temat. Dziewczyna po chwili zastanowienia zgodziła się. Wyjęła z szuflady szafki nocnej ołówek i przycisnęła do jednej z czystych kartek.
- Usiądź prosto. Nie ruszaj się, przechyl głowę lekko w prawo... - dawała mi wskazówki. Zrobiłem wszystko po jej myśli, byleby tylko mnie naszkicowała. Co chwilę odrywała wzrok z kartki i uważnie mi się przyglądała. Kątem oka jako tako mogłem dostrzec jej poczynania. Niewiele widziałem ze względu na to, że nie miałem możliwości poruszenia się.
   Pół godziny później moje oczy ujrzały efekt końcowy. Perfekcyjne rysy twarzy, kreski, oczy wyglądające jak żywe, każdy włos na głowie idealnie narysowany, pojawiły się również dwa małe pieprzyki tuż obok lewego ucha. Mało kto zauważa takie detale, niektórzy uważają to za zbędne. Odzwierciedlenie prawdziwego mnie. Przejechałem opuszkiem palca po kartce, zostawiając na nim prawie niewidzialną smugę od ołówka.
-To jest... doskonałe. Ludmiło, w życiu nie widziałem czegoś piękniejszego. Otrzymałaś taki dar, od kiedy rysujesz? - nie mogłem wyjść z podziwu. Nigdy nie spodziewałbym się, że blondynka interesuje się sztuką.
- W sumie to od ośmiu lat. Takie efekty, szczerze powiedziawszy, nie przychodzą ot tak. Trzeba wiele czasu, by osiągnąć ten poziom. Nie, żebym się chwaliła... - błądziła oczami po mojej twarzy. Jej uśmiech sprawił, że siedziałem jak zahipnotyzowany. Właśnie odkrywałem jej prawdziwą stronę. Łatwo jest przybrać maskę i udawać kogoś innego, lecz ciężej już ją zdjąć i znów być sobą. Co noc przed snem zastanawiałem się, jaka ona jest. Co tak naprawdę ukrywa jej dusza, która okazała się być piękna, widać, że kontrasty się zacierają, nagle otwiera się dla mnie i pozwala dowiedzieć się o niej więcej, niż sama by mi powiedziała. Nie ma słów, a jednak wszystko rozumiem.
- To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem.
   Nieśmiało przysunęła się bliżej mnie i zamknęła szkicownik. Czułem jej ciepły oddech. Przypadkowo dotknęła swoją delikatną i kruchą dłonią mojej. Serce zabiło mocniej każdemu z nas. Wreszcie przełamała lody i położyła głowę na mym ramieniu. Zatopiłem na chwilę swoje wargi w jej blond włosach. Siedzieliśmy w ciszy, ale wcale nam to nie przeszkadzało. Czułem się jak w raju, bo przy mnie był mój anioł.
Naty
           Mówią, że człowiek nie może się zmienić. Zawsze gdzieś pozostanie chociaż mała cząstka tego, kim kiedyś byliśmy. Zgubiłam się w swoim labiryncie uczuć, wszystko stało się takie trudne, problematyczne, choć nic się nie zdarzyło. No i co z tego, że kocham kogoś, kto uważa, że kłamię? Nie, to wcale nie jest problem. Chodzi tu o Lenę. To ona wszystko psuje. Od kiedy pamiętam, zawsze chciała być lepsza ode mnie i świetnie jej to wychodziło. Kochana córeczka mamusi i tatusia. A ja? Nie zasługuję, ani na miłość, ani na przyjaźń. Nie wierzę, że będzie lepiej, bo to jedno wielkie kłamstwo. Za każdym razem, kiedy ktoś pytał, jak się czuję, odpowiadałam "jest okej". A wcale nic nie było, nie jest i nie będzie.
   Siedziałam na miękkim dywanie i wkładałam ubrania do szafy. Ciszę i spokój przerwała wspaniała osoba, zwana również siostrą. Chrząknęła, zwracając przy tym moją uwagę. Stała oparta o framugę drzwi. Odwróciłam głowę i posłałam jej obojętne spojrzenie. Na twarzy wymalowała ten sam uśmiech, którego wręcz nienawidziłam. Czuła, że triumfuje nade mną.
- Pożycz mi tą błękitną sukienkę. - wskazała na ciuch trzymany w mojej ręce.
- Po pierwsze, może tak grzeczniej, a po drugie nie, nie pożyczę, nie dam, nie sprzedam, więc nie masz czego tutaj szukać. - warknęłam. Irytowała mnie samą sobą i najlepiej by było, gdyby poszła i się nie odzywała. Byłoby wręcz idealnie. Ruszyła się z miejsca i podeszła do mnie, po czym wyszarpnęła z mej dłoni sukienkę.
- Nie to nie, sama sobie wezmę. - przybrała poważny wyraz twarzy. Miała tylko szesnaście lat i była moją młodszą siostrą, a jednak zawsze dostawała to, co chciała.
- Oddaj to, idiotko! - wrzasnęłam. Czułam, że nerwy zaczynają mi puszczać i już nie będę potulna jak baranek. Podniosłam się z podłogi i czym prędzej rzuciłam się w pogoń za siostrą. Próbowałam odzyskać to, co moje.
- MAMOOO! - wydarła się Lena, a echo niosło się po całym domu.
- Bardzo dorosłe zachowanie. - podsumowałam i chwyciłam za rękaw sukienki. Pociągnęłam najmocniej, jak potrafiłam. Szwy w tym miejscu pękły i kiecka rozdarła się na pół. W efekcie końcowym wylądowałam na ziemi, a siostra na ścianie. Rodzicielka wybrała sobie idealny moment na zainterweniowanie. Widząc strzępy i kawałki niebieskiego materiału, moją wściekłą minę, zażenowała się i pomogła nam wstać.
- To wszystko jej wina. - Lena wskazała na mnie, przybierając na twarzy smutek. Jak to zobaczyłam, miałam ochotę się na nią rzucić i wyżyć za te wszystkie lata, ale nie, Naty jest ta zła, a Lencia dobra.
- Do pokoju, marsz! - wrzasnęła kobieta, cisnąc we mnie pozostałości po sukience. Zabrałam, co swoje i zamknęłam się u siebie. Trzasnęłam drzwiami tak mocno, że powstał przeciąg. Firanka samowolnie zaczęła się poruszać. Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy.
   Jestem tak bardzo fajna, jak śnieg w wiosenny majowy dzień.
   Z melancholijnego stanu wybudził mnie dźwięk komórki. Przybrałam siedzącą pozycję i chwyciłam w dłoń telefon zerkając na wyświetlacz. To, co ujrzałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
   1 nieodebrane połączenie od: Maxi
   Masz 1 wiadomość od: Maxi
   Od: Maxi
   Naty, musimy porozmawiać. 
Francesca
              Często zastanawiam się nad tym, co oznacza słowo przyjaźń. Wydawać by się mogło, że to po prostu osoby, które lubią siebie nawzajem bardziej niż pozostałych. Jednak sens tego jest jeszcze głębszy. Do przyjaciela trzeba mieć pełne zaufanie, pokochać jego wady, człowiek przecież nie jest idealny. Móc porozmawiać z nim na wszystkie tematy, ale również wysłuchać, gdy ma problem. Wzajemna pomoc zawsze popłaca, a kiedy my borykamy się z trudnościami, to wiemy, że nie zostaniemy sami na lodzie. A co, jeśli on, pomimo zapewnień, że będzie dla nas przez całe życie, nagle znika i udaje, że między nami nic się nie zdarzyło?
   Wrześniowe popołudnie należało do jednych z przyjemniejszych. Na dworze było chłodno, ale ten mały defekt w niczym nie przeszkadzał. Siedziałam na kanapie w salonie i odpoczywałam, zastanawiając się przy tym nad jedną sprawą. León ostatnio rzadko się do mnie odzywał. Nie wiem, czym to było spowodowane, ale nie powiem, bolało. Na dodatek często spotykał się z jakąś dziewczyną. Czy to może być jego nowa przyjaciółka? Zajął się nią, a mnie zostawił? Chociaż w tą wersję wątpię, León taki nie jest. Interesuje mnie również to, czy zostawił swoją szkolną ekipę i Ludmiłę. To jemu przecież nie wyjdzie na dobre...
- Fran, leć po marchewki do sklepu, potrzebuję do obiadu! - z kuchni doszedł głos mojego brata. Wstałam z kanapy i zajrzałam do pomieszczenia. Luca skrzętnie pałętał się w różne strony, szukając po szafkach potrzebnych składników do przygotowania dania.
- Nie mógłbyś sam? - spytałam. Chłopak spojrzał na mnie spod byka i wcisnął w rękę banknot.
- Dwie marchewki, czy proszę o tak wiele?
   Przewróciłam oczami i wyszłam z domu. Do najbliższego warzywniaka miałam raptem pięć minut. Włożyłam dłonie do kieszeni bluzy i mknęłam przez miasto. W sklepie zakupiłam potrzebne warzywa i dziękując sprzedawcy zabrałam małą reklamówkę.
- Będziesz chrupała? Widzę, że znowu na diecie. - odwróciłam się, a moje oczy ujrzały chłopaka. Tego, który kiedyś był moim najlepszym przyjacielem. Zszokowana mocno go przytuliłam, puszczając siatki.
- Diego! Jak wspaniale cię ponownie widzieć. - z wielkim uśmiechem na twarzy odgarnęłam włosy do tyłu. - Jak... ty... tu... - chłopak mrugnął do mnie i podniósł worek.
-  Stęskniłem się za rodziną i wylądowałem w Buenos Aires. Tadam! - tryskałam radością. Z Diego przyjaźniłam się od małego, nasze rodziny często się spotykały i czasem odwiedzaliśmy się nawzajem, my ich w Hiszpanii, a oni nas, we Włoszech. Po przeprowadzce do Argentyny kontakt nam się urwał i wątpiłam, że znów go spotkam. A jednak, udało się po raz kolejny ujrzeć siebie na oczy. Chłopak odprowadził mnie aż pod sam dom.
- Trafisz do siebie? - spytałam zmartwiona. On tylko pokiwał głową i pomachał na pożegnanie.
- Pewnie. Do zobaczenia, mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy.
   Zamknęłam drzwi i weszłam do kuchni. Odłożyłam na blat reklamówkę z marchewkami. Luca obrócił się i uważnie zilustrował.
- Co tak długo? Kolejka była kilometrowa, czy może nie potrafiłaś wybrać idealnej marchewki? - zażartował. Delikatnie go szturchnęłam i zaśmiałam perliście.
- Nie, nie dzisiaj. Zawołaj mnie na obiad. - powiedziałam i skierowałam się do swojego pokoju.
Sebastian
          Co z tego, że kocham Camilę. Nasza przyjaźń od zawsze była silna, byliśmy dla siebie jak brat i siostra. W każdej sytuacji mogła na mnie polegać. Ja chciałem od niej tylko, by była ze mną szczęśliwa. Cóż, może zbyt wiele oczekiwałem? Od niedawna zacząłem spoglądać na nią, jak na kogoś więcej, niż kumpelkę, przyjaciółkę od serca. Potrafiła mnie rozbawić, choć nie zawsze miała humor. Los nie był dla niej do końca łaskawy, a ona jednak cieszyła się z każdego dnia, nie traciła ani chwili. Często jednak borykała się z problemami, na które moje dobre słowo nie podziałało. Starałem się pomóc jak tylko mogłem. To przecież dobra dziewczyna, więc dlaczego tyle zła spotkało ją w życiu? Wczoraj jednak postanowiłem dać jej wolną rękę. Niech zrobi to, co uważa za słuszne. Jeżeli chce zostać sama, nie naciskam. Ja też nie zawsze podejmuję dobre decyzje.
   Pustkę w moim mieszkaniu wypełniła dziwna aura. Rozejrzałem się uważnie dookoła, lecz niczego nie ujrzałem. Dostrzegłem jednak kawałek ciemnej kurtki od zewnętrznej strony okna. Podszedłem do drzwi i delikatnie je uchyliłem. Za nimi stała zakłopotana Camila, trzymająca w dłoni kopertę. Rolowała bransoletkę na lewej ręce. Gdy tylko uniosła głowę do góry, zrozumiała, że nie ma już odwrotu. Nie wiem, po co przyszła, ale z chęcią się dowiem. Ręką wskazałem, by weszła do środka. Wahała się przez chwilę, jednak postawiła pierwsze kroki w mieszkaniu. Wiedziałem, że się denerwuje. Za każdym razem stąpała z nogi na nogę, bawiła się włosami i spuszczała wzrok. Kochałem to, jak błądziła wzrokiem. Kochałem jej drobne dłonie, pełne poliki. W końcu postanowiła się odezwać.
- Sebastian, ja... przepraszam, bardzo przepraszam. - rzuciła mi się na szyję i mocno objęła. Czułem jej przyśpieszone bicie serca.
- Nie masz za co.
- Ależ mam. - przegryzła wargę. Wiedziałem, że nie jest jeszcze gotowa. Poczekam na odpowiedni moment. Bo na najpiękniejsze chwile warto czekać.




Według mnie cyfra siedem jest szczęśliwa. Czy to prawda? Oceńcie sami. Na moje oko wyszło jako tako, jest okej, ale zawsze mogło być lepiej. Chyba nic mądrzejszego nie chciałam napisać, dziękuję za wszystkie komentarze, "taki" (jest ich na chwilę obecną aż 418!), obserwatorów, za wszystko wszystkim, bez wyjątków.
C. xx

2.01.2014

Rozdział 6: Gwiazdy

"Ostatnio, ostatnio niewiele sypiam
Śnię o tym, kim moglibyśmy być
Ale kochanie, modliłem, modliłem się mocno
Postanowiłem, że koniec z liczeniem dolarów
Będziemy liczyć gwiazdy"
OneRepublic - "Couting Stars"


Diego
          Wróciłem do Buenos Aires z jednego powodu - rodzina. Przez ten cały czas mieszkałem w Hiszpanii u cioci Amandy, ale stęskniłem się trochę za rodzicami... Przez wiele lat ich nie widziałem, przyjeżdżali tylko na święta, a następnego dnia już ich nie było. Bardzo dobrze mieszkało mi się w swoim kraju, ale czasem trzeba zaryzykować i zmienić coś w swoim życiu. 
   Z początku ojciec miał dość mieszane uczucia, co do mojego samotnego powrotu, ale jakimś cudem go przekonałem. Siedząc w samolocie myślałem dużo nad tym, co ze sobą zrobię. Przecież trzeba chodzić do jakiejś szkoły, kształcić się i inne takie... Kocham gadki mojej mamy. Równo kwadrans temu wyszedłem z lotniska i błądzę po mieście z walizką jak jakiś ostatni kretyn. Fajnie, nawet nie powiedzieli, w którą stronę mam iść. Nie znam nazwy ulicy, nawet mapa nie pomoże, bo skąd mam to wiedzieć?! Już chyba wspominałem, jak bardzo kocham swoich rodziców. 
   Zaczęło się ściemniać, a ja wciąż chodziłem. Brakowało mi sił. Wyjąłem telefon z kieszeni i idąc przed siebie, szukałem numeru do ojca. Przypadkowo zderzyłem się z kimś z naprzeciwka, tym samym komórka upadła i roztrzaskała się na małe kawałeczki.
- Patrz jak łazisz, idioto! - krzyknęła dziewczyna, podnosząc się z ziemi. Zerknąłem na nią z rozbawieniem i uniosłem brwi do góry.
- Proszę, nasze pierwsze spotkanie, a ty już nazywasz mnie idiotą. Szybka jesteś. Może powiesz jeszcze, że zaatakowała cię moja walizka? - dziewczyna posłała mi karcące spojrzenie.
- Twoja walizka jest tak samo głupia, jak ty. 
- A skąd wiesz? Mówiła ci? Skoro ja jestem idiotą i głupkiem, to znaczy, że już znasz moją tożsamość. Wyjawisz mi swoje imię, czy wolisz, żebym mówił na ciebie panna wrzeszczalska? - spytałem głośno się przy tym śmiejąc.
- Nie bądź taki do przodu. - warknęła nieprzyjaźnie. Zrobiłem krok w tył i posłałem jej uśmiech.
- Proszę bardzo, jestem już do tyłu. Pasuje, czy może jednak zmiażdżyłem twoje ego swoim humorem? - skrzyżowała dłonie i zmrużyła oczy.
- Nie będę prowadziła normalnej konwersacji z takim pajacem, jak ty. Żegnam i do niezobaczenia! - niechlujnie odmachała i odbiegła.
-Jestem Diego, jakby co! - krzyknąłem za nią. Ta dziewczyna była nieźle wyszczekana. Jednak na myśl, że nie mam żadnego kontaktu z rodzicami, od razu zrzedła mi mina. Postanowiłem się nie poddawać i do końca dnia szukałem swojego domu. 
Ludmiła
          Ostatnimi czasy nic nie dawało mi spokoju. Wszystko nagle stało się zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać. Każde spojrzenie kierowane w moją stronę było niebezpiecznie przenikliwe. Ludzie starali się odgadnąć, kim naprawdę jestem. Niestety, do tej pory jeszcze nikomu się to nie udało. Byłam jak zamknięta księga, której nikt nie mógł otworzyć. Kłódka blokowała dostęp do niej i żaden klucz nie pasował. Próbowano już setkami, lecz wszystkie próby szły na marne. Tylko i wyłącznie ja wiedziałam, co tak naprawdę leży mi na sercu, które już od dawna było twarde jak skała.
   To była ostatnia przerwa w Studio. Wraz z moją elitą przechadzaliśmy się po szkolnym korytarzu. Wszyscy byli radośni i uśmiechnięci, oprócz mnie. Zaprzątałam sobie głowę błahostkami, które tak naprawdę miały wielkie znaczenie. Nikt mnie nie rozumiał, nawet Naty. Z Leónem nie mam już tak dobrych kontaktów, jak kiedyś, a Andres... o nim szkoda gadać. Nigdy by mnie nie wysłuchał do końca, a tylko wszystko by obrócił w żart. Ja tak nie potrafię.
- León! - krzyknęła jakaś dziewczyna, podbiegając do chłopaka. Rzuciła mu się na szyję. Cicho chrząknęłam, przywołując chłopaka do porządku.
- Ludmiło, poznaj Violettę. - przedstawił szatynkę. Dziewczyna podała mi rękę. Przybrałam sztuczny uśmiech i uścisnęłam jej dłoń. Do głowy przyszedł mi naprawdę, w tamtej chwili, fatalny pomysł.
- Chciałabyś się ze mną zaprzyjaźnić? Byłabyś w naszej grupie. - zaproponowałam, wskazując na trójkę pozostałych przyjaciół. Dziewczyna ochoczo pokiwała głową i miała już coś powiedzieć, ale León szybko jej przeszkodził.
- Nie możesz. Później ci wytłumaczę. - zatkał jej usta swoim palcem. - A ty pójdziesz ze mną.
   Zaciągnął mnie do jednej z sal i zamknął drzwi. Stanęłam naprzeciwko niego i owinęłam jeden z kosmyków włosów wokół palca. Widać było po nim, że jest wyraźnie zdenerwowany. Ręka mu drżała, zacisnął pięści i skierował się do mnie.
- Dlaczego to robisz?
   Spytał z taką pretensją w głosie, że sama skarciłam się w myślach za to, co zrobiłam. O czym ja myślałam? Przymknęłam powieki i wydałam z siebie cichy odgłos.
- Przepraszam.
- To nie ma znaczenia. Chciałaś, by była bezduszną osobą, jak ty. Nie pozwolę ci tak krzywdzić ludzi. Po moim trupie. Przemyśl swoje zachowanie, albo inaczej zostaniesz sama jak palec.
   Te słowa uderzyły we mnie bardzo mocno. Nigdy w życiu nie widziałam Leóna w takim stanie. Ale nawet on nie wiedział wszystkiego. Oceniał mnie po czynach, których sama nienawidziłam. Nienawidziłam siebie. Bezduszna, zła, bez serca, taka byłam w oczach innych ludzi. Kiedyś - prawda, uwielbiałam pogrążać innych, ale teraz nie sprawia mi to satysfakcji, wręcz przeciwnie - czuję się podle. Robię to z przyzwyczajenia, myśląc, że mi ulży i będzie lepiej, a wcale tak nie jest. Chłopak odszedł bez słowa. Zaczęłam płakać, wylewając hektolitry łez. Moje oczy stały się napuchnięte i czerwone. Wargi drżały niemiłosiernie, próbowałam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, ale głos ugrzązł w gardle. Niżej upaść nie mogłam.
- Dlaczego znów płaczesz?
   Ten kojący głos. Słyszę go po raz kolejny w moim życiu. Jest taki ciepły i przyjazny.
- Wcale nie.
- Często widzę łzy w twoich oczach.
   Ciągle płakałam, siedząc samotnie w zamknięciu. Nikt nie widział, jak się staczam, oprócz mnie. On wiedział o mnie wszystko, a przynajmniej tak mi się zdawało. Odważyłam się zadać mu nurtujące pytanie.
- Kim jesteś?
- Twoim przeznaczeniem.
- Od kiedy?
- Od zawsze.
   Powoli odwróciłam się do tyłu. Serce biło mi jak oszalałe, próbując wyskoczyć z piersi. Jeden obrót przekreślił wszystko. On tam stał. Jego delikatny uśmiech zachęcał, bym zrobiła to samo. Powolnym krokiem zbliżył się w moją stronę i ujął delikatnie moje sine dłonie. Czułam jego oddech na swojej szyi. Otarł łzy z polika i wyszeptał coś do ucha.
- W Twoich oczach widzę gwiazdy, jaśniejsze niż te na niebie. Lśnisz. Dla mnie jesteś wszystkim. - te słowa sprawiły, że momentalnie się uspokoiłam. Próbowałam o nim zapomnieć, sprawić, by zniknął z mojego życia na zawsze, a tymczasem los podstawił mi go ponownie pod nos. Tym razem nie pozwolę, by odszedł.
- Jesteś osobą, której potrzebuję.
- Wiem, i dlatego tutaj jestem, przy Tobie.
León
           Nigdy nie pozwoliłbym, by Ludmiła stworzyła z Violetty potwora takiego, jak ona. Jest piękna, ale jej dusza to czyste zło. Wątpię, by kiedykolwiek się zmieniła. Jestem zbędny w jej życiu, ona nigdy mnie nie potrzebowała. Zmarnowałem zbyt dużo czasu dla niej. W zamian za to nie dostałem nic. Straciłem wiele ważnych dla mnie osób, zaniedbałem swoje obowiązki, by tylko być na każde zawołanie dziewczyny. Bardzo boli mnie fakt, że długo olewałem Francescę. Nie powinienem i dobrze to wiem, ale czasu już nie cofnę i nie naprawię popełnionych błędów. Po części jest to również moja wina. Gdybym przewidział, jak sprawy się potoczą, w życiu nie pisał bym się na coś takiego.
   Odnalazłem Violettę i podszedłem do niej, by wszystko wyjaśnić. Nie będę kłamał i oszukiwał. Już nie.
- Przepraszam, że zdecydowałem za ciebie. Chcę tylko, byś wiedziała, że Ludmiła wcale nie jest dobra. Nie ulegaj jej namowom, bo inaczej skończysz tak, jak ja. - dziewczyna od razu zbladła. Położyła swoją dłoń na moim ramieniu.
- Dlaczego nie ostrzegłeś mnie wcześniej?
   Właśnie. Wszystko robię na ostatnią chwilę. Chcę dobrze, a wychodzi fatalnie.
- Wybacz. - spojrzałem w jej oczy. Wyrażały więcej, niż tysiąc słów. Próbowała znaleźć odpowiedź na swoje pytania. Szukała ich tak długo, jak ja. I w końcu znalazłem.
   Mówią, że z oczu można wyczytać wszystko. Ja wyczytałem przeszłość. Te same, czekoladowe z błyskiem, identyczne, jak miała moja Violetta. Te, które tak mocno kochałem i uwielbiałem na nie spoglądać. Wszystko nagle ułożyło się w idealną całość. Wspomnienia, ostatnie wspólne przeżycia, to stało się jasne. Odnalazłem najważniejszą część mojego życia. Po tylu latach nareszcie znów ją widzę. I pomyśleć, że tyle czasu była przy mnie, a ja tego nie dostrzegłem...
Camila
           Ostatnie dni były bardzo ciche. Prawie w ogóle się nie odzywałam, czym mama się martwiła. Nie chciałam jeść, w szkole siedziałam samotnie na samym końcu, by nikt mnie nie zauważył, nawet Francesca nie mogła się do mnie odezwać, jej też unikałam. Popołudnia spędzałam w pracy, sprzątając i stojąc przy kasie. Chociaż i wtedy nie miałam spokoju, głowę zaprzątałam sobie jedną osobą. Sebastianem. Dzisiejszego dnia nie było go w kawiarni, co było bardzo dziwne. Był synem właściciela, więc codziennie tu przychodził i pomagał. Nie zastałam go jednak ani wczoraj, ani dzisiaj. Jakby nagle wyparował i nie chciał się znów pojawić. Czuję, że źle go potraktowałam i nie powinnam całkowicie odrzucać, przecież chciał dobrze.
- Panno Torres, to dla pani. - podszedł do mnie młody mężczyzna i wręczył kremową kopertę do ręki. Zdziwiłam się trochę, nie wiedziałam, od kogo ona może być. Rozejrzałam się po sali. Nie było zbyt wielu klientów, dlatego zamieniłam się z innym pracownikiem i poszłam na zaplecze. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na taborecie, po czym otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej list.

"Droga Camilo!
Wiem, że nie powinienem tego robić, ale wciąż o Tobie myślę. Jesteś moją przyjaciółką i chcę Ci pomóc. Twoje problemy są też moimi, zapamiętaj. 
  Starasz się mnie odrzucić, odsunąć od siebie. Ja jednak jestem gotowy na każde wyzwanie, jakie mi rzucisz. Pamiętaj, nigdy nie odpuszczę.
Kocham Cię i chcę, byś znów była szczęśliwa.
Sebastian"




Wyszło, jak wyszło. Tak sobie, ale co poradzić. 
Fani Fedemiły zapewne się cieszą, ja też :D Ten fragment według mnie (chyba) wyszedł najlepiej z tej całej żenady. 
Przepraszam, że krótki, ale nie wiedziałam, co dopisać jeszcze. Za dużo dialogów. ;/ W kolejnych rozdziałach wszystko się wyjaśni.
Zmieniłam nazwę na Scarlett Walker, ale to nadal ja, Caro. 
Do następnego,
C. xx