"Umiesz mnie złapać
Nie uciekaj, nie uciekaj
Jeśli żyjesz następnym dniem
W tym szczęśliwym małym domku
Ogień tu pozostanie"
Nie uciekaj, nie uciekaj
Jeśli żyjesz następnym dniem
W tym szczęśliwym małym domku
Ogień tu pozostanie"
Amanda Seyfried - "Little House"
León
Z niepokojem wpatrywałem się w jej szczupłą sylwetkę. Wzrokiem błądziła po pomieszczeniu, próbując zrozumieć, co się dzieje. Szeroki uśmiech wciąż nie schodził jej z twarzy. Zmrużyła delikatnie oczy i pewnym krokiem podeszła w moją stronę, stając tuż przy mnie. Czułem jej ciepły oddech. Odsunąłem się od niej na bezpieczną odległość i usiadłem na fotelu.
- Nie jestem Ludmiła. Carmen Villegas. - podała mi swoją dłoń. Niechętnie ją uścisnąłem, z nadzieją, że zaraz odnajdę blondynkę. Jest w tej chwili bardzo potrzebna, a jak zwykle gubi się gdzieś we własnym świecie. Wstałem z miejsca i pożegnałem Carmen. Ta bez słowa zabrała teczkę z biurka i zgrabnie mnie wyminęła, zajmując prowadzącą pozycję. Nie miałem zamiaru bawić się w żadne wyścigi, interesowała mnie Ludmiła. Chcąc nie chcąc musiałem odwiedzić ją w domu. Zamknąłem drzwi wejściowe Studia i skręciłem za wiśniowym drzewem. Niedaleko cukierni, do której często chodziłem stał dom dziewczyny. Pokonałem dystans trzystu metrów i zapukałem do drzwi, cierpliwie czekając, aż ktoś mi otworzy. Przez kilka minut waliłem, nie słysząc niczego, prócz głuchej ciszy.
- Halo? Jest tam kto? - krzyczałem z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy. Wciąż jednak nikt nie otwierał. Wyjąłem telefon i wybrałem numer do blondynki. Pierwsze połączenie zostało odrzucone, natomiast później nikt już nie odbierał. Teraz byłem bardzo zaniepokojony. Co się z nią dzieje? Jedynym światełkiem w tunelu był Federico. On jako jedyny mógł wiedzieć, co się stało. Całkiem przypadkiem ujrzałem go siedzącego na ławce w parku. Podszedłem bliżej. Jego mina była poważna, ręce trzymał splecione pod brodą. Położyłem dłoń na jego ramieniu. Raptownie obrócił głowę w moją stronę.
- León, przepraszam, nie widziałem cię. Siądziesz? - wskazał miejsce obok siebie. Zająłem je i głośno westchnąłem.
- Wiesz, co z Ludmiłą?
- Nie mam pojęcia, dzwoniłem dziś do niej, ale nie odbierała. - pokręcił przecząco głową. - Martwię się o nią.
Ta sytuacja wydała się być niemniej dziwna. Zniknęła, nic nie mówiąc. Wraz z Federico podnieśliśmy się z miejsca i skierowaliśmy do domu Hiszpanki. Naty na pewno musiała wiedzieć, co się dzieje z Ludmiłą. Zanim jednak doszliśmy na miejsce, telefon Fede zaczął dzwonić. Pełni nadziei, że to połączenie od blondynki spojrzeliśmy w wyświetlacz. Jedyne, co się pokazało to piękne zdjęcie Natalii.
- Federico, musimy porozmawiać. - powiedziała niespokojnym tonem. Od razu wyczułem, że nie jest dobrze.
- Tak? - spytał bardzo zdenerwowany.
- Ludmiła... ona... wyjechała...
To był cios prosto w serce, dla mnie, jak i przyjaciela. W jego oczach zobaczyłem ból zmieszany ze smutkiem. Ledwo powstrzymywał łzy. Nie czekając odrzucił połączenie i pobiegł przed siebie. Nie próbowałem go dogonić, nie potrafiłem. Nadal nie wierzę, że Ludmiła posunęła się do takiego czynu. Co było powodem jej ucieczki z Buenos Aires? Chociaż nasze relacje ostatnimi czasy znacznie się pogorszyły, kochałem dziewczynę jak siostrę, której nie miałem. Ktoś obcy mógłby tego nie zauważyć i przeoczyć kilka ważnych istotnych faktów, ale nie najbliżsi. Wiedzieli, jak bardzo troszczę się o Ludmiłę, starałem się uchronić ją przed złem, ale wszystko wymknęło się spod kontroli i wyszło to, co wyszło.
Francesca dała mi do zrozumienia, że nie można dłużej tego ciągnąć. Kłamstwa nie są niczym dobrym i powinienem wreszcie wyjawić całą prawdę. Jeżeli Federico się udało, czemu mi nie? Dlaczego ja zawsze mam być tym przegranym? Czasem chciałbym spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć León, uda Ci się. Wystarczy uwierzyć w siebie, ale czy to takie pozornie proste? Dałem sobie czas. Przez kilka dni poukładam wszystko, co chciałbym powiedzieć. Dla Violetty zrobię wszystko.
Naty
W dłoni trzymałam pożółkłą wymiętą kartkę wyjętą z małej koperty. Trzy krótkie zdania zawładnęły mym umysłem. Wyjeżdżam. Przepraszam. Muszę. Zdaje się być to absurdalne, ale ja naprawdę nigdy nie chciałam, by Ludmiła zniknęła z mojego życia. Wraz z jej pojawieniem mój świat całkowicie się zmienił. Pomimo częstych kłótni i nieporozumień, była ważną osobą. Pokazała, że warto walczyć o swoje, nie zawsze były to dobre przykłady, ale jednak czegoś się od niej nauczyłam. Nie umiałam wymazać jej z pamięci, to nie był jeszcze ten moment. Wątpię, by kiedykolwiek nadszedł.
Ujrzałam cień postaci stojącej tuż za mną. Wolnym ruchem opuściłam dłoń i obróciłam się tak, by ujrzeć twarz osoby. W drzwiach stał Maxi oparty o framugę.
- Mogę wejść? - spytał, po czym po prostu stanął obok mnie i złapał za rękę. - Wszystko już wiem.
To właśnie on. Nikt inny. Znał mnie bardzo dobrze, lepiej, niż bym się spodziewała. Jedna chwila może zmienić wszystko. Wydaję mi się, że fala kłótni już przeminęła, a nasze morze znów się uspokoi i choć na jakiś czas będzie dobrze kierowało naszym statkiem. Nie chcę ponownej zguby, ja już odnalazłam swojego księcia.
Podejrzewałam, że to któryś z przyjaciół poinformował Maxiego o wyjeździe Ludmiły. Nie mam pojęcia, co nią kierowało, dlaczego postąpiła w taki sposób... Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że ona po prostu nas wszystkich zostawiła bez choćby słowa pożegnania. Za bardzo bała się bezpośredniego kontaktu i naszej reakcji. Nawet, gdybym na nią nakrzyczała, nie zmieniłoby to naszych relacji. K o c h a ł a m s w o j ą p r z y j a c i ó ł k ę.
- Ja wiem, co się stało. Chcę być teraz przy tobie. - usiadł na rogu łóżka i wziął mnie na swoje kolana. Delikatnie objął swym ramieniem tak, bym mogła wtulić się w jego klatkę piersiową. Wyraźnie słyszałam przyspieszone bicie serca. Moje również wojowało i nie miało zamiaru się uspokoić. Słyszałam tylko ciche szepty dochodzące z ust chłopaka: będzie dobrze.
I choć to były najgorsze słowa, jakie ktokolwiek mógł usłyszeć, ja z tą głupią nadzieją w nie wierzyłam.
Violetta
"Gdyby można było zapomnieć o pewnych rzeczach, dzisiejszy dzień z pewnością odszedłby w zapomnienie. Czekałam na moment, w którym wreszcie moje życie się zmieni. Tata znajdzie stałą pracę, a my zamieszkamy razem, tam, gdzie będziemy czuć się jak w niebie. Gdzie problemy znikną, a powróci radość. A razem z nią mama... Bez niej nic nie jest takie samo. Kochana, najdroższa mamo! Wiesz, że zawsze mi Cię brakuje. Pamiętam czas, w którym wyjeżdżałaś w swoją pierwszą trasę koncertową. Błagałam, wręcz na kolanach, byś została z nami w domu, ale Ty chciałaś spełniać swoje marzenia. Teraz wiem, że nawet jako Twoja córka nie mogłam zabraniać Ci robić tego, co kochasz. Każde popołudnie było smętne, nie działo się w nim nic ciekawego. Nikt nie potrafił go wypełnić, niktoprócz Leóna.... Pamiętam te postrzępione kartki z różowego notesu w drobne kwiatuszki, gdzie dzieliłam się swoimi przemyśleniami. Tata miał Ci to wysłać pocztą, gdy byłaś w Madrycie, ale jakoś tak wyszło, że zapomniał. Wczoraj wieczorem znalazłam go w nierozpakowanych dotąd pudłach, nie mam pojęcia, dlaczego się jeszcze za nie nie zabrałam. Chyba czas najwyższy. W sumie, swoją "karierę" pamiętnikarską zaczęłam dosyć wcześnie, wtedy nie byłam świadoma, że stworzyłam własny, malutki świat na zwykłych kartkach papieru. Czuję, że upodabniam się do Ciebie. W sumie nic dziwnego, matka i córka zazwyczaj są podobne, to coś w rodzaju takich bliźniaczek, prawda? Może jesteś trochę starsza ode mnie i nie siedzisz teraz tuż obok, ale czuję Twoją obecność. I wiesz co? Kiedy jestem smutna, a jedyne czego chcę to zacząć płakać, sięgam po najpiękniejszą książkę Świata, znajdującą się na półce w moim pokoju, to Twój Pamiętnik. To część Ciebie, jak i również mnie. Czasami zastanawiam się, skąd miałaś w sobie tyle siły, by sprostać tak wielu trudnościom, ja jestem Twym zupełnym przeciwieństwem. Słabości górują nade mną i często nie potrafię zapanować nad emocjami, ale jak to się mówi "trening czyni mistrza", a ja uczę się od najlepszych. Ty taka byłaś, prawda? Chciałabym, żebyś kiedyś choć na chwilę zeszła z Nieba do Nas, na Ziemię i pokazała tacie, że ludzie nie są tacy źli, jak sądzi. Odkąd Ciebie nie ma, jest Nam ciężko, On sobie nie radzi. Od tamtej pory każde rozstanie było niczym najgorszy koszmar. Chciałabym znów móc Cię przytulić, odnaleźć mojego przyjaciela Leóna.... Przepraszam, ja już go odnalazłam. Nawet nie wiesz, jaki to cios w serce. To boli... Mamo, kiedy indziej Ci wszystko opowiem. Teraz muszę kończyć. Kocham Cię, do zobaczenia.
- Nie jestem Ludmiła. Carmen Villegas. - podała mi swoją dłoń. Niechętnie ją uścisnąłem, z nadzieją, że zaraz odnajdę blondynkę. Jest w tej chwili bardzo potrzebna, a jak zwykle gubi się gdzieś we własnym świecie. Wstałem z miejsca i pożegnałem Carmen. Ta bez słowa zabrała teczkę z biurka i zgrabnie mnie wyminęła, zajmując prowadzącą pozycję. Nie miałem zamiaru bawić się w żadne wyścigi, interesowała mnie Ludmiła. Chcąc nie chcąc musiałem odwiedzić ją w domu. Zamknąłem drzwi wejściowe Studia i skręciłem za wiśniowym drzewem. Niedaleko cukierni, do której często chodziłem stał dom dziewczyny. Pokonałem dystans trzystu metrów i zapukałem do drzwi, cierpliwie czekając, aż ktoś mi otworzy. Przez kilka minut waliłem, nie słysząc niczego, prócz głuchej ciszy.
- Halo? Jest tam kto? - krzyczałem z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy. Wciąż jednak nikt nie otwierał. Wyjąłem telefon i wybrałem numer do blondynki. Pierwsze połączenie zostało odrzucone, natomiast później nikt już nie odbierał. Teraz byłem bardzo zaniepokojony. Co się z nią dzieje? Jedynym światełkiem w tunelu był Federico. On jako jedyny mógł wiedzieć, co się stało. Całkiem przypadkiem ujrzałem go siedzącego na ławce w parku. Podszedłem bliżej. Jego mina była poważna, ręce trzymał splecione pod brodą. Położyłem dłoń na jego ramieniu. Raptownie obrócił głowę w moją stronę.
- León, przepraszam, nie widziałem cię. Siądziesz? - wskazał miejsce obok siebie. Zająłem je i głośno westchnąłem.
- Wiesz, co z Ludmiłą?
- Nie mam pojęcia, dzwoniłem dziś do niej, ale nie odbierała. - pokręcił przecząco głową. - Martwię się o nią.
Ta sytuacja wydała się być niemniej dziwna. Zniknęła, nic nie mówiąc. Wraz z Federico podnieśliśmy się z miejsca i skierowaliśmy do domu Hiszpanki. Naty na pewno musiała wiedzieć, co się dzieje z Ludmiłą. Zanim jednak doszliśmy na miejsce, telefon Fede zaczął dzwonić. Pełni nadziei, że to połączenie od blondynki spojrzeliśmy w wyświetlacz. Jedyne, co się pokazało to piękne zdjęcie Natalii.
- Federico, musimy porozmawiać. - powiedziała niespokojnym tonem. Od razu wyczułem, że nie jest dobrze.
- Tak? - spytał bardzo zdenerwowany.
- Ludmiła... ona... wyjechała...
To był cios prosto w serce, dla mnie, jak i przyjaciela. W jego oczach zobaczyłem ból zmieszany ze smutkiem. Ledwo powstrzymywał łzy. Nie czekając odrzucił połączenie i pobiegł przed siebie. Nie próbowałem go dogonić, nie potrafiłem. Nadal nie wierzę, że Ludmiła posunęła się do takiego czynu. Co było powodem jej ucieczki z Buenos Aires? Chociaż nasze relacje ostatnimi czasy znacznie się pogorszyły, kochałem dziewczynę jak siostrę, której nie miałem. Ktoś obcy mógłby tego nie zauważyć i przeoczyć kilka ważnych istotnych faktów, ale nie najbliżsi. Wiedzieli, jak bardzo troszczę się o Ludmiłę, starałem się uchronić ją przed złem, ale wszystko wymknęło się spod kontroli i wyszło to, co wyszło.
Francesca dała mi do zrozumienia, że nie można dłużej tego ciągnąć. Kłamstwa nie są niczym dobrym i powinienem wreszcie wyjawić całą prawdę. Jeżeli Federico się udało, czemu mi nie? Dlaczego ja zawsze mam być tym przegranym? Czasem chciałbym spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć León, uda Ci się. Wystarczy uwierzyć w siebie, ale czy to takie pozornie proste? Dałem sobie czas. Przez kilka dni poukładam wszystko, co chciałbym powiedzieć. Dla Violetty zrobię wszystko.
Naty
W dłoni trzymałam pożółkłą wymiętą kartkę wyjętą z małej koperty. Trzy krótkie zdania zawładnęły mym umysłem. Wyjeżdżam. Przepraszam. Muszę. Zdaje się być to absurdalne, ale ja naprawdę nigdy nie chciałam, by Ludmiła zniknęła z mojego życia. Wraz z jej pojawieniem mój świat całkowicie się zmienił. Pomimo częstych kłótni i nieporozumień, była ważną osobą. Pokazała, że warto walczyć o swoje, nie zawsze były to dobre przykłady, ale jednak czegoś się od niej nauczyłam. Nie umiałam wymazać jej z pamięci, to nie był jeszcze ten moment. Wątpię, by kiedykolwiek nadszedł.
Ujrzałam cień postaci stojącej tuż za mną. Wolnym ruchem opuściłam dłoń i obróciłam się tak, by ujrzeć twarz osoby. W drzwiach stał Maxi oparty o framugę.
- Mogę wejść? - spytał, po czym po prostu stanął obok mnie i złapał za rękę. - Wszystko już wiem.
To właśnie on. Nikt inny. Znał mnie bardzo dobrze, lepiej, niż bym się spodziewała. Jedna chwila może zmienić wszystko. Wydaję mi się, że fala kłótni już przeminęła, a nasze morze znów się uspokoi i choć na jakiś czas będzie dobrze kierowało naszym statkiem. Nie chcę ponownej zguby, ja już odnalazłam swojego księcia.
Podejrzewałam, że to któryś z przyjaciół poinformował Maxiego o wyjeździe Ludmiły. Nie mam pojęcia, co nią kierowało, dlaczego postąpiła w taki sposób... Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że ona po prostu nas wszystkich zostawiła bez choćby słowa pożegnania. Za bardzo bała się bezpośredniego kontaktu i naszej reakcji. Nawet, gdybym na nią nakrzyczała, nie zmieniłoby to naszych relacji. K o c h a ł a m s w o j ą p r z y j a c i ó ł k ę.
- Ja wiem, co się stało. Chcę być teraz przy tobie. - usiadł na rogu łóżka i wziął mnie na swoje kolana. Delikatnie objął swym ramieniem tak, bym mogła wtulić się w jego klatkę piersiową. Wyraźnie słyszałam przyspieszone bicie serca. Moje również wojowało i nie miało zamiaru się uspokoić. Słyszałam tylko ciche szepty dochodzące z ust chłopaka: będzie dobrze.
I choć to były najgorsze słowa, jakie ktokolwiek mógł usłyszeć, ja z tą głupią nadzieją w nie wierzyłam.
Violetta
"Gdyby można było zapomnieć o pewnych rzeczach, dzisiejszy dzień z pewnością odszedłby w zapomnienie. Czekałam na moment, w którym wreszcie moje życie się zmieni. Tata znajdzie stałą pracę, a my zamieszkamy razem, tam, gdzie będziemy czuć się jak w niebie. Gdzie problemy znikną, a powróci radość. A razem z nią mama... Bez niej nic nie jest takie samo. Kochana, najdroższa mamo! Wiesz, że zawsze mi Cię brakuje. Pamiętam czas, w którym wyjeżdżałaś w swoją pierwszą trasę koncertową. Błagałam, wręcz na kolanach, byś została z nami w domu, ale Ty chciałaś spełniać swoje marzenia. Teraz wiem, że nawet jako Twoja córka nie mogłam zabraniać Ci robić tego, co kochasz. Każde popołudnie było smętne, nie działo się w nim nic ciekawego. Nikt nie potrafił go wypełnić, nikt
Violetta"
Zamknęłam swój pamiętnik i odłożyłam na półkę. Bezwiednie opadłam na łóżko, a z mych oczu poleciały drobne, gorzkie łzy smutku. Z głowy nie mogłam wyrzucić tych bolących słów, zapamiętałam całą rozmowę, a z chęcią wymazałabym ją z pamięci. Nie wiem, dlaczego, jak i skąd Lena to wiedziała. Czyżby każdy, nawet osoby trzecie były wtajemniczone w sekret, o którym najprawdopodobniej miałam się nie dowiedzieć? Czemu świat jest taki okrutny? Czemu ludzie, na których nam zależy, tak bardzo nas ranią?...
- Violetto, możemy porozmawiać? - spytała dziewczyna, wchodząc do mojego pokoju. Stukot obcasów odbijał się echem po całym pomieszczeniu. Nie miałam pojęcia, co robiła w moim domu, ale ze względu na swą gościnność nie pogoniłam szatynki i pozwoliłam jej zostać.
- Lena, co się stało? - w moim głosie słychać było niepewność. Próbowałam zapobiec katastrofie, która miała dopiero nadejść. Czułam, że coś się stało, nie miałam jednak pojęcia, że to aż tak zaboli.
- Myślisz, że wszystko wiesz o Leónie? Przyjeżdżasz do Buenos Aires i zaczynasz życie od nowa? Tutaj się mylisz. Twoja bajka jeszcze się nie skończyła. Nie teraz. Dam ci radę na przyszłość - nie wierz w każde słowo wypowiedziane przez ludzi. Wszędzie może się czaić kłamstwo. Chyba nikt nie chce twojego cierpienia, prawda?
Z jej wypowiedzi nie zrozumiałam ani jednego słowa.
- Ale ja wciąż niczego nie rozumiem...
- Tutaj nie ma czego rozumieć, Violetto. Uświadom sobie, że León to twój przyjaciel z dzieciństwa. - stanęła przede mną i wbiła swój wzrok we mnie, jakby próbowała celować rzutką do tarczy. - Nie wiedziałaś? Ojej, zobacz, jak perfidnie cię oszukał. Nadal uważasz go za swojego dobrego kolegę? Zapomnij. - skończyła wypowiedź i pożegnała się, machając ręką na do widzenia, po czym zniknęła za drzwiami i więcej jej już nie ujrzałam.
Ile razy można wspominać o tym bólu pojawiającym się za każdym razem, gdy o nim myślałam? Od dzisiaj był moim wrogiem.
Wrogiem, którego kochałam najszczerszą i najprawdziwszą miłością.
Federico
Zniknęła ona, pojawiła się rozpacz. To kobieta, którą cechuje ból, smutek i cierpienie. Tęsknota nie daje o sobie zapomnieć, nie dzisiaj, nie teraz i nie jutro. Ona będzie zawsze, bez względu na to, co się stanie. I choć nie wiem jak bardzo byśmy chcieli jej uniknąć, żadnej osobie jeszcze nie udało się przed nią uchronić i to jest chyba najstraszniejsza wizja. Będzie czekała za rogiem, by móc w końcu nas dopaść i zniszczyć.
Biegłem aż do utraty tchu. Starałem się nie poddać, chociaż z góry byłem skazany na przegraną. Próbowałem być optymistycznej myśli, ale coś nie pozwalało mi na to. Szansa, że przekonam Ludmiłę, by została w Buenos Aires była niewielka. A przeszkodą był sam fakt, że nie wiedziałem, gdzie teraz tak naprawdę może się znajdować.
Lotnisko Skyscanner było wielkim budynkiem z czterema piętrami. Tylko Bóg wiedział, gdzie mogła się znajdować. Wbiegłem przez obrotowe drzwi ledwo dysząc. Stanąłem na środku holu i łapczywie spoglądałem na każdy kąt budynku. Wzrok nie pozostawał w jednym miejscu. Pytałem każdą napotkaną osobę, czy nie zna Ludmiły Ferro. Nikt nie okazał się być uprzejmy, a moje pytanie nie zaznało odpowiedzi. W tamtym momencie czułem rozpacz. Tak, ta kobieta potrafi dobić człowieka. Pojawia się w momencie, kiedy wydaje się, że już nic być nie może gorszego.
Słaby, tak bardzo zmęczony o własnych siłach doszedłem do najbliższego wolnego krzesła i niedbale na nim zasiadłem. Twarz skryłem w swych dłoniach, by nikt nie widział mojego bólu. Ledwie odczuwalny, tak bardzo mnie nienawidził. To koniec.
W hałasie odlatujących samolotów, setek tysięcy kroków, kółek szeleszczących pod szklaną posadzką można było dosłyszeć powolne zbliżanie się kogoś w moją stronę. Ta chwila była najgorszą, by rozpoczynać pogawędkę. Zamiast słów cześć, co tam? gdzie lecisz? usłyszałem coś zupełnie innego.
- Odeszła, prawda? - spytał damski głos. Zasiadła na krześle obok. Wciąż nie unosiłem głowy do góry. Chyba nikt nie chciałby oglądać mężczyzny z napuchniętymi oczami, prawda?
- Tak jakby. Wiesz coś o tym? Ktoś od Ciebie odszedł?
- Ode mnie? Wiele osób. Teraz ja odeszłam od nich. Wcale tego nie chcę, wiesz? - była mi zupełnie obca, a tak doskonale mnie rozumiała. Była czymś w rodzaju dobrej wróżki, która dobrze wiedziała, co mi siedzi w głowie.
- Straciłem właśnie kogoś, na kim naprawdę mi zależało. Nie znam cię, a jednak czujesz to samo. Mogę wiedzieć, kim jesteś? - powoli otarłem łzy z mych oczu i uniosłem głowę do góry. Widok jeszcze mi się rozmazywał.
- Obróć się, a będziesz wiedział. - powiedziała. Niepewnie przekręciłem głowę w jej stronę. I byłem bardzo głupi, bo wcale jej nie rozpoznałem.
Niechlujny kok na czubku głowy, rozmazany tusz do rzęs i delikatna, jasna warstwa błyszczyka sprawiły, że była jeszcze piękniejsza.
Jedno słowo. Księżniczka.
Powiedzcie mi, czy może być coś gorszego? Ach, no tak, rozdział 11, który ukaże się już niebawem. Wybaczcie za to krótkie coś, ale część pisałam na feriach, kawałek w niedzielę po południu, a resztę w nocy. Kiedyś trzeba dokończyć. Nie chcę się długo rozpisywać, zawaliłam perspektywę Federico, aj. Chcę oznajmić, że kolejne rozdziały, począwszy od 11 będą w narracji trzecioosobowej, taka mała zmiana. Myślę, że nie będzie bardzo przeszkadzała.
Liczę na Wasze szczere opinie! Nie bać się pisać prawdy, ja nie gryzę :) Z chęcią dowiem się, co o tym sądzicie.
Wasza Karolina xx
- Lena, co się stało? - w moim głosie słychać było niepewność. Próbowałam zapobiec katastrofie, która miała dopiero nadejść. Czułam, że coś się stało, nie miałam jednak pojęcia, że to aż tak zaboli.
- Myślisz, że wszystko wiesz o Leónie? Przyjeżdżasz do Buenos Aires i zaczynasz życie od nowa? Tutaj się mylisz. Twoja bajka jeszcze się nie skończyła. Nie teraz. Dam ci radę na przyszłość - nie wierz w każde słowo wypowiedziane przez ludzi. Wszędzie może się czaić kłamstwo. Chyba nikt nie chce twojego cierpienia, prawda?
Z jej wypowiedzi nie zrozumiałam ani jednego słowa.
- Ale ja wciąż niczego nie rozumiem...
- Tutaj nie ma czego rozumieć, Violetto. Uświadom sobie, że León to twój przyjaciel z dzieciństwa. - stanęła przede mną i wbiła swój wzrok we mnie, jakby próbowała celować rzutką do tarczy. - Nie wiedziałaś? Ojej, zobacz, jak perfidnie cię oszukał. Nadal uważasz go za swojego dobrego kolegę? Zapomnij. - skończyła wypowiedź i pożegnała się, machając ręką na do widzenia, po czym zniknęła za drzwiami i więcej jej już nie ujrzałam.
Ile razy można wspominać o tym bólu pojawiającym się za każdym razem, gdy o nim myślałam? Od dzisiaj był moim wrogiem.
Wrogiem, którego kochałam najszczerszą i najprawdziwszą miłością.
Federico
Zniknęła ona, pojawiła się rozpacz. To kobieta, którą cechuje ból, smutek i cierpienie. Tęsknota nie daje o sobie zapomnieć, nie dzisiaj, nie teraz i nie jutro. Ona będzie zawsze, bez względu na to, co się stanie. I choć nie wiem jak bardzo byśmy chcieli jej uniknąć, żadnej osobie jeszcze nie udało się przed nią uchronić i to jest chyba najstraszniejsza wizja. Będzie czekała za rogiem, by móc w końcu nas dopaść i zniszczyć.
Biegłem aż do utraty tchu. Starałem się nie poddać, chociaż z góry byłem skazany na przegraną. Próbowałem być optymistycznej myśli, ale coś nie pozwalało mi na to. Szansa, że przekonam Ludmiłę, by została w Buenos Aires była niewielka. A przeszkodą był sam fakt, że nie wiedziałem, gdzie teraz tak naprawdę może się znajdować.
Lotnisko Skyscanner było wielkim budynkiem z czterema piętrami. Tylko Bóg wiedział, gdzie mogła się znajdować. Wbiegłem przez obrotowe drzwi ledwo dysząc. Stanąłem na środku holu i łapczywie spoglądałem na każdy kąt budynku. Wzrok nie pozostawał w jednym miejscu. Pytałem każdą napotkaną osobę, czy nie zna Ludmiły Ferro. Nikt nie okazał się być uprzejmy, a moje pytanie nie zaznało odpowiedzi. W tamtym momencie czułem rozpacz. Tak, ta kobieta potrafi dobić człowieka. Pojawia się w momencie, kiedy wydaje się, że już nic być nie może gorszego.
Słaby, tak bardzo zmęczony o własnych siłach doszedłem do najbliższego wolnego krzesła i niedbale na nim zasiadłem. Twarz skryłem w swych dłoniach, by nikt nie widział mojego bólu. Ledwie odczuwalny, tak bardzo mnie nienawidził. To koniec.
W hałasie odlatujących samolotów, setek tysięcy kroków, kółek szeleszczących pod szklaną posadzką można było dosłyszeć powolne zbliżanie się kogoś w moją stronę. Ta chwila była najgorszą, by rozpoczynać pogawędkę. Zamiast słów cześć, co tam? gdzie lecisz? usłyszałem coś zupełnie innego.
- Odeszła, prawda? - spytał damski głos. Zasiadła na krześle obok. Wciąż nie unosiłem głowy do góry. Chyba nikt nie chciałby oglądać mężczyzny z napuchniętymi oczami, prawda?
- Tak jakby. Wiesz coś o tym? Ktoś od Ciebie odszedł?
- Ode mnie? Wiele osób. Teraz ja odeszłam od nich. Wcale tego nie chcę, wiesz? - była mi zupełnie obca, a tak doskonale mnie rozumiała. Była czymś w rodzaju dobrej wróżki, która dobrze wiedziała, co mi siedzi w głowie.
- Straciłem właśnie kogoś, na kim naprawdę mi zależało. Nie znam cię, a jednak czujesz to samo. Mogę wiedzieć, kim jesteś? - powoli otarłem łzy z mych oczu i uniosłem głowę do góry. Widok jeszcze mi się rozmazywał.
- Obróć się, a będziesz wiedział. - powiedziała. Niepewnie przekręciłem głowę w jej stronę. I byłem bardzo głupi, bo wcale jej nie rozpoznałem.
Niechlujny kok na czubku głowy, rozmazany tusz do rzęs i delikatna, jasna warstwa błyszczyka sprawiły, że była jeszcze piękniejsza.
Jedno słowo. Księżniczka.
Powiedzcie mi, czy może być coś gorszego? Ach, no tak, rozdział 11, który ukaże się już niebawem. Wybaczcie za to krótkie coś, ale część pisałam na feriach, kawałek w niedzielę po południu, a resztę w nocy. Kiedyś trzeba dokończyć. Nie chcę się długo rozpisywać, zawaliłam perspektywę Federico, aj. Chcę oznajmić, że kolejne rozdziały, począwszy od 11 będą w narracji trzecioosobowej, taka mała zmiana. Myślę, że nie będzie bardzo przeszkadzała.
Liczę na Wasze szczere opinie! Nie bać się pisać prawdy, ja nie gryzę :) Z chęcią dowiem się, co o tym sądzicie.
Wasza Karolina xx
Kochanie, niczego nie zawaliłaś. Kiedy wreszcie zrozumiesz, że masz niesamowity talent? Najpierw mnie przestraszyłaś. Myślałam, że naprawdę rezygnujesz z prowadzenia bloga. Teraz za to zaniżasz mi samoocenę. Jak ty to robisz, moja droga? Jak sprawiasz, że twoje rozdziały wychodzą tak idealnie? Tego mogę ci jedynie pozazdrościć. Zawsze wiedziałam, że jesteś bezbłędną pisarka. Tą publikacją tylko nam to udowadniasz. Pamiętaj, jesteś świetna w tym, co robisz. Ważne, abyś zadowalała sama siebie. Proszę, bądź dla siebie bardziej wyrozumiała. Masz wiele zalet, wad żadnych.
OdpowiedzUsuńTwoja na zawsze
Julka.
Witam moja księżniczko! ♡
OdpowiedzUsuńJa u Ciebie leci pierwszy kwietnia? Jak po sprawdzianie, kochanie?
Wiesz, pomimo dość ciężkiego początku dnia dla szóstoklasistów ty opublikowałaś rozdział, jejciu. Pozostała Ci jeszcze ta energia by chociaż napisać notkę pod spodem?
Eh, jeju co ja piszę. Test nie był aż taki trudny, więc Cię nie zmęczył. Ciebie by nie mógł. (nie czytaj tego, piszę głupoty i bzdurki, hehs.)
Ej, dlaczego tak pięknie opisujesz te wszystkie uczucia? Cierpienie, tęsknotę, ból oraz rozpacz? Jak i nadzieję?
Kurde, to tak wszystko się fajnie komponuje, że lepiej chyba nie mogło być. Aj, że nie uroniłam łezki podczas czytania. Chyba byłam za silna.
Wiedz, że powrót w strefę bloggerową udał Ci się doskonale. Tak mucho. Napisałaś mi tu taką piękną publikację. Taką śliczną, Karolinko.
Zajęłam sobie miejsce i dobrze zrobiłam. Dobrze zrobiłam, że znów nie powtórzyłam tego niesfornego, częstego grzechu zwanego lenistwem. Ostatni z grzechów głównych, ale jaki wstrętny, prawda? Ksiądz wie jak motywować, hehs.
Moja księżniczko. Moja princzeszszko kochanieńka. Mój piesełku cudowny. Mam nadzieję, że twoje bloggerowe chęci nie pójdą w ogień. W niepamięć, zapomnienie.
Jejusiu, z każdą publikacją masz chyba nowe siły, prawda? Taka młoda osoba a ma tyle pozytywnej energii w sobie. Coś pięknego.
Przejdźmy do rozdziału (Pozwól, że zacznę od końca, okejka?) ;
"Zniknęła ona, pojawiła się rozpacz."
Jakie to prawdziwe. Odchodzi ważna dla Nas osoba. Znacząca osoba, z którą przeżyliśmy prawie nic, a jednak znacznie bardzo wiele. Odeszła bez pożegnania. Tak po prostu. Może kiedyś wróci? - mówimy.
Tęsknota doprowadza Nas do tego, że czujemy się źle, bardzo. Nie potrafimy się uśmiechnąć duszą, aczkolwiek możemy założyć maskę szczęścia i nosić ją aż do powrotu ukochanej przyjaciółki albo miłości. Różnie to bywa. Niektórzy się nabiorą na nią, a niektórzy będą dociekliwi i z każdym dniem będą Nas bacznie obserwować. Wtedy kiedy nadejdzie dzień przypadkowego odłączenia ciała z maską, przepada to co budowaliśmy. Pojawia się smutek, ponownie. Nie udało się. - mówimy. Wtedy dana osoba widzi to wszystko i zamiast Nam pomóc, odchodzi. Tak postępuje wiele innych. Znaczna część.
Odejdzie, pozostawi Nas na twardej ziemi bez grama nadziei na lepsze jutro. Upadamy i gnijemy. Zapadamy się głęboko, na same dno. na sam początek.
Tak to jest z Nami. Jesteśmy słabi.
Ale.. nadzieja umiera ostatnia!
Nie bójmy się uwierzyć w lepsze jutro! Bądźmy baczni, jak tamten co chciał naszego potknięcia. On czekał na powtórkę z rozgrywki. Na cierpienie. Więc my pokażmy mu, że potrafimy sobie poradzić. Ja najlepiej. Wstańmy na równe nogi. Pewnego dnia, kiedy to słońce nie poddaje się i mknie dalej, my spoglądamy w dal. Patrzymy na cały świat. I gdy tak się przyglądamy, zauważamy światełko w ciemnym tunelu. Nasze światełko, najjaśniejsze. Gwiazdę na niebie, która pojawiła się w naszym życiu, a następnie zniknęła.
I teraz spoglądasz, nie dowierzając. Twoją najjaśniejszą gwiazdę. I teraz spójrz.. pomimo ciężkich, podrzucanych Nam pod nogi kłód od losu, ona pojawiła się. Nie poddała. Ty wierzyłeś każdego dnia od niesfornego upadku, a teraz zyskałeś znowu ją.. KSIĘŻNICZKĘ.
Ta historia, choć nie do końca czytana przeze mnie.. podobna jest choć trochę do Ludmiły i Federica, nieprawdaż? Tak może mi się zdawać.
(Napiszę kolejne odczucia tych pozostałych perspektyw, gdy dostanę więcej weny, mam nadzieję.)
Więc.. to nie koniec.. tak myślę. ♡
Kurde, coś czuję, że moje ''opisy'' tych perspektyw nie wyjdą. :C
UsuńJeju, Słoneczko takie jasne, przepraszam. :c
Misia, Słoneczko, Piesełku. Mogę tylko przekazać to wszystko cytatem:
"Talent pracuje, geniusz tworzy.'' ~ Talent pracuje, Karolina tworzy. ;') <3
Wybacz, że mi się nie udało opisać tego wszystkiego masą słów, x.
Całuję, kocham, ściskam i żegnam,
~ Martyna .
Cudny rozdział ♥♥♥
OdpowiedzUsuńNo więc tak xD
OdpowiedzUsuńRozdział był wspaniały <3333
Zacznę sb od końca, czyli od Federico i Ludmiły :) Normalnie, cudowna końcówka <333 Fede biega jak głupi po lotnisku i szuka Lu, a ona se podchodzi do niego od tyłu :*** To jest piękne normalnie ^^
Leon, taki przyjaciel <333 Gdy dowiedział się, że Ludmiła wyjeżdża, to widać było, jak bardzo mu na niej zależy. Może ma i rację, że nikt nie widzi jak bardzo, ale on to wie, i to jest najważniejsze :)
Naty to też wspaniała przyjaciółka <333 Mimo tego wszystkiego co przeżyła przez Ludmiłę, to naprawdę bardzo ją kocha.
Maxi jest wspaniały, zawsze przy Natalii. Jak tu nie kochać takiego chłopaka? <333
I Violetta.
Jej słowa w pamiętniku były naprawdę piękne <3333 Ta sytuacja z Leną... No cóż, czekam na ciąg dalszy :D
Kocham cię <33333
Cudowny rozdział<333333333333333333333
OdpowiedzUsuńPs. Kto Ci wykonał taki cudowny szablon??
Dziękuję za opinię, jest mi naprawdę bardzo miło :) <3
UsuńTen szablon wykonałam ja sama. :)
Gratuluję! Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu: leonetta-para.blogspot.com
OdpowiedzUsuńwspaniały<33
OdpowiedzUsuńŚwietny zapraszam do mnie http://jortiniamore.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWspaniały. Masz świetny styl pisania. Kocham twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńMasz prawdziwy talent! Potrafisz tak ładnie wszystko ująć, sprawić, że czyta się to cudownie! Sama mogę jedynie zazdrościć. Twoje zdania są... po prostu świetne! Odkąd pierwszy raz weszłam na Twojego bloga, od razu zrozumiałam, że będzie to jeden z niewielu, jakie czytam.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci jedno: Masz wielki talent, czegoś takiego nie można zmarnować. Pamiętaj o tym.
Zdania da się ułożyć językiem literackim, lecz podstawowym. Ty masz ten talent, który sprawia, że to, co jest napisane na tym blogu jest 163949082% literackie. Zazdroszczę Ci! Mam nadzieję, wielką nadzieję, że z czasem zdobędę wprawę i będę pisać tak pięknie, jak Ty.
Jeszcze raz: Pamiętaj - nie można zmarnować takiego talentu!
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzytając myślałam, że pisze go jakaś osoba po studiach pisarskich. Świetny był, na prawdę!
Czekam na dalszę częśc i mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję tutaj dotrzec :)
violettadisneypoland.blogspot.com
Łał :)
OdpowiedzUsuń